Kiedy koń przemierzał nizinę, kierując się na wschód, ku Krainie Dni, Ido obliczył, że Tarik musi mieć już około trzydziestu pięciu lat. Zaklął pod nosem. Podczas gdy on walczył z Dohorem, Tarik prawdopodobnie założył rodzinę, znalazł sobie pracę i stał się dorosłym mężczyzną. Zamyślił się na kilka chwil. Tak czy inaczej, z pewnością zasłużył sobie na parę kuksańców za swoje zachowanie: to była jedna z korzyści bycia starym i gburowatym.
Postanowił zacząć swoje poszukiwania właśnie od Krainy Dni, bowiem tam niegdyś żyły Pół-Elfy, zanim zostały wybite przez Tyrana, a przecież Nihal była Pół-Elfem. Gdyby był na miejscu Tarika, w konflikcie z ojcem i na tropie własnej przeszłości, na pewno by tam poszedł. Poza tym w Krainie Dni Ido miał starego przyjaciela, który mógłby mu pomóc w zdobyciu wiadomości o chłopcu. Sieć kontaktów, jaką udało mu się utkać podczas lat spędzonych w Krainie Ognia, porozrywała się, kiedy ruch oporu został pokonany. To wówczas gnom postanowił przyłączyć się do niedawno utworzonej Rady Wód, która miała swoją armię i otwarcie walczyła z Dohorem. Niestety, prawda była taka, że w ten sposób w ogóle przestał walczyć. Stał się raczej strategiem. Szczerze mówiąc, niezbyt za tym przepadał: w końcu od urodzenia nie robił nic innego poza walką. Jednak w tamtym okresie zbliżał się już do setki, wieku szacownego nawet jak na gnoma, a i oko, które pozostało mu po tym, jak poświęcił lewe w bitwie, czasami sprawiało jakieś problemy. W zasadzie była to więc decyzja wymuszona przez okoliczności. Zresztą Rada znajdowała się w tym delikatnym stadium, kiedy potrzeba silnego człowieka, który dodawałby wszystkim odwagi i ich prowadził.
Tak czy inaczej, po latach wojny prowadzonej osobiście pozostało mu jeszcze kilku przyjaciół.
Zatrzymał się w Górach Słońca, w jednej ze starych siedzib Akademii Jeźdźców Smoka. Już prawie wszyscy jeźdźcy zaprzysięgli się sprawie Dohora, który zresztą, kiedy Ido został usunięty, przywłaszczył sobie funkcję Najwyższego Generała. Teraz przebywali tam tylko Jeźdźcy Niebieskich Smoków, zakon niższy rangą, używający jako wierzchowców właśnie niebieskich smoków, mniejszych niż te zwykłe, o smukłych i wydłużonych ciałach.
Miejsce to zostało przekształcone w coś w rodzaju kwatery głównej, skąd wyruszały oddziały. W tym okresie trwała otwarta wojna między Dohorem a Radą Wód i część starć odbywała się wzdłuż granicy pomiędzy Krainą Morza a Krainą Słońca, niedaleko stąd.
Ido zatrzymał się tam, bo musiał zmienić konia. Do tej chwili jechał, redukując postoje do minimum, zatrzymując się tylko na kilka godzin nocą, i biedne zwierzę było wykończone.
Przyjęli go ze zwykłymi honorami, ale on się spieszył i nie miał czasu na konwenanse.
— Potrzebuję tylko nowego konia i zapasów.
— Oczywiście — przytaknął generał, który go przyjął. — Może uda nam się dać wam nawet coś więcej.
Okazało się, że następnego dnia jeden z jeźdźców wybiera się na rozpoznanie w kierunku Wielkiej Krainy, i że nie będzie żadnego problemu z przetransportowaniem na grzbiecie smoka dodatkowego pasażera.
Ido ucieszył się. W ten sposób oszczędzi przynajmniej dwa lub trzy dni.
Odkąd jego Vesa zginął w walce, Ido już nigdy nie dosiadał smoka. A nawet przysiągł, że nigdy nie wsiądzie na żadnego innego. Vesa był niezastąpiony i poprzez tę obietnicę Ido chciał uczcić jego pamięć. Jego strata wywołała pustkę, której nie można było wypełnić.
Vesa był czerwonym smokiem pospolitym — majestatycznym i potężnym. Ten, który miał go poprowadzić do Wielkiej Krainy, należał do gatunku niebieskich smoków, a jednak kiedy tylko Ido dostrzegł na arenie gotowe do drogi zwierzę, poczuł wielkie emocje.
