Кшиштоф Пискорский - Cienioryt
Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Пискорский - Cienioryt» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Krak,ów, Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Wydawnictwo Literackie: 2013, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Cienioryt
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Literackie: 2013
- Жанр:
- Год:2013
- Город:Krak,ów
- ISBN:978-83-08-05249-5
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Cienioryt: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cienioryt»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Cienioryt — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cienioryt», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na wyborze bohatera, jak na gwoździu, wisi cały ciężar opowieści. Nic więc dziwnego, że trudno mi postanowić, od kogo zacząć moją – i naturalnie nie chodzi tu o oblężenie Serivy, bo to sprawa dla stetryczałych bakałarzy, a nie dla osoby, która lubi ciekawe książki. Nie wspominając o tym, że w czasach, kiedy zaczyna się moja opowieść, Seriva była już od czterystu lat w rękach Vastylijczyków; nawet luźna zbieranina miast, które rozciągały się niegdyś na terenie Vastylii, przyjęła jej nazwę.
Jeśli chodzi o moją opowieść, aż trzy osoby byłyby równie dobre do jej rozpoczęcia, dlatego wspomnę pokrótce, w jakiej sytuacji znalazła się każda z nich o poranku dwudziestego drugiego dnia miesiąca żniw, kiedy wszystko się zaczęło. Pierwszą z tych osób był łysiejący uczony mąż, w Serivie znany pod przydomkiem El Holbranver, bo właśnie z tego bagnistego kraiku na Północy pochodził, przez co z trudem władał serivską mową. Ten wielbiciel porannych przechadzek, asceta, niefortunnie obdarzony opasłym ciałem sybaryty, pozbawiony za młodu czubka nosa w pojedynku, o świcie dwudziestego drugiego dnia miesiąca żniw, kiedy wszystko się zaczęło, był już na nogach. Starając się nie zbudzić córeczki śpiącej w tej samej izbie, odsunął od ściany sekretarzyk z ciemnego drewna. Jego oczom ukazał się świetlisty punkt – wypełniona pierwszymi promieniami słońca dziura, którą wywiercił ubiegłego popołudnia w sekrecie przed właścicielem domu.
Holbranver zerknął przez otwór na słoneczną tarczę, w Serivie znacznie jaśniejszą niż w jego rodzinnych stronach. Cofnął się, oślepiony, a potem przyłożył do otworu szkiełko, na którym widniał ciemny zarys, uwieczniony za pomocą kombinacji srebra, magnezu i kilku kwasów.
Światło przeszło przez szkło, rzucając na przeciwległą ścianę wielki obraz. Holbranver obserwował go długo. Z każdą chwilą i każdym uderzeniem krwi w skroniach coraz mocniej czuł, że dokonał największego odkrycia w swoim życiu. A był to człowiek, który wcześniej zdołał obliczyć, jak daleko od powierzchni Ziemi znajduje się Słońce oraz ile traci na wadze ludzkie ciało po śmierci.
Drugą z osób, które okażą się ważne dla całej opowieści, był Elhandro Camina, drukarz z malutkiej oficyny w pobliżu Zaułka Krzyków. Camina posiadał jedną z pierwszych w Serivie maszyn drukarskich i czynił z niej wielki użytek, wydając przedruki dzieł klasycznych, tanie powieści sprzedawane bez oprawy, a także tomiki poezji dworskiej. Właśnie siedział za biurkiem, wciąż przy lampie oliwnej, choć przez okno już sączyło się światło dnia. Zamaszystymi ruchami kreślił w opasłym rękopisie, stawiając nieskończone ciągi znaków, które sam opracował: wtrąceń, deleatur, przeniesień. W sali na dole jego pomocnik układał z żeliwnych czcionek pierwszą stronę, uważnie odwracając tekst w jego lustrzane odbicie, każdemu słowu poświęcając więcej czasu i uwagi, niż to uczyniło nerwowe, pospieszne pióro autora, który pisał, jakby spodziewał się, że lada chwila do jego pracowni wpadną inkwizytorzy. Pomocnik miał nawet więcej cierpliwości niż sam Camina, który wcześniej kilka razy przekreślił tytuł, jakby szukał odpowiednich słów, nim napisał na szorstkim papierze jego ostatnią wersję: Dzienniki dyplomaty anonima podczas wojny dwudziestoletniej spisane, czyli jak Seriva sojusznikom haniebny pokój wmówiła. Tom pierwszy z dwóch .
