Terry Pratchett - Zbrojni

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zbrojni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbrojni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbrojni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zostań prawdziwym mężczyzną w Straży! Straż Miejska potrzebuje ludzi! Ale ci, których naprawdę dostaje, to m.in. kapral Marchewa (formalnie krasnolud), młodszy funkcjonariusz Cuddy (naprawdę krasnolud), młodszy funkcjonariusz Detrytus (troll), młodsza funkcjonariusz Angua (kobieta... na ogół) i kapral Nobbs (wykluczony z rasy ludzkiej za faule). Przyda im się każda pomoc. Bo zło unosi się w powietrzu, mord czai za progiem, a coś bardzo paskudnego na ulicach. Dobrze by było, gdyby wszystko udało się załatwić do południa, ponieważ wtedy właśnie kapitan Vimes oficjalnie przechodzi w stan spoczynku, oddaje odznakę i się żeni. A że wszystko to dzieje się w Ankh-Morpork, wiele rzeczy może się wydarzyć w samo południe.

Zbrojni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbrojni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

„Drogi sierżancie Colon,

Mam nadzieję, ze czuje się pan dobzre. Pogoda spzryja. To jest dato które, wyłowiliśmy z rzeki zeszłej nocy ale, nie wiemy kim ono jest oprócz tego że to, członek Gildii Błaznów imieniem Fasollo. Został poważnie uderzony w ty ł głowy i wepchnięty pod most na czas dłuższy więc nie jest Miłym Widokiem. Kapitan Vimes kazał Rozpoznać Sprawę. Uważa, że wiąże się z Morderstwem Pana Młotokuja. Mówił żeby, pogadać z Błaznami. Mówił, żeby pan to zrobił. Także załączam Kawałek Papieru. Kapitan Vimes mówił żeby sprawdzić, u Alchemików…”

Sierżant Colon przerwał lekturę, żeby przekląć alchemików.

„…bo to Zadziwiający Trop. W nadziei, że list ten zastanie pana, w dobrym Zdrowiu, Szczerze oddany Marchewa Żelaznywładsson (kpr.).”

Sierżant poskrobał się po głowie. Co to, u licha, mogło znaczyć?

Zaraz po śniadaniu kilku starszych trefnisiów z gildii zjawiło się, żeby zabrać trupa. Zwłoki w rzece… Właściwie nie było w tym nic niezwykłego. Tyle że błaźni zwykle nie umierali w taki sposób. W końcu co mógł posiadać taki błazen, co warte było rabunku? Jakie mógł stanowić zagrożenie?

A co do alchemików, to prędzej wybuchnie, niż…

Naturalnie, przecież wcale nie musi. Zerknął na rekrutów. Powinni wreszcie się do czegoś przydać.

— Cuddy i Detrytus… nie salutować! Mam dla was drobną robótkę. Zaniesiecie ten papier do Gildii Alchemików, jasne? I zapytajcie któregoś z tych wariatów, czy coś z niego rozumie.

— Gdzie jest Gildia Alchemików, sierżancie? — zapytał Cuddy.

— Przy ulicy Alchemików, oczywiście — wyjaśnił Colon. — Na razie. Ale na waszym miejscu bym się pospieszył.

* * *

Budynek Gildii Alchemików stał naprzeciwko Gildii Graczy. Na ogół. Czasami znajdował się nad Gildią Graczy, pod nią albo też spadał w kawałkach wokół niej. Graczy czasami pytano, dlaczego wciąż pozostają w pobliżu gildii, która co kilka miesięcy wysadza w powietrze swój główny hol. Odpowiadają wtedy: „Czy przed wejściem tutaj przeczytałeś szyld?”. Troll i krasnolud maszerowali w tym kierunku, od czasu do czasu wpadając na siebie wskutek umyślnych przypadków.

— A zresztą jak ty, taki mądry, czemu dał ten papier mi?

— Ha! A potrafisz go przeczytać? No, potrafisz?

— Nie. Mówię ci, żebyś przeczytał. To się nazywa dele-gaj-cya.

— Właśnie! Nie umie czytać! Nie umie liczyć! Głupi troll!

— Nie głupi!

— Jak to nie? Wszyscy wiedzą, że trolle nie potrafią nawet doliczyć do czterech [11] Rzeczywiście, trolle tradycyjnie liczą tak: jeden, dwa, trzy… dużo. Ludzie uznają to za dowód, że nie potrafią sobie przyswoić większych liczb. Nie rozumieją, że „dużo” też może być liczbą. Jak w ciągu: jeden, dwa, trzy, dużo, dużo-jeden, dużo-dwa, dużo-trzy, dużo-dużo, dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-trzy, dużo-dużo-dużo, du-żo-dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-dużo-trzy, MNÓSTWO. .

— Zjadacz szczurów!

— Ile palców widzisz? No, powiedz, panie Mądre Kamienie w Głowie?

— Dużo — zaryzykował Detrytus.

— Cha, cha! Nie, pięć. Będziesz miał poważne kłopoty w dzień wypłaty. Sierżant Colon powie: Głupi troll, nie pozna, ile mu dam dolarów. Jak w ogóle przeczytałeś to ogłoszenie o wstąpieniu do straży? Ktoś ci przeczytał?

