Terry Pratchett - Straż! Straż!

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Straż! Straż!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Straż! Straż!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Straż! Straż!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Służba na Straży Nocnej bynajmniej nie należy do zajęć zapewniających splendor i powszechny szacunek, a cóż dopiero mówić o dowodzeniu tą formacją.
Niestety, kapitan Vimes nie ma wyboru, szuka więc pociechy na dnie butelki, jego dwóm podwładnym nie pozostaje zaś nic innego jak starannie unikać miejsc, gdzie może zostać popełnione jakiekolwiek przestępstwo. Wszyscy zdążyli przywyknąć do tej sytuacji, lecz pewnego dnia wybucha potworne zamieszanie: oto do Ankh-Morpork przybywa gigantyczny krasnolud Marchewa i postanawia zostać najlepszym strażnikiem w historii miasta — akurat wtedy, gdy do miasta przybywa smok.
Powieść tłumaczy, dlaczego z pewnych względów można to uznać za zdarzenie pozytywne, z innych za negatywne. Marchewa nie ma co do tego wątpliwości.

Straż! Straż! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Straż! Straż!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Był niski i krzywonogi. Przypominał trochę szympansa, którego nigdy nie zapraszają na herbatkę.

Trudno określić jego wiek. Ale sądząc po cynizmie i zmęczeniu światem, będących odpowiednikiem datowania węglem dla ludzkiej osobowości, miał jakieś siedem tysięcy lat.

— Ta trasa jest prosta — oświadczył, kiedy szli mokrą ulicą przez dzielnicę kupców. Nacisnął klamkę jakichś drzwi. Były zamknięte. — Mnie się trzymaj — dodał — a zobaczysz, jak trzeba się zachowywać. A teraz sprawdź drzwi po drugiej stronie.

— Aha. Rozumiem, panie kapralu. Musimy sprawdzić, czy ktoś nie zostawił otwartego sklepu.

— Szybko się uczysz, synu.

— Mam nadzieję, że uda się przyłapać złoczyńcę na gorącym uczynku — rzekł z zapałem Marchewa.

— No… tak — mruknął niepewnie Nobby.

— Ale jeśli znajdziemy otwarte drzwi, to powinniśmy chyba wezwać właściciela — mówił dalej Marchewa. — A jeden z nas zostanie, żeby pilnować towarów. Prawda?

— Tak? — Nobby rozpromienił się. — Ja to załatwię. Nie masz się o co martwić. A ty możesz iść i poszukać ofiary. Znaczy się właściciela. Sprawdził następne drzwi. Klamka ustąpiła pod naciskiem.

— W górach — powiedział Marchewa — kiedy złapali złodzieja, wieszali go za…

Urwał, z roztargnieniem stukając w klamkę. Nobby znieruchomiał.

— Za co? — zapytał z pełną grozy fascynacją.

— Nie pamiętam. Mama mówiła, że to i tak dla nich za mała kara. Kradzież jest Zła.

Nobby przeżył wiele słynnych rzezi, nie będąc tam, gdzie miały miejsce. Puścił klamkę i poklepał ją przyjaźnie.

— Mam! — krzyknął Marchewa. Nobby podskoczył.

— Co masz?

— Przypomniałem sobie z tym wieszaniem.

— Tak? — szepnął słabym głosem Nobby. — I co?

— Wieszali ich za ratuszem — wyjaśnił Marchewa. — Czasem na parę dni. Więcej już nie kradli, to pewne. I Bjorn Wręcemocnyjest twoim wujem.

Nobby oparł pikę o ścianę i sięgnął za ucho po niedopałek. Kilka spraw, uznał, należy wyjaśnić od razu.

— Dlaczego musiałeś zostać strażnikiem, chłopcze? — zaczął.

— Wszyscy mnie o to pytają — odparł Marchewa. — Wcale nie musiałem. Chciałem. To zrobi ze mnie Mężczyznę.

Nobby nigdy nikomu nie patrzył prosto w oczy. Teraz wpatrywał się zdumiony w prawe ucho Marchewy.

— Znaczy, nie uciekasz przed niczym i w ogóle? — upewnił się.

— Dlaczego miałbym przed czymś uciekać? Nobby zmieszał się na chwilę.

— Hm… Zawsze coś się znajdzie. Może… Może niesłusznie cię o coś oskarżyli? Może… — uśmiechnął się. — Na przykład ze sklepów tajemniczo zniknęły pewne drobiazgi, a ciebie o to obwiniali, bez żadnych dowodów, oczywiście. Albo w twoich rzeczach znaleźli pewne przedmioty, a ty nie miałeś pojęcia, skąd się tam wzięły. Takie historie… Nobby’emu możesz powiedzieć. A może… — Kapral szturchnął Marchewę w bok. — Może poszło o coś innego, co? Szersze la fem, co? Wpakowałeś dziewczynę w kłopoty?

— Ja… — zaczął Marchewa, ale przypomniał sobie, że owszem, należy mówić prawdę nawet takim dziwnym osobom jak Nobby, który wyraźnie nie wiedział, o co w niej chodzi. A prawda była taka, że przysporzył Blaszce kłopotów, chociaż dlaczego i w jaki sposób, pozostawało dla niego tajemnicą. Chyba za każdym razem, kiedy wychodził z groty Skałokruszów, słyszał, jak ojciec i matka na nią krzyczą. Wobec niego zawsze byli uprzejmi, ale chyba samo spotykanie się z nim sprowadzało na Blaszkę kłopoty.

