— I dofrze — stwierdził Gaspode. — A teraz uciekajmy stąd jak…
Stwór wrzasnął. Podobieństwo do Victora zniknęło całkowicie, teraz wśród płomieni poruszało się coś przypominającego wybuch w akwarium. Macka wystrzeliła z ognia i chwyciła Gaspode za nogę.
Odwrócił się i spróbował ją ugryźć.
Laddie jak strzała przebiegł z powrotem po pustej widowni i zaatakował wijącą się mackę. Odskoczyła, powaliła go i cisnęła wirującym Gaspode o podłogę.
Pies wstał, kulejąc zrobił kilka kroków i upadł.
— Przeklęta noga! Fyła i już po niej — mruknął. Laddie spojrzał na niego ze smutkiem. Płomienie strzelały wokół puszek z błoną.
— No już, uciekaj stąd, głupi kundlu! — zawołał Gaspode. — Wszystko tu lada chwila wyfuchnie. Nie! Nie podnoś mnie! Postaw mnie natychmiast! Nie masz czasu…
* * *
Ściany Odium rozdęły się z pozorną powolnością; każda deska i kamień zdawała się zachowywać swoją pozycję względem pozostałych, ale płynęła samodzielnie.
A potem Czas doścignął wydarzenia.
Victor upadł na twarz.
Bum!
Pomarańczowa kula ognia uniosła dach; wzleciał w zamglone niebo. Odłamki uderzyły o ściany innych domów. Rozgrzana do czerwoności puszka błony z groźnym wizgiem przeleciała nad głowami leżących na bruku magów i huknęła o daleki mur.
Słychać było wysokie, cienkie wycie, które urwało się nagle.
Stwór-Ginger zakołysał się w żarze. Podmuch gorącego powietrza uniósł wokół talii fałdy jego ogromnej spódnicy. Stwór stał, migoczący i niepewny, a dookoła spadały gruzy.
Potem odwrócił się chwiejnie i ruszył naprzód.
Victor zerknął na Ginger, która wpatrywała się w rzednące chmury dymu i stos ruin, jeszcze niedawno tworzących Odium.
— To nie tak — mruczała pod nosem. — Tak się nie zdarza… Kiedy już myślisz, że jest za późno, wybiegają z dymu. — Zwróciła ku niemu przerażony wzrok. — Prawda? — spytała błagalnie.
— Tamto jest w migawkach — odrzekł Victor. — Tu jest rzeczywistość.
— Co za różnica?
Kierownik katedry chwycił Victora za ramię i szarpnął mocno.
— Idzie do Biblioteki! — zawołał. — Musisz ją powstrzymać! Jeśli tam dotrze, magia uczyni ją niezwyciężoną! Nigdy jej nie pokonamy! I będzie mogła sprowadzić następne!
— Jesteście magami — wtrąciła Ginger. — Czemu wy tego nie zatrzymacie?
Victor pokręcił głową.
— Stwory lubią naszą magię — wyjaśnił. — Jeśli użyje się jej gdzieś blisko nich, stają się silniejsze. Ale nie wiem, co mógłbym zrobić…
Umilkł niepewnie. Tłum obserwował go w napięciu.
Nie patrzyli na niego, jakby był ich ostatnią nadzieją. Patrzyli, jakby był ich pewnością.
Usłyszał słowa jakiegoś dziecka.
— Co teraz będzie, mamo?
— To proste — odparła spokojnie trzymająca dzieciaka gruba kobieta. — On rzuci się tam i powstrzyma to w ostatniej chwili. Jak za każdym razem. Widziałam już, jak to robi.
— Nigdy czegoś takiego nie robiłem — zaprotestował Victor.
— Widziałam — upierała się z satysfakcją kobieta. — W Cieniach wśród pisków . Kiedy ta młoda dama… — dygnęła w stronę Ginger — …jechała na koniu, a on ją zrzucił z urwiska, ty przygalopowałeś i złapałeś ją w ostatniej chwili. Imponujące, pomyślałam wtedy.
— To nie były Cienie wśród pisków — sprzeciwił się starszy mężczyzna, spokojnie nabijając fajkę. — To była Dolina Trolli .
— Właśnie że Cienie — wtrąciła stojąca za nim chuda kobieta. — Wiem dobrze. Widziałam je dwadzieścia siedem razy.
