— Król w każdym calu.
— O czym wy mówicie? — zdziwiła się Magrat. — Przecież każdy lord ma zbrojownię.
Dwie czarownice wynurzyły się na powierzchnię z głębiny mrocznych wspomnień. Babcia Weatherwax wzruszyła ramionami.
— Jeśli tak dobrze myślicie o poprzednim królu — kontynuowała surowym tonem Magrat — dziwię się, czemu was nie martwi, że został zabity. Przyznajcie, ten wypadek był bardzo dziwny.
— Tacy już są królowie — odparła Babcia. — Przychodzą i odchodzą. Dobrzy i źli. Jego ojciec otruł króla, którego mieliśmy poprzednio.
— Starego Tharguma — przypomniała Niania. — O ile pamiętam, miał długą rudą brodę. Też był wielkoduszny.
— Tyle że teraz nikomu nie wolno mówić, że Felmet zabił króla — stwierdziła Magrat.
— Co? — zdziwiła się Babcia.
— Przedwczoraj właśnie za to kazał stracić w Lancre kilka osób — wyjaśniła Magrat. — Powiedział, że rozsiewali złośliwe kłamstwa. I że każdy, kto będzie to powtarzał, zwiedzi jego lochy. Ale nie będzie długo ich oglądał. Twierdzi, że Verence zmarł śmiercią naturalną.
— Być zamordowanym to przecież dla króla śmierć naturalna. Nie rozumiem, dlaczego tak się krępuje. Kiedy zabili starego Tharguma, zatknęli jego głowę na kiju, rozpalili wielkie ognisko i wszyscy w zamku przez tydzień chodzili pijani.
— Pamiętam — wtrąciła Niania. — Nosili tę głowę po wioskach, by pokazać, że naprawdę nie żyje. Bardzo przekonujące, uznałam.
Zwłaszcza dla niego. Uśmiechał się. Myślę, że tak właśnie chciałby odejść.
— Sądzę, że na obecnego powinnyśmy uważać — oświadczyła Babcia. — Mam wrażenie, że może być za sprytny. To niedobra cecha u królów. I nie przypuszczam, żeby umiał okazywać szacunek.
— W zeszłym tygodniu przyszedł do mnie jakiś człowiek i zapytał, czy chciałabym płacić jakieś podatki — oznajmiła Magrat. — Powiedziałam mu, że nie.
— U mnie też był — przypomniała sobie Niania Ogg. — Ale nasz Jason i nasz Wane wyszli do niego i powiedzieli, że nie mamy ochoty.
— Niski, łysy, w czarnym płaszczu? — spytała z namysłem Babcia Weatherwax.
— Tak — odpowiedziały chórem dwie czarownice.
— Chował się u mnie w malinach. Ale uciekł, kiedy wyszłam zapytać, czego chce.
— Szczerze mówiąc, dałam mu dwa miedziaki — przyznała się Magrat. — Powiedział, że będzie torturowany, jeśli nie zmusi czarownic do płacenia podatków…
* * *
Lord Felmet starannie obejrzał dwie monety. Następnie popatrzył na swojego poborcę podatków. — A więc… Poborca odchrząknął nerwowo.
— No więc, jaśnie panie, to było tak: wytłumaczyłem im, że musimy utrzymywać stałą armię i w ogóle, a one spytały dlaczego, a ja powiedziałem, że z powodu bandytów i w ogóle, a one na to, że bandyci nigdy ich nie zaczepiają.
— A roboty publiczne?
— A tak. No więc wskazałem im konieczność budowy i konserwacji mostów i w ogóle.
— I?
— Powiedziały, że ich nie używają.
— Aha — stwierdził z mądrą miną książę. — Nie mogą przekroczyć płynącej wody.
— Nie byłbym tego pewny, sir. Myślę, że czarownice mogą przekroczyć, co tylko zechcą.
— Czy mówiły coś jeszcze? — spytał książę. Poborca z roztargnieniem miął kraj swojej szaty.
— Owszem, sir. Wspomniałem, że podatki pomagają utrzymać pokój…
— I co?
— Odpowiedziały, że król sam powinien dbać o swoje pokoje, sir. A potem obrzuciły mnie spojrzeniem.
— Jakim spojrzeniem?
Książę podparł dłonią podbródek. Był zafascynowany.
— Trochę trudno je opisać — stwierdził poborca.
Starał się unikać wzroku księcia; miał przemożne uczucie, że kafelkowa podłoga ucieka spod niego we wszystkie strony i pokrywa już dobre kilka akrów. Fascynacja lorda Felmeta była dla niego tym, czym szpilka dla balonu.
