— Nie wiem. Jeszcze nie wiem. — Morgola zamilkła na chwilę, a potem podjęła cichym głosem: — Przypuśćmy, że byłeś czarodziejem, który nie panował w pełni nad posiadaną mocą. Ohm ściągnął cię do Lungold obietnicą oszlifowania twojego talentu i przekazania rozległej wiedzy. Zdeponowałeś w jego umyśle swoje imię; ufny w jego umiejętności, wierząc bez zastrzeżeń w jego nauki, robiłeś bez pytania wszystko, co ci kazał, a on w zamian ukierunkowywał drzemiące w tobie energie w moc, z której posiadania nie zdawałeś sobie nawet sprawy. I przypuśćmy, że pewnego dnia zaszło coś, co uświadomiło ci, że ten czarodziej, który potrafi tak zręcznie manipulować twoim umysłem, jest fałszywy w swoim nauczaniu, że cię oszukuje, że oszukiwał każdego człowieka — króla, uczonego, kmiecia — któremu kiedykolwiek służył. Co byś zrobił, gdybyś odkrył, że ma jakieś niebezpieczne plany i straszne cele, których się nawet nie domyślasz, i że u podstaw jego nauk leży kłamstwo? No, co byś zrobił?
Morgon milczał. Siedział ze spuszczonym wzrokiem i wpatrywał się w swoje zaciśnięte w pięści dłonie, tak jakby te należały do kogoś innego.
— Ohm… — wyszeptał w końcu i potrząsając głową, odparł: — Uciekłbym. Uciekłbym tam, gdzie nikt, czy to człowiek, czy czarodziej, nie mógłby mnie odnaleźć. I zacząłbym się zastanawiać.
— A ja bym go zabiła — wtrąciła Lyra. Morgon rozprostował palce.
— Tak? A czym? Rozwiałby się w powietrzu jak mgła, zanim dosięgłaby go twoja włócznia. Nie rozwiązuje się zagadek, zabijając ludzi.
— A jeśli ten Mistrz Ohm naprawdę jest Ghisteslwchlohmem, to co w tej sprawie zrobisz? Musisz coś zrobić.
— Dlaczego ja? Najwyższy powinien się nim zająć, a sam fakt, że dotąd tego nie uczynił, jest najlepszym dowodem, iż Mistrz Ohm nie jest Założycielem Lungold.
Deth uniósł głowę.
— Przypominam sobie, że tego samego argumentu użyłeś w Caerweddin.
Morgon westchnął.
— Wszystko niby pasuje — powiedział z namysłem — ale ja w to nie wierzę. Nie wierzę, żeby Ohm albo Ghisteslwchlohm byli źli, chociaż to mogłoby tłumaczyć dziwne, nagłe zniknięcie czarodziejów i opowieści o gwałcie, jaki towarzyszył ich odejściu. Ale Ohm… przez trzy lata mieszkałem z nim pod jednym dachem. On nigdy… był dla mnie zawsze bardzo miły. To niedorzeczne.
Morgola popatrzyła na niego i pokiwała głową.
— Prawda. Wszystko to przypomina mi chyba zagadkę z An. Re z Aum.
— Kim był ten Re z Aum? — zapytała Lyra. Morgola, widząc, że Morgon nie kwapi się z odpowiedzią, zaczęła:
— Re z Aum obraził kiedyś lorda Hel i tak się przestraszył swojego postępku, że z obawy przed zemstą postanowił otoczyć swój dom wielkim murem. Do jego stawiania najął obcego budowniczego, który obiecał wznieść mu taki mur, że żaden człowiek nie zdoła go zburzyć ani się na niego wspiąć, czy to siłą mięśni, czy czarami. Mur stanął, budowniczy odebrał zapłatę i Re poczuł się wreszcie bezpiecznie. Pewnego dnia, doszedłszy do wniosku, że lord Hel porzucił już myśl o zemście, postanowił wybrać się poza granice swoich ziem. Trzy razy objechał mur, ale nie znalazł w nim ani jednej bramy prowadzącej na zewnątrz. I dopiero teraz uświadomił sobie, że ten mur wzniósł sam lord Hel. — Morgola urwała. — Komentarz zapomniałam — dorzuciła po chwili.
— Jeśli chcesz otoczyć się murem, nigdy nie najmuj do tego obcego — domyśliła się Lyra. — Czyli Ghisteslwchlohm zarówno w Caithnard, jak i w Lungold, zbudował swój mur niewiedzy i dlatego Morgon nie wie, kim jest. To bardzo zagmatwane. Wolę problemy, w które można ciskać włócznią.
— A Eriel? — zapytał nagle Morgon. — Czy Deth ci o niej opowiadał?
