— Niezwykle bystre spostrzeżenie. Posłuchaj, nie prosiłem się o tę robotę. Spałem sobie na swojej czaszce, aż nagle ten tu złapał mnie za nogę. Jako kruk, o czym już wspomniałem, jestem ptakiem naturalnie okultystycznym…
— Przepraszam — przerwała mu Susan. — Wiem, że to wszystko jest elementem snu, więc chcę być pewna, że dobrze zrozumiałam. Powiedziałeś, że spałeś na swojej czaszce?
— Och, nie na mojej osobistej czaszce — wyjaśnił kruk. — Należała do kogoś innego.
— Do kogo?
Kruk zaczął obracać oczami. Ani razu nie udało mu się doprowadzić do tego, by oba patrzyły w jednym kierunku. Susan z wysiłkiem powstrzymywała się, by nie podążać wzrokiem za ich spojrzeniami.
— Skąd mogę wiedzieć? Przecież nie mają etykietek. To po prostu czaszka. Słuchaj no… Pracuję u tego maga, jasne? W mieście. Siedzę przez cały dzień na tej czaszce i robię „kra” na ludzi.
— Dlaczego?
— Dlatego że kruk siedzący na czaszce i robiący „kra” jest w równej mierze elementem magowego modus operandi, jak grube, cieknące woskiem świece i stary wypchany aligator wiszący pod sufitem. Czy ty na niczym się nie znasz? Myślałem, że każdy to wie, kto wie cokolwiek o czymkolwiek. Porządny mag mógłby równie dobrze nie mieć bulgoczącej zielonej mazi w butelkach, co zrezygnować z kruka siedzącego na czaszce i robiącego „kra”… PIP!
— Słuchaj no, ludzi trzeba trochę podprowadzić — wyjaśnił ze znużeniem kruk. Jedno oko znowu spojrzało na Susan. — Ten tutaj nie docenia subtelności. Szczury nie dyskutują po śmierci o kwestiach natury filozoficznej. W każdym razie jestem w okolicy jedyną znaną mu osobą, która umie mówić…
— Ludzie umieją mówić — wtrąciła Susan.
— W samej rzeczy — zgodził się kruk. — Ale zasadniczą cechą ludzi, kluczowym rozróżnieniem, można by powiedzieć, jest to, że rzadko bywają budzeni w środku nocy przez szkielet szczura, który potrzebuje tłumacza. Zresztą ludzie go nie widzą.
— Ja go widzę.
— Aha. Sądzę, że trafiłaś tą sentencją w sedno, jądro, ośrodek całej sprawy. W sam szpik, można powiedzieć.
— Posłuchaj mnie uważnie. Chcę, żebyś wiedział, że nie wierzę w to wszystko. Nie wierzę w śmierć szczurów w czarnym płaszczu z kapturem, noszącego kosę.
— Przecież stoi przed tobą.
— To jeszcze nie powód, żeby w niego wierzyć.
— Widzę, że naprawdę odebrałaś odpowiednie wykształcenie — stwierdził kruk kwaśnym tonem.
Susan spojrzała w dół, na Śmierć Szczurów. W jego oczodołach dostrzegła błękitne lśnienie. PIP.
— Chodzi o to — przetłumaczył kruk — że on znowu zniknął.
— Kto?
— Twój… dziadek.
— Dziadek Łezek? Jak mógł zniknąć? Przecież nie żyje!
— Twój… no wiesz… Twój drugi dziadek. — Nie mam dru…
Obrazy uniosły się z błota na dnie jej pamięci. Jakiś koń… i pokój pełen szeptów. I jeszcze wanna, która do czegoś chyba pasowała. Pola pszenicy zjawiły się także.
— Tak to właśnie wygląda, kiedy ludzie próbują edukować swoje dzieci — stwierdził kruk. — Zamiast mówić im o różnych rzeczach.
— Myślałam, że mój drugi dziadek… też nie żyje.
PIP.
— Szczur mówi, że powinnaś z nim pójść. To bardzo ważne. Wizja panny Butts pojawiła się w myślach Susan niczym Walki-ria. To przecież bzdury…
— O nie — rzekła. — Musiała już minąć północ. A jutro mamy egzamin z geografii.
Kruk otworzył dziób ze zdumienia.
— Chyba nie mówisz poważnie…
— Naprawdę się spodziewałeś, że będę przyjmować polecenia od… od kościanego szczura i gadającego kruka? Wracam do sypialni!
— Nie, nie wracasz. Nikt, kto ma choć kroplę krwi w żyłach, nie wróciłby w takiej sytuacji. Jeśli wrócisz, niczego się nie dowiesz. Zyskasz tylko edukację.
