Кшиштоф Пискорский - Cienioryt

Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Пискорский - Cienioryt» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Krak,ów, Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Wydawnictwo Literackie: 2013, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Cienioryt: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cienioryt»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Cienioryt — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cienioryt», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wiedział, że jedyny sposób, aby pozbyć się twarzy, która znowu zaczęła rysować mu się przed oczyma, to utopić ją w winie.

Rozsądek nie pozwolił mu jednak osuszyć dzbana do końca, a wpadające przez ażurową okiennicę światło przypomniało, że ma jeszcze coś do zrobienia. Musiał dopisać epilog do swojej nocnej przygody.

Odstawił naczynie na stół, a potem wyciągnął ze skrzyni nieco poprzecierany na łokciach wierzchni dublet, granatowy i aksamitny. To było ubranie dzienne, które miał na sobie zawsze, gdy odwiedzał któregoś z patronów lub szedł do tawerny. Strój nocny, zbyt zakrwawiony, by założyć go ponownie, zwinął w cuchnący tobołek, omotał płaszczem i wsadził sobie pod pachę.

Zjadł jeszcze trochę suchego chleba, przemył twarz i ręce w drewnianej misie, a potem zanurzył w niej głowę, by wypłukać ze swoich sięgających ramion ciemnych włosów piasek, błoto i krew. Ogolić się nie miał siły. Potem krzątał się chwilę po izbie, ale hałas na ulicy narastał, przypominając, że wkrótce nadejdzie południe. Arahon przyczepił więc do pasa długi lewak z ułamanym jelcem, a potem sięgnął po rapier.

Rękojeść z poczerniałych rzemieni była zimna i śliska, wytarta jak łęk starego siodła. Mężczyzna przez chwilę wodził po niej palcami. Z wielu przedmiotów, które lubił czuć pod ręką, ten uchwyt był chyba najprzyjemniejszy. Zaraz po szorstkich płóciennych oprawach tomików z drukarni Elhandra Caminy.

Wąskie schody zaprowadziły Arahona na podwórze, gdzie złożył cuchnący krwią pakunek pod drzwiami wdowy Rodrihy.

Była ona kiedyś trzecią żoną bogatego mieszczanina, śpiewaczką, kochanicą jednego z grandów. Ale na starość, po wielu życiowych perypetiach, zostały jej tylko dwie rzeczy: chylący się na bok drewniany dom przy ulicy Alaminho, w którym Y’Barratora dzierżawił izbę na piętrze, oraz ogromna brodawka na policzku, na którą Arahon starał się nigdy nie patrzeć.

Na całe szczęście wrodzony pragmatyzm sprawiał, że Rodriha nie przymierała głodem. Chwyciła się profesji może niezbyt chwalebnej, ale za to opłacalnej – handlowała odzieniem umarłych.

Jej bratanek służył w gwardii miejskiej. Za każdym razem, gdy nad ranem znajdowano w rynsztokach lub rzece kolejne bezimienne ciało, trafiało ono do piwnic garnizonu na dwa dni. Jeśli w tym czasie nikt nie zgłosił się po nieboszczyka, Rodriha przybywała nocą, rozbierała ciało, myła je, owijała w białe prześcieradło. Następnego dnia trup, bynajmniej nie zawstydzony tym, że jego nagość okrywa tylko odrobina cienkiego materiału, wędrował do zbiorowego grobu na wzgórzu Lunahiar. Wdowa Rodriha natomiast zabierała jego ubranie nad rzekę, gdzie tarła je długo ługiem i szarym mydłem, ścierała z niego zaschniętą krew, zmywała odór śmierci i nieczystości, podczas gdy jej wielka brodawka poruszała się to w górę, to w dół.

Nocami Rodriha szyła przy łojowej świecy, cerując ślady po ukłuciach szpad czy trafieniach z prochowych pistoletów i cieństrzelb. Najlepsze rzeczy sprzedawała kupcom oraz prostym ludziom, którzy czasem odwiedzali jej dom, a najskromniejsze zanosiła do świątyni, by przebłagać bogów. Cały czas bowiem bała się, że pewnego dnia któryś nieboszczyk zerwie się i chwyci ją za rękę, gdy będzie zsuwać z niego ubranie.

Na ulicach i w zaułkach Serivy co nocy ginęło kilka osób, a nikt oprócz wdowy nie parał się tym fachem, zarabiała więc nieźle. A ponieważ nie miała się z kim pieniędzmi dzielić, często kupowała jedzenie dla dzieci z dzielnicy. Matkowała wszystkim sierotom, a Y’Barratora nieraz odnosił wrażenie, że jego także zalicza do swojej rodziny. Pewnie dlatego nie brała od niego żadnych pieniędzy za pranie, nawet jeśli, jak dziś, odzienie ociekało krwią.