— Tak — powiedziała morgola. — Ale to moim zdaniem już zupełnie inny problem. Gdyby Ohm chciał twojej śmierci, mógł cię bez trudu zabić, kiedy byłeś jeszcze studentem. On nie zareagował na gwiazdki na twoim czole tak jak ci… ci bezimienni ludzie.
— Ta kobieta miała imię — zauważył Morgon.
— Znasz je?
— Nie. Nigdy nie słyszałem o jej podobnych. I bardziej obawiam się jej skrywanego imienia niż człowieka, którego imię znam.
— Może Ohm i jej imię ukrył — podsunęła Lyra. Poprawiła się niespokojnie na krześle. — Morgonie, chyba powinieneś mi pozwolić, żebym cię nauczyła się bronić. Powiedz mu, Dethu.
— Nie do mnie należy pouczanie księcia Hed — odparł grzecznie Deth.
— Po południu go pouczałeś.
— To nie było pouczanie. Wytknąłem mu po prostu brak logiki w jego wywodach.
— Aha. No dobrze, ale dlaczego Najwyższy nic nie zrobi? To jego obowiązek. Po jego wybrzeżach grasują obcy ludzie, którzy próbują zabić księcia Hed… moglibyśmy wydać im walkę. Ymris ma armię; broń noszą ludzie z An; rozsyłając wici od Kraal po Anuin, Najwyższy mógłby zgromadzić wielkie siły. Nie rozumiem, czemu z tym zwleka.
— Osterland mogłoby bronić się samo — powiedział Morgon. — Tak samo Ymris, Anuin, nawet Caithnard, ale Hed ci ludzie mogliby zmieść jak fala. W ciągu jednego dnia nie zostałby tam kamień na kamieniu. Musi istnieć jakiś lepszy sposób na walkę z nimi.
— Uzbroić Hed.
Morgon odstawił czarkę na stół. — Hed?
— A czemu by nie? Mógłbyś ich przynajmniej ostrzec.
— Jak? Rybacy z Tol co rano wypływają w morze i nigdy nie znaleźli tam niczego poza rybami. Nie jestem wcale pewien, czy kmiecie z Hed zdają sobie sprawę z istnienia czegokolwiek poza wyspą — nawet z istnienia Najwyższego. Ze wszystkich sześciu królestw tylko Hed nie miała nigdy na usługach czarodziejów — nie było tam dla nich nic do roboty. Raz złożył na wyspie wizytę czarodziej Talies i stwierdził, że nie nadaje się ona do zamieszkania; nie miała historii, nie miała poezji, nic tam nikogo nie interesowało. Pokój na Hed przekazywany jest z władcy na władcę jak ziemiowładztwo; jest zakorzeniony w glebie Hed i jeśli ten pokój ma zostać zakłócony, to ja do tego ręki nie przyłożę. Niech to robi Najwyższy.
— Ale przecież… — zaczęła Lyra.
— Gdybym przywiózł na Hed broń i kazał się zbroić jej mieszkańcom, to patrzyliby na mnie jak na obcego — i mieliby rację: byłbym obcym na własnej ziemi. Broń jak choroba stoczyłaby wszystkie życiodajne korzenie Hed. I gdybym uczynił to bez zezwolenia Najwyższego, ten mógłby mi odebrać ziemiowładztwo.
Lyra ściągnęła ciemne brwi.
— Nie rozumiem — powtórzyła. — Ymris wciąż walczy samo ze sobą; An, Aum i Hel mają za sobą straszliwe wojny. Dawni lordowie Herun też skakali sobie do gardeł; dlaczego Hed jest taka inna? Dlaczego Najwyższego miałoby interesować, czy jest tam broń, czy jej nie ma?
— Tak się po prostu rozwijała. W Latach Osadnictwa ustanowiła własne prawa i te prawa obowiązują księcia Hed. Nie ma tam się o co bić; nie ma bogactw, nie ma wielkich połaci ziemi, nie znajdziesz tam potęgi ani żadnej tajemnicy, po prostu żyzna ziemia uprawna i dobry klimat na skrawku lądu tak małym, że nie skusił nawet królów An w czasach podbojów. Mieszkańcy znaleźli władców, którzy chcieli utrzymać pokój, i ich pragnienie życia w pokoju wrosło w tę ziemię głęboko jak korzenie drzewa. Mam je we krwi. Żeby to w sobie zmienić, musiałbym zmienić imię…
Lyra milczała. Nie spuszczała spojrzenia ciemnych oczu z jego twarzy. Morgon upił łyk wina i odstawiając czarkę, poczuł na ramieniu dotyk dłoni dziewczyny.
— No dobrze, skoro nie chcesz sam zadbać o swoje bezpieczeństwo, pojadę z tobą i będę cię broniła — powiedziała. — Nikt ze straży morgoli nie potrafi tego lepiej ode mnie, nikt w całym Herun. — Przeniosła wzrok na El. — Pozwolisz?
Читать дальше