Terry Pratchett - Trzy wiedźmy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Trzy wiedźmy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trzy wiedźmy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trzy wiedźmy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest to szósta część popularnego cyklu o Świecie Dysku. Król Verence, władca Lancre, został zamordowany i snuje się teraz jako duch po zamku. Czarownice ocaliły maleńkiego synka Verence’a i oddały go na wychowanie aktorom z wędrownej trupy. W Lancre objął władzę okrutny książę Felmet z jeszcze okrutniejszą małżonką. Poddani nie lubią nowego władcy. Duch Verence’a nieźle musi się nakombinować, aby zawrzeć wreszcie sojusz z wiedźmami. Wspólnie doprowadzą do powrotu prawowitej dynastii na tron.

Trzy wiedźmy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trzy wiedźmy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Prawie nie przebija skóry — dodał starszy bratanek. — A do tego wybór kończyny.

— W tej dziedzinie zostałem już dobrze obsłużony — zapewnił Tomjon.

— Aha. No tak. Cóż, w tej sytuacji… Nie ma sprawy.

— Pozostaje tylko — podjął Tomjon, gdy złodzieje zaczęli się oddalać — kwestia opłat prawnych.

* * *

Delikatna szarość u kikuta nocy zalewała cale Ankh-Morpork. Tomjon i Hwel siedzieli naprzeciw siebie przy stole w swojej kwaterze i liczyli.

— Według mnie trzy srebrne dolary i osiemnaście miedziaków zysku — stwierdził Tomjon.

— To zdumiewające — oświadczył Błazen. — Znaczy się to, jak zaproponowali, że pójdą do domu i przyniosą pieniądze… Kiedy wygłosiłeś do nich mowę o prawach człowieka.

Jeszcze raz posmarował maścią głowę.

— A ten najmłodszy się rozpłakał — dodał. — Niewiarygodne.

— To przechodzi — uspokoił go Hwel.

— Jesteś chyba krasnoludem?

Hwel uznał, że nie może zaprzeczyć.

— Domyślani się, że jesteś błaznem — rzekł.

— Tak. To te dzwonki, prawda? — spytał zmęczonym głosem Błazen i rozmasował żebra.

— Tak, dzwonki też. — Tomjon uśmiechnął się krzywo i kopnął Hwela pod stołem.

— Jestem wam bardzo wdzięczny — zapewnił Błazen. Wstał i skrzywił się. — Naprawdę chciałbym się jakoś odwdzięczyć. Jest tu jakaś otwarta gospoda?

Tomjon stanął obok niego przy oknie i wskazał ulicę.

— Widzisz wszystkie te szyldy gospod?

— Tak. O rany, są ich setki…

— Zgadza się. A widzisz ten na końcu, taki niebiesko-biały?

— Tak, chyba tak.

— No więc o ile wiem, to jedyna w okolicy, którą w ogóle czasem zamykają.

— Proszę więc, pozwól zaprosić się na drinka. Przynajmniej tyle mogę zrobić. I jestem pewien, że twój mały przyjaciel też chciałby coś wyżłopać.

Hwel ścisnął krawędź blatu i otworzył usta, by ryknąć.

I znieruchomiał.

Patrzył na obu, Błazna i Tomjona. Usta wciąż miał otwarte.

Zamknął je z trzaskiem.

— Coś się stało? — zatroskał się Tomjon.

Hwel odwrócił głowę. Miał za sobą ciężką noc.

— Zwykłe złudzenie — mruknął. — Chętnie bym się czegoś napił — dodał. — Z przyjemnością ożłopię się jak wściekły. Właściwie, pomyślał, po co się bronić?

— Wytrzymam nawet śpiewy — stwierdził.

* * *

— Jakie było następne słowo? — Chyba „złoto”.

— Aha.

Hwel zajrzał niepewnie do kufla. Pijaństwo miało swoje zalety: zatrzymywało fale natchnienia.

— I opuściłeś „złoto” — dodał.

— Gdzie? — zdziwił się Tomjon. Miał na głowie błazeńską czapkę.

Hwel zastanowił się.

— Mam wrażenie — stwierdził w skupieniu — że między „złotem” a „złotem”. I uważam… — Raz jeszcze zajrzał do kufla. Był pusty: przerażający widok. — Uważam… — spróbował znowu, aż wreszcie zrezygnował i wygłosił kwestię zastępczą: — Uważam, że wypiłbym jeszcze jeden.

— Kolej na mój krzyk — oświadczył Błazen. — Cha, cha, cha. Mój pisk. Cha, cha, cha.

Spróbował wstać i uderzył głową w sufit.

W półmroku tuzin toporów zostało ujęte mocniej. Ta część Hwela, która była jeszcze trzeźwa i przerażona widząc, że reszta jest pijana, kazała mu pomachać ręką w stronę oczu, spoglądających na nich spod ściągniętych brwi.

— Wszystko w porządku — oznajmił barowi w całości. — On nie chciał… To bardzo zabawny ten… głupek. Błazen. Bardzo zabawny Błazen aż z… skądś tam.