Kiedy złożył pod jej drzwiami zawiniątko, rozprostował kości, rozgrzał ramiona. Potem, mimo wina, które kotłowało się w żołądku ze starym chlebem, kilka razy podciągnął się na drągu przy schodach. Wreszcie stanął pośrodku wewnętrznego dziedzińca, otoczony ze wszystkich stron ażurowymi okiennicami. Powoli rozciągnął ręce, czując, jak strzelają przeguby, jak bolą stłuczenia. Ze skupioną miną napinał i sprawdzał każdy mięsień, testował granice ruchu każdego stawu, tak jak kupiec bławatny rozwija bele kolejnych materiałów. Raz czy dwa zerknął przy tym w róg podwórka, gdzie cień pod nawisem balkonu donny Rodrihy wydawał się nienaturalnie gęsty.

Y’Barratora obiecał sobie, że przy najbliższej okazji spyta o to Hasima, znajomego cieńmistrza. Nie chciał przecież, aby pod samymi drzwiami powstało dzikie wejście w cieńprzestrzeń. Nie wiadomo, kto mógłby ich stamtąd obserwować.

Kiedy skończył gimnastykę, uchylił skrzypiące, rozeschnięte skrzydło furtki, przeszedł przez ciemną bramę i zanurzył się w ruchu ulicznym. W jednej chwili zniknął w ludzkiej rzece, która zwyczajowo płynęła główną ulicą dzielnicy Escapazar, biorąc swój początek na połączonych arkadami Placach Sześciu Rodów, i spływała niżej, ku kipiącym życiem kramom rozstawionym na zewnątrz Pękniętej Kopuły.

Jak większość głównych traktów stolicy, aleja leżała dokładnie na osi północ–południe, lekkim ukosem schodząc w stronę zatoki. Powstała dzięki Ludwikowi III Jednookiemu, który pięćdziesiąt lat po rekonkwiście zrównał z ziemią większość anatozyjskich budowli i długimi, pewnymi pociągnięciami pióra wyznaczył na miejskim planie nowe osie, aby Seriva dołączyła do cywilizowanych miast Zachodu, gdzie słońce i człowiek, zamiast nieustannie ze sobą walczyć, żyją w harmonii. Dzięki temu na alei Contanezra do godziny dziesiątej słońce nie sięgało jeszcze bruku, chowając się za położonym na końcu osi Pałacem Grandów i okrągłym masywem Wieży Głodowej.

Jednak w chwili gdy Y’Barratora wyszedł z domu, pierwsze promienie już prześlizgiwały się nad dachami. Dzwony na niskich wieżach rozmieszczonych wzdłuż alei wybiły początek jasnej pory.

Ludzie rozproszyli się jak mrówki, w których skupisko wbito zapalony patyk. Na alei zostali głównie bogatsi mieszczanie, którzy ustępowali sobie miejsca, zamiatając kapeluszami bruk w serii skomplikowanych ukłonów. Ubodzy tłoczyli się pod ścianami, w cieniu arkad, próbując nie wychodzić w napełniające ich zabobonnym strachem promienie. I tylko jakiś bezcienisty żebrak szedł wciąż zygzakiem środkiem alei, ściągając na siebie nieprzychylne spojrzenia.

Arahon miał teraz przed oczyma swój cień, rozłożony na bruku w całej okazałości; ze słońcem za plecami, starał się nie zbliżać do cieni innych ludzi, a przynajmniej nie na tyle, by poczuli się urażeni.

Wkrótce na alei pojawiło się kilka dziennych powozów z woźnicą schowanym w drewnianej budce i z kabiną o szczelnie zasłoniętych oknach. Ciągnęły je wspaniałe konie, okrojone dokładnie z cieni przez najlepszych cieńmistrzów.

Wkrótce Y’Barratora znalazł się pod zewnętrznym murem Pękniętej Kopuły, gdzie skręcił w uliczkę wiodącą do portu. W kapeluszu zsuniętym nisko na czoło, z ukrytą pod nim twarzą, starał się nie rzucać w oczy. Nie była to bowiem zwykła poranna przechadzka. Choć mężczyzna zostawił roboczy strój pod drzwiami wdowy, szedł dokończyć to, czego nie udało mu się zrobić w nocy.

Na szczęście tylko raz zobaczył znajomą twarz – swojego ucznia, który grał w kości z kilkoma zarośniętymi drabami na schodach przy tawernie. Y’Barratora pochylił głowę. Ostatnie, czego pragnął, to aby ktoś poznał go teraz i zasypał pytaniami.

Jego obecność w tym miejscu i o tej porze mogła się wydawać podejrzana. Wszyscy wiedzieli, że za dnia przebywa w domu albo udziela lekcji. Arahon Y’Barratora, podobnie jak wielu starszych szermierzy, prowadził bowiem szkołę fechtunku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Cienioryt»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cienioryt» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Пискорский - Тенеграф
Кшиштоф Пискорский
Кшиштоф Бизё - Токсины
Кшиштоф Бизё
Кшиштоф Бизё - Рыданья
Кшиштоф Бизё
Кшиштоф Борунь - Поріг безсмертя
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Пискорский - Тенеграф [litres, edited]
Кшиштоф Пискорский
Кшиштоф Кесьлёвский - О себе
Кшиштоф Кесьлёвский
Отзывы о книге «Cienioryt»

Обсуждение, отзывы о книге «Cienioryt» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x