Terry Pratchett - Trzy wiedźmy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Trzy wiedźmy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trzy wiedźmy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trzy wiedźmy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest to szósta część popularnego cyklu o Świecie Dysku. Król Verence, władca Lancre, został zamordowany i snuje się teraz jako duch po zamku. Czarownice ocaliły maleńkiego synka Verence’a i oddały go na wychowanie aktorom z wędrownej trupy. W Lancre objął władzę okrutny książę Felmet z jeszcze okrutniejszą małżonką. Poddani nie lubią nowego władcy. Duch Verence’a nieźle musi się nakombinować, aby zawrzeć wreszcie sojusz z wiedźmami. Wspólnie doprowadzą do powrotu prawowitej dynastii na tron.

Trzy wiedźmy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trzy wiedźmy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Właśnie. Przez pięć godzin musiałbyś się powtarzać.

Hwel ponuro kopnął kamyk. Za poprzedniego pobytu w mieście odwiedził kilka barów krasnoludów i mu się nie podobały. Z jakiegoś powodu jego pobratymcy, którzy w domu nie robili nic bardziej nagannego niż kopanie rud żelaza, i polowanie na małe zwierzęta, w mieście czuli się zobowiązani do noszenia kolczug zamiast bielizny, paradowania z toporami za pasem i przedstawiania się takimi imionami jak na przykład Timkin Grzmiące Trzewia. No i nikt nie mógł pokonać miejskich krasnoludów w żłopaniu. Czasami w ogóle nie trafiali do ust.

— Zresztą — dodał — wyrzuciliby cię, bo jesteś zanadto kreatywny. Słowa brzmią: „Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto, złoto”.

— A jest refren?

— „Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto”.

— Opuściłeś „złoto”.

— Tak, bo chyba nie jestem stworzony na krasnoluda.

— Jesteś stworzony na ozdobę trawnikową — stwierdził Tomjon. Hwel z sykiem wciągnął powietrze.

— Przepraszam — powiedział szybko Tomjon. — Myślałem, że ojciec…

— Znam twojego ojca od bardzo dawna — odparł Hwel. — Byliśmy razem w dobrych i złych chwilach, a tych złych było o wiele więcej niż dobrych. Zanim się uro… — Zawahał się. — To były trudne czasy — wymamrotał. — Co chciałem powiedzieć… Na pewne rzeczy trzeba zapracować.

— Tak. Przepraszam.

— Widzisz, to… — Hwel zatrzymał się u wylotu ciemnej uliczki. — Słyszałeś coś?

Zajrzeli w głąb zaułka, po raz kolejny demonstrując, że niedawno przybyli do miasta. Morporkianie nie zaglądają do zaułków, kiedy słyszą dziwne odgłosy. Kiedy widzą cztery ruchliwe postacie, instynkt nie pcha ich do pomocy, a w każdym razie nie do pomocy temu, który przegrywa i znajduje się z niewłaściwego końca czyjegoś buta. Ani nie krzyczą „Hej!” A przede wszystkim nie robią zdziwionej miny, kiedy napastnicy — zamiast uciekać w zawstydzeniu — okazują im niewielki kartonik.

— Co to jest? — spytał Tomjon.

— To klaun! — zawołał Hwel. — Napadli klauna!

— Licencja Złodziejska? — Tomjon obejrzał kartonik przy świetle.

— Tak jest — potwierdził przywódca trójki. — Tylko nie liczcie, że was też załatwimy. Wracamy już do domu.

— Zgadza się — dodał jeden z pomocników. — To przez to coś… kwotę.

— Przecież go kopaliście!

— Nie, nie bardzo. Nie nazwałbym tego prawdziwym kopaniem.

— Raczej trącanie stopą i tyle — dodał trzeci złodziej.

— Każdemu co mu się należy. On też solidnie przyłożył Ronowi, prawda?

— Właśnie. Niektórzy nie umieją się zachować.

— Wy bezduszne… — zaczął Hwel.

Tomjon ostrzegawczo położył mu dłoń na głowie. Odwrócił w ręku kartonik. Napis na nim informował:

J.H. „Flanelostopy” Boggis i Bratankowie Dyplomowani Złodzieje

Stara Firma (Zał. AM 1789)

Wszelakie typy kradzieży wykonywamy Profesionalnie i Dizgretnie

Oczyszczanie domów. Czynne 24 godz.

Wykonamy każde zlecenie

PYTAJ O ZNIŻKI RODZINNE

— Chyba jest w porządku — stwierdził z wahaniem. Hwel, który pomagał ofierze wstać, znieruchomiał nagle.

— W porządku?! — ryknął. — Okraść człowieka?!

