Marcin Wolski - Agent Dołu

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Agent Dołu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Agent Dołu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Agent Dołu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na pytanie, ile jest 6 x 6, można czasem usłyszeć: 66.
Wysłannicy Piekła są wśród nas, koniec świata już blisko!
Agent Dołu ujawnia teczkę TW 0001.
Meff Fason był normalnym, lubiącym się zabawić facetem. Pracownikiem dobrze notowanego na giełdzie konsorcjum, specjalistą od opakowań do opakowań. Do dnia, kiedy się dowiedział, ze jest ostatnim przedstawicielem diabelskiego rodu i że jego matka, Abigail, była w prostej linii potomkinią jednej ze spalonych w Salem czarownic. Chcąc wypełnić historyczną misję, odszukuje innych ‘uśpionych’ agentów Dołu: Drakulę, barona Frankensteina, ostatniego żyjącego wilkołaka, powiązaną z ruchami kontrkulturowymi topielicę i pokracznego gnoma o imieniu Mister Priap. I razem z nimi przygotowuje ludzkości Rozwiązanie Ostateczne.

Agent Dołu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Agent Dołu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tak, rzeczywiście…

– A swoją drogą. Ten pański list. Umie pan przepięknie pisać, tylko że strasznie pan przesadza w komplementach…

Lesort poczuł gęsią skórkę. Masz ci los – musiała się trafić jakaś korespondencyjna miłość Fawsona.

– O który list pani chodzi?

– A były jakieś inne? Ten, który doręczono mi tu, w bibliotece, cztery dni temu… Myślałam nawet… – urwała i spąsowiała.

Trzeba spadać – zdecydował dubler, i głośno rzekł:

– Niesamowite, już czternasta. Okropnie dziś jestem spóźniony… Ale może moglibyśmy zobaczyć się później… Albo jutro. (Cholera, po co ja się w to ładuję?) Ma pani telefon?

Pytanie byłoby głupie, jeśli Fawson miał zanotowany numer dziewczyny. Ale widać nie miał. Dziewczyna sięgnęła po fiszkę.

– Proszę wpisać z imieniem, żeby mi się nie zgubiło – rzekł sprytnie. Dzięki temu poznał numer i personalia Anity Havrankovej. Kiedy już znikła za drzwiami, odetchnął.

– Mogło być gorzej.

A potem westchnął, bo przypomniała mu się Christine. Atoli, jak każdy musiał to kiedyś stwierdzić, nieszczęścia lubią chodzić parami. Ledwo Andre znalazł się na progu hotelu “Paradise", wybiegła mu naprzeciw gospodyni w towarzystwie Kolego.

– Ma pan gościa. Zesztywniał.

– Kto to jest?

– Jakaś kobieta – powiedziała właścicielka pensjonatu.

– Masz ci los – jęknął aktor.

– Zlikwidować? – rezolutnie zapytał Kali.

– Nie, nie nie! – Lesort przestraszył się i podążył do pokoju. Oczekującą okazała się dziewczyna z gatunku przeciętnych. Ani brzydkich, ani ładnych. Szatynka. Ubrana z amerykańska, w dużych rogowych okularach. Mogła być równie dobrze przedszkolanką (gdyby Fawson miał dzieci), sekretarką lub koleżanką z wojska. Moment niepewności, jak się zachować, rozwiała sama przybyła.

– Ty łobuzie! – zawołała podbiegając i wtulając się z ogromną energią w aktora – od tygodnia nie dajesz znaku życia. Zaczęłam się już denerwować.

Sobowtór, który pobieżnie zapoznał się z życiorysem swego pierwowzoru, wiedział, że Meff jest kawalerem, mieszka sam, ma parę kochanek i stałą flamę w biurze (nazwisko i imię uleciało mu jednak z pamięci). Najwyraźniej była to właśnie ta panienka. A jeśli nie ona?

– Jak mnie znalazłaś? – powiedział, żeby coś powiedzieć.

– Mówiłeś, że zatrzymasz się w Paryżu. Trzeba było tylko zadzwonić na tutejszą policję… Ale musiałam się z tobą zobaczyć.

– To bardzo miłe…

– Ciekawa byłam, czy ci się udało z tym czekiem. Zdobyłeś upragnioną fortunę?

– W zasadzie…

– To cudownie! Jak wiesz, byłam przeciwna twojej eskapadzie, ale widać miałeś rację. Będziemy potrzebowali sporo pieniędzy. Oczywiście, mogłam powiedzieć ci o tym przez telefon. Wolałam jednak osobiście. Będziemy mieli dzidziusia. Cieszysz się, prawda?

Nikt, kto nie zapadł się pod ziemię, nie jest w stanie wyobrazić sobie tego uczucia. Oto przyczyna, dla której autor rezygnuje ze szczegółowego opisu doznań Meffa, a przechodzi od razu do faktów.

