Tyle że dzisiaj, kiedy zjadł w południe trochę chleba z serem i poszedł do młyna, zobaczył ludzi zebranych nad odłamkami pomp, które budowali. Każdą z nich ktoś rozbił na kawałki. A że cała armatura była z metalu, rozbijanie ich na pewno wymagało sporego wysiłku.
— Kto mógł coś takiego zrobić? — zdziwił się. — Trzeba w to włożyć dużo nienawiści.
A kiedy pomyślał o nienawiści, zastanowił się, czy może w tajemnicy powrócił Calvin.
— Trudno nie zgadnąć, kto to zrobił — stwierdził Winter Godshadow. — Wychodzi, że nie mamy już nauczyciela od produkcji pomp.
— Tak — mruknął Bajarz. — Wygląda mi to na wyjątkowo dobitne oznajmienie nam: „Zajęcia odwołane”.
Niektórzy zaśmiali się, ale Alvin spostrzegł, że nie tylko jego rozzłościł ten akt zniszczenia. Pompy były już prawie gotowe, a ci ludzie włożyli w nie wiele pracy. Liczyli, że zastosują je w domach. Dla wielu oznaczało to koniec wyciągania wody ze studni, a na przykład Winter Godshadow planował poprowadzić wodę rurami aż do kuchni, żeby jego żona nie musiała nawet wychodzić z domu. Teraz ich praca poszła na marne i niektórzy nie przyjmowali tego obojętnie.
— Porozmawiam o tym z Clevym Sumpem — obiecał Alvin. — Trudno uwierzyć, że to on, ale jeśli nawet, jakoś rozwiążemy problem. Nie chcę, żeby któryś z was się na niego złościł, dopóki Clevy nie powie, co ma do powiedzenia.
— Nie złościmy się na Clevy'ego — oznajmił Nil Torson, potężny Szwed. Spojrzenie rzucone spod ciężkich powiek nie pozostawiało wątpliwości, na kogo jest zły.
— Ja? — zdumiał się Alvin. — Myślicie, żem ja to zrobił? — I natychmiast, jakby usłyszał w uchu głos panny Larner, poprawił się: — Ja to zrobiłem?
Pomruki kilku mężczyzn potwierdziły tę sugestię.
— Zwariowaliście? Po co miałbym sobie robić tyle kłopotów? Nie jestem Niszczycielem, chłopcy, ale gdybym był, chyba wiecie, że mógłbym rozwalić te pompy o wiele dokładniej, nie poświęcając na to tyle wysiłku.
Bajarz odkaszlnął.
— Może powinniśmy pogadać o tym na osobności…
— Oskarżają mnie, że zniszczyłem ich ciężką pracę, a to nieprawda! — zawołał Alvin.
— Nikt cię o nic nie oskarża — zapewnił Winter Godshadow. — Bóg jest wszędzie. Bóg widzi wszystkie uczynki.
Na ogół, kiedy Winter wpadał w ten pobożny nastrój, pozostali cofali się, udawali, że czyszczą paznokcie albo coś w tym rodzaju. Ale nie tym razem — teraz kiwali głowami i pomrukiwali twierdząco.
— Mówiłem już, Alvinie: pogadajmy. Właściwie to myślę, że powinniśmy wrócić do domu i porozmawiać z twoimi rodzicami.
— Rozmawiajmy tutaj. Nie jestem chłopcem, któremu można za szopą spuścić lanie na osobności. Jeżeli jestem oskarżony o coś, o czym wiedzą wszyscy oprócz mnie…
— Nie oskarżamy — rzekł Nils. — Zastanawiamy się.
— Zastanawiamy… — powtórzyli inni.
— Powiedz mi zaraz, nad czym się tak zastanawiacie. O coś mnie oskarżacie. Trzeba to wyjaśnić i jeśli naprawdę zawiniłem, chcę wszystko naprawić.
Spoglądali po sobie, aż wreszcie Alvin poprosił Bajarza:
— Wytłumacz mi.
— Powtarzam tylko historie, o których wierzę, że są prawdziwe. A o tej wierzę, że to czyste kłamstwo, wymyślone przez dziewczynę o romantycznym sercu.
— Dziewczynę? Jaką dziewczynę? — A potem połączył zachowanie pani Sump, to, co Clevy Sump zrobił z pompami, i wspomnienie rozmarzonego wzroku jednej z dziewcząt, ktora siedziała na zajęciach dla dzieci i chyba nie rozumiała ani słowa z tego, co mówił. Wyciągnął wnioski i szeptem wymówił jej imię.
— Amy…
Z zakłopotaniem spostrzegł, że dla kilku mężczyzn fakt, iż zna to imię, był dowodem prawdomówności Amy.
