Terry Pratchett - Wiedźmikołaj

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Wiedźmikołaj» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiedźmikołaj: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźmikołaj»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zapadła noc przed Nocą Strzeżenia Wiedźm.
I jest zbyt spokojnie.
Jest też śnieg, latają rudziki i gile, stoją ubrane drzewka, ale daje się wyraźnie zauważyć brak grubego osobnika, który przynosi zabawki...
Susan musi go odnaleźć przed świtem. Inaczej nie wzejdzie słońce. Niestety, do pomocy ma tylko kruka z apetytem na gałki oczne, Śmierć Szczurów i o boga kaca. Co gorsza, ktoś wsuwa się jednak przez komin. Tym razem niesie worek zamiast kosy, ale jest w nim coś nieprzyjemnie znajomego…
HO. HO. HO.
To prawda, co mówią: „Lepiej uważaj…”

Wiedźmikołaj — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźmikołaj», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

ISTNIEJĄ… BARDZIEJ SUBTELNE METODY.

— Ekhem, ekhem… Ależ tam było sadzy — odezwał się głośno Albert. — Strasznie mnie drapie w gardle.

— I ty przejąłeś obowiązki? — Susan nie zwracała uwagi na sługę. — To chore!

Śmierć zdołał wyglądać na urażonego.

— Może pójdę i czegoś poszukam. — Albert wyminął ją i otworzył drzwi.

Pchnęła je szybko.

— A co ty tu robisz, Albercie? — spytała, chwytając się brzytwy. — Myślałam, że umrzesz, jeśli powrócisz do tego świata.

ALE MY NIE JESTEŚMY W TYM ŚWIECIE, wyjaśnił Śmierć. ZNAJDUJEMY SIĘ W SPECYFICZNEJ RZECZYWISTOŚCI PRZYSTAJĄCEJ, STWORZONEJ DLA WIEDŹMIKOŁAJA. NORMALNE PRAWA MUSIAŁY ULEC ZAWIESZENIU. JAK INACZEJ KTOŚ MÓGŁBY W CIĄGU JEDNEJ NOCY OBJECHAĆ CAŁY ŚWIAT?

— Zgadza się — potwierdził Albert. — „Jeden z Małych Pomocników Wiedźmikołaja” to właśnie ja. Oficjalnie. Dostałem zielony spiczasty kapelusz i w ogóle.

Spostrzegł szklaneczkę sherry i rzepy zostawione przez dzieci na stoliku. Skierował się ku nim.

Susan była zaszokowana. Klika dni temu zabrała dzieci do Groty Wiedźmikołaja w jednym z wielkich sklepów przy Pale. Oczywiście, Wiedźmikołaj nie był prawdziwy, ale okazał się całkiem niezłym aktorem w czerwonym kostiumie. Byli też ludzie przebrani za skrzaty, a na ulicy przed sklepem pikieta Kampanii Równego Wzrostu [13] KRW zawsze była gotowa do walki o prawa wysokich inaczej i nie przeszkadzał jej fakt, że większość skrzatów i gnomów wcale nie miała ochoty przebierać się w małe spiczaste kapelusiki z dzwoneczkami. Mieli o wiele ciekawsze zajęcia. Cała ta iskierkowa, dzwoneczkowa zabawa dobra była dla staruszków, którzy zostali w domu, w lesie. Kiedy mały człowieczek trafiał do Ankh-Morpork, wolał raczej się upić, skopać komuś kostki i poszukać malutkich kobiet. W tej chwili KRW tyle czasu poświęcała na tłumaczenie pokrzywdzonym, czemu nie mają należnych im praw, że już nie miała kiedy o nie walczyć. .

Żaden ze skrzatów nie przypominał Alberta. Gdyby tak było, ludzie wchodziliby do Groty tylko z bronią.

— Byłaś grzeczna? — zapytał Albert i splunął do kominka.

Śmierć pochylił się. Spojrzała w błękitne lśnienie jego oczu.

