Robert Silverberg - Księga Czaszek
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Księga Czaszek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Księga Czaszek
- Автор:
- Жанр:
- Год:1992
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7001-548-4
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Księga Czaszek: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Księga Czaszek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jednak to, co miało być żartem, dobrą zabawą, ciekawym eksperymentem i źródłem fantastycznych wrażeń, stało się traumatycznym doświadczeniem. Dwóch młodych ludzi musi umrzeć, by dwóch mogło żyć wiecznie.
Takie warunki stawia bractwo. Przystają na nie, nie wierząc w ich realność. „Śmierć”, „nieśmiertelność” wydają się tak samo abstrakcyjne. Wszystko nabierze innego wymiaru, gdy zobaczą tuż przed sobą czarną twarz Tanatosa.
Nominowana do nagrody Nebula w 1972, Hugo i Locusa w 1973.
Księga Czaszek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Księga Czaszek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Po skończeniu godziny z bratem Antonim wracamy na pola. Pielemy, nawozimy (oczywiście wyłącznie nawozem organicznym) i sadzimy flance. W tym najlepszy jest Oliver. Zawsze próbował uwolnić się od farmerskiego rodowodu, lecz teraz nagle zaczął się nim chlubić, tak jak Eli chlubi się swymi odżywkami w jidysz, chociaż nie przekroczył progu synagogi od czasu swej bar micwy. Syndrom etniczności; Oliver wyrósł ze wsi i z rolnictwa, więc teraz wymachuje motyką i łopatą ze zdumiewającą siłą. Bracia próbują go opanować — myślę, że przeraża ich jego energia, lecz także boją się, iż dostanie porażenia słonecznego. Brat Leon, brat lekarz, wielokrotnie rozmawiał z Oliverem uświadamiając mu, że późnym rankiem temperatura przekracza tu trzydzieści stopni, a wkrótce będzie jeszcze goręcej. Oliver zaś, dysząc, parł przed siebie. Dla mnie to całe grzebanie w ziemi jest przyjemnie obce i obco przyjemne. Odpowiada romantyzmowi powrotu do natury który, jak przypuszczam, kryje się w sercach wszystkich całkiem zurbanizowanych intelektualistów. Nigdy przedtem nie wykonywałem żadnej pracy fizycznej cięższej od masturbacji, więc praca na polu oprócz zawrotu w głowie powoduje także bóle w krzyżu; ale poświęcam się jej z zapałem. Na razie. Stosunek Eliego do rolnictwa przypomina mój, chociaż Eli jest bardziej zapalony, bardziej romantyczny, opowiada o czerpaniu siły z kontaktów z Matką Ziemią. A Timothy, który oczywiście w życiu nie musiał nawet sznurować butów, przyjmuje arystokratyczną pozę dżentelmena — farmera: noblesse oblige, mówi każdym swym ospałym gestem, robiąc to, co każą mu robić bracia, lecz dając jasno do zrozumienia, że raczy brudzić sobie ręce tylko dlatego, iż bawi go udział w ich małych gierkach. Cóż, kopiemy wszyscy, każdy na swój sposób.
O dziesiątej — wpół do jedenastej robi się nieprzyjemnie gorąco i opuszczamy pola, wszyscy oprócz trzech braci rolników, których imion jeszcze nie znam. Oni spędzają poza domem dziesięć, dwanaście godzin; być może to ich pokuta? My wszyscy, zarówno bracia, jak i Naczynie, idziemy do naszych pokojów, żeby się znowu wykąpać. We czterech zbieramy się następnie w skrzydle klasztornym na naszą codzienną sesję z bratem Miklosem, bratem historykiem.
Miklos to mały, potężnie zbudowany człowieczek; ramiona ma jak uda, uda jak pnie drzew. Sprawia wrażenie starszego od reszty braci, chociaż, przyznaję, jest coś paradoksalnego w używaniu porównań w rodzaju „starszy” w grupie ludzi bezwiecznych. Mówi z lekkim, nierozpoznawalnym akcentem, a jego proces myślowy jest wyraźnie nielinearny: opowiada zdarzenia bez związku, skacze z tematu na temat, zmienia tok myśli. Sądzę, że robi to specjalnie, że umysł ma subtelny i niezgłębiony raczej niż starczy i niezdyscyplinowany. Być może przez stulecia znudził się logicznym wywodem; wiem, że ja bym się znudził.
