Terry Pratchett - Zbrojni

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zbrojni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbrojni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbrojni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zostań prawdziwym mężczyzną w Straży! Straż Miejska potrzebuje ludzi! Ale ci, których naprawdę dostaje, to m.in. kapral Marchewa (formalnie krasnolud), młodszy funkcjonariusz Cuddy (naprawdę krasnolud), młodszy funkcjonariusz Detrytus (troll), młodsza funkcjonariusz Angua (kobieta... na ogół) i kapral Nobbs (wykluczony z rasy ludzkiej za faule). Przyda im się każda pomoc. Bo zło unosi się w powietrzu, mord czai za progiem, a coś bardzo paskudnego na ulicach. Dobrze by było, gdyby wszystko udało się załatwić do południa, ponieważ wtedy właśnie kapitan Vimes oficjalnie przechodzi w stan spoczynku, oddaje odznakę i się żeni. A że wszystko to dzieje się w Ankh-Morpork, wiele rzeczy może się wydarzyć w samo południe.

Zbrojni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbrojni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

…i przyspieszyła. Wypuściła biały dym i pomknęła w kierunku niewinnej grupki kuł czerwonych. Silverfish pokręcił głową.

— Niestabilne — stwierdził. — Padnij!

Wszyscy w pomieszczeniu schylili się nisko, z wyjątkiem obu strażników. Jeden z nich był w pewnym sensie pochylony standardowo, drugi natomiast spóźniał się o kilka minut za wydarzeniami.

Czarna bila wystartowała w kolumnie ognia, ciągnąc za sobą smugę dymu, świsnęła obok głowy Detrytusa i rozbiła okno. Zielona tkwiła w jednym miejscu, ale wirowała szaleńczo. Pozostałe pędziły we wszystkie strony, od czasu do czasu wybuchając płomieniem albo odbijając się od ścian.

Czerwona trafiła Detrytusa między oczy, łukiem wróciła na stół, wpadła do środkowej luzy i tam wybuchła.

Zapadła cisza, jeśli nie liczyć głośnych ataków kaszlu. Silverfish wynurzył się z kłębów gęstego dymu i drżącą ręką zaznaczył kolejny punkt płonącym końcem kija.

— Jeden — rzekł. — No cóż… Wracamy do kolb. Niech ktoś zamówi następny stół bilardowy.

— Przepraszam bardzo… — Cuddy szturchnął go w kolano.

— Kto to powiedział?

— Na dole. Silverfish spuścił wzrok.

— Oj… jesteś krasnoludem?

Cuddy spojrzał na niego zimno.

— A ty jesteś olbrzymem?

— Ja? Oczywiście, że nie.

— Aha. No więc ja muszę być krasnoludem, rzeczywiście. A ten za mną to troll.

Detrytus stanął w pozycji nieco przypominającej „na baczność”.

— Przyszliśmy spytać, czy może nam pan powiedzieć, co jest na tym papierze — wyjaśnił Cuddy.

— No — potwierdził Detrytus.

Silverfish spojrzał.

— A tak — powiedział. — Jakieś stare zapiski Leonarda. I co?

— Leonarda? — powtórzył Cuddy. — Zapisz to — polecił Detrytusowi.

— Leonarda da Quirm — wyjaśnił alchemik.

Cuddy nadal nie rozumiał.

— Nie słyszeliście o nim? — zdziwił się Silverfish.

— Nie powiem, że tak, szanowny panie.

— Sądziłem, że wszyscy słyszeli o Leonardzie z Quirmu. Całkiem zwariowany. Ale geniusz.

— Był alchemikiem?

Zapisz to, zapisz to… Detrytus rozejrzał się mętnym wzrokiem, szukając nadpalonego kawałka drewna i jakiejś wygodnej ściany.

— Leonard? Nie. Nie należał do gildii. Czy też raczej należał do wszystkich gildii, jak przypuszczam. Sporo podróżował. On… majstrował, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

— Nie, proszę pana.

— Trochę malował i grzebał się w mechanizmach. Co mu akurat w ręce wpadło.

Wystarczy nawet młotek i dłuto, myślał Detrytus.

— A tutaj — ciągnął Silverfish — mamy wzór na… Co tam, mogę wam przecież powiedzieć, to żadna wielka tajemnica… To wzór na coś, co nazywamy Proszkiem numer jeden: siarka, saletra i węgiel drzewny. Używa się tego w fajerwerkach. Każdy dureń może go wyprodukować. A tekst wygląda dziwnie, bo jest pisany od tyłu.

— To chyba ważne — syknął Cuddy w stronę trolla.

— Ależ skąd. On zawsze pisał od tyłu — powiedział Silverfish. — Taki dziwak. Ale wybitnie inteligentny. Widzieliście może jego portret Mony Ogg?

— Chyba nie.

Silverfish oddał papier Detrytusowi, który przyjrzał mu się zezem, jakby rozumiał, co znaczą litery. Może na tym dałoby się coś zapisać, pomyślał.

— Zęby ścigały patrzących po całym pokoju. Zadziwiające. Niektórzy mówili nawet, że ścigały ich przez drzwi aż na ulicę.