— Tak — przyznał.

— Aha. To częsty przypadek — stwierdził z mądrą miną Nobby.

— Przez cały czas — uzupełnił Marchewa. — Właściwie to każdego wieczoru.

— A niech mnie — mruknął z podziwem kapral. Zerknął na Ochraniacz. — Dlatego kazali ci to nosić?

— Nie rozumiem.

— Nie przejmuj się. Każdy ma swój mały sekrecik. Albo duży, jak się okazuje. Nawet kapitan. Jest z nami tylko dlatego, że został Nisko Uderzony przez kobietę. Tak mówi sierżant. Nisko Uderzony.

— Ojej — westchnął Marchewa. To musiało boleć.

— Ale moim zdaniem to dlatego, że mówi, co myśli. I powiedział to o jeden raz za dużo, do Patrycjusza. Tak słyszałem. Powiedział, że Gildia Złodziei to tylko banda złodziei czy coś w tym rodzaju. Dlatego jest z nami. Ale naprawdę nie wiadomo. — Przyjrzał się w zadumie chodnikowi. — Gdzie się zatrzymałeś, chłopcze?

— U takiej starszej pani. Nazywa się Palm… Nobby zakrztusił się dymem, który poleciał mu nie tam, gdzie powinien.

— Na Mrokach? — wykrztusił. — Tam śpisz?

— Tak.

— Co noc?

— No, właściwie to co dzień. Tak.

— I przybyłeś, żebyśmy zrobili z ciebie mężczyznę?

— Tak!

— Nie wiem, czyby mi się podobała okolica, skąd pochodzisz.

— Proszę posłuchać, panie kapralu. — Marchewa zgubił się już zupełnie. — Przyszedłem, bo pan Varneshi mówił, że to najlepsza praca na świecie, pilnowanie prawa i wszystko. Miał rację, prawda?

— No… Co do tego… Znaczy, pilnowania Prawa… Znaczy, kiedyś tak, zanim mieliśmy te Gildie i całą resztę… Prawo, rozumiesz, teraz to jeszcze nie wszystko, znaczy… Sprawy są bardziej… Sam nie wiem. W zasadzie masz tylko potrząsać dzwonkiem i się nie wychylać.

Nobby westchnął. Potem odsapnął, zdjął z pasa klepsydrę i zerknął na przesypujące się szybko ziarnka piasku. Zaczepił ją z powrotem, zsunął z dzwonka skórzany tłumik i zadzwonił raz czy dwa, niezbyt głośno.

— Już dwunasta — szepnął. — I wszystko jest w porządku.

— To już koniec? — zapytał Marchewa, kiedy umilkły ciche echa.

— Mniej więcej. Mniej więcej. — Kapral zaciągnął się niedopałkiem.

— Żadnych pościgów po dachach w świetle księżyca? Żadnego skakania na kandelabry? Nic?

— Raczej nie. Nigdy nie robiłem czegoś takiego. Nikt nigdy mi o tym nie wspominał. — Nobby dmuchnął dymem. — Od biegania po dachach człowiek może się przeziębić na śmierć. Jeśli nie masz nic przeciw temu, wolę się trzymać dzwonka.

— Mogę też spróbować? — poprosił Marchewa.

Nobby był nieco wyprowadzony z równowagi. Tylko z tego powodu popełnił błąd i bez słowa wręczył Marchewie dzwonek.

Marchewa obejrzał go dokładnie, po czym energicznie pomachał nim nad głową.

— Już dwunasta! — ryknął. — 1 wszystkojeeest w porząąąądkuu!

Echa odbijały się po całej ulicy, aż wreszcie stłumiła je przerażająca, ciężka cisza. Gdzieś w ciemnościach zaszczekały psy. Zapłakało dziecko.

— Psst — syknął Nobby.

— Ale wszystko jest w porządku, prawda?

— Nie będzie, jeśli nie przestaniesz tak hałasować! Oddaj dzwonek!

— Nie rozumiem — wyznał Marchewa. — Proszę spojrzeć, w tej książce, którą dał mi pan Varneshi…

Sięgnął po Prawa i Przepisy Porządkowe. Nobby zerknął tylko i wzruszył ramionami.

— Nigdy o nich nie słyszałem — burknął. — A teraz lepiej zamknij paszczę. Nie możesz tak wrzeszczeć. Różni tacy mogliby usłyszeć. Chodź. Tędy.

Złapał Marchewę za ramię i pociągnął go ulicą.

— Jacy różni? — protestował Marchewa, opierając się lekko.

— Różni niedobrzy.

— Ale przecież jesteśmy Strażą!

— No właśnie! I nie chcemy się mieszać do spraw takich ludzi. Pamiętasz przecież, co się stało z Gaskinem.

— Nie pamiętam, co się stało z Gaskinem! — oznajmił zdumiony Marchewa. — Kto to jest Gaskin?

— Służył przed tobą — mruknął Nobby. Przygarbił się. — Biedak. Mogło się to przytrafić każdemu z nas. — Podniósł głowę i spojrzał na Marchewę. — A teraz przestań, słyszysz? To mi działa na nerwy. Pościgi w świetle księżyca, akurat.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Straż! Straż!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Straż! Straż!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Straż! Straż!»

Обсуждение, отзывы о книге «Straż! Straż!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x