Skinęła głową.
— Chciał tu przyjść, ale oczywiście decyzja należała do ciebie.
— Czyżby? Skąd morgola wiedziała, jak ściągnąć mnie do Herun?
Lyra uśmiechnęła się.
— Jesteś Mistrzem Zagadek. Powiedziała, że pójdziesz za zagadką jak pies, który zwęszył trop.
— Skąd to wiedziała?
— Kiedy Mathom z An poszukiwał człowieka, który wygrał koronę od Pevena, jego wysłannicy dotarli nawet do Herun. Morgola, zaintrygowana ich opowieścią, postanowiła sama ustalić, kim był ten śmiałek.
— Przecież wiedziała o mnie tylko garstka… Deth, Rood z An, Mistrzowie…
— I kupcy, z którymi płynąłeś z Hed do Caithnard. Morgola ma dar zdobywania potrzebnych jej informacji.
— Zauważyłem. — Morgon zacisnął dłoń na swojej czarce i przypatrywał się jej przez chwilę w zamyśleniu. Potem przeniósł wzrok na mówiącą coś do Detha morgolę, zaczekał, aż ta skończy, i powiedział: — El. — Popatrzyła na Morgona, który pod jej spojrzeniem głęboko zaczerpnął tchu. — Skąd znasz zagadkę, którą mi zadałaś? Nie ma jej w żadnej z ksiąg Mistrzów, a powinna być tam zapisana.
— Powinna, Morgonie? Wydaje się być zagadką bardzo niebezpieczną i jest tylko jeden człowiek, który może podjąć próbę szukania jej rozwiązania. Po co ona Mistrzom?
— Żeby ją rozwiązali. Od tego w końcu są. Zagadki bywają niebezpieczne, ale zagadki nie rozwiązane są śmiertelnie niebezpieczne.
— Fakt, o czym przekonał się Dhairrhuwyth — i tym bardziej należy ją trzymać w sekrecie.
— Nie — powiedział Morgon. — Niewiedza grozi śmiercią. Zdradź mi, proszę, skąd ją znasz? Musiałem… musiałem przybyć aż do Herun, żeby poznać swoje imię. Dlaczego?
Morgola spuściła wzrok.
— Znalazłam tę zagadkę wiele lat temu — zaczęła z ociąganiem — w starożytnej księdze, w której morgol Rhu opisywał swoje podróże. Księga została zamknięta hasłem przez czarodzieja Iffa o Niewymawialnym Imieniu, który wtedy był na służbie w Herun. Miałam trochę kłopotu z jej otwarciem. Iff zamknął ją swoim imieniem.
— I wymówiłaś je?
— Tak. Stary, mądry uczony z mojego dworu wysunął przypuszczenie, że może imienia Iffa się nie wymawia, lecz wyśpiewuje, i przez wiele godzin szukał ze mną nut, które odpowiadałyby sylabom imienia Iffa. W końcu czysty przypadek sprawił, że wyśpiewałam to imię właściwymi tonami, wymówiłam je prawidłowo i otworzyłam księgę. Ostatnim wpisem, jaki wprowadził do niej morgol, była zagadka, którą zostawiał Herun do rozwiązania: zagadka Naznaczonego Gwiazdkami. Napisał też, że wyrusza do góry Erlenstar. Danan znalazł potem jego ciało w Isig i odesłał je tutaj. Uczony, który mi pomagał, nie żyje, a ja — bardziej z rozsądku niż powodowana instynktem — zatrzymałam zagadkę dla siebie.
— Dlaczego?
— Och… bo ona jest niebezpieczna; bo słyszałam od kupców o dziecku z trzema gwiazdkami na czole, które dorasta na Hed; bo pytałam o te gwiazdki pewnego Mistrza z Caithnard i usłyszałam od niego, że on nic o żadnych gwiazdkach nie wie, a poza tym imię tego Mistrza brzmiało: Ohm.
— Mistrz Ohm? — żachnął się Morgon. — On był moim nauczycielem. Czemu jego imię kazało ci zaprzestać dociekań?
— Sama nie wiem, ale dało mi ono do myślenia… skojarzyło mi się ze skrótem heruńskiego imienia. Ghisteslwchlohm.
Morgon pobladł. Patrzył rozszerzonymi oczyma na morgolę.
— Ghisteslwchlohm. Kto był Założycielem Lungold i jak brzmi dziewięć komentarzy do jego nauk? Ale on przecież umarł. Siedemset lat temu, kiedy z Lungold zniknęli czarodzieje.