— Widzicie? — pytali szeptem. — Słyszeliście?
— Ja mam dość — oznajmił Nils. — Skończyłem. Jestem farmerem. Jeśli w ogóle mam jakiś talent, to do kukurydzy i świń.
Kiedy odchodził, ruszyło za nim jeszcze kilku. Alvin zwrócił się do pozostałych:
— Nie wiem, o co mnie oskarżają, ale zapewniam was, że nie zrobiłem nic złego. A na razie, jak widać, dzisiejsze zajęcia nie mają sensu, więc wracajmy do domów. Myślę, że da się jakoś uratować te pompy i wasza praca nie pójdzie na marne. Wrócimy do tego jutro.
Odchodząc, niektórzy klepali Alvina po plecach albo stukali w ramię, żeby okazać poparcie. Niektórzy jednak okazywali je w sposób, który wcale mu się nie podobał.
— Trudno ci się dziwić… Ładna mała, robiła cielęce oczy…
— Kobiety zawsze rozumieją coś więcej, niż mężczyzna zamierzał…
Wreszcie zostali sami z Bajarzem.
— Nie patrz tak na mnie — powiedział Bajarz. — Wracajmy do domu; przekonamy się, czy twój ojciec już słyszał tę historię.
Na miejscu odkryli, że zebrała się cała rada rodzinna. Przy kuchennym stole zasiedli Measure, Armor-of-God, ojciec i mama. Arthur Stuart wyrabiał ciasto — choć mały, dobrze sobie radził i lubił tę pracę, więc mama zgodziła się w końcu, że kobieta może być panią we własnym domu, nawet jeśli ktoś inny zagniata chleb.
— Dobrze, że jesteś, Al — rzucił Measure. — Można by pomyśleć, że ludzie wyśmieją takie plotki. Na miły Bóg, przecież cię znają…
— A niby skąd? — spytała mama. — Nie było go tu prawie siedem lat. A odchodził jako mały chłopak, który dopiero co spędził rok biegając po kraju z czerwonym wojownikiem. Wrócił pełen mocy i majestatu, i wystraszył na śmierć tutejsze zajęcze serca. Co mogą wiedzieć o jego charakterze?
— Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, o co tu chodzi? — poprosił Alvin.
— Znaczy, oni ci nie powiedzieli? — mruknął ojciec. — Bo strasznie się spieszyli, żeby powiedzieć mamie, Measure'owi i Armorowi-of-God.
Bajarz zachichotał.
— To jasne, że nie powiedzieli Alvinowi. Ci, którzy uwierzyli, sądzą, że i tak wie, a ci, którzy nie uwierzyli, zwyczajnie się wstydzą, że ktoś mógł wymyślić coś takiego.
Measure westchnął.
— Amy Sump opowiedziała swojej przyjaciółce Ramonie, Ramona opowiedziała swojej matce, jej matka pobiegła prosto do Sumpów, pani Sump prosto do męża, a on stracił rozum, bo w głowie mu się nie mieści, że jakiś samiec większy od myszy nie napala się na tę jego pannicę na wydaleniu.
— Na wydaniu — poprawił go Alvin.
— Tak, tak — burknął Measure. — Teraz jest akurat odpowiednia chwila, żeby uczyć mnie gramatyki!
— Wydalać to znaczy usuwać, wypędzać — tłumaczył Alvin. — A nikt przecież Amy nie wypędza, o ile pamiętam.
— Przecież wiem, pomyliłem się. Ale może byś się tak zamknął i posłuchał!
— Tak, psze pana!
— Gdybyś wyjechał, kiedy ta żagiew cię ostrzegała — westchnęła mama. — Tylko dureń siedzi w płonącym domu, żeby zobaczyć kolor płomieni.
— Co Amy o mnie opowiada?
— Same bzdury — odparł ojciec. — Że pobiegłeś z nią na sposób Czerwonych, sto mil nocą przez las, zabrałeś ją nad jakieś dalekie jezioro, gdzie pływaliście na golasa, i inne takie nieprzyzwoitości.
— Z Amy? — Alvin nie mógł uwierzyć.
— Znaczy, że zrobiłbyś to z kimś innym? — zapytał Measure.
— Z nikim — zapewnił Alvin. — To nieprzyzwoite, a poza tym brakuje dzisiaj ciągłej żyjącej puszczy; nie da się w jedną noc przebiec stu mil. Przez pola i farmy muszę biec co najmniej o połowę wolniej. Zielona pieśń zaczyna trzaskać i cichnąć, męczę się, próbując ją usłyszeć, i w ogóle dlaczego ktokolwiek wierzy w takie bzdury?
Читать дальше