Jacek Piekara - Czarne Płaszcze Tańczą

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Piekara - Czarne Płaszcze Tańczą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarne Płaszcze Tańczą: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarne Płaszcze Tańczą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najbardziej wstrząsająca i bluźniercza wizja w historii polskiej fantastyki! Oto świat, w którym Chrystus zszedł z Krzyża i objął władzę nad ludzkością. Świat tortur, stosów i prześladowań. Czuwa nad tym, by Twoja wiara była czysta. Strzeże Twych myśli przed zgorszeniem. Śledzi Twe uczynki, abyś nie zgrzeszył. A jeśli przyjdzie taka potrzeba, ofiaruje Ci bolesną rozkosz stosu. To on – Inkwizytor Jego Ekscelencji Biskupa. Miecz w ręku Pana i sługa Aniołów. "Sługa Boży" to przeredagowane i uzupełnione wznowienie tomu opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie, zawierające między innymi nigdy nie publikowany tekst "Czarne płaszcze tańczą". W "Słudze Bożym" czarnoksiężnicy odprawiają bluźniercze rytuały, demony zstępują na świat, czarownice knują mroczne intrygi. A temu wszystkiemu musi przeciwstawić się człowiek, którego serce jest tak gorące jak ogień stosów, na które posyła swe ofiary.

Czarne Płaszcze Tańczą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarne Płaszcze Tańczą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Najpierw zeszliśmy do piwnic, potem kręte, długie schody zaprowadziły nas do wartowni. Wartownia to szumnie powiedziane, gdyż w małej klitce siedziało dwóch pijanych strażników, którzy zobaczywszy Fragensteina, usiłowali jak najszybciej schować pod stół butelkę. W efekcie ją stłukli. Griffo wielkodusznie udał, że nic nie zauważył.

– Jak tam Klingbeil? – zagadnął.

– Łożesz, moiściewy! – zawołał młodszy ze strażników. – Jakżem mu przylał, panie, żesz ty!

– Co takiego? – Zauważyłem, że oczy Griffa zwęziły się w szparki. Na miejscu strażnika zastanowiłbym się nad tym faktem.

– Wrzeszczał, panie, żesz. – Mężczyzna zamachał rękoma. – Tom poszedł i mu, kurwa, żem przylał i żem mu powiedział, że morda w kubeł, nie bulgotać! – Roześmiał się zadowolonym, pijackim śmiechem. – Dobrze żem powiedział, nie?

Fragenstein spojrzał na starszego z wartowników.

– Kto to jest?! Nie znam go.

W jego głosie wyczuwałem ton, który – gdybym był młodszym strażnikiem – kazałby mi brać nogi za

pas. Oczywiście pod warunkiem, iż rzeczony młodszy strażnik miałby choć kapkę oleju we łbie wypełnionym trunkami.

– Jazem go z kopa, a potem prętem w ryja i żesz znowu z kopa…

– Panie radco, ja wyjeżdżałem. – Starszy strażnik wiedział chyba, co się święci. – Jestem pierwszy dzień. Tydzień mnie nie było i go nie znam, jak Boga kocham…

To nowy…

Griffo był blady z wściekłości. Szczęki chodziły mu jak u polującego kota. Wyciągnął rękę.

Starszy strażnik zrozumiał gest i podał okutą żelazem pałkę, która do tej pory stała oparta o ścianę.

– Z pierwszego jebnięcia to żem mu nosa zahaczył, drugim żem podpierdolił oko, a trzecim… – chełpił się młody, rozcapierzając palce.

Kiedyś miałem zaszczyt obserwować, jak biskup Hez-hezronu zabawia się grą w palanta. Jego Ekscelencja zadziwił mnie celnym oraz mocnym uderzeniem bijaka prosto w piłeczkę. Lecz to było nic w porównaniu z ciosem zadanym przez Griffa. Jednym zręcznym ruchem pałki połamał strażnikowi wszystkie trzy wyciągnięte palce. Potem pociągnął od lewej i trafił dokładnie w kolano. Dopiero wtedy mężczyzna zaczął przeraźliwie wyć.