— Z Lancre — podpowiedział Błazen i usiadł ciężko na barze.

— Właśnie. Daleko jechał skądś tam, brzmi to jak choroba stóp. Nie umie się zachować. Nie zna krasnoludów.

— Cha, cha, cha — powiedział Błazen, trzymając się za głowę. — Tam skąd pochodzę, ich liczba jest dosyć… dosyć… niska!

Hwel poczuł, że ktoś stuka go w ramię. Odwrócił się i spojrzał na surowe, obrośnięte oblicze pod stalowym hełmem. Krasnolud podrzucał znacząco siekierkę.

— Poradź swojemu przyjacielowi, żeby był trochę mniej zabawny — poradził. — Albo będzie bawił demony w piekle. Hwel przyjrzał mu się poprzez alkoholowy opar.

— Kim jesteś? — zapytał.

— Grabpot Gromowy Dech — odparł krasnolud, uderzając pięścią o kolczugę na piersi. — I powiadam… Hwel przyjrzał się bliżej.

— Zaraz… Ja cię znam! — zawołał. — Masz manufakturę kosmetyków przy Hobfast. W zeszłym tygodniu kupowałem u ciebie podkład.

Cień paniki przemknął po twarzy Gromowego Dechu. Pochylił się do Hwela.

— Ciszej, ciszej — szepnął.

— Zgadza się. Było tam napisane: Wytwórnia Elfickich Perfum Oraz Różu i S-ka.

— Świetny towar — oświadczył Tomjon, próbując powstrzymać ześlizgiwanie się z wąskiej ławy. — Zwłaszcza numer 19, Trupia Zieleń. Ojciec przysięga, że jest najlepszy. Pierwsza klasa.

Krasnolud w zakłopotaniu zważył w ręku broń.

— No… Właściwie… — powiedział. — Och. Ale… Tak. Dziękuję. Wyłącznie najlepsze ingrediencje, gwarantowane.

— Tym je siekasz, co? — wtrącił z niewinną miną Hwel, wskazując topór. — Czy może masz dzisiaj wolne?

Brwi Gromowego Dechu zjeżyły się znowu niby zjazd karaluchów.

— Zaraz, czy wy jesteście z teatru?

— To właśnie my — potwierdził Tomjon. — Wędrowni aktorzy. Nie, stojący w miejscu aktorzy — poprawił się. — A teraz zjeżdżający z ławy aktorzy.

Krasnolud upuścił topór i usiadł. Nagły entuzjazm złagodził jego surową twarz.

— Byłem w zeszłym tygodniu — powiedział. — Bardzo mi się podobało. Była taka dziewczyna i ten chłopak, ale ona wyszła za tego starucha, a potem był jeszcze jeden, i powiedzieli, że nie żyje, więc ona uciekła i wypiła truciznę, ale później się okazało, że ten jeden był naprawdę tym drugim, ale nie mógł jej powiedzieć, bo… — Gromowy Dech przerwał i wytarł nos. — Bardzo tragiczne. Płakałem przez całą drogę do domu. Nie wstydzę się wam przyznać. Była taka blada.

— Numer 19 i warstwa pudru — oznajmił wesoło Tomjon. — I trochę brązowego cienia do powiek.

— Co?

— I parę chustek pod kamizelką — dodał.

— O czym on mówi? — zwrócił się krasnolud do towarzyszy. Hwel uśmiechnął się w głąb kufla.

— Daj im monolog Gretaliny, mały — rzucił.

— Dobra.

Tomjon wstał, walnął głową w sufit, usiadł, po czym w ramach kompromisu ukląkł na podłodze. Przycisnął dłonie do tego, co — przy niewielkiej zmianie chromosomów — byłoby jego łonem.

Kłamiesz, zwąc latem… — zaczął.

Zebrani krasnoludowie słuchali w milczeniu. Któryś upuścił topór i wszyscy głośno go uciszyli.

…i śnieg topnieje. Żegnaj — zakończył Tomjon. — Wypija fiolkę, upada za blanki. Zejść po drabinie, zdjąć suknię, włożyć kaftan Śmiesznego Strażnika Drugiego, odczekać, wejście z lewej kulisy. Cóż to, dobry…

Chyba wystarczy — przerwał mu Hwel cichym głosem. Kilku krasnoludów roniło łzy do hełmów. Grzmiał chór wycieranych nosów.

Gromowy Dech przetarł oczy chusteczką z kolczugi.

— To najsmutniejsze słowa, jakie w życiu słyszałem — oświadczył. Spojrzał na Tomjona. — Zaraz… — Coś sobie uświadomił. — To mężczyzna. A ja się prawie zakochałem w tej dziewczynie na scenie. — Szturchnął Hwela. — Nie jest on trochę elfem, co?

— Absolutny człowiek — odparł Hwel. — Znam jego ojca. Raz jeszcze przyjrzał się uważnie Błaznowi, który obserwował ich z rozdziawionymi ustami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trzy wiedźmy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trzy wiedźmy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Trzy wiedźmy»

Обсуждение, отзывы о книге «Trzy wiedźmy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x