Marek Oramus - Senni zwycięzcy

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Oramus - Senni zwycięzcy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1982, ISBN: 1982, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Senni zwycięzcy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Senni zwycięzcy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jedna z najbardziej znanych powieści polskiej fantastyki przed rokiem 1989, zaliczana do nurtu fantastyki socjologicznej.
„Powieść napisana jest potoczyście. Oramus ze swobodą, używając technicznych montażowych sztuczek, pokazuje nam splatające się ze sobą losy kilkudziesięciu postaci, ani razu nie tracąc kontroli nad skomplikowaną powieściową maszynerią. A oglądamy tu nie tylko przygody i zmagania ludzi lecz również ich swobodnie lewitujących i zwalczających się jaźni. Świat opisany przez Oramusa jest zły, posępny, ludzie w nim częstokroć czynią sobie wyrozumowane łajdactwa, rządzi tym światem intryga i manipulacja, lecz mimo to, nawet w tej klatce na szczury spotykamy co jakiś czas arystokratów ducha zdolnych do miłości, wielkoduszności, wreszcie — do wstydu.”

Senni zwycięzcy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Senni zwycięzcy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zaczął powoli wycofywać się w kierunku spacerujących pasażem. Zamierzał udać się w kierunku przejść awaryjnych i schodami wyjść kilka poziomów wyżej, a gdyby i te były pilnowane, musiałby pomyśleć o kryjówce na miejscu. Zdążył zrobić zaledwie kilka kroków, gdy ktoś z tyłu złapał go żelaznym uchwytem za ramiona i osadził w miejscu. Chwyt był tak potężny, że Deogracias tkwił w nim jak w imadle.

— No i po co uciekać? — gorący oddech nieznajomego palił mu w kark. Szarpnął się, ale mniej więcej z takim rezultatem, jak gąsienica w obcęgach.

Napastników było dwóch. Ten drugi, krótko ostrzyżony, ó smagłej, wcale sympatycznej twarzy wysunął się w pewnym momencie do przodu i prąc jak taran torował przejście między ludźmi. Posuwał się bokiem, mając przez cały czas na oku zarówno Deograciasa, jak i mijanych ludzi.

Nie wyciągał broni, ale zgiętą w łokciu rękę trzymał jakby pod pachą drugiej; z boku mógł wyglądać jak ktoś, kto dostrzegł wśród zgromadzonych znajomego i postanowił się z nim przywitać. Ten, który trzymał zbiega, pchał go przed sobą z olbrzymią silą, niemal niósł w wyciągniętych rękach, a jego oddech nie stracił na temperaturze ani pół stopnia.

Przebili się bez większych trudności do samych wind; wtedy smagły mężczyzna znalazł się nie wiadomo jakim sposobem z tyłu, między zbiegowiskiem a wejściami wind i Deograciasem w kleszczach. Po dwóch, może trzech sekundach oczekiwania wejście pękło, w tym samym momencie Deogracias został wniesiony do środka. Oczekujący na ten widok naparli! bez przekonania, lecz krótko ostrzyżony wyszarpnął broń, kierując lufę przed siebie. Nie powiedział ani słowa; na jego twarzy musiało być przynajmniej tyle zdecydowania, że ludzie przestali się niecierpliwić. Schował broń, wsiadł do windy, wejście zasklepiło się.- Ruszyli.

Ten, który do tej pory trzymał Deograciasa, popchnął go, a raczej odrzucił od siebie. Okazał się podobny do kolegi, miał bary jak kontuar automatu szybkiej obsługi i niebieskie oczy. Tymi oczami przyglądał się Deograciasowi tak, jakby przyglądał się wyłączonemu ekranowi video. Mocowali się wzrokiem przez jakiś czas, wreszcie niebieskooki odwrócił głowę i zaczął pogwizdywać przez zęby.

— Dokąd mnie wieziecie? — odezwał się Deogracias rozcierając zmiażdżone ramiona. Solidarnie nie zwrócili na pytanie najmniejszej uwagi. Wtedy skoncentrował się przez małą chwilę i posłał w ich kierunku pigułę ulepioną z encepola. Rozbił ją między ich głowami, dokładnie w środku odległości. Nie zmieniwszy wyrazu twarzy osunęli się jednocześnie na dno Windy.

Deogracias przejechał jeszcze jeden poziom i przesiadł się natychmiast do innej windy. Zażądał kursu na Czerwony Poziom i bez targów opłacił przejazd w otworze pekuniarnym.

Nie wiedząc, co z. sobą począć, błądził po przejściach między gablotami pełnymi okazów kobiecej urody i gotowości, ustawił się w kolejce, potem zrezygnował. Poczuł nagle ogromne zmęczenie; przelazł na zaplecze jakiejś ni to knajpy, ni to tancbudy, ni frywolnego teatrzyku. Za ścianą huczał gwar; docierały oklaski, grzmiała osłabiona grubym murem muzyka. Posuwając się w kompletnej ciemności wodził dłonią po chropawej powierzchni ściany. Kroczył na ślepo, ale coraz pewniej — wtem kopnął w coś miękkiego, otulającego podłużny kształt, który zwalił mu się na piersi. Szarpnął się ogarnięty paniką, a ów kształt znowu nań naparł, ciągle tak samo bezwładny. Przezwyciężając strach wyciągnął rękę, dotknął tego, co spoczywało nieruchomo w zagłębieniu między jego barkiem a szyją. Namacał ucho, włosy, twarz.