– Chodźmy – rozkazałem starszemu strażnikowi i pociągnąłem go za rękaw.

Poszedł za mną posłusznie, a gdy odchodziliśmy, nie słyszeliśmy ani sapania, ani łomotu pałki uderzającej w ciało, a tylko pełen bólu ryk katowanego człowieka. Ciekaw byłem, kiedy Griffo się zmęczy i zdecyduje

je dotrzeć do nas. I ciekaw również byłem, co zostanie z wartownika. Choć trudno było nie zgodzić się z tezą, iż dostaje tylko to, na co sobie solennie zasłużył.

* * *

Do celi Klingbeila prowadziły drzwiczki, po obrośniętym rdzą zamku poznałem, że dawno z nich nie korzystano. Więźniowi podawano wodę i jedzenie przez malutkie okienko w murze. Nikt sobie nie zadał trudu, by je okratować, gdyż nawet dziecko nie byłoby w stanie zmieścić się w tym wyłomie. Zerknąłem i zobaczyłem człowieka leżącego na kamiennym podeście pod przeciwległą ścianą celi. Podest miał szerokość zaledwie jednego łokcia, więc więzień, by utrzymać się na nim, wy drapał dziury pomiędzy cegłami i widziałem, że teraz, śpiąc, wczepia się pazurami w te otwory. Dlaczego tak rozpaczliwie starał się utrzymać na kamiennej półce? Otóż dlatego, że w celi nie było posadzki. A raczej zapewne była, lecz niewidoczna, pokryta warstwą brunatnej brei. Tak wściekle cuchnącej, że przez moment chciałem cofnąć twarz od okienka. Breja składała się z nigdy niesprzątanych odchodów skazańca oraz sączącej się ze ścian wody. Dzięki panującej obok mnie ciszy słyszałem miarowe kap, kap kropli spływających po murze.

Syn kupca Klingbeila leżał odwrócony twarzą do ściany, więc widziałem jedynie jego plecy z wystającymi kośćmi łopatek i chude pośladki pełne brudu wżartego głęboko pod skórę. Nagle jęknął i obrócił się. Ten gwałtowny ruch spowodował, że z pluskiem wpadł w ohydną maź. Zerwał się niemal natychmiast. Nieczystości sięgały mu kolan, ale ja zwróciłem uwagę na coś innego. Otóż twarz Zachariasza była nie tylko zdeformowana i poznaczona siatką starych blizn. Przez lewy policzek, od kącika ust aż do brody, biegła paskudna, rozjątrzona rana, a nos wydawał się zmiażdżony. Najwyraźniej były to ślady po biciu, którym przechwalał się młody strażnik (i za które otrzymywał właśnie stosowną nagrodę od Griffa).

Młody Klingbeil zatoczył się w stronę drzwi, rozchlapując wokół śmierdzące błoto, potem poślizgnął się i upadł. Zniknął pod powierzchnią.

– A to się skąpał! – Stojący obok mnie mężczyzna roześmiał się szczerym śmiechem półgłówka.

– Ruszaj! – Oderwałem się od okienka i trąciłem strażnika. – Wyciągaj go!

– Co wy, panie? – Spojrzał na mnie wzrokiem tak oburzonym, jakbym mu zaproponował, żeby sodomicznie zabawił się z własnym ojcem.

Nieprzytomny człowiek nie wytrzyma bez oddechu dłużej niż przez czas wystarczający, by odmówić trzy, cztery razy „Ojcze nasz". A ja nie chciałem, by Zachariasz umarł. Był moją nadzieją na półtora tysiąca koron. Mordimer Madderdin postanowił więc zadbać o swą i tak mocno niepewną inwestycję. Jednym ruchem wykręciłem wartownikowi ramię, tak że zgiął się do samej ziemi. Wrzasnął i coś chrupnęło mu w barku. Wyszarpnąłem nóż i ukłułem go w szyję.