— Być może — przyznała morgola. — Zastanawiam się jednak… — Odpędziła tę myśl i dotknęła jego nadgarstka. — Ale przeszkadzam ci w kolacji swoimi jałowymi domysłami. Powiem tylko, że wydarzyła się dziwna rzecz, która wciąż mnie intryguje. Mam dobry wzrok; potrafię przeniknąć nim na wskroś wszystko, co zechcę, chociaż w zasadzie powstrzymuję się od patrzenia poprzez ludzi, z którymi rozmawiam; to rozprasza. Kiedy jednak byłam z Ohmem w Bibliotece Mistrzów, on odwrócił się w pewnym momencie, żeby poszukać na półkach jakiejś księgi, i kiedy po nią sięgnął, mimowolnie spojrzałam poprzez jego dłoń, żeby odczytać tytuł na grzbiecie. Nie udało mi się to. Mój wzrok przeniknął poprzez mury uniwersytetu, przebił się przez urwisko i zobaczyłam morze — a dłoń Ohma pozostała dla mnie nieprzezroczysta.
Morgon z trudem przełknął ślinę.
— Chcesz przez to powiedzieć… ? — Głos uwiązł mu w krtani. — Właściwie, co chcesz przez to powiedzieć?
— Widzisz, głowiłam się nad tym przez wiele miesięcy, bo jak ty wierzyłam bez zastrzeżeń w uczciwość Mistrzów z Caithnard. Ale teraz, zwłaszcza od kiedy cię ujrzałam i zagadka zyskała dla mnie twarz i imię, zaczynam się zastanawiać, czy aby Mistrz Ohm nie jest Ghisteslwchlohmem, Założycielem Szkoły Czarodziejów w Lungold, i czy to nie on zniszczył Lungold.
Z ust Morgona wydobył się zdławiony jęk.
— Matko — zaprotestowała nieśmiało Lyra — jeść się odechciewa, kiedy opowiadasz takie rzeczy. Dlaczego miałby niszczyć Lungold, skoro zadał sobie tyle trudu, by je założyć?
— A po co założył przed tysiącem lat tę szkołę? Lyra wzruszyła lekko ramionami.
— Żeby kształcić czarodziejów. Był wówczas najpotężniejszym czarodziejem w królestwie Najwyższego, a reszta czarodziejów, na wpół zdziczała, chadzała sobie samopas; nie byli w stanie wykorzystywać w pełni swojej mocy. Czy Ohm podjąłby się ich nauczania, gdyby tak naprawdę zamierzał odebrać im do reszty moc?
— A zebrał ich, żeby ich uczyć, czy żeby mieć nad nimi kontrolę? — spytała morgola.
Morgon odzyskał już głos.
— Jaki masz na to dowód? — zapytał cicho, zaciskając dłonie na szorstkiej krawędzi kamiennego stołu. — Na jakich dowodach opierasz swoje wnioski?
Morgola wzięła głęboki oddech. Stygły przed nimi nie ruszane potrawy. Deth siedział ze spuszczoną głową i słuchał w milczeniu; Morgon nie widział jego twarzy. Od strony strażniczek dobiegały od czasu do czasu wybuchy śmiechu; ogień na palenisku dobierał się z cichym, miękkim trzaskiem do rdzenia polana.
— Dowodem jest utrzymywanie cię w niewiedzy, co wydaje mi się podejrzane — powiedziała morgola. Wytrzymała wzrok Morgona. — Dlaczego Mistrzowie nie powiedzieli ci nic o tych trzech gwiazdkach?
— Bo w ich księgach nie ma o tym żadnej wzmianki.
— A dlaczego nie ma?
— Bo… nie wspomina o nich żadna z opowieści o królestwach, żadna z ich pieśni, żaden z wierszy. Nie mówią nic o nich księgi czarodziejów, które Mistrzowie zabrali z Lungold i które są podstawą ich wiedzy.
— A dlaczego?
Morgon milczał, szukając odpowiedzi. Nagle zmienił się na twarzy.
— Iff przynajmniej wiedział, jaką zagadkę usiłuje rozwiązać Rhu — wyszeptał. — Musiał wiedzieć. Pisze o Rhu i jego poszukiwaniach w księgach, które otworzyli w Caithnard Mistrzowie; wylicza w nich wszystkie zagadki, z jakimi zmagał się Rhu, prócz tej jednej…
— Dlaczego?
— Nie wiem… nie wiem dlaczego. Chcesz powiedzieć, że Ohm… Ghisteslwchlohm… zebrał ich wszystkich, żeby mieć kontrolę nad ich wiedzą, żeby uczyć ich tylko tego, co sam uzna za stosowne? Że wszystko, co wiązało się z tymi gwiazdkami, utrzymywał przed nimi w tajemnicy… może nawet usunął z ich umysłów?
— Wydaje mi się, że to możliwe. Sądząc po tym, czego dowiedziałam się dziś od Detha o tobie, to całkiem prawdopodobne.
— Ale dlaczego? Jaki miałby w tym cel?
Читать дальше