— Niektóre biorą udział w pościgu — rzekł czarodziej — ale większość już odleciała do swoich gniazd na szczytach. Nie chciały tu zostawać, pożegnały nas o świcie. Dain ukoronował złotem ich wodza i zaprzysiągł z nimi sojusz na wieki.
— Szkoda… To znaczy szkoda, że się z nimi nie widziałem — sennym głosem powiedział Bilbo. — Może spotkam jeszcze orły w drodze do domu. Myślę, że teraz będę już wkrótce mógł ruszyć?
— Kiedy sam zechcesz — odparł Gandalf.
Ale minęło kilka dni, zanim Bilbo wyruszył w drogę powrotną. Pochowano Thorina głęboko pod Górą, a Bard położył zmarłemu Arcyklejnot na piersi. — Niech tu leży, póki ta Góra się nie zapadnie — rzekł — i niech tym, którzy tu osiądą, przynosi zawsze szczęście.
Król elfów złożył na grobie Orkrista, miecz przez elfy ongi wykuty, a odebrany Thorinowi, gdy był więźniem w lesie. Pieśń mówi, że Orkrist rozbłyskiwał w ciemnościach, ilekroć do Góry zbliżał się wróg, tak że nikt odtąd twierdzy krasnoludów nie mógł zaskoczyć znienacka. Dain, syn Naina, objął władzę, obwołany Królem pod Górą, a z czasem mnóstwo krasnoludów skupiło się wokół tronu w starym podziemnym pałacu. Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało dziesięciu. Fili i Ki–li polegli osłaniając swego króla tarczą i własnym ciałem, był bowiem starszym bratem ich matki. Dziesięciu przystało więc do Daina, który sprawiedliwie rozporządził skarbem.
Nie było oczywiście już mowy o dzieleniu skarbu wedle pierwotnego planu, tak by każdy dostał swoją część: Balin i Dwalin, Dori, Nori i Ori, Oin i Gloin, Bifur, Bo–fur i Bombur — no i Bilbo. Ale czternastą część srebra i złota — surowego i kutego — otrzymał Bard. Dain bowiem rzekł:
— Dotrzymamy słowa, które dał zmarły król, on zaś na zawsze będzie miał w swojej pieczy klejnot Thraina.
Czternasta część skarbu stanowiła bogactwo, jakim mógł się poszczycić mało który spośród ludzkich królów. Bard wydzielił sporo złota dla władcy Miasta nad Jeziorem i hojnie wynagrodził swoją świtę oraz przyjaciół. Królowi elfów ofiarował szmaragdy — ulubione jego kamienie — które Dain zwrócił jako dziedzictwo Giriona.
Do hobbita rzekł:
— Ten skarb należy do ciebie tak samo jak do mnie, chociaż stare umowy nie dadzą się oczywiście utrzymać w mocy, skoro tak wielu jest uczestników walki i zwycięstwa, którzy mogliby rościć sobie prawa do nagrody. Mimo że gotów byłeś wyrzec się swojej części, nie chciałbym, żeby sprawdziły się słowa Thorina, których zresztą żałował: że niewiele się wzbogacisz na spółce z nami. Pragnę cię wynagrodzić hojniej niż innych.
— To bardzo pięknie z twojej strony — rzekł Bilbo — ale doprawdy odetchnąłem z ulgą, kiedy się pozbyłem myśli o tym. Jakżebym przewiózł skarb do swego kraju nie narażając się po drodze na walki i morderstwa? Nie mam też pojęcia, co zrobiłbym z nim w domu. Lepiej z pewnością, żeby został w twoich rękach.
W końcu zgodził się przyjąć tylko dwie małe skrzynki, jedną ze złotem, drugą ze srebrem, ważące tak niewiele, że silny kucyk mógł je udźwignąć.
— Nic więcej nie mógłbym z sobą zabrać! — powiedział.
Nadeszła wreszcie chwila pożegnania z przyjaciółmi.
— Bywaj zdrów, Balinie! — rzekł hobbit. — Bywajcie zdrowi, Dwalinie, Dori, Nori, Ori, Oinie, Gloinie, Bifurze, Bofurze i Bomburze! Oby wam brody nigdy nie wyłysiały! — A zwracając się w stronę Góry, dodał: — Żegnaj, Thorinie! Żegnajcie, Fili i Kili! Niech pamięć o was nigdy nie zgaśnie!
Krasnoludy skłoniły się nisko, stojąc przed swymi wrotami, lecz słowa uwięzły im w gardłach.
— Do widzenia! Szczęśliwej drogi, dokądkolwiek zechcesz wędrować! — rzekł wreszcie Balin. — Jeżeli nas odwiedzisz w przyszłości, gdy pałac znów będzie piękny, wyprawimy wspaniałą ucztę na twoją cześć.