— A jak ty przeczytałeś? Ktoś cię podniósł? Dotarli do bramy Gildii Alchemików.

— Ja pukam! Moja praca!

— Nie, ja pukam!

Kiedy Sendivoge, sekretarz gildii, otworzył drzwi, zobaczył krasnoluda uwieszonego u kołatki i trolla, który machał nim w górę i w dół. Sendivoge poprawił kask ochronny.

— Słucham — powiedział.

Cuddy puścił kołatkę. Detrytus zmarszczył masywne czoło.

— Eh… ty wredny czubku, co możesz z tym zrobić? — zapytał.

Sendivoge spoglądał to na Detrytusa, to na kartkę papieru.

Cuddy usiłował wyminąć trolla, który niemal całkowicie blokował wejście.

— Dlaczego niby go tak nazwałeś? — Sierżant Colon, on powiedział…

— Mógłbym z tego zrobić czapkę — stwierdził Sendivoge. — Albo taki łańcuszek figurek, gdybym tylko dostał nożyczki…

— Mojemu… koledze chodziło o to, szanowny panie, czy zechciałby pan pomóc nam w śledztwie dot. zapisu na wyżej wymienionym papierze — wtrącił Cuddy. — To bolało.

Sendivoge przyjrzał mu się uważnie.

— Czy jesteście strażnikami? — zapytał.

— Jestem młodszy funkcjonariusz Cuddy, a to… — Cuddy skinął ręką w górę — jest młodszy starający się funkcjonariusz Detrytus… nie salutuj!

Huknęło i Detrytus zwalił się na bok.

— Oddział samobójczy, co? — mruknął alchemik.

— Zaraz dojdzie do siebie — wyjaśnił Cuddy. — To przez salutowanie. Dla niego niestety za trudne. Zna pan trolle.

Sendivoge wzruszył ramionami i obejrzał papier.

— Wygląda… znajomo — stwierdził. — Gdzieś już widziałem coś takiego. Proszę… jesteś krasnoludem, prawda?

— To na pewno ten mój nos — burknął Cuddy. — On mnie zdradza.

— No cóż, zawsze staramy się wypełniać nasze obywatelskie obowiązki. Proszę wejść.

Okute żelazem buty Cuddy’ego kilkoma kopniakami przywróciły Detrytusowi częściową przytomność. Troll wstał i poczłapał za nimi.

— Po co, no… po co panu ten kask? — zapytał Cuddy, kiedy szli korytarzem.

Ze wszystkich stron dobiegały stukania młotków. Budynek Gildii Alchemików był właśnie remontowany.

Sendivoge przewrócił oczami.

— Kule — wyjaśnił. — Dokładniej: kule bilardowe.

— Znałem kogoś, kto grał w taki sposób.

— Ależ nie. Pan Silverfish jest dobrym graczem. I to właśnie stanowi problem.

Cuddy raz jeszcze spojrzał na kask.

— Widzisz, chodzi o kość słoniową.

— Aha — odpowiedział Cuddy, chociaż wcale nie widział. — Słonie?

— Kość słoniowa bez słoni. Transmutowana kość słoniowa. Pewne przedsięwzięcie komercyjne.

— Myślałem, że pracujecie nad złotem.

— No tak. Oczywiście ludzie wszystko wiedzą na temat złota.

— No tak — przyznał Cuddy, rozważając określenie „ludzie”.

— Złoto — tłumaczył zamyślony Sendivoge — okazało się nieco skomplikowane.

— Jak długo już próbujecie?

— Trzysta lat.

— Kawał czasu.

— Kością słoniową zajmujemy się dopiero od tygodnia i idzie nam doskonale — zapewnił szybko alchemik. — Są tylko pewne skutki uboczne, ale jestem pewien, że szybko sobie z nimi poradzimy.

Pchnął drzwi.

Znaleźli się w sporym pomieszczeniu, obficie zaopatrzonym w typowe źle wentylowane paleniska, szeregi bulgoczących kolb i jednego wypchanego aligatora. Jakieś rzeczy pływały w słojach. W powietrzu unosił się zapach ograniczonej oczekiwanej długości życia.

Dużą część sprzętu odsunięto jednak pod ściany, by zrobić miejsce dla stołu bilardowego. Wokół niego stało kilku alchemików w pozach ludzi w każdej chwili gotowych do ucieczki.

— To już trzeci w tym tygodniu — oznajmił ponuro Sendivoge. Podszedł do mężczyzny pochylonego nad kijem.

— Ehm… panie Silverfish…

— Nie przeszkadzać. Gra się toczy — rzucił główny alchemik, mierząc w białą kulę.

Sendivoge zerknął na tablicę wyników.

— Dwadzieścia jeden punktów — zdziwił się. — Coś podobnego! Może jednak dodajemy do nitrocelulozy odpowiednią ilość kamfory…

Stuknęło. Biała kula potoczyła się, odbiła od bandy…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbrojni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbrojni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbrojni»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbrojni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x