Кшиштоф Пискорский - Cienioryt
Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Пискорский - Cienioryt» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Krak,ów, Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Wydawnictwo Literackie: 2013, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Cienioryt
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Literackie: 2013
- Жанр:
- Год:2013
- Город:Krak,ów
- ISBN:978-83-08-05249-5
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Cienioryt: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cienioryt»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Cienioryt — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cienioryt», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Arahon uważał jednak, że najmniej docenianym przez szermierzy zmysłem jest dotyk. Wyczulona dłoń potrafi tak wiele! Czasem wystarczył jeden uścisk ręki przyjaciela, by ocenić, że ten zdradził i w nadchodzącej walce zmieni strony – zaledwie ubiegłej nocy uratowało to Y’Barratorze życie. Na dodatek wprawna dłoń potrafiła, krzyżując ostrze z przeciwnikiem, wyczuć, czy jego ramię i garda drżą albo czy mięśnie wroga są zmęczone. Sztukę tę starzy serivscy mistrzowie nazywali tacto .
Dzięki temu, że Y’Barratora znał na pamięć rękojeść swojego rapiera i wiedział, jak pracuje w dłoni przy różnych uderzeniach, nigdy nie trzymał jej słabiej lub mocniej, niż powinien, i od wielu lat nie dał się rozbroić.
Schodząc w dół tarasami Alhera Maar, szermierz przygotowywał się do walki.
Miał nadzieję, że obejdzie się bez rozlewu krwi, ale jednocześnie żywił różne obawy. Kiedy dotarł w umówione miejsce, na pachnące solą i wiatrem nabrzeże – niepokoje te się potwierdziły.
Realta Arcuzona nie było tam, gdzie się umówili.
Kawaler Y’Barratora poprawił pas, musnął dłonią rękojeść rapiera, upewnił się, czy lewak wisi pod odpowiednim kątem, a następnie zszedł na nabrzeże, w gęstwę ludzkich głosów, między trzeszczące cumy i łomoczące trapy.
W umówionym miejscu, na postumencie, gdzie niegdyś stała portowa waga, siedziała teraz obca uzbrojona osoba. Arahon poczuł, jak napinają mu się mięśnie karku. Czy patron mógł już wiedzieć o wydarzeniach ubiegłej nocy?
Próbując zachować spokój, podszedł, przywitał się głośno i uchylił kapelusza; grzeczność i ostrożność kazały ostrzec siedzącego tyłem nieznajomego, że ktoś się zbliża. Jednak osobie, która spoczęła na kamieniu z jedną stopą opartą na marmurowej krawędzi, a drugą zwisającą w powietrzu, nie zależało na dobrych obyczajach. Ona i jej cień, blokujący Y’Barratorze drogę do postumentu, pozostali nieruchomi.
Minęła chwila, zanim nieznajomy się obrócił. Trwało to wystarczająco długo, by Arahon poczuł ukłucie złości. Już układał w myślach kąśliwą zaczepkę, lecz oniemiał, gdy kapelusz nieznajomego uniósł się i szermierz zobaczył twarz kobiety.
Miała śniadą cerę, ciemne włosy i była całkiem ładna, jeśli pominąć lekko opadający kącik prawego oka oraz siny, rozmyty tatuaż na szyi.
– Środek ludnego portu w środku jasnej pory. To dziwne miejsce, by odpoczywać – odezwał się Arahon.
– Przeciwnie: słońce, zapach morza…
– Gdzie Arcuzon?
– Pan Arcuzo załatwia ważne sprawy. Prosił, by cię sprowadzić.
„Arcuzo” – tak właśnie powiedziała, z obcym, szorstkim akcentem.
– Nie tak się umawialiśmy. – Y’Barratora poczuł niepokój, bo wyznaczył to miejsce nie bez przyczyny. Wiele oczu, wielu świadków, wiele dróg ucieczki.
– Umawialiście? Pan Arcuzo nie umawia się z ludźmi twojego autoramentu. Jeśli masz sprawę, pójdziesz grzecznie tam, gdzie przyjmuje, a jeśli nie…
– Dokąd? – przerwał Arahon.
– Do składu sukiennego Bericcich – odpowiedziała kobieta i zeskoczyła z postumentu.
Zaraz też ruszyła w stronę ulicy, nawet się na niego nie oglądając. On zaś po ruchach jej nóg i sposobie, w jaki stawiała stopy, od razu poznał wprawnego szermierza. Każdy mógł kupić sobie vastylijską szpadę, kapelusz i buty. Nie każdy jednak potrafił podrobić ten szczególny chód, który był śladem niezliczonych godzin spędzonych na ćwiczeniu szybkich wypadów, na balansowaniu ciężarem ciała i stąpaniu po żerdziach.
Y’Barratorę martwiło to, że Arcuzon miał jakiś powód, by nie spotkać się z nim w umówionym miejscu. Martwiło go, że wysłał z wiadomością szermierza, a nie chłopca na posyłki. Ale jeszcze bardziej niepokoiło go to, że nigdy o tym szermierzu nie słyszał.
