Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Milczałem.
- A kiedy umrzesz - ciągnął Ondra rozmarzonym tonem - wezmę sobie sabaję. I moje życie się zmieni. Wreszcie zacznę naprawdę żyć. Będę miał książkę, która nigdy mi się nie znudzi.
Prawą ręką przysunąłem do siebie sabaję, która podczas opowiadania Ondry zsunęła mi się z kolan. Zdałem sobie sprawę, że prędzej czy później będę się musiał przespać. I że moich sił, pozwalających obyć się pod ziemią bez wody i jedzenia, wystarczy co prawda na długo, ale nie na zawsze.
Czarna, skórzana okładka ustąpiła z niechęcią. Co chcę wyczytać?
„Iglica, Naga. p. Ondra”.
Uśmiechnąłem się pod wąsem. Sabaja rzeczywiście się udoskonala; nowe informacje pojawiają się jedna za drugą, nie ma już z nich jednak żadnego pożytku. „Szantalia Ora, mian. mag 3. st., obec. martw.” Pochyliłem się do przodu. Nocny wzrok mnie zawodził, linijki wiły się jak robaki na haczyku.
„Szantalia Ora, mian. mag 3. st., obec. martw.”
- Co z tobą? - Podejrzliwie zapytał niewidoczny Ondra.
Podniosłem wzrok.
Brunatna jaskinia, czarne otwory tuneli, bramy. Cienkie, wapienne sople zwisające ze zbyt wysokiego jak na loch sufitu. Czarna książka w moich rękach. Książka, której nikt nie pisał.
- Co tam wyczytałeś?
Milczałem. Nadziei na to, że zawodzi mnie wzrok, już nie miałem. Z ciemności patrzył na mnie Ondra. Ja sam także patrzyłem na siebie z boku; na siedzącego na chłodnym kamieniu maga ponad rangą, Horta zi Tabora, który już od wielu lat jest sam i nie ma kogo opłakiwać. Który stracił właśnie przypadkową towarzyszkę podróży, pionka, mówiącą broń, obcą w gruncie rzeczy kobietę.
„...bardzo ciasno, metr kwadratowy wytartych płytek pod nogami, metr kwadratowy obsypanego sufitu nad samą głową, zapas wody w cynkowym baku, maleńkie lusterko poplamione pastą do zębów, w lustrze odbijają się dwie twarze - jedna naprzeciw drugiej - zbyt...”
Julia gwałtownie usiadła na pościeli. Zamrugała oczami, przeganiając resztki strasznego snu.
Słońce przebijało się przez otwory w dziurawej zasłonie. Na wprost jej twarzy sterczał z gniazdka fumigator; niebieska, aromatyczne płytka, całą noc przeganiająca z pokoju komary, straciła swoją barwę i zrobiła się biała.
Nie myśląc o niczym Julia wyciągnęła rękę i wyszarpnęła zmyślne urządzenie z gniazdka. Plastik był ciepły.
Na rozkładanym łóżku chrapał rozwalony Alik. Okrywająca go kołdra prawie całkiem zsunęła się na podłogę. Na białej poduszce syn Julii wyglądał niemal jak mały Arab; policzki miał opalone na brąz, nos mu się łuszczył, a krótkie włosy wypłowiały. Nawet teraz, w tym czarno-białym wariancie, Alik był zadziwiająco podobny do ojca.
Julia przeniosła wzrok.
Staś spał na plecach. Jego twarz była rozluźniona i beztroska; nic mu się nie śniło.
Julia przysunęła się bliżej.
Staś też się opalił, trzydniowy zarost upodobnił go do filmowego rozbójnika. Od oczu promieniście rozchodziły się ledwo zauważalne, jasne zmarszczki. Pływając na desce Staś nie używał ciemnych okularów.
- Stasiku - zawołała go Julia bezgłośnie.
Uśmiechnął się we śnie. Więc coś mu się jednak śni. A może przyśniło się właśnie teraz, w tej chwili?
Może przyśniło mu się, że pływa na swojej desce ze skrzydłem ważki?
Albo że Ira i Aleksiej chwalą jego postępy?
Pieniędzy niemal już nie mieli... Żeby tylko wystarczyło na taksówkę do dworca, bo przyjdzie jeszcze tłuc się autobusami, w upale, ze wszystkimi rzeczami.
- Julka... - w półśnie zamruczał Staś.
I przyciągnął ją do siebie.
- Cii. Przecież Alik tu jest...
- A jak robią to ludzie, którzy spędzają całe życie w jednopokojowych mieszkaniach?