– Zacznę odmawiać „Ojcze nasz". Jeśli po trzecim „amen" nie będę miał więźnia tutaj, to nie żyjesz… – zapowiedziałem.

Puściłem go. Zatoczył się na ścianę.

– Ale buty, spodnie, panie… Zaśmierdną…

Ojcze nasz, który jesteś w niebie… – zacząłem.

– Już, już! – Podskoczył do drzwi i w kole z kluczami zaczął szukać tego właściwego.

Wreszcie żelazo zachrobotało w zamku.

– Ostrożnie, nie złam – poradziłem.

Zaskomlał coś niezrozumiale, siłował się przez chwilę, a potem wyszarpnął klucz.

– Nie ten! – wyjęczał, patrząc na mnie z przerażeniem. Jego z gruba ciosana, tępa twarz przepełniona była rozpaczą.

– Pierwsze „amen" minęło – mruknąłem. – Srebrna korona, jeśli ci się uda – dodałem, gdyż stara, dobra zasada mówiła: „Pozwól ludziom wybierać między kijem u marchewką". Niektórzy co prawda sądzili, że wystarczy zaoferować kij lub więcej kija, lecz w tym momencie uznałem, że strażnik jest wystarczająco zastraszony.

Kolejny klucz zazgrzytał w zamku i tym razem z oporem, ale jednak! przekręcił się. Raz i drugi. Drzwi szarpnięte silną dłonią przeraźliwie zajęczały. Mężczyzna zeskoczył do celi, rozbryzgując cuchnące błocko (przezornie odsunąłem się o krok), poślizgnął się, przewrócił i skąpał wraz z głową. Poderwał się chyba jeszcze szybciej, niż upadł, po czym zaklął szpetnie długą i wymyślną wiązanką, jednocześnie parskając oraz prychając. Namacał leżące na posadzce ciało, wyciągnął je. Chwycił dobrze i przerzucił sobie przez ramię. Dodźwigał za drzwi i upuścił pod moimi nogami. W ostatniej chwili ruszyłem stopą, by czaszka młodego Klingbeila nie stuknęła o kamienie, lecz zatrzymała się na mym bucie.

– Udało się, panie. – Strażnik siarczyście splunął czymś gęstym i brązowym, a potem obficie wysmarkał się na kamienie.

Najpierw chciałem mu kazać, by ocucił więźnia, lecz uznałem, że sam to zrobię dużo lepiej. Ukucnąłem nad ciałem i przyłożyłem palce do szyi Zachariasza. Tętnica pulsowała. Słabo, bo słabo, lecz jednak pulsowała. Poruszyłem jego ramionami, nacisnąłem klatkę piersiową, a kiedy się porzygał i usłyszałem spazmatyczny oddech, uznałem, że wszystko jest w porządku. Oczywiście w porządku, tylko jeśli chodzi o podtopienie. Natomiast gorzej było z resztą. Niepokoiła mnie zwłaszcza brudna, ogromna rana na twarzy. Więzień był skąpany w nieczystościach i upiornie śmierdział, więc nie mogłem na razie stwierdzić, czy ciało zaczęło już gnić. Jeśli tak – dni Zachariasza były policzone. A co za tym idzie, ja nie będę miał nigdy okazji policzyć obiecanych półtora tysiąca koron. Poza tym syna kupca zagłodzono w celi niemal na śmierć. Mimo że był dużo wyższy ode mnie (a, wierzcie mi, wasz uniżony sługa nie należy do karłów), byłem niemal pewien, że uniósłbym go jedną ręką.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarne Płaszcze Tańczą»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarne Płaszcze Tańczą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Sharon Sala
Jacek Piekara - Łowcy Dusz
Jacek Piekara
Margit Sandemo - Czarne Róże
Margit Sandemo
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Jacek Piekara - Sługa Boży
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarne Płaszcze Tańczą»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarne Płaszcze Tańczą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x