RADZISZ SOBIE? — zapytał.

— Tak.

JESTEŚ SAMODZIELNA? SAMA KIERUJESZ SWOIM ŻYCIEM?

— Tak!

TO DOBRZE. NO CÓŻ, ALBERCIE, NA NAS JUŻ PORA. ZAŁADUJEMY SKARPETY I RUSZAMY DALEJ.

W jego dłoni pojawiły się dwa listy.

KTOŚ TU DAŁ DZIECKU NA IMIĘ TWYLA?

— Obawiam się, że tak, ale czemu…

A DRUGIE TO GAWAIN?

— Tak, ale powiedz, jak…

DLACZEGO GAWAIN?

— No… Myślę, że to dobre i mocne imię dla wojownika…

SAMOSPEŁNIAJĄCA SIĘ PRZEPOWIEDNIA, PODEJRZEWAM. WIDZĘ, ŻE DZIEWCZYNKA PISZE ZIELONĄ KREDKĄ NA RÓŻOWYM PAPIERZE Z MYSZKĄ W ROGU. MYSZKA NOSI SUKNIĘ.

— Powinnam chyba zaznaczyć, że zrobiła to, aby Wiedźmikołaj uznał ją za słodkie dziecko — oświadczyła Susan. — Temu celowi służą również świadomie popełniane błędy w pisowni. Ale dlaczego ty…

PISZE TU, ŻE MA PIĘĆ LAT.

— Wiek się zgadza, ale jeśli chodzi o cynizm, to raczej trzydzieści pięć. Dlaczego ty roznosisz…

WIERZY W WIEDŹMIKOŁAJA?

— Uwierzy we wszystko, jeśli ma za to dostać lalkę. Ale nie odejdziesz stąd bez wyjaśnienia…

Śmierć odwiesił skarpety nad kominek.

MUSIMY JUŻ ZNIKAĆ. SZCZĘŚLIWEGO STRZEŻENIA WIEDŹM. EEE… A TAK: HO. HO. HO.

— Niezła sherry — pochwalił Albert, ocierając usta.

Złość wyprzedziła u Susan ciekawość. Musiała pędzić bardzo szybko.

— Naprawdę wypijasz te drinki, które małe dzieci zostawiają dla Wiedźmikołaja?

— Jasne. A czemu nie? On ich przecież nie wypije. Nie tam, gdzie odszedł.

— A ile już wypiłeś, jeśli wolno spytać?

— Nie wiem, nie liczyłem — odparł z zadowoloną miną Alfred.

JEDEN MILION OSIEMSET TYSIĘCY SIEDEMSET SZEŚĆ, powiedział Śmierć. I ZJADŁ SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM TYSIĘCY TRZYSTA DZIEWIĘTNAŚCIE PASZTECIKÓW ORAZ JEDNĄ RZEPĘ.

— Wyglądała pasztecikowato — wyjaśnił Albert. — Jak zresztą wszystko, po pewnym czasie.

— To czemu nie pękłeś?

— Nie wiem. Nigdy nie miałem kłopotów z trawieniem.

DLA WIEDŹMIKOŁAJA WSZYSTKIE PASZTECIKI SĄ JAK JEDEN PASZTECIK. Z WYJĄTKIEM TEGO, KTÓRY BYŁ RZEPĄ. CHODŹ, ALBERCIE, WDARLIŚMY SIĘ DO CZASU SUSAN.

— Dlaczego to robisz?! — wrzasnęła Susan.

PRZYKRO MI, NIE MOGĘ CI POWIEDZIEĆ. ZAPOMNIJ, ŻE MNIE WIDZIAŁAŚ. TO NIE JEST TWOJA SPRAWA.

— Nie moja sprawa? Jak to…

A TERAZ… MUSIMY JUŻ IŚĆ.

— Dobrej nocy — powiedział Albert.

Zegar uderzył dwa razy, na połowę godziny. Wciąż było wpół do siódmej.

A oni zniknęli.

Sanie pędziły po niebie.