— Wystawimy mu kwit, ma się rozumieć — zapewnił Boggis. — Właściwie to miał szczęście, że trafiliśmy na niego pierwsi. Niektórzy z nowych w fachu zupełnie nie mają wyczucia [18] Stosowany w Ankh-Morpork godny zazdrości system licencjonowanych przestępców powstał przede wszystkim dzięki obecnemu Patrycjuszowi, lordowi Vetinari. Doszedł on do wniosku, że jedynym sposobem zapewnienia spokoju w mieście z milionem mieszkańców jest uznanie rozmaitych gangów i gildii złodziejskich, nadanie im profesjonalnego statusu, zapraszanie przywódców na wystawne bankiety, zezwolenie na rozsądny poziom przestępczości, po czym obarczenie przywódców gildii odpowiedzialnością za jego przestrzeganie, pod karą utraty nowo nabytych praw obywatelskich wraz ze sporą częścią skóry. Udało się. Przestępcy, jak się okazało, tworzyli znakomite siły policyjne. Nieautoryzowani złodzieje przekonywali się szybko, że zamiast jednej nocy w celi czeka ich raczej wieczność na dnie rzeki. Pozostał jednak problem rozdziału przestępstw i statystyki. Powstał więc złożony system rocznych budżetów, pokwitowań i koncesji gwarantujący, że a) każdy członek gildii uzyska godziwy dochód i b) żaden z obywateli nie zostanie napadnięty więcej niż ustaloną liczbę razy. Wielu przewidujących mieszkańców wręcz starało się zostać ofiarami odpowiedniego minimum kradzieży, napadów itp. na początku roku finansowego, często w zaciszu własnego domu. To pozwalało im przez resztę roku bezpiecznie chodzić po ulicach. Wszystko działało niezwykle regularnie i skutecznie, co jeszcze raz dowodzi, że w porównaniu z Patrycjuszem Ankh, Machiavelli nie nadawałby się nawet do prowadzenia straganu. .

— Pastuchy — zgodził się bratanek.

— Ile ukradliście? — spytał Tomjon.

Boggis wyjął zza pasa sakiewkę klauna, zajrzał do środka i zbladł.

— Niech to piekło pochłonie — mruknął. Bratankowie zbliżyli się.

— Ale wpadliśmy…

— Drugi raz w tym roku, stryju. Boggis spojrzał gniewnie na ofiarę.

— A skąd miałem wiedzieć? Nie mogłem! Popatrzcie tylko na niego; ile byście się spodziewali przy nim znaleźć? Parę miedziaków, zgadza się? Przecież w ogóle byśmy go nie ruszyli, ale wracaliśmy już do domu. Człowiek chce zrobić komuś przysługę i co z tego ma?

— A ile miał? — zainteresował się Tomjon.

— To musi być ze sto srebrnych dolarów! — jęknął Boggis i machnął sakiewką. — Przecież to nie moja skala! Nie moja klasa! Nie dam sobie rady z takimi pieniędzmi. Żeby tyle kraść, trzeba być w Gildii Prawników albo co. Przekroczyłem swoją kwotę.

— Więc mu oddaj — zaproponował chłopiec.

— Ale wypisałem pokwitowanie!

— One wszystkie mają, no wiesz, takie numerki — wyjaśnił młodszy z bratanków. — Gildia potem sprawdza, tak jakby… Hwel chwycił Tomjona za rękę.

— Przepraszam na moment — rzucił załamanemu złodziejowi i pociągnął chłopca na drugą stronę ulicy.

— No dobra — rzekł. — Kto tu zwariował? Oni? Ja? Ty? Tomjon wytłumaczył.

— To jest legalne?

— W pewnym sensie. Fascynujące, prawda? Jakiś człowiek w oberży mi o tym opowiadał.

— Ale ten tutaj ukradł za dużo?

— Na to wygląda. Jak rozumiem, Gildia bardzo surowo przestrzega przepisów.

Ofiara napadu jęknęła cicho. I zabrzęczała.

— Przypilnuj go — powiedział Tomjon. — A ja wszystko załatwię.

Wrócił do wyraźnie zmartwionych złodziei.

— Mój klient uważa — oświadczył — że sytuacja mogłaby zostać rozwiązana, gdybyście zwrócili mu pieniądze.

— Tak… — Boggis traktował ten pomysł jak całkiem nową teorię kreacji kosmosu. — Ale pokwitowanie, rozumiesz, musimy je wypełnić, czas, miejsce, podpisy i wszystko…

— Mój klient sądzi, że moglibyście ewentualnie okraść go, powiedzmy, z pięciu miedziaków — zaproponował gładko Tomjon.

— Wcale tak nie sądzę, do licha! — wrzasnął Błazen, który powoli wracał do siebie.

— Co oznacza dwa miedziaki jako zysk firmy plus koszta trzech miedziaków za czas, opłaty…

— Zużycie pałki — dodał Boggis.

— Właśnie.

— Przyzwoicie. Bardzo przyzwoicie. — Boggis spojrzał nad głową Tomjona na Błazna, który był już całkiem przytomny i bardzo zły. — Wyjątkowo przyzwoicie — powtórzył głośno. — Dyplomatycznie. Bardzo zobowiązany… — Przyjrzał się Tomjonowi. — A może coś dla szlachetnego pana? — zaproponował. — W tym miesiącu mamy specjalną ofertę na CUG. Praktycznie bezbolesne. Nic pan nie poczuje.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trzy wiedźmy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trzy wiedźmy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Trzy wiedźmy»

Обсуждение, отзывы о книге «Trzy wiedźmy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x