— Tak… Znakomity ruchomy obrazek — zgodziła się pierwsza. — Za każdym razem, kiedy widzę tę scenę, jak ona go opuszcza, a on patrzy na nią i rzuca jej to swoje spojrzenie, od razu łzy stają mi w oczach…
— Przepraszam bardzo, ale to nie były Cienie wśród pisków — oświadczył mężczyzna. Mówił powoli i z naciskiem. — Myśli pani o słynnej scenie na placu w Płomyeniach namyetności .
Gruba kobieta poklepała Ginger po ręce.
— Masz, panienko, dobrego chłopaka — powiedziała. — Zawsze rusza ci na ratunek. Gdyby to mnie ciągnęły gdzieś szalone trolle, mój stary słowa by nie powiedział. Najwyżej by spytał, gdzie ma mi wysłać rzeczy.
— Mój mąż nawet by nie wstał z fotela, gdyby to mnie pożerały smoki — dodała chuda. Szturchnęła lekko Ginger. — Ale przydałoby ci cię więcej ubrania, panienko. Następnym razem, kiedy trzeba cię będzie ratować, upieraj się, żeby pozwolili ci włożyć ciepły płaszcz. Ile razy zobaczę cię na ekranie, zaraz myślę: ona sama się prosi o grypę, kiedy biega w takim stanie. Ot co.
— Gdzie jego miecz? — zapytał dzieciak, kopiąc matkę w łydkę.
— Przypuszczam, że zaraz po niego pójdzie — odpowiedziała, uśmiechając się do Victora zachęcająco.
— Ehm… No tak — wymamrotał. — Chodź, Ginger. Chwycił ją za rękę.
— Zróbcie chłopakowi miejsce! — krzyknął władczo palacz fajki. Ludzie rozstąpili się wokół nich. Ginger i Victor zobaczyli tysiące twarzy zwróconych ku nim wyczekująco.
— Oni myślą, że byliśmy rzeczywiści — jęknęła Ginger. — Nikt nic nie robi, na miłość bogów, bo uważają, że to ty jesteś bohaterem! A my też nic nie możemy zrobić. Ten Stwór jest większy niż my oboje!
Victor wpatrywał się w mokre kamienie bruku. Pewnie mógłbym sobie przypomnieć jakieś czary, myślał, ale zwyczajne czary nic nie zdziałają przeciwko Piekielnym Wymiarom. I jestem pewien, że prawdziwi bohaterowie nie stoją wśród wiwatujących tłumów. Bohaterowie wykonują swoją robotę. Są jak ten biedny Gaspode — nikt ich nie zauważa, dopiero potem. To właśnie jest rzeczywistość.
Wolno uniósł głowę.
Ale czy to naprawdę rzeczywistość?
Powietrze trzeszczało. Wypełniał je inny rodzaj magii. Ta magia fruwała po świecie jak zerwana taśma ruchomego obrazka. Gdyby tylko zdołał chwycić koniec…
Rzeczywistość nie musi być rzeczywista. W odpowiednich warunkach może być tym, w co wierzą ludzie…
— Cofnij się — szepnął.
— Co chcesz zrobić? — zdziwiła się Ginger.
— Spróbować magii Świętego Gaju.
— W Świętym Gaju nie ma nic magicznego!
— Myślę, że jest. Inna odmiana magii. Czuliśmy ją. Magia jest tam, gdzie możesz ją znaleźć.
Kilka razy odetchnął głęboko i pozwolił, by umysł odwijał się z wolna. Na tym polegał sekret. Trzeba to robić, a nie o tym myśleć. Wystarczy pozwolić, żeby instrukcje napłynęły z zewnątrz. Praca jak każda. Człowiek czuł na sobie oko obrazkowego pudła i świat się zmieniał — świat będący jedynie migotliwym srebrzystym prostokątem.
W tym cała tajemnica. W migotaniu.
Zwykła magia tylko przesuwa obiekty. Nie potrafi stworzyć niczego rzeczywistego, co przetrwa dłużej niż kilka sekund; wymaga to zbyt wielkich energii.
Ale magię Świętego Gaju wykorzystuje się według jego zasad…
Pewnie wyciągnął rękę w stronę nieba.
— Światła!
Sieć błyskawic rozjaśniła całe miasto…
— Obrazkowe pudło!
Halogen wściekle zakręcił korbą.
— Akcja!
Nikt nie zauważył, skąd wziął się koń. Po prostu nagle się zjawił, przeskoczył nad głowami tłumu. Był biały i miał piękne, zdobione srebrem wodze. Victor wskoczył na siodło, kiedy rumak go mijał, po czym kazał mu stanąć dęba i przebierać w powietrzu przednimi nogami. Dobył miecza, który jeszcze przed chwilą nie istniał.
Читать дальше