— Będzie próbowała się dowiedzieć, o co w tym chodzi. Sam wiesz, panie — powiedział Albert.

OCH, JEJ.

— Zwłaszcza że kazałeś jej tego nie robić.

TAK MYŚLISZ?

— Tak — zapewnił Albert.

COŚ TAKIEGO… MUSZĘ SIĘ JESZCZE DUŻO NAUCZYĆ O LUDZIACH, PRAWDA?

— No… nie wiem — mruknął Albert.

OCZYWIŚCIE NIEWŁAŚCIWYM BYŁOBY MIESZANIE W TO WSZYSTKO LUDZKICH ISTOT. DLATEGO WŁAŚNIE, JAK SOBIE PRZYPOMINASZ, WYRAŹNIE ZAKAZAŁEM JEJ INTERESOWAĆ SIĘ TĄ SPRAWĄ.

— Tak. Rzeczywiście.

POZA TYM TO WBREW REGUŁOM.

— Ale mówiłeś, panie, że te szare paskudy już i tak złamały reguły.

OWSZEM, ALE NIE MOGĘ POMACHAĆ MAGICZNĄ RÓŻDŻKĄ I WSZYSTKIEGO NAPRAWIĆ. SĄ ODPOWIEDNIE PROCEDURY. Śmierć patrzył przez chwilę przed siebie, po czym wzruszył ramionami. A MY MAMY JESZCZE TYLE DO ZROBIENIA. OBIETNICE DO DOTRZYMANIA.

— Cóż, noc jeszcze młoda — zauważył Albert, rozsiadając się między workami.

NOC JEST STARA. NOC ZAWSZE JEST STARA.

Świnie galopowały. A po chwili…

— Nie, nie jest.

SŁUCHAM?

— Noc nie jest przecież starsza niż dzień, panie. To logiczne. Bo musiał być dzień, nim jeszcze ktokolwiek wiedział, czym jest noc.

TO PRAWDA, ALE TAK JEST BARDZIEJ DRAMATYCZNIE.

— A… chyba że tak.

Susan stała przy kominku.

Nie o to chodzi, że nie lubiła Śmierci. Śmierć jako osoba, a nie jako ostateczna kurtyna sceny życia, był kimś, kogo nie potrafiła nie lubić. W pewien specyficzny sposób.

Ale i tak…

Sam pomysł, że Mroczny Kosiarz napełnia strzeżeniowiedźmowe skarpety całego świata, jakoś nie mógł ułożyć się w jej głowie, choćby obracała go na wszystkie strony. To tak jakby próbowała sobie wyobrazić Starego Biedę jako Wróżkę Zębuszkę. A tak, Stary Bieda… to by dopiero było nieprzyjemne spotkanie.

Ale uczciwie, jaki chory osobnik chciałby zakradać się nocą do dziecięcych sypialni?

No, Wiedźmikołaj, oczywiście, ale…

Coś brzęknęło cichutko u podstawy strzeżeniowiedźmowego drzewka.

Kruk odskoczył pospiesznie od szczątków jednej z błyszczących kul.

— Przepraszam — wymamrotał. — To taka gatunkowa reakcja. No wiesz… okrągłe, lśniące… Czasami po prostu musisz dziobnąć…

— Te czekoladowe pieniądze należą do dzieci!

PIP? — zdziwił się Śmierć Szczurów, odsuwając się od błyszczących monet.

— Dlaczego on to robi?

PIP.

— Ty też nie wiesz?

PIP.

— Są jakieś kłopoty? Może to on coś zrobił prawdziwemu Wiedźmikołajowi?

PIP.

— Dlaczego nie chce mi powiedzieć?

PIP.

— Dziękuję. Bardzo mi pomogłeś.

Coś zaszeleściło za jej plecami. Obejrzała się; kruk starannie odrywał z opakowania prezentu kawałek czerwonego papieru.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźmikołaj»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźmikołaj» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźmikołaj»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźmikołaj» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x