— Nie dbam ani krzty o shrlt ludzi! — żachnął się Ciemnaopalenizna. — Ale szczurołapy zabrały Szynkawieprza w worku! Widziałeś klatki, kocie! Widziałeś szczury wtłoczone do klatek! A to szczurołapy kradną jedzenie. Sardynki powiedział, że są tam worki pełne jedzenia! I jest jeszcze coś…
— Głos — wyrwało się Maurycemu, zanim ugryzł się w język.
Ciemnaopalenizna spojrzał na niego dzikim wzrokiem.
— Słyszałeś go? — zapytał. — Myślałem, że tylko my!
— Szczurołapy też go słyszą — odparł Maurycy. — Tyle że oni biorą go za własne myśli.
— Inne szczury się go przeraziły — mruknął Niebezpieczny Groszek. — Po prostu… przestały myśleć… — wyglądał na całkowicie wytrąconego z równowagi. Obok niego leżała wybrudzona, pełna śladów łap książka „Przygoda pana Królika”. — Nawet Trucizna zwiał — mówił dalej. — On, który umiał pisać. Jak to się mogło stać?
— Najwyraźniej na niektóre z nas działa to mocniej — stwierdził Ciemnaopalenizna rzeczowo. — Wysłałem kilku z tych, którym pozostał rozsądek, by znaleźli i przyprowadzili pozostałych, ale to chwilę potrwa. Biegają jak oszalałe. Musimy odbić Szynkawieprza. On jest dowódcą. Pamiętajmy, że jesteśmy, mimo wszystko, szczurami. Klanem. Szczury pójdą za swoim wodzem.
— Ale on jest już stary. Ty jesteś silniejszy i mądrzejszy… — zaczął Maurycy.
— Zabrali go! — powiedział dobitnie Ciemnaopalenizna. — Szczurołapy. On jest jednym z nas. Pomożesz nam czy nie?
Maurycemu wydało się, że słyszy coś jakby drapanie na drugim końcu kanału. Nie mógł odwrócić się, żeby sprawdzić, i nagle poczuł się całkiem bezbronny.
— Tak, tak, pomogę wam, oczywiście, że pomogę — rzekł prędko.
— Hmm — odchrząknęła po swojemu Śliczna. — Mówisz poważnie?
— Tak, oczywiście, oczywiście — przytakiwał Maurycy. Powoli wypełzł z kanału i obejrzał się. Nie było ani śladu szczurów.
— Sardynki poszedł śladem szczurołapów — stwierdził Ciemnaopalenizna — więc dowiemy się, gdzie go zabrali…
— Mam złe przeczucie, że już to wiem — odparł Maurycy.
— Skąd? — zapytała ostro Śliczna.
— Jestem kotem, prawda? Koty włóczą się po różnych miejscach. I widzą różne rzeczy. W wielu miejscach nikt nie ma nic przeciwko kotom, bo polujemy na szkodni… no…
— Już dobrze, dobrze, wiemy, że nie jesz niczego, co mówi, powtarzałeś nam to nieraz — przerwała mu Śliczna. — Mów dalej.
— Byłem kiedyś w stodole, siedziałem na stryszku z sianem, gdzie zawsze możesz znaleźć… no…
Śliczna wzniosła oczy w górę.
— Tak, tak, wiemy, mów dalej.
— No i wtedy przyszli ludzie i już nie mogłem wyjść, bo mieli ze sobą psy i zamknęli wrota stodoły, i postawili… no, taką dużą drewnianą obręcz na podłogę. I było też kilku mężczyzn z klatkami pełnymi szczurów. Wpuścili te szczury do środka, a potem wpuścili tam też psy. Teriery — dodał, próbując umknąć wzrokiem.
— Szczury walczyły z psami? — zapytał Ciemnaopalenizna.
— No, powiedziałbym, że mogłyby — odparł Maurycy. — Głównie biegały wkoło i wkoło. Nazywali to gonitwy szczurów. Oczywiście ci ludzie z klatkami to szczurołapy. Przynosili żywe szczury.
— Gonitwy szczurów — powtórzył Ciemnaopalenizna. — Czemu nigdy o tym nie słyszeliśmy?
Maurycy spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jak na mądre stworzenia, szczury czasami potrafiły być zadziwiająco głupie.
