Nasyciwszy się, wróciłam do saloniku. Zamierzałam zabijać czas, oglądając telewizję. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zastałam Alice wygodnie rozpartą na kanapie! Oczy dziewczyny były barwy jasnego miodu. Z uśmiechem na twarzy poklepała przygotowaną dla niej poduszkę.
– Dzięki.
– Jesteś przed czasem – skonstatowałam ucieszona.
Przysiadłam się do niej i oparłam się głową o jej ramię. Otoczyła mnie czule zimnym ramieniem.
– I co mamy teraz z tobą zrobić, Bello?
– Nie wiem – przyznałam. – Naprawdę, robiłam, co mogłam.
– Wierzę ci, wierzę.
Obie zamilkłyśmy.
– Czy… czy… – Musiałam ponowić próbę. W myślach wymieniałam już to imię bez trudu, ale na głos to było co innego. – Czy Edward wie, że tu jesteś?
Nie mogłam się powstrzymać, żeby o to nie zapytać, chociaż istniało wysokie prawdopodobieństwo, że sporo za to zapłacę. Obiecałam sobie, że jak tylko Alice wyjedzie, zabiorę się do naprawiania szkód. Jak tylko Alice wyjedzie… Naprawianie szkód. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
– Nie, nie wie.
– Nie mieszka już z Carlislem i Esme?
– Melduje się co kilka tygodni.
– Ach tak. – Pewnie nieźle się bawił z dala od rodziców. Zmieniłam temat na bezpieczniejszy. – Wspomniałaś coś o łapaniu wcześniejszego samolotu… Skąd tak szybko przyleciałaś?
– Z Alaski. Byłam w Denali, w odwiedzinach u Tanyi.
– Z Jasperem? Przyjechał może z tobą?
Dziewczyna posmutniała.
– Jasper uważa, że źle postępuję, odświeżając z tobą kontakty.
Daliśmy słowo… – nie dokończyła.
Nagle coś przyszło jej do głowy.
– Jak sądzisz, czy Charlie też będzie miał coś przeciwko temu, że się tu zjawiłam?
– Alice! Wiesz przecież, że Charlie cię ubóstwia.
– Hm… No cóż, niedługo się przekonamy.
Musiała wychwycić coś swoim wyczulonym słuchem, bo rzeczywiście kilka sekund później na podjazd przed domem wjechał radiowóz. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam się przywitać.
Charlie szedł już w kierunku ganku, przygaszony i przygarbiony. Wyszłam mu naprzeciw. Nie odrywał oczu od żwiru, zauważył mnie, więc dopiero wtedy, kiedy objęłam go w pasie. Mocno mnie uściskał.
– Tak mi przykro z powodu Harry'ego, tato.
– Tak… Będę za nim bardzo, bardzo tęsknił.
– Jak się miewa Sue?
– Jest oszołomiona, jeszcze chyba nie wszystko do niej dotarło. Sam będzie u nich dziś nocował. – Ojciec mówił coraz to ciszej, reflektował się, po czym znowu ściszał głos. – Najbardziej szkoda dzieci. Leah jest tylko o rok od ciebie starsza, a Seth ma czternaście lat. Czternaście lat!
Ruszyliśmy ku domowi. Charlie nadal mnie przytulał.
– Ach, tato, byłabym zapomniała. – Zadecydowałam, że lepiej będzie go uprzedzić. – Mamy gościa. Nigdy nie zgadniesz, kto do nas wpadł przejazdem.
Zbiłam go z pantałyku. Odruchowo zerknął za siebie na podjazd, żeby sprowadzić, czyj samochód tam zastanie, i dostrzegł zaparkowanego po drugiej stronie ulicy mercedesa. Czarny lakier auta lśnił w świetle wiszącej na ganku lampy. Charlie odwrócił się żeby coś mi powiedzieć, ale w tym samym momencie w drzwiach frontowych stanęła Alice.
– Dobry wieczór.
– Alice Cullen? – Ojciec wytężył wzrok, jakby obawiał się że ma halucynacje. – Alice, to naprawdę ty?
– Tak, ja we własnej osobie. Byłam w okolicy i pomyślałam, że zajrzę. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi.
Poczułam, że ramię Charliego sztywnieje.
– Czy Carlisle…
– Nie. Przyjechałam tylko ja.
Oboje wiedzieli, że nie pytał o Carlisle'a.
– Alice może zostać u nas na noc, prawda? – spytałam błagalnie. – Już zaproponowałam jej nocleg.
– Oczywiście – odpowiedział machinalnie Charlie. – Miło cię gościć, Alice.
