– A cóż ma do tego Święte Officjum? – zdumiałem się. – Nie interesują nas ani cudzołóstwa, ani gwałty. Chyba że – zmarszczyłem brwi – sprawa dotyczy krewniaczki któregoś z inkwizytorów. Wtedy, wybaczcie mi, nie dam rady nic zrobić, nawet gdybym chciał.
– Nie, nie – zaprotestował niemrawo. – Widzicie, ta dziewczynka nie była zupełnie żywa, kiedy się z nią zabawiał – wyjaśnił. – Rzekłbym nawet, że była całkowicie martwa…
– Ach tak – powiedziałem po chwili.
To wyznanie nie zrobiło na mnie wrażenia, gdyż bliźniacy, którzy towarzyszyli mi w wielu podróżach, również lubili towarzystwo kobiet spokojnych i trupio zimnych. Cóż to komu może zaszkodzić? Przecież kiedy dusza człowieka oddala się przed Tron Pański, na ziemi pozostaje już tylko martwa powłoka. Możemy brzydzić się podobnymi zachowaniami, lecz czy mamy je potępiać? Oczywiście, była to tylko moja opinia, gdyż Kościół, w swej niezmierzonej mądrości, miał na ten temat odrębne zdanie, które z całym szacunkiem respektowałem.
– Nie mogę wam nic obiecać – rzekłem w końcu. – Ale uczynię co w mojej mocy, aby oddalić oskarżenie od tego człowieka.
– To mi wystarczy – odparł i kiwnął głową tak powolnym ruchem, jakby bał się, że głowa ta może mu odpaść od szyi. – W końcu jesteście przyjacielem przyjaciół, mistrzu Madderdin, i słyszałem, że wasze słowo nie dym.
– Pokornie dziękuję za zaufanie – powiedziałem.
– Trzeba sobie ufać w tych ciężkich czasach – westchnął i zamrugał powiekami, tym razem aż dwa razy pod rząd.
Czasami cuda się zdarzają, mili moi. Nie obiecywałem sobie wiele po wizycie w Dołach, a jednak… Okazało się, że jeden z pracowników Tauska świetnie pamięta, że przywieziono ciała z miejskiego aresztu, i wiedział nawet, gdzie je zakopano.
– Przymknę oko na to, że nie macie stosownego zezwolenia – powiedział Tausk, patrząc wprost na mnie, a ja zrozumiałem, że spodziewa się, by doceniono jego przychylność.
– Pokornie dziękuję – odparłem raz jeszcze.
– Drobiazg – rzucił i mógłbym powiedzieć, że niedbale machnął dłonią, gdyby nie fakt, że dłoń ta poruszała się tak majestatycznie, jakby był władcą pozdrawiającym wiwatujące tłumy.
Czekaliśmy na skraju wykrotu, a pracownicy Tauska pilnie kopali. Kiedy dogrzebali się do zwłok, pomachałem dłonią przed nosem. Całe szczęście, że ciała były w miarę świeże i odór zgnilizny jeszcze nie był specjalnie intensywny. W dole znajdowało się kilkanaście zwłok, ale grabarz pamiętał, które z nich przywieziono z miejskiego aresztu. Wywlekli je na górę, a ja kucnąłem nad trupami.
– Nie widać, by ich torturowano – stwierdził Tausk, a ja nie mogłem nie zgodzić się z tym wnioskiem.
Jednak nie to było najważniejsze. Po pierwsze, obaj mężczyźni mieli włosy na głowie i ciele, a jedną z podstawowych zasad przesłuchania jest golenie podsądnych, tak by diabeł nie mógł ukryć się we włosach i pomagać swym wyznawcom. Oczywiście, był to przesąd czy może raczej pozbawiony znaczenia zwyczaj, ale jednak powszechnie stosowany, zwłaszcza kiedy przesłuchania prowadzili księża… My, inkwizytorzy, nie przykładaliśmy do golenia specjalnej wagi, gdyż doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że Zły kryje się w umysłach i sercach ludzi, a nie w ich włosach. Druga rzecz: obaj zakonnicy mieli na skórze znamiona oraz pieprzyki, a nie znalazłem żadnych śladów świadczących o tym, by miejsca te nakłuwano igłami, zgodnie z prawem oraz obyczajem. I trzecia, najważniejsza, sprawa: ani jeden, ani drugi mnich nie mieli wygolonej tonsury, a ich włosy były zdecydowanie dłuższe niż pozwalał na to zakonny zwyczaj Braci Ubogich.
– Jacyś dziwni ci mnisi – stwierdził zarządca, a ja mogłem tylko przyznać mu rację.