Wykłada dwa tematy: pochodzenie i rozwój Bractwa oraz historię idei ludzkiej długowieczności. W pierwszym z nich jest najbardziej nieuchwytny, jakby zdecydowany na to, by nie dać nam nigdy prostego zarysu faktów. Jesteśmy bardzo starzy, powtarza, bardzo, bardzo starzy i nie sposób rozstrzygnąć, czy ma na myśli braci, czy Bractwo; myślę, że chyba i jedno, i drugie. Być może niektórzy z braci biorą w tym udział od początku, ich życie liczy się nie w zwykłych dekadach lub stuleciach, lecz w całych millenniach. Pozwala, byśmy domyślali się prehistorycznego powstania Bractwa w jaskiniach Pirenejów, w Dordogne, w Lascaux i Altamirze, sekretne stowarzyszenie szamanów, przetrwałe od zarania ludzkości; ale ile z tego jest prawdą, a ile baśnią, nie potrafię powiedzieć, tak jak nie wiem, czy Różokrzyżowcy rzeczywiście wywodzą się od Amenhotepa IV. Lecz gdy brat Miklos mówi, mam wizje zadymionych jaskiń oświetlonych drżącym płomieniem pochodni, półnagich artystów ubranych tylko w skóry kosmatych mamutów, malowideł z błyszczących farb na ścianach, czarowników składających ofiary z bizonów i nosorożców… i wizje naradzających się szeptem szamanów, mówiących do siebie: nie umrzemy, bracia, będziemy żyli dalej, zobaczymy Egipt wyrastający na bagnach Nilu, zobaczymy narodziny Sumeru, spotkamy Sokratesa, Cezara i Jezusa, i Konstantyna i — tak! — będziemy żyli gdy, nagle, grzyby jak słońca rozkwitną nad Hiroszimą i kiedy ludzie z metalowych statków zejdą po drabinie na powierzchnię Księżyca. Lecz — czy Miklos mówił to mnie, czy może wyobrażałem to sobie w mgiełce upalnej o południu pustyni? Nic nie jest jasne, wszystko zmienia się i topi, i niknie w lawinie wirujących wokół siebie, krążących, tańczących, splątanych słów. Słyszymy także, w zagadkach i w peryfrazach, o zaginionym kontynencie, o cywilizacji, która znikła; to z jej mądrości wywodzi się Bractwo. A my gapimy się szeroko otwartymi oczami, zerkając na siebie w zdumieniu, nie wiedząc, czy mamy skrzywić się w sceptycznym grymasie, czy westchnąć z zachwytu. Atlantyda! Jak udało się Miklosowi dokonać tego, by zakląć w nasze umysły obrazy kraju błyszczącego złotem i kryształem, szerokich, zasypanych liśćmi alei, wysokich budynków o białych ścianach, lśniących rydwanów, dostojnych filozofów w powiewających szatach, mosiężnych instrumentów służących zapomnianej wiedzy, aury dobroczynnej karmy, potężnych dźwięków przedziwnej muzyki odbijającej się echem od ścian wielkich świątyń poświęconych nieznanym bóstwom. Atlantyda? Jakże wąską wysnuliśmy nić między fantazją a głupotą. Nigdy nie słyszałem, by Miklos wypowiedział tę nazwę ale on już pierwszego dnia włożył mi to słowo w głowę i coraz mocniej przekonuję się, że zrozumiałem je prawidłowo, że on istotnie utrzymuje, iż Bractwo wywodzi się z Atlantydy. Czym są dekoracje z czaszek na fasadach świątyń? Czym są wysadzane klejnotami czaszki noszone w wielkim mieście jako pierścienie i wisiory? Kim są ci misjonarze w ciemnoczerwonych płaszczach docierający na kontynent, przybywający do górskich osad, przerażający i zdumiewający łowców mamutów latarkami i pistoletami, wznoszący w górę święte czaszki i wzywający jaskiniowców, by padli przed nimi na kolana. A szamani w swych wymalowanych jaskiniach, skuleni przy plujących iskrami ogniskach, szepczą i godzą się po cichu i w końcu składają hołd wspaniałym obcym, chylą się przed czaszką i całują ją, grzebią swych własnych bożków, gruboude Wenus i rzeźbione odłamki kości. Dajemy wam życie wieczne, mówią nowo przybyli i pokazują błyszczące ekrany, w których pływają obrazy ich miasta: wieże, rydwany, świątynie, klejnoty — a szamani kiwają głowami, wyłamują palce i zalewają wodą święte ogniska, tańczą, uderzają w dłonie, poddają się, poddają, patrzą w błyszczące ekrany, zabijają utuczonego mastodonta, zapraszają swych gości na ucztę przyjaźni. I tak rodzi się przymierze między ludem z gór i ludem z wysp, tak się ono zaczyna o chłodnym poranku, przepływ karmy do skutego lodem kontynentu, przebudzenie, nauczanie. Gdy więc przychodzi trzęsienie ziemi, kiedy rozdarta zostaje zasłona, kiedy drżą kolumny i nad światem zawisa czarny całun, gdy aleje i wieże pożera gniewny ocean — coś żyje dalej, coś może przetrwać w jaskiniach; sekrety, obrzędy, wiara, Czaszka, Czaszka, Czaszka! Czy tak było, Miklos? I czy to tak działo się przez dziesięć, piętnaście, dwadzieścia tysięcy lat przeszłości, której zdecydowaliśmy się zaprzeczyć? Jaką rozkoszą było