Morgon, choć wolałby widzieć grunt pod nogami, zachowywał stoicki spokój do chwili, kiedy Lyra znowu zatrzymała konia.
— To wielkie moczary Herun — oznajmiła, kiedy się z nią zrównał. — Za nimi leży Miasto Korony. Prowadząca przez nie ścieżka jest darem morgoli i zna ją niewielu ludzi. Gdybyś zatem chciał kiedyś dostać się do Herun lub wydostać z niego szybko, wybieraj lepiej szlak północny, który wiedzie przez góry. Tutaj przepadło już bez śladu wielu takich, którym się spieszyło.
Morgon spojrzał z nowo rozbudzonym zainteresowaniem na ziemie, po której stąpał jego koń.
— Dzięki, żeś mi to powiedziała.
Mgła rozwiała się wreszcie, odsłaniając niebo bez jednej chmurki, wibrujące błękitem nad skąpaną w rosie zieloną równiną. Na wypiętrzeniach pofałdowanego terenu widać było teraz kamienne domy i całe wioski skupione wokół wyrzynających się spod ziemi skalnych iglic. W oddali wił się bity trakt połyskujący bielą na zakrętach. Na tle rysującej się na horyzoncie smugi górskiego pasma majaczyła jakaś plamka, która w miarę, jak się do niej zbliżali, zaczynała nabierać kształtu. Była to kamienna konstrukcja odcinająca się ostro od otoczenia: wielki krąg czerwonych, ustawionych na sztorc głazów przywodził na myśl płonących strażników otaczających kordonem czarną, owalną budowlę. Po chwili ich oczom ukazała się rzeka spływająca z gór na północy, przecinająca błękitną wstążką równinę i wpadająca w samo serce kamiennej konstrukcji.
— To Miasto Korony — oznajmiła Lyra. — Zwane również Miastem Kręgów. — Zatrzymała konia; podążająca za nią straż również się zatrzymała.
— Słyszałem o tym mieście — powiedział Morgon, nie odrywając wzroku od głazów. — Co symbolizuje siedem kręgów Herun i kto je zbudował? Rhu, czwarty morgol, wzniósł miasto, stawiając jeden krąg dla każdej z ośmiu zagadek, które postawiła przed nim jego ciekawość i które rozwiązał. Podróż, którą podjął, by rozwiązać ósmą, kosztowała go życie. Co to była za zagadka, nie wie nikt.
— Morgola wie — powiedziała Lyra. Morgon spojrzał na nią zdębiały. — Właśnie tę zagadkę, która zabiła Rhu, mam na jej polecenie zadać tobie: kim jest Naznaczony Gwiazdkami i co takiego jest mu przeznaczone utracić?
Morgon wstrzymał oddech. Potrząsnął głową, poruszył bezgłośnie ustami.
— Nie! — wrzasnął nagle, strasząc Lyrę. Zawrócił konia, uderzył go piętami i pomknął przed siebie na oślep. Trawiasta równina uciekała rozmazaną smugą zieleni spod kopyt. Pochylony nisko w siodle pędził ku moczarom połyskującym niewinnie w promieniach słońca i ku niskim górom za nimi. Tętent za sobą usłyszał dopiero wtedy, gdy na skraju pola widzenia mignęło mu coś czarnego. Ze ściągniętą, nieruchomą twarzą poganiał wierzchowca, ziemia dudniła, ale czarny koń trzymał się go jak cień i ani nie zwalniając, ani nie przyspieszając, pędził za nim ku linii, wzdłuż której ziemia zlewała się z nieboskłonem. Nagle poczuł, że jego koń gubi rytm, zwalnia bieg. Deth zrównał się z nim, chwycił za cugle i zdecydowanym szarpnięciem osadził w miejscu.
— Morgonie… — wysapał.
Morgon wyrwał mu z ręki swoje cugle i cofnął konia o krok.
— Wracam do domu — wykrztusił roztrzęsionym głosem. — Nie chcę dalej w to brnąć. Nie muszę.
Deth podniósł rękę w uspokajającym geście.
— To prawda. Nie musisz. Ale nigdy nie dotrzesz do Hed, gnając na oślep przez heruńskie moczary. Jeśli chcesz wracać na swoją wyspę, odprowadzę cię tam. Ale najpierw się zastanów. Uczono cię przecież myśleć. Mogę cię przeprowadzić przez moczary, ale co dalej? Będziesz wracał przez Ymris? Czy nie lepiej morzem z Osterlandu?
— Okrążę Ymris i dojdę do Lungold… potem szlakiem kupców ruszę do Caithnard… w przebraniu kupca…
— A kiedy już uda ci się dotrzeć na Hed, co mało prawdopodobne, to co potem? Bezimienny ugrzęźniesz na tej wyspie do końca swych dni.