Fawson zatrzymał się dziesięć metrów poniżej poziomu terenu, w tunelu dawno, nieczynnej, a może nigdy nie uruchomionej kolejki podziemnej. Nie miał latarki, ale jego znakomity zegarek fosforyzował wystarczająco intensywnie, aby umożliwić ostrożne posuwanie się naprzód. Tunel biegł prosto jak strzelił, gdzieniegdzie tylko przegradzały go niewielkie na szczęście obwały. Meff liczył kroki i kiedy przeszedł około pół kilometra, postanowił wyjrzeć na powierzchnię. Studzienka wentylacyjna była zasypana, szczęśliwie, naturalnym gruzem. Wydostał się więc z drobnymi zaledwie zadrapaniami, choć kosztowało to sporo energii; przenikanie pionowo do góry wymaga nawet od diabła pewnych uzdolnień akrobatycznych. Zasypany wytknął na zewnątrz głowę i natychmiast musiał ją cofnąć, wyjrzał bowiem pośrodku torowiska, którym akurat przejeżdżał rozklekotany tramwaj. Pojazd pojechał i Meff mógł ponownie wy: sunąć głowę.

Po obu stronach wąskiej, brukowanej kostką ulicy ciągnęło się gęsto zabudowane miasto. Ongiś była to zapewne dzielnica warstw średnich. Obecnie do secesyjnych kamienic dobudowano dziesiątki przybudówek i nadbudówek z drewna, odpadów, beczek i blachy, tak że trudno było zorientować się, co jest mieszkaniem, a co gołębnikem. Ulica pulsowała tłumem składającym się. z ludzi ubranych w szare bawełniane tuniki, z mnóstwem kolorowych guzików, które stanowiły jedyny element ekstrawagancji stroju. Płeć dawało się rozróżniać z niejakim trudem. Rzadko bowiem która elegantka pozwalała sobie na luksus dłuższych włosów lub kolorowych chusteczek. Obok tramwajów w ruchu dominowały rowery, rikszo – taczki i inne płody rodzimej wytwórczości. Jakaś staruszka przechodząca przez ulicę omal nie wpadła na głowę Fawsona wystającą z ziemi. Pisnęła cicho i prze – kuśtykała na drugą stronę. Nikt na to nie zareagował. Lada chwila mógł nadjechać kolejny tramwaj, Fawson nie zamierzał prowokować losu. Natężył się i wykiełkował ostatecznie.

Wyglądał opłakanie. Jego wykwintny garnitur był w strzępach, a twarz poplamiona błotem mogłaby przerazić nawet kominiarza. Zszedł na chodnik – teraz został zauważony. Ludzie rozsuwali się i omijali go szerokim łukiem. Mało, że cudzoziemiec, to jeszcze taki zapackany! 2 oddali ozwało się wycie wozów żandarmerii. Rozejrzał się niespokojnie. Nieoczekiwanie otworzyły się drzwi tuż za nim i jakiś tęgawy Murzyn wciągnął go do środka. Ze słów wymawianych w okropnym dialekcie zrozumiałe były dwa: “przyjaciel" i “święta Żandarmeria".

Parter budynku musiał mieć ciekawą przeszłość. Przeznaczony na kawiarnię lub wytworny magazyn, obecnie, za pomocą przegródek z dykty i dodatkowych podłóg, obrócony został na kilkanaście mieszkań. Klitkę, w której się znalazł Fawson, zamieszkiwał czarnoskóry grubas z żoną, która prawie natychmiast gdzieś wybiegła. Gospodarz udostępnił mu kubeł z wodą, miskę i jakiś stary miejscowy kombinezon. Gestami dawał do zrozumienia, że znajdzie się też coś do zjedzenia. Meff podziękował pantomimicznie, usiłując przekonać tubylca, że lepiej będzie, jeśli się pożegnają. Murzyn tą samą metodą odpowiadał, byłby to dla niego dyshonor. Zaczął też, wykonując opływowe ruchy w powietrzu, informować o bardzo interesującej córce, która powinna zaraz nadejść.

– Alejo, Alejo! – zabrzmiał naraz kobiecy głos z zewnątrz. Gospodarz momentalnie padł plackiem na ziemię. W sekundę później ze wszystkich stron zagrały serie z automatów. Kule pruły powietrze, rzecz jasna nie szkodząc piekielnemu charge d'affaires. Leżący na płask Alejo myślał tylko o jednym, czy ekwiwalent, który otrzyma za spełnienie obywatelskiego obowiązku wystarczy, po wyrównaniu szkód w mieszkaniu, na zakup budzika, obiecanego żonie na Dzień Kobiet?

Strzały umilkły. Przez drzwi z trzech stron wpadło kilku żandarmów w sutannomundurach i widząc Meffa całym i zdrowym, otwarło usta z podziwu. Fawson zadziwił ich jeszcze bardziej, kiedy wydobył swój spray i nacisnął tulejkę. Tym razem nie rozszedł się wonny zapach fiołków. Bluznęło ogniem. Nieludzkie wycie wydarło się z gardeł funkcjonariuszy. Płomienie objęły równocześnie całe ich ciała, mundury i trzewia, nie tykając jednak ani koślawych mebli, ani ścian, ani nawet jakiegoś zaciekawionego dzieciaka, który wepchnął się za interwentami. Meff bezzwłocznie zanurkował w sklejkę, roztrącił dwóch czających się za ścianą żandarmów, jeszcze raz psiknął ogniem i wpadł w labirynt podwórek. Pogoń rychło została z tyłu. Jeszcze dwa zaułki, uliczka i poczuł się bezpiecznie. W miejscowym kostiumie, z nienachalną urodą południowca nie różnił się specjalnie od tubylców.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Agent Dołu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Agent Dołu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Agent Dołu»

Обсуждение, отзывы о книге «Agent Dołu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x