Asystent właśnie wciskał oporną czcionkę D, gdy na górze Elhandro zawahał się, czytając jedną z ostatnich kartek. Na chwilę zapomniał, że trzyma w dłoni pióro; na czubku zebrała się kropla inkaustu, która coraz bardziej ciążyła ku podłodze. Poprawił binokle o grubych szkłach, potarł siwą szczecinę pokrywającą kościsty podbródek, a potem przeczytał tekst raz jeszcze. Zastanawiał się nie nad słowami, które przecież widział już wcześniej, ale nad tym, jaki będą miały skutek – co się stanie, gdy zobaczą je mieszkańcy Serivy. Przez chwilę rozważał, czy nie zatrzymać maszyn. Mógł jeszcze zrezygnować, wydać w zamian traktat o dworskich tańcach, który leżał już dłuższy czas po przełożeniu z florentyńskiego. Czuł jednak wielką pokusę, by przekroczyć granicę, zrobić coś odważnego. Zatrząść starym porządkiem: światem opasłych, pierdzących w jedwabne pufy grandów.
Przez chwilę ważył się los wielu osób, bo taka właśnie jest historia wydarzeń kształtujących państwa – wszystkie biorą się z chwili, kiedy ktoś postanowił zrobić krok, który do tej pory wydawał się zbyt niebezpieczny.
Zostawmy Elhandra Caminę z jego trudną decyzją, bo pora przedstawić trzecią osobę, a był nią sam Arahon Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora. Nie dokonywał on odkryć ani nie zmagał się z wywrotowymi manuskryptami.
Y’Barratora po prostu spał.
To mało ciekawy początek, szczególnie w porównaniu do dwóch pierwszych. A jednak o naukowcach czy drukarzach nie opowiada się dobrych historii, najwyżej jakąś anegdotę, jak ta o Alrestelu, który odkrył, że osmolone kurze jajko po zanurzeniu w wodzie skrzy się jak srebro, a potem sprzedał je chciwemu królowi Lertesowi. Ale to przecież dobry materiał na historyjkę rzuconą od niechcenia w tawernie, a nie na grube tomiszcze spisane w dwóch księgach.
Dlatego najważniejszą osobą w tej historii będzie właśnie Y’Barratora.
KSIĘGA ŚWIATŁA
I
Obudził go zapach krwi.
Przez chwilę krążył myślami pomiędzy lepkim i ciepłym snem a ostrą wonią. Zapach należał do tych, które budzą w człowieku pierwotny wstręt, narastający jak zimna kula gdzieś nad żołądkiem, jednak Y’Barratora nie potrafił znaleźć w sobie dość siły, by unieść powieki.
Odór posoki stawał się coraz wyraźniejszy. Y’Barratora chciał spać, lecz jego nozdrza już oprzytomniały i nie pozwalały zapomnieć, że coś jest nie w porządku.
Za oknem Seriva budziła się do życia po kolejnej długiej i burzliwej nocy. Ryczał wół, turkotały koła wozów zjeżdżających stromą, brukowaną uliczką w stronę Pękniętej Kopuły, a kobieta o skrzekliwym głosie sprzedawała kapustę. I chyba właśnie jej krzyki, wbijające się w głowę rytmicznym: „Kapusta! Kapusta z Merpelucii! Świeża kapusta!”, na dobre wyrwały kawalera ze snu.
Y’Barratora jęknął. Przetoczył się na krawędź łóżka i zsunął nogi na podłogę, stękając z bólu. Wydawało się, że nie ma na ciele miejsca, które nie byłoby obtarte lub potłuczone.
Krew. Przeszywany kaftan cały nią przesiąkł. Szermierz przesunął dłonią po materiale, czując chropowatą fakturę skrzepów. Szukał rany, ale po chwili przypomniał sobie, że krew nie była jego.
W jego wciąż zamglonym umyśle powrócił obraz wykrzywionej z bólu twarzy, ale zepchnął ten obraz w ciemność. Siedział długo na krawędzi łóżka, z nozdrzami pełnymi woni posoki, skupiając całą uwagę na tym, aby nic sobie nie przypominać, o niczym nie myśleć, by w głowie panował tylko spokojny szum. I aby się nie wyrzygać.
Wpatrywał się w cień na podłodze i wydawało mu się, że ten kpiąco pokiwał głową.
Wreszcie Y’Barratora wstał. Ruszył po skrzypiących deskach, zataczając się jak ślepiec.
Obok łóżka stały wysokie buty, a przy nich, jak zdechły pies, leżał skłębiony płaszcz. Rapier był oparty o ścianę. Y’Barratora ominął to wszystko, idąc chwiejnie w stronę dużej dębowej skrzyni. Wieko huknęło, a kawaler wyciągnął ze środka gliniany dzban. Drżącymi palcami skruszył woskowy czop i zanim jeszcze oczyścił do końca szyjkę, przyłożył ją do ust. Potem pił, pił i pił, nie przejmując się tym, że kawałki wosku spływają mu do gardła razem z ciężkim słodkawym winem, pił, a grdyka chodziła mu w górę i w dół jak ramię wielkiej pompy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Cienioryt»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cienioryt» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Cienioryt» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.