– Uprzejmie wam dziękuję, panie Tausk – powiedziałem. – Sądzę, że zobaczyłem, co chciałem zobaczyć.
– I ja tak myślę – powiedział głosem bez wyrazu.
Bo i faktycznie: zobaczyłem, co zobaczyć chciałem, i w wyniku oględzin zwłok nasuwał się jeden wniosek: kimkolwiek byli ludzie przywiezieni z aresztu i pochowani w Dołach, na pewno nie byli zakonnikami. Gdzie więc mogłem znaleźć mnichów, których przesłuchiwał kanonik Bratta, i dlaczego zdecydował się przeprowadzić taką mistyfikację? Czemu chronił ludzi oskarżonych o herezję i do jakich celów mieli mu posłużyć?
* * *
– Mistrzu Madderdin. – Kancelista z Inkwizytorium podniósł na mnie zmęczone, przekrwione oczy. – Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, jak niezwykła jest wasza prośba?
– Mam pełnomocnictwa Jego Ekscelencji… – odparłem rzeczowo, choć na początku chciałem powiedzieć, iż jestem specjalistą od niezwykłych próśb. W porę jednak ugryzłem się w język.
– Pełnomocnictwa pełnomocnictwami – rzekł spokojnie. – Ale nie widzę w nich nic o stałej inwigilacji dostojników Kościoła…
– „…wszelkimi dostępnymi metodami…”. – Wskazałem mu palcem fragment biskupiego dokumentu.
Westchnął.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Lecz musicie podpisać rozkaz. W razie komplikacji wy będziecie odpowiadać przed Jego Ekscelencją. – Spojrzał na mnie i pokręcił głową ze znużeniem. – A wiedzcie, że jak przyjdzie co do czego, nie chciałbym być w waszej skórze.
– Oczywiście – odparłem, gdyż znając Jego Ekscelencję, sam nie chciałbym być we własnej skórze, kiedy zaczną się kłopoty.
Prośba była rzeczywiście niezwykła, ponieważ rzadko zdarzało się, by Inkwizytorium rozpoczynało inwigilację znacznych dostojników kościelnych inaczej niż tylko na bardzo wyraźny rozkaz biskupa Hez-hezronu, który w końcu był (praktycznie i teoretycznie) zwierzchnikiem Świętego Officjum. Tym razem kancelaria zdecydowała się na małe odstępstwo od przepisów i sądziłem, że kanonik Bratta zawdzięcza to temu, iż inkwizytorzy zarówno nim pogardzali, jak i go nie znosili. I widać nawet w siedzącym przede mną bracie-inkwizytorze, pełniącym nudne, urzędowe funkcje, ta nienawiść się czaiła. Cóż, Odryl Bratta nie poświęcił życia, by zbudować sobie w różnych kręgach grono zaufanych przyjaciół, a teraz mógł za lekkomyślność słono zapłacić… Nie zamierzałem płakać z tego powodu, pomimo że z natury jestem człowiekiem sentymentalnym oraz uczuciowym.
Podejmując decyzję o inwigilacji, Święte Officjum decydowało się na wysłanie szpiegów. Ich tożsamość była ukrywana również przed inkwizytorami, bo w końcu nawet oni mogli zostać kiedyś poddani obserwacji i nie byłoby dobrze, gdyby potrafili bez trudu rozpoznać szpiega. Poza tym, im mniej osób znało tego typu tajemnice, tym większa była szansa, że cała sprawa nie wymknie się spod kontroli. Osobiście jednak byłem przekonany, iż przynajmniej do niektórych szpiegowskich raportów ma dostęp nie tylko Inkwizytorium, lecz również tongi – świetnie zorganizowana organizacja przestępcza trzęsąca Hez-hezronem. Rzecz jasna, w żaden sposób podejrzeń tych nie mogłem potwierdzić, lecz wydawały mi się one oczywiste. Tak czy inaczej, za kilka dni miałem wiedzieć wszystko o kanoniku: dokąd chodzi, z kim się spotyka, o czym rozmawia, a nawet z czego się składa jego jadłospis. I miałem nadzieję, iż te informacje pomogą mi wypełnić misję zleconą przez biskupa. Swoją drogą, wiedza mogła mnie zaprowadzić do miejsc, których w innym wypadku nigdy nie chciałbym nawet poznać… Całe szczęście, że zdawałem sobie z tego sprawę, twierdząc zawsze, iż poznanie prawdy nie jest dobrem samym w sobie, lecz liczy się tylko, czy potrafimy zyskaną wiedzę wykorzystać z pożytkiem dla nas samych.
Читать дальше