Zobaczył swoje odbicie w jego oczach i pomyślał o spojrzeniu Vesy, które zgasło już tak dawno. Był zmuszony złamać dane słowo.
Przebacz mi, Vesa, jestem jednak pewien, że rozumiesz.
Westchnął, po czym jednym susem znalazł się na grzbiecie. Smok nie okazał żadnych oznak niechęci.
Ido wziął wodze z niemal nabożną ostrożnością. Nie mógł zaprzeczyć, że jest szczęśliwy, iż jeszcze raz może latać. Minęło tak wiele czasu, a teraz znów czuł twarde łuski ocierające się o skórę spodni, oddech smoka pod sobą, powolne i potężne uderzanie skrzydeł. Wszystko byłoby idealne, gdyby to młode i niebieskie ciało mogło nagle przeistoczyć się w czerwone i stare ciało Vesy.
Poczuł ucisk w gardle.
Jeździec był zaledwie chłopcem, a Ido wątpił, czy gdyby był jeszcze Najwyższym Generałem, pozwoliłby mu kiedykolwiek dosiadać smoka.
— To nie brak zaufania w stosunku do twoich umiejętności, ale spieszy mi się — powiedział, ściskając w ręku wodze.
— Generale, ale mój smok słucha tylko mnie…
Ido uśmiechnął się.
— Zanim moja kariera Najwyższego Generała zakończyła się burzliwie, o czym na pewno słyszałeś, dosiadałem smoków przez ponad pięćdziesiąt lat. Uwierz mi, pozwoli mi się prowadzić bez problemów.
Do celu dotarli po całym dniu podróży. Był to wysunięty punkt straży przedniej na granicy z Wielką Krainą. Obszar należał do dość spokojnych i Ido pomyślał, że będzie to idealne miejsce na przekroczenie granicy. Miał nadzieję, że nikt nie zwróci na niego uwagi, zwłaszcza że ten rejon Wielkiej Krainy był pustynny i łatwo było tędy bez przeszkód przedostać się do Krainy Dni.
Zatrzymał się w obozowisku na czas absolutnie konieczny na dopełnienie zwykłych formalności, po czym wziął ogiera, którego dla niego przygotowano, i wyruszył w dalszą drogę. Podczas trwającej wojny smok nie mógł mu dalej towarzyszyć.
Część podróży przebiegająca przez Wielką Krainę nie przedstawiała problemów, a na granicy z Krainą Dni o nic go specjalnie nie wypytywano. Powiedział, że jest kupcem, a strażnicy, nieuważni i niedbali, nie mogli mu nic zarzucić. Nie poprosili go nawet o zdjęcie kaptura, pod którym skrywał twarz.
Podziękował im w duszy.
Kraina Dni bardzo się zmieniła od czasów Nihal. Przede wszystkim ponownie przetoczyła się przez nią wojna, zrównując z ziemią nieliczne chatki w wioskach Famminów.
Po ich wypędzeniu miejsce to stało się w sumie spokojne. Tylko Dohor wykorzystywał jego bogactwa do ostatniego okruszka, aby finansować wojny i uświetniać swój dwór, na którego temat opowiadano cuda. Ziemie zostały rozdzielone pomiędzy namiestników, którzy zasłużyli się królowi, i teraz region ten składał się z księstw zarządzanych przez despotycznych byłych generałów, a niekiedy nawet przez prostych żołnierzy. Piekło dla zwykłych ludzi.
Jednak najgorszy los spotkał Seferdi.
Miasto to zostało zburzone przez Tyrana podczas jednej tylko nocy i był to pierwszy akt systematycznej zagłady Pół-Elfów, po której przy życiu pozostała jedynie Nihal.
Po Wielkiej Zimowej Bitwie, która doprowadziła do porażki Tyrana, planowano zostawić ruiny w stanie nienaruszonym, jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń. Dohor nie podzielał tego zdania. Virka — panujący, któremu powierzył tę ziemię, kazał osuszyć bagna wokół dawnej stolicy i ustanowił tam latyfundium. Seferdi została zrównana z ziemią i odbudowana, a wszelki ślad eksterminacji dokonanej przez Tyrana — zatarty. Koniec pamięci.
Teraz młodzi ludzie mieli jedynie mgliste pojęcie o dramatycznej historii miasta, a większość znała je po prostu takim, jakie było teraz: skupiskiem budynków z szarych cegieł, wciąż jeszcze przenikniętym przyprawiającym o mdłości odorem bagien, które niegdyś je otaczały.
Читать дальше