– Dziękuję za serdeczne przyjęcie, tym bardziej, że zdaję sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Głupio mi, że musiałam pojawić się akurat dziś…
– Nic nie szkodzi, naprawdę. Będę teraz bardzo zajęty pomaganiem rodzinie Harry'ego, więc Belli przyda się towarzystwo.
– Gdybyś chciał, w kuchni czeka gorąca zapiekanka – wtrąciłam.
– Dzięki, Bells.
Ojciec ścisnął moją dłoń raz jeszcze i powłócząc nogami, poszedł jeść.
Wróciłyśmy z Alice do saloniku. Tym razem to ona pociągnęła mnie za sobą.
– Wyglądasz na zmęczoną – oświadczyła, sadowiąc się na kanapie.
– Bo jestem. – Wzruszyłam ramionami. – Wymykanie się śmierci to bardzo wyczerpujące zajęcie… A wracając do naszej przerwanej rozmowy – Jasper cię nie poparł. A co z Carlisle?
– O niczym nie wie. Pojechał z Esme na kilkudniowe polowanie. Odezwą się, kiedy wrócą.
– Alice… Nic mu nie powiesz, kiedy się zamelduje, prawda?
Tak jak poprzednio z Charliem, wiedziała, że nie chodzi mi o Carlisle'a.
– Jasne, że nie. Dopiero by mi dał popalić!
Uśmiechnęłam się, a potem westchnęłam.
Nie chciałam kłaść się spać – chciałam przegadać z Alice całą noc. Dlaczego byłam taka zmęczona? To nie miało sensu – w końcu przez większą część dnia wylegiwałam się na kanapie Blacków. Cóż, niezależnie od tych rozsądnych argumentów, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a powieki same się zamykały. Te kilka minut walki z prądami rzeczywiście wypompowało ze mnie całą energię. Oparłszy się o ramię swojej przyjaciółki, w kilka sekund przeniosłam się w objęcia Morfeusza.
Nic mi się nie przyśniło. Obudziłam się rozkosznie wyspana, ale i zesztywniała. Było wcześnie. Leżałam na kanapie pod kołdrą, którą wyjęłam dla Alice. Z kuchni dochodziły przyciszone głosy – najwyraźniej Charlie szykował jej śniadanie.
– Jak to przyjęła? – spytała go z troską.
– Bardzo źle – odparł.
Moje pierwsze skojarzenie było takie, że rozmawiają o Sue Clearwater.
– Proszę, opowiedz mi o wszystkim. W najdrobniejszych szczegółach.
Nie podejrzewałam Alice o takie zainteresowanie samopoczuciem wdowy po Harrym. Co innego moim… Zadrżałam. Za chwilę miałam usłyszeć z ust ojca historię swojej choroby. Wcześniej nigdy nie poruszaliśmy tego tematu.
Skrzypnęły drzwi zamykanej szafki. Ktoś pokręcił gałką naszej elektrycznej kuchenki.
– Nigdy… – zaczął Charlie nieśmiało – nigdy nie czułem się taki bezradny. Ten pierwszy tydzień… Myślałem już, że trzeba będzie zamknąć ją w szpitalu. Nie chciała jeść, nie chciała pić, nie chciała ruszyć się z łóżka. Doktor Grenady straszył mnie, że to katatonia, ale nie pozwoliłem mu się do niej zbliżyć. Bałem się, że ją tylko wystraszy.
– Ale wyszła z tego?
– Poprosiłem Renee, żeby wzięła małą do siebie na Florydę. Gdyby Bella miała jednak być hospitalizowana, gdyby trzeba było podpisać zgodę na jakąś kurację… nie chciałem, żeby to na mnie spoczęła cała odpowiedzialność. Poza tym liczyłem, że obecność matki jakoś na nią wpłynie, pozytywnie. Nic z tego. Kiedy zaczęliśmy ją pakować, wpadła w furię! Cóż, przynajmniej nareszcie wstała, ale nigdy wcześniej nie widziałem jej tak zagniewanej. Zawsze była takim spokojnym dzieckiem, a tu nagle… Wyrywała nam ubrania, gryzła nas i drapała, krzyczała, że nigdzie nie pojedzie. W końcu wybuchła płaczem. Mieliśmy nadzieję, że to kryzys punkt zwrotny. Nie spieraliśmy się z nią, pozwoliliśmy jej zostać – wszystko, byle tylko znowu nie popadła w otępienie. I z początku wydawało się, że wyzdrowiała…
Charlie przerwał swój monolog. Krajało się we mnie serce. Tał wiele z mojego powodu wycierpiał!
Читать дальше