— Nic nie rozumiesz! — Morgon oczy miał dzikie jak schwytane w sidła zwierzę. — Moje życie zostało zaprogramowane, zanim przyszedłem na świat… zaprogramowane dla mnie przez coś — przez kogoś, kto teraz zna naprzód wszystkie moje ruchy. Jak Yrth mógł mnie widzieć setki lat temu? Bo widzieć musiał, skoro zrobił dla mnie tę harfę? Kto widział mnie dwa tysiące lat temu i ułożył o mnie zagadkę, która zabiła morgola Rhu? Jestem zmuszany do podejmowania jakichś z góry zaplanowanych działań, których sensu nie rozumiem, nad którymi nie mam kontroli… nadaje mi się imię, którego nie chcę nosić… mam prawo wyboru! Urodziłem się, by rządzić na Hed, i tam moje miejsce — to moje imię i miejsce na ziemi.
— Możesz się uważać za księcia Hed, Morgonie, ale są też inni, którzy szukają rozwiązania tych samych zagadek, które nurtują ciebie, i oni nadadzą ci to imię: Naznaczony Gwiazdkami. Oni nie spoczną, dopóki nie umrzesz. Nie dadzą ci żyć w spokoju na Hed. Pójdą tam za tobą. Otworzysz drzwi Hed przed Eriel? Przed tymi, którzy zabili Athola i próbowali zabić ciebie? Myślisz, że będą mieli litość dla twoich kmieci, dla twojego bezzębnego świniopasa? Jeśli wrócisz teraz na Hed, ściągniesz tam za sobą śmierć, śmierć będzie na ciebie czekała za otwartymi drzwiami twojego domu.
— No to nie wrócę na Hed. — Twarz mu płonęła; odwrócił się do Detha plecami. — Udam się do Caithnard, przyjmę Czerń i będę uczył…
— Czego? Zagadek, które uznajesz za wyssane z palca, za stare bajania snute o zmierzchu…
— To nieprawda!
— A Astrin? A Heureu? Oni również są wplątani w zagadkę twego życia; potrzebują twojej jasności spojrzenia, twojej odwagi…
— Nie mam ich! Nie w tym przypadku! Śmierć przynajmniej mogę zobaczyć; mogę spojrzeć jej w oczy i nadać jej imię, ale ta… ta droga, która jest przede mną budowana… jej nawet nie widzę! Nie wiem, kim jestem, po co się urodziłem. Na Hed mam przynajmniej imię!
— Imię masz też poza Hed. — Do głosu Detha powrócił spokój. Zbliżył się do Morgona i ścisnął delikatnie jego przedramię. — Morgonie, czemu służyłyby wszystkie zagadki i komentarze Caithnard, jeśli nie temu? Jesteś jak ten Sol z Isig wzięty w dwa ognie przez strach przed śmiercią i zamknięte od tysięcy lat drzwi. Jeśli brak ci wiary w siebie, to uwierz przynajmniej w to, co nazywasz prawdą. Dobrze wiesz, co trzeba zrobić. Brak ci może do tego odwagi, pewności siebie, zrozumienia albo woli, ale co trzeba zrobić, wiesz. Nie możesz zawrócić. Za tobą nie ma odpowiedzi. Boisz się tego, czego nie potrafisz nazwać. Spójrz więc na nienazwane i nadaj temu nazwę. Stań twarzą ku przyszłości i ucz się. Zrób, co trzeba zrobić.
Wiatr nadleciał znad równiny, targnął ich płaszczami, posrebrzył trawę. W oddali, niczym kępa barwnych kwiatów, czekał oddział strażniczek morgoli.
Morgon patrzył na nie przez chwilę spode łba, ściskając cugle w dłoniach. Potem uniósł powoli głowę.
— Jesteś harfista Najwyższego i nie do ciebie należy udzielanie mi takich rad. A może zwracasz się do mnie jako ten, który nosi Czerń Mistrzostwa? Naznaczony Gwiazdkami… żaden z Mistrzów Zagadek z Caithnard nigdy mnie tak nie nazwał; nie wiedzieli tam nawet, że takie imię istnieje. Ale ty podchwyciłeś je tak, jakby było ci znajome. Jaką nadzieję, której nikt prócz ciebie nie dostrzega, jaką zagadkę we mnie widzisz? — Harfista spuścił oczy i milczał. Morgon podniósł głos: — Pytam ciebie: kim był Ingris z Osterlandu i dlaczego umarł?
Dłoń Detha, ściskająca rękę Morgona, drgnęła. Jego twarz przybrała dziwny wyraz.
Читать дальше