— A jeśli któryś z was znajdzie się w moich stronach — odparł Bilbo — niech bez namysłu puka do moich drzwi. Podwieczorek jest zwykle o czwartej, ale będę wam rad o każdej porze.
I z tymi słowy Bilbo odszedł spod Góry.
Zastęp elfów, żałośnie uszczuplony, ruszył w drogę powrotną. Wielu jednak odchodziło z zadowoleniem, bo odtąd lasy północne miały na długi wiek stać się weselsze. Smok zginął, gobliny były rozgromione, więc serca elfów cieszyły się nadzieją radosnej wiosny, która nastanie po tej zimie.
Gandalf i Bilbo jechali za królem elfów, a obok nich szedł Beorn, który znów przybrawszy ludzką postać śmiał się i śpiewał głośno w marszu. Dotarli tak w pobliże granicy Mrocznej Puszczy, na północ od miejsca, w którym wypływa Leśna Rzeka. Tu zatrzymali się, bo czarodziej i Bilbo nie chcieli wchodzić w las, chociaż król elfów zapraszał ich do siebie w gościnę. Zamierzali skrajem Puszczy obejść od północy, przez pustkowie leżące między nią a Szarymi Górami. Droga to była daleka i niewesoła, lecz teraz, gdy pokonano gobliny, wydawała się bezpieczniejsza niż straszliwe ścieżki w gąszczu drzew. Co więcej, tę drogę wybrał również Beorn.
— Bywaj zdrów, królu elfów! — rzekł Gandalf. — Niech się weseli i zieleni las, póki świat jest jeszcze młody! Życzymy radości całemu twojemu ludowi!
— Bywaj zdrów, Gandalfie! — odparł król. — Obyś zawsze zjawiał się w porę wszędzie, gdzie jesteś najbardziej potrzebny, choć najmniej spodziewany. Im częściej pokażesz się w moim pałacu, tym większą mi sprawisz przyjemność!
— Proszę cię — jąkając się i stając na jednej nodze rzekł Bilbo — przyjmij ode mnie ten podarek!
I podał królowi naszyjnik ze srebra i pereł, który Dain ofiarował mu na pożegnanie.
— Jakże zasłużyłem sobie na taki hojny dar, drogi hobbicie?! — zawołał król.
— Nnno… widzisz… właśnie… — plątał się Bilbo bardzo zmieszany. — Chciałem chociaż w ten sposób odwdzięczyć się za… gościnę. Włamywacz bądź co bądź także ma swój honor. Niemało wypiłem twojego wina i zjadłem twego chleba.
— Przyjmuję od ciebie ten dar, o Bilbo Szczodry! — z powagą rzekł król — i mianuję cię przyjacielem elfów. Oby cień twój nigdy się nie skurczył (wtedy zresztą za łatwo byłoby ci kraść!) Bądź zdrów!
Elfy skręciły w las, a Bilbo ruszył w daleką drogę do domu.
Wiele jeszcze przeżył trudów i przygód, nim wrócił pod Pagórek. Dzikie kraje były podówczas naprawdę dzikie i mieszkało w nich mnóstwo groźnych stworzeń prócz goblinów. Ale Bilbo miał dobrego przewodnika i dobrego obrońcę, bo czarodziej szedł z nim razem, a przez znaczną część drogi również Beorn, toteż ani razu hobbit nie znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie. Nim upłynęła połowa zimy, Gandalf i Bilbo przebyli całą drogę dokoła Puszczy i stanęli u progu domu Beorna. Tu odpoczywali czas jakiś. Zimowe gody spędzili wiec w cieple i wesoło. Ze wszystkich stron, z daleka nawet schodzili się ludzie zaproszeni przez Beorna na święta. W Górach Mglistych niewiele zostało goblinów, a niedobitki były wystraszone i kryły się w najgłębszych jaskiniach. Wargowie zniknęli z lasów, tak że ludzie mogli już podróżować bez obawy. Beorn później został wielkim władcą całej tej okolicy i rządził rozległym krajem między górami a Puszczą.
Podobno przez wiele pokoleń mężczyźni z jego rodu zachowali moc przemieniania się w niedźwiedzia; trafiali się wprawdzie wśród nich ludzie srodzy i źli, większość jednak miała serca zacne jak sam Beorn, jakkolwiek żaden nie dorównywał mu wzrostem ani siłą. Za panowania tego rodu resztki goblinów przepędzono z Gór Mglistych i nowy pokój nastał na kresach Dzikiego Kraju.
Читать дальше