Twarz była zimna.

Nie należała do człowieka.

Trafił przypadkiem do rupieciarni tego niby teatrzyku, który za ścianą raczył swych gości tandetną muzyką. Podparł manekin, ustawił go w poprzedniej pozycji. Posuwał się dalej ostrożnie, badał stopą teren przed sobą, zagarniał ciemność szerokimi ruchami. Wreszcie natknął się na płytę zarzuconą lekkimi sześciennymi pudłami i czymś miękkim — szmatami? zasłonami? pakułami? Nie chciało mu się szukać bardziej wygodnego miejsca: wsunął się między pudła, nazgarniał pod siebie owej miękkiej substancji, która szeleściła cichuteńko pod palcami, i nawet nie starając się uformować wygodnego posłania upadł na nią. Zasnął natychmiast — jak kamień.

,,Boix Centralny do Marxa: za dziesięć minut początek akcji.”

“Jestem gotów.”

Jak długo spał? Kwadrans? Kilka godzin? Czuł przez sen, że coś jest nie w porządku ii że powinien się przebudzić. W miarę jak zmęczenie ustępowało, uczucie niepewności stawało się coraz wyraźniejsze. Otworzył oczy i nie zobaczył nikogo. Wokół zalegała równie nieprzenikniona ciemność jak wtedy, gdy trzymał w objęciach potrąconego manekina. Nad dachami zespołów rozrywkowych paliły się dalekie światła reklam, ucichły odrobinę hałasy za ścianą — nie było powodów do niepokoju. A jednak Deogracias nie zamykał oczu wpatrzony w miejsce, gdzie okryty ciemnością stał człowiek, którego obecność przepędziła sen.

“Nie potrzebujesz się mnie obawiać. Nazywam się Marx, przechodziłem tędy i przypadkowo złapałem twój sygnał. Nie zimno ci?”

Deogracias nie poruszył się.

“Znam wiele miejsc, gdzie można spędzić noc przyjemnie i w dobrej kompanii. Naprawdę uważasz, że lepiej spać tutaj niż w ramionach cieplutkiej, pachnącej panienki?”

Deogracias odniósł wrażenie, jakby powietrze z tamtej strony odrobinę poweselało.

“Kłamiesz — pomyślał w kierunku, skąd nadchodziły fale. — Ani nie przechodziłeś tędy, ani niczego nie złapałeś przypadkowo. Mów, o co chodzi, albo spływaj.”

“Tak mało dzisiaj ludzi towarzyskich — rozczulił się tamten. — To skandal, żeby o czwartej nad ranem nie było z kim zamienić słowa.”

Umilkł, ale Deogracias nadal czuł jego obecność. Zamknął oczy i nagle go zobaczył: szkarłatne oko w przestrzeni, od którego rozchodziły się powoli smugi czerwonego dymu, nie, nie dymu, raczej rozwarstwionej mgły, kompletnie niewrażliwej na podmuchy wiatru. Mgła układała się w warkocze i pełzła ciągle naprzód, czerwone jęzory wiły się poprzez przestrzeń, bez pośpiechu płynęły przed siebie; napotkawszy przeszkodę zatrzymywały się nieufnie, a potem przenikały przez nią bez trudu i parły dalej. W tej ich milczącej bezwzględności w połykaniu terenu było coś przerażającego, tym bardziej że cała mgła czołgała się w kierunku legowiska Deograciasa. Najbliższy z różowych kosmyków dotykał niemal twarzy chłopca; wtedy Deogracias uruchomił swoje pole i czerwona mgła cofnęło się.

“Czego chcesz, do cholery?”

Zobaczył swoje pole: języki takie jak u tamtego. Z tą tylko różnicą, że jaskrawoniebieskie i o wiele intensywniejsze. Błyskawicznie połykały przestrzeń, zaś czerwona mgła, uchodząc przed nimi w pośpiechu, zamieniła się znienacka w purpurową chmurę.

“To ja powinienem ci zadać to pytanie. Uczestniczysz w Grze, choć nikt cię o to nie prosił. Świadomie czy nie — to teraz bez znaczenia. W Grze, która toczy się na statku, nie ma miejsca na indywidualistów. Wybieraj, co wolisz.”

“Między czym a czym mam wybierać?”

“Albo przyłączysz się do nas, albo… ”

“Albo?”

“Albo zginiesz. Kto nie z nami, ten przeciwko nam.”

“A jeżeli nie zechcę wybierać? Jeśli nie spodobają mi się wasze cele, wasze metody, wy sami? Jestem wolnym człowiekiem, do niczego nie można mnie zmusić.”

Powietrze z tamtej strony znów poweselało.

“Chyba żartujesz. W twoim wieku dawno powinno się wiedzieć, że istnieją dookoła rzeczy, o których się nie ma pojęcia. Przewidywać swoje zachowanie w wypadku ich odkrycia, zwłaszcza niespodziewanego -, to pochopne. W dodatku przewidywać tak pewnie.”

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Senni zwycięzcy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Senni zwycięzcy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Senni zwycięzcy»

Обсуждение, отзывы о книге «Senni zwycięzcy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x