— Spróbuj — zachęcił książę. Poborca zaczerwienił się.
— No więc… — zaczął. — Ono nie było miłe.
Co dowodzi, że poborca podatków lepiej radził sobie z liczbami niż ze słowami. Gdyby zakłopotanie, strach, marna pamięć i całkowity brak wyobraźni nie sprzysięgły się przeciw niemu, powiedziałby coś takiego: „Kiedy byłem mały i mieszkałem u ciotki, to ona zabroniła mi dotykać śmietanki i w ogóle, i odstawiła ją na najwyższą półkę w spiżarni, a wtedy ja przyniosłem stołek i chciałem ją zdjąć, kiedy ciotki nie było w domu, ale ona wróciła, tylko ja nic nie wiedziałem, i nie mogłem dosięgnąć do dzbanka, więc spadł na podłogę i się roztrzaskał, a ona wtedy weszła i popatrzyła na mnie. To było właśnie takie spojrzenie. Ale najgorsze, że one o tym wiedziały”.
— Niemiłe — powtórzył książę.
— Nie, sir.
Książę zabębnił palcami lewej ręki po poręczy tronu. Poborca chrząknął ponownie.
— Jaśnie panie… Nie zechcesz chyba zmuszać mnie do powrotu, prawda?
— Co? — Książę machnął niecierpliwie ręką. — Nie, nie — zapewnił. — Porozum się tylko z oprawcą, kiedy będziesz wychodził. Zobacz, czy znajdzie dla ciebie miejsce. Poborca skłonił się z wdzięcznością.
— Dzięki, sir. Natychmiast, sir. Jesteś bardzo…
— Tak, tak — rzucił z roztargnieniem lord Felmet. — Możesz odejść.
Pozostał sam w ogromnej sali. Znowu padał deszcz. Od czasu do czasu tynk spadał na kafelki, a ściany trzeszczały, jakby osiadały jeszcze głębiej. Powietrze pachniało starymi piwnicami.
Bogowie, jakże nienawidził tego królestwa!
Było takie małe: ledwie czterdzieści mil długie i może na dziesięć szerokie. Prawie w całości składało się z okrutnych gór o zboczach zielonych od lodu i grzbietach ostrych jak nóż oraz z gęstych, ponurych lasów. Takie królestwo nie powinno sprawiać kłopotów.
Nie mógł tylko zrozumieć uczucia, że ma ono także głębię. Zdawało się, że mieści w swych granicach zbyt wiele geografii.
Wstał i przeszedł przez komnatę na balkon, skąd roztaczał się niezrównany widok na drzewa. Odniósł wrażenie, że drzewa też na niego patrzą.
Wyczuwał ich niechęć. To dziwne, bo ludzie jakoś nie protestowali. Zresztą przeciwko niczemu właściwie nie protestowali. Verence był na swój sposób popularny. Sporo ludzi zjawiło się na pogrzebie; pamiętał rzędy poważnych twarzy. Nie wyglądali na głupich. W żadnym razie. Wyglądali na zajętych innymi sprawami; jakby to, co robią królowie, nie było szczególnie ważne.
Irytowało go to tak samo jak drzewa. Solidne rozruchy, na przykład, byłyby bardziej… bardziej właściwe. Człowiek mógłby pojeździć, powieszać ludzi, powstałoby twórcze napięcie, tak ważne dla rozwoju państwa. Na równinach, kiedy dawało się ludziom kopniaka, odpowiadali kopniakiem. A tutaj, kiedy dać komuś kopniaka, odsunie się tylko i będzie czekał, aż noga człowiekowi odpadnie. Jak królowie mogą przejść do historii, władając takim narodem? Nie można tych ludzi dręczyć, tak samo jak nie można dręczyć materaca.
Podniósł już podatki i spalił parę wiosek, dla zasady, żeby pokazać, z kim mają do czynienia. I właściwie nie uzyskał żadnego efektu.
A teraz jeszcze te czarownice. Nie dawały mu spokoju.
— Błaźnie!
Błazen, który uciął sobie krótką drzemkę za tronem, obudził się przerażony.
— Słucham!
— Podejdź.
Błazen zbliżył się, brzęcząc żałośnie dzwoneczkami.
— Powiedz mi, Błaźnie, czy tu zawsze pada deszcz?
— Dufam, wujaszku…
— Po prostu odpowiedz na pytanie — rzekł lord Felmet z żelazną cierpliwością.
Читать дальше