żyć w tym świecie! A ty wciąż tu jesteś, bracie Miklosu? Przyszedłeś do nas z Altamiry, z Lascaux, z samej skazanej na zagładę Atlantydy; i ty, i brat Antoni, i brat Bernard, i reszta; przeżywszy Egipt, przeżywszy Cezarów, klękając przed Czaszką, znosząc wszystko, gromadząc dobra, uprawiając ziemię, wędrując z jednego miejsca na drugie, z błogosławionych jaskiń do nowo powstałych neolitycznych wiosek, z gór nad rzeki, przez całą Ziemię, do Persji, do Rzymu, do Palestyny, do Katalonii, ucząc się języków, w miarę jak powstawały, rozmawiając z ludźmi, udając kapłanów ich bogów, budując świątynie i monastery, kłaniając się Izydzie, Mitrze, Jehowie, Jezusowi, bogowi temu i bogowi owemu, przyjmując wszystko i znosząc wszystko, przenosząc Krzyż nad Czaszkę, kiedy Krzyż był w modzie, opanowując sztukę przetrwania, rozmnażając się od czasu do czasu przez przyjmowanie nowych Naczyń, domagając się zawsze świeżej krwi, choć wasza nigdy nie ochłodła. A później? Przenieśliście się do Meksyku, kiedy Cortez złamał dla was jego lud. Tu czekał na was kraj, który znał potęgę śmierci, tu było miejsce, którym zawsze władała Czaszka, być może przyniesiona, jak do waszego kraju, przez Wyspiarzy, prawda?, przez misjonarzy z Atlantydy, którzy pojawili się w Cholula i Tenochtitlan, wskazując drogę maski śmierci. Na kilka stuleci zyskaliście żyzne pola. Lecz wam zależy na tym, by ciągle się odnawiać, więc poszliście dalej, zabierając ze sobą wasze zdobycze, wasze maski, wasze czaszki, wasze posążki, wasze paleolityczne skarby; poszliście na północ, w nowy kraj, pusty kraj, w pustynne serce Stanów Zjednoczonych, w kraj bomby i bólu; za zgromadzone przez stulecia procenty zbudowaliście wasz najnowszy Dom Czaszek, co Miklos? i siedzicie tu wy, i siedzimy tu my, A może wszystko to śniłem, posklecałem twe niejasne nieokreślone słowa w krzykliwy sen, którym sam się oszukałem? Jak to przesądzić? Czy kiedyś jeszcze dowiem się czegoś na pewno? Mam tylko to, co sam mi powiedziałeś — co zaciera się, drży i umyka z mego mózgu. I widzę to, co wokół mnie, pierwotne wyobrażenia skażone wizją aztecką, wizją chrześcijańską, wizją atlantyjską i mogę tylko wątpić, Miklos, jakim cudem jesteś tu ty, kiedy ze sceny zeszły mamuty; czy jestem głupcem, czy prorokiem? Druga część tego, co brat Miklos ma nam do powiedzenia, jest mniej pokrętna, łatwiej zrozumiała i łatwiej przyswajalna. Składa się na nią seminarium o przedłużeniu życia, w którym przenosi się on swobodnie w czasie i w przestrzeni poszukując idei, które łatwo mogły się znaleźć na świecie sporo po tym, gdy on sam się na nim znalazł. Tak na początek: dlaczego w ogóle mamy się przeciwstawiać śmierci — pyta nas Miklos? Czy śmierć nie jest naturalnym, pożądanym zakończeniem cierpień, wyzwoleniem, na które czekać trzeba z radością? Czaszka pod skórą przypomina nam, że każde stworzenie musi odejść we właściwym mu czasie, że nie ma wyjątków, czemuż więc sprzeciwiać się powszechnej woli? Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, co? Ciało musi zginąć, znikamy ze świata tak jak świerszcze i nie jest rzeczą rozsądną bać się tego co nieuniknione. Tak, tylko czy możemy być aż takimi filozofami? Jeśli przeznaczone nam jest odejść, to czy naszym życzeniem nie jest opóźnienie momentu odejścia tak długo, jak długo się da? Pytania, które zadaje Miklos, są retoryczne. Siedząc po turecku naprzeciw tej potężnej twierdzy minionych lat nie ośmielamy się przerwać mu rytmu myśli. Patrzy nawet na nas, nie widząc. A co, pyta, a co, jeśli ktoś mógłby istotnie opóźnić moment śmierci w nieskończoność, lub przynajmniej przesunąć go w daleką przyszłość? Oczywiście, trzeba przy tym zachować zdrowie i siłę, nie ma najmniejszego sensu w skazywaniu na nieśmiertelność kogoś starego, zaplutego, bełkoczącego, kogoś o zaropiałych oczach, zdziecinniałej masy zgnilizny, prawda? Przypomnijcie sobie Titonusa, który poprosił bogów, by wyjęli go spod władzy śmierci, i otrzymał nieśmiertelność, lecz nie wieczną młodość; posiwiały, zwiędnięty, uwięziony w czterech ścianach podatnego na rozkład i rozkładającego się ciała leży do dziś w zapieczętowanym pokoju, ciągle się starzejąc. Nie. Musimy szukać i zdrowia, i długowieczności.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Księga Czaszek»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Księga Czaszek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Księga Czaszek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.