- Cii... Cii...
Jego broda kłuła, nie było to jednak nieprzyjemne.
- Przecież on śpi, Julka. Uspokój się. Jesteś strachliwa jak zając.
...Rzeczywiście, ciekawe jak robią to ludzie, którzy spędzają całe życie w jednopokojowym mieszkaniu?
- Bardzo cię kocham, Juleczko.
- A ja cię uwielbiam, Stasiku.
Była szósta rano. W korytarzu panował półmrok; Julia na bosaka poszła do łazienki. W odpowiedzi na nieśmiałe pytanie czy jest woda, kran tylko zabulgotał ze zdziwieniem. Julia weszła do wanny, zaczerpnęła ze zbiornika blaszanym wiaderkiem, sycząc przez zęby oblała się lodowatą wodą, namydliła i znowu oblała.
W pokoju Staś budził Alika. Syn warczał z niewyspania, a Staś coś mu spokojnie tłumaczył i w końcu Alik przestał protestować, wstał i ubrał szorty. Po piętnastu minutach obaj wyszli z domu. Jeszcze nigdy tak wcześnie nie wychodzili.
Skośne słońce przeobrażało pusty park. Samotny łabędź wyciągnął szyję niemal w poprzek dróżki; wygłodniał w nocy i domagał się śniadania. Alik znalazł w kieszeni okruszki ciastka i w końcu spełnił swe marzenie; nakarmił ptaka.
Para łabędzi melancholijnie czyściła pióra na wysepce pośrodku jeziora. Staruszka z czerwoną opaska na rękawie była już na swoim roboczym miejscu; ona, platan i polerowane szyszki na kartonowej tacy.
Sprzedawcy pamiątek ziewali, stojąc nad rozstawionymi stolikami.
Na przystanku nie było jeszcze ani jednego autobusu. Ani jeden obłok sinego dymu nie naruszał zapachu tego poranka.
Ostatniego poranka ich szczęśliwego życia.
Julia siedziała z Alikiem pod parasolem; jedli uprzykrzone zapiekanki. Potem Alik zaczął dopominać się o lody, jednak Julia tak na niego spojrzała, że zamilkł z zawiedzioną miną.
Obok przystani zebrało się jakieś dwadzieścia osób, głównie młodych chłopców, silnych i opalonych; niektórzy byli w skrajnie skąpych kąpielówkach, inni w obszernych szortach do kolan. Aleksiej siedział na kamieniu i palił papierosa, obok paliła Ira, podobna w swych lustrzanych okularach do muchy. Staś też palił, czekając na swą kolejkę, choć Julia od kilku miesięcy nie widziała go palącego. Cała trójka rozmawiała z ożywieniem; Alik biegał po plaży, co chwilę próbując włączyć się do rozmowy, jednak Staś za każdym razem odsyłał go pod parasol. Słusznie zresztą, bo chłopiec nie powinien być wciąż wystawiony na południowe słońce.
Julia uważała, że Staś też nie powinien tkwić pod prażącym słońcem, ale na wszystkie jej przywołujące gesty mąż odpowiadał odmownie. Julia nie miała najmniejszej ochoty wstawać, wlec się przez całą plażę do tej hałaśliwej kompanii i przekonywać o czymkolwiek Stasa na oczach Iry i Aleksieja.
- Mamo, chce mi się piiić...
Wysłała Alika do kiosku po nie chłodną (koniecznie nie chłodną) wodę gazowaną.
O ile byłoby lepiej, gdyby nie spotkali tej lepkiej parki, myślała Julia, walcząc z rozdrażnieniem. O ile byłoby lepiej, gdyby ten tak krótki urlop mogli poświęcić tylko sobie nawzajem, bez udziału przypadkowych, obcych ludzi, z którymi oczywiście wymienią się telefonami, jednak nigdy do nich nie zadzwonią i zapomną o Irze i Aleksieju już tydzień po powrocie do domu.
- Mamo, chcę iść do wody...
Podniosła się, rozruszała zdrętwiałe nogi i ruszyła w kierunku surferów.
Ziemia drgnęła. W ślad za drobnymi kamykami ruszyło osuwisko, wystartowała, pęczniejąc po drodze, lawina. Huk, toczące się kamienie pękają jak pieczone ziemniaki, niczym krzyczące usta rozwierają się szczeliny i po kilku sekundach pejzaż zmienia się nie do poznania. Nie ma już zielonego stoku, nie ma już rzeczki; góra przeniosła się z miejsca na miejsce, pozostawiając jedynie pył, potrzaskane kamienne i popiół.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.