W Serivie kobiety nie chwytały za szpady, dziewczyna musiała więc pochodzić z daleka. Akcent sugerował, że z drugiej strony Morza Sargassowego. Oliwkowa karnacja zdradzała anatozyjskich przodków.
Do tego musiała przybyć niedawno, inaczej słyszałby już o niej w tawernie albo od jednego z uczniów. Nosząca się po męsku kobieta z Południa, ze szpadą – to był dopiero temat do rozmów. Nie dlatego, że serivskie kobiety nie miały zwyczaju zabijać. O nie! One po prostu uważały, że mogą to robić równie skutecznie bez ubierania się w śmieszne męskie ciuszki i bez marnowania lat na naukę machania żelazem. Zamiast rapiera posługiwały się sztyletem, długą szpilką do włosów, trucizną, brzęczącym złotem lub spiskiem.
Arahon zastanawiał się, po co Realto ściągnął tę dziewczynę bogowie wiedzą skąd, z Patry albo któregoś z pirackich księstw za Morzem Sargassowym, i czy nie zrobił tego, ponieważ zdawał sobie sprawę, że w Serivie niewielu najemnych szermierzy mogło się mierzyć z Y’Barratorą.
Podejrzewał, że niedługo przyjdzie mu skrzyżować z nieznajomą ostrze, ale tymczasem szli w głąb wąskich uliczek dzielnicy portowej, nad nimi zaś na sznurach, które jak szwy ściągały ku sobie przeciwległe ściany starych kamienic, trzepotała bielizna szarpana podmuchami słonego wiatru.
Elhandro Camina siedział w swoim gabinecie na piętrze starego domu przy Zaułku Krzyków i z błogą miną wsłuchiwał się w stuk maszyny na dole. Splótłszy dłonie na brzuchu, przysypiał na środku słonecznej plamy, którą rysowały promienie wpadające przez okno.
Całą ubiegłą noc stawiał znaki korektorskie w długim manuskrypcie. Jak prorok ze starych przypowieści, rzucał w tłum liter zwinne węże deleatur, które pożerały całe zdania; przed jego piórem, jak przed pradawnymi magami, rozstępowały się morza znaków, robiąc miejsca dla wtrąceń oraz dopisków; na jeden rozkaz przesuwały się całe akapity. Teraz, ukończywszy swoje dzieło, był zmęczony, ale i szczęśliwy.
Elhandro Camina lubił swoją pracę.
Ta dziwna profesja, tak nowa, że nie doczekała się jeszcze swojej nazwy, wymagała, by za dnia grał rolę drobnego przedsiębiorcy, a w nocy – czytelnika i redaktora. Krótko mówiąc, Camina był jednym z pierwszych wydawców w Serivie. I choć w ciągu pięciu lat pracy wzrok mu się pogorszył, tak że przy świecach ledwie widział litery, a ręcznie pisane księgi były często stare i tak wyblakłe, że czasem musiał zgadywać poszczególne słowa, a nawet zdania, to pracował bez wytchnienia, by mieć czym karmić żeliwnego, nasmarowanego oliwą, napojonego czernidłem z sadzy i świńskiego tłuszczu smoka, który ryczał w sali na dole i kłapał swoją wielką paszczą mieszczącą czterysta trzydzieści żeliwnych czcionek w dwunastu rzędach.
A były to czasy, kiedy pierwsze takie maszyny dopiero sprowadzono z Północy, ku oburzeniu eklezjarchy, i wydawało się, że nie ma takiej liczby drukowanych tomików, których nie kupiliby zaraz mieszkańcy Serivy. Największym problemem było zdobyć dość czernidła, dość papieru, znaleźć introligatorów i pozyskać dość manuskryptów, zarówno starych, jak i nowych. Camina tak się tym ostatnim martwił, że nawet Y’Barratorze proponował, aby ten coś dla niego napisał, choćby wspomnienia z wojny na Północy albo tomik jakichś szelmowskich historyjek.
Za każdym razem, kiedy otrzymywał rzecz napisaną na tyle zręcznie, że mogła iść do druku, nie posiadał się z radości, podobnie jak wtedy gdy pomocnicy wynosili z magazynu ryzy zadrukowanego papieru. Patrząc, jak opuszczają jego warsztat, Camina miał poczucie, jakby tłoczył krew w zaschnięte, puste tętnice Serivy – w tajemniczy atramentobieg, z którego istnienia nikt wcześniej nie zdawał sobie sprawy i który – przyschnięty i zakurzony – czekał, aż ktoś wpuści do niego życiodajny płyn. Przez lata drukarz na własne oczy widział, jak atramentobieg rozwija się niby kwiat wschodniej herbaty w gorącej wodzie, a jego żyły sięgają coraz dalej, po kolejne domy, pałace – aż do leżących pod Serivą miasteczek.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Cienioryt»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cienioryt» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Cienioryt» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.