— Aleja nie mam czasu! — jęknęła Susan.
— Och, czas… — westchnął kruk. — Czas to głównie przyzwyczajenie. Czas nie jest dla ciebie szczególną właściwością rzeczy.
— Skąd…
— Musisz się chyba sama przekonać, prawda? PIP.
Kruk zaczął nerwowo podskakiwać.
— Mogę jej powiedzieć? Mogę? — popiskiwał. Skierował oboje oczu na Susan. — Twój dziadek jest… (tadada-DAM!)… Sm…
PIP!
— Kiedyś musi się dowiedzieć.
— Śmieszny? Mój dziadek jest śmieszny? — oburzyła się Susan. — Wyciągacie mnie z łóżka w środku nocy, żeby pogadać o jakichś ekscentrycznościach zachowania?
— Nie powiedziałem „śmieszny”. Powiedziałem, że twój dziadek jest… (tadada-DAM!)… Ś…
PIP!
— Dobra, niech ci będzie!
Susan cofała się, gdy tamci dwaj się kłócili.
Po chwili uniosła poły szlafroka i pobiegła przez dziedziniec, przez wilgotne trawniki. Okno wciąż było otwarte. Zdołała jakoś, stając na niższym parapecie, chwycić za występ, podciągnąć się i dostać do sypialni. Wskoczyła do łóżka i naciągnęła sobie kołdrę na głowę.
Po chwili uświadomiła sobie, że nie była to inteligentna reakcja. Ale przynajmniej zostawiła ich tam, gdzie stali.
Śniła o koniach, karetach i zegarze bez wskazówek.
* * *
— Myślisz, że mogliśmy rozegrać to lepiej? PIP? „Tadada-DAM” PIP?
— Ajak miałem to wyrazić? „Twój dziadekjest Śmiercią”? Tak po prostu? A gdzie wyczucie dramatyzmu? Ludzie lubią dramaty.
PIP, zauważył Śmierć Szczurów.
— Szczury to co innego. PIP.
— Sądzę, że na dzisiejszą noc wystarczy — uznał kruk. — Wiesz, kruki nie są naturalnie nocnymi ptakami. — Poskrobał się łapą po dziobie. — Zajmujesz się tylko szczurami, czy też myszami, chomikami, łasicami i różnymi takimi?
PIP.
— A świnki morskie? Co ze świnkami? PIP.
— Coś podobnego… O tym nie wiedziałem. Śmierć Świnek Morskich też? Zadziwiające, jak możesz je dogonić na kołowrotkach…
PIP.
— Jak chcesz.
* * *
Są ludzie żyjący za dnia i stworzenia nocy. Ważne, by pamiętać, że stworzenia nocy to nie zwykli ludzie dnia, którzy nie kładą się spać do późna, bo myślą, że dzięki temu są bardziej interesujący i wyluzowani. By przekroczyć granicę, nie wystarczy ostry makijaż i blada cera. Trzeba o wiele więcej. Dziedziczenie może tu pomóc, oczywiście. Kruk wyrósł na wiecznie sypiącej się, porośniętej bluszczem Wieży Sztuk, wyrastającej nad Niewidocznym Uniwersytetem w dalekim Ankh-Morpork. Kruki są ptakami naturalnie inteligentnymi, a magiczne wycieki, które mają tendencję do wyolbrzymiania, załatwiły resztę.
Nie miał imienia. Zwierzętom zwykle nie jest to potrzebne. Mag, który sądził, że jest jego właścicielem, nazywał go Miodrzekł, ale to dlatego, że nie miał poczucia humoru. I jak większość ludzi pozbawionych poczucia humoru, szczycił się swoim poczuciem humoru, którego w rzeczywistości nie posiadał.
Kruk pofrunął z powrotem do domu maga, wleciał przez otwarte okno i zajął swe zwykłe miejsce na czaszce.
— Biedne dziecko — westchnął.
— Tak to już bywa z przeznaczeniem — odparła czaszka.
— Nie obwiniam jej, że próbuje żyć normalnie. W jej sytuacji…
— Fakt. Trzeba się wycofać, jeśli ma się głowę na karku. Zawsze to powtarzam.
* * *
Właściciel spichrza w Ankh-Morpork postanowił rozprawić się ze szkodnikami. Śmierć Szczurów słyszał dalekie szczekanie terierów. Czekała go pracowita noc. Trudno byłoby opisać procesy myślowe Śmierci Szczurów, czy nawet mieć pewność, że jakieś posiada. Dręczyło go uczucie, że nie powinien mieszać do tej sprawy kruka. Ale ludzie wielką wagę przywiązują do słów.
Читать дальше