— Myślę, że powinniśmy porozmawiać z panem da Quirm — stwierdził Cuddy.

— Oczywiście, moglibyście porozmawiać. Na pewno. Ale on raczej by nie słuchał. Zniknął parę lat temu.

A potem, jak już znajdę coś do pisania, muszę poszukać kogoś, kto mnie nauczy pisać, myślał Detrytus.

— Zniknął? — zdziwił się Cuddy. — W jaki sposób?

— Podejrzewamy… — Silverfish zniżył głos — że znalazł sposób, by uczynić się niewidzialnym.

— Naprawdę?

— Ponieważ… — tłumaczył Silverfish konspiracyjnym szeptem — nikt go więcej nie widział.

— Aha — mruknął Cuddy. — No tak. To dla mnie trochę za trudne, rozumie pan, ale nie sądzi pan, że mógł, no… mógł gdzieś wyjechać, gdzie nie mogliście go zobaczyć?

— Nie, to by nie pasowało do starego Leonarda. Na pewno by nie wyjechał. Ale mógł zniknąć.

— Och.

— Był trochę… zwariowany, jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Głowa całkiem wypchana mózgiem. Pamiętam, wpadł kiedyś na pomysł uzyskiwania błyskawicy z cytryn! Hej, Sendivoge, pamiętasz Leonarda i jego błyskawiczne cytryny?

Sendivoge zatoczył palcem krąg w okolicy skroni.

— No jasne. „Wystarczy wetknąć miedziany i cynkowy pręt w cytrynę, i „presto”, dostajemy ujarzmioną błyskawicę”. Ależ to był idiota.

— Och nie, nie idiota — zaprotestował Silverfish. Chwycił kulę bilardową, która w cudowny sposób uniknęła detonacji. — Po prostu miał tak ostry umysł, że sam się kaleczył, jak mawiała moja babcia. Błyskawiczne cytryny… Gdzie tu sens? Były równie bzdurne jak jego machina do głosów z nieba. Mówię mu: Leonardzie… Tak mu powiedziałem. Leonardzie, po co są magowie? W takich sprawach jest przecież dostępna całkiem zwyczajna magia. Błyskawice z cytryn? Następni pewnie będą ludzie ze skrzydłami. A wiecie, co on na to? Wiecie? Powiada: Zabawne, że o tym wspominasz… Biedaczysko.

Nawet Cuddy przyłączył się do ogólnej wesołości.

— A spróbowaliście tego? — zapytał po chwili.

— Czego mieliśmy spróbować? — nie zrozumiał Silverfish.

— Wtykania metalowych prętów w cytrynę.

— Nie bądź durniem.

— Co znaczy ta litera? — zapytał Detrytus, wskazując papier. Spojrzeli.

— Nie, to nie jest symbol — wyjaśnił Silverfish. — To taki zwyczaj starego Leonarda. Stale bazgrał na marginesach. Bazgroł, bazgroł, bazgroł. Mówiłem mu, że powinien się nazywać pan Bazgroł.

— Myślałem, że to coś związanego z alchemią — powiedział Cuddy. — Wygląda trochę jak kusza, tylko że bez łuku. I to słowo: cinz-sur. Co to znaczy?

— Nie mam pojęcia. Moim zdaniem brzmi barbarzyńsko. Zresztą… Jeśli to już wszystko, panie strażniku, to czekają nas tu poważne badania. — Silverfish zaczął podrzucać kulę z fałszywej kości słoniowej. — Nie jesteśmy takimi naiwnymi marzycielami jak stary Leonard.

— Cinzsur — mruczał Cuddy, obracając na wszystkie strony kartkę. — R-u-s-z-n-i-c…

Silverfish upuścił kulę. Cuddy ledwie zdążył schować się za Detrytusa.

* * *

— Już to kiedyś robiłem — powiedział sierżant Colon, kiedy wraz z Nobbym zbliżali się do Gildii Błaznów. — Kiedy zastukam kołatką, trzymaj się blisko ściany. Jasne? Kołatka miała kształt sztucznego biustu — należała do odmiany uważanej za bardzo zabawną przez graczy w rugby oraz wszystkich, którym chirurgicznie usunięto poczucie humoru. Colon zastukał szybko, po czym odskoczył w bezpieczne miejsce.

Coś zawyło, kilka razy zatrąbił róg, zabrzmiała melodyjka, którą ktoś pewnie uważał za wesołą. Potem nad kołatką otworzyła się mała klapka i powoli wynurzył się tort śmietankowy na końcu drewnianego ramienia. Po chwili ramię pękło i tort upadł na ziemię u stóp Golona.

— To smutne, prawda? — zauważył Nobby.

Drzwi uchyliły się, ale tylko na kilka cali. Przez szczelinę wyjrzał mały klaun.

— Słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie — powiedział. — Dlaczego grubas zastukał do drzwi?

— Nie wiem — odparł odruchowo Colon. — A dlaczego zastukał?

Spoglądali na siebie nawzajem, zaplątani w puentę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbrojni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbrojni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbrojni»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbrojni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x