— A niby jak mieliście się o tym dowiedzieć? — zapytał.
— No przecież któryś ze szczurów biorących w tym udział…?
— Chyba nie zrozumieliście — powiedział Maurycy. — Szczury, które zostają tam wpuszczone, nigdy stamtąd nie wychodzą. Wynoszą je.
Zapadła cisza.
— Nie mogą wyskoczyć? — zapytała Śliczna cichutko.
— Za wysoko — odparł Maurycy.
— Dlaczego nie walczą z psami? — zapytał Ciemnaopalenizna.
Ależ one są naprawdę głupie, pomyślał Maurycy.
— Ponieważ są szczurami, Ciemnaopalenizno — odparł mu. — Gromadą szczurów. Zarażają się wzajemnie strachem i paniką. Wiecie, jak to się odbywa.
— Ugryzłem kiedyś psa w nos! — oświadczył Ciemnaopalenizna.
— Jasne że tak — zgodnie przyznał Maurycy. — Jeden szczur potrafi myśleć i być dzielny, z tym się zgadzam. Ale w masie szczury zachowują się jak motłoch. Masa szczurów to wielkie zwierzę z mnóstwem nóg, za to bez rozumu.
— Nieprawda! — zaprzeczyła gwałtownie Śliczna. — W masie nasza siła!
— Co to znaczy za wysoko? — spytał Ciemnaopalenizna, wpatrując się w płomień świecy, jakby starał się to wszystko sobie wyobrazić.
— Co? — zapytali jednocześnie Maurycy i Śliczna.
— Ściana… jaką dokładnie ma wysokość?
— Nie wiem. Jest wysoka. Ludzie opierali się na niej łokciami. Czy to ma jakieś znaczenie? Zdecydowanie za wysoko, żeby szczur mógł przeskoczyć.
— Wszystko, czego dokonaliśmy, udało się, bo trzymamy się razem… — zaczęła Śliczna.
— Więc uwolnimy Szynkawieprza razem — zgodził się Ciemnaopalenizna. — Zrobimy… — obrócił się nagle. Wszyscy usłyszeli tupot szczurzych nóg. Ciemnaopalenizna poruszył nosem. — To Sardynki — powiedział. — I… poczekajcie… zapach samiczki, młodej, nerwowej… Odżywka?
Najmłodszy członek Oddziału Unieszkodliwiania Pułapek dreptał za Sardynki. Była mokra i wyraźnie strapiona.
— Wygląda panna jak wyciągnięta prosto z wody — stwierdził Ciemnaopalenizna.
— Spadłam do połamanej rynny — przyznała Odżywka.
— Tak czy siak, miło cię widzieć. Co się wydarzyło, Sardynki?
Tańczący szczur wykonał kilka nerwowych kroczków.
— Wspiąłem się dziś na zbyt wiele rynien i kominów wentylacyjnych, żeby miało mi to wyjść na zdrowie. I nie pytajcie mnie o krrkk koty. Chciałbym je wszystkie widzieć martwe… oczywiście poza tobą — dodał szybko, zerkając na Maurycego.
— I…? — zapytała Śliczna.
— Poszli do stajni na skraju miasta. To mi brzydko pachnie. Mnóstwo psów dookoła. I ludzi też.
— Gonitwy szczurów — powiedział Maurycy. — Mówiłem wam.
— Zgadza się — rzekł Ciemnaopalenizna. — Wyciągniemy stamtąd Szynkawieprza. Sardynki, wskażesz mi drogę. Postaramy się też wyciągnąć innych. A wy, pozostali, szukajcie chłopaka.
— Dlaczego ty wydajesz rozkazy? — zapytała Śliczna.
— Bo ktoś musi — odparł Ciemnaopalenizna. — Szynkawieprz może być już nieco pokąsany przez życie i nienowoczesny w poglądach, ale jest przywódcą i każdy to wyczuje. Potrzebujemy go. Jakieś pytania? Więc…
— Czy mogę iść z wami? — zapytała Odżywka.
— Pomaga mi nieść linki, szefie — wyjaśnił Sardynki. Zarówno on, jak i szczurzyca nieśli po wiązce.
— Po co wam to? — zdziwił się Ciemnaopalenizna.
— Nigdy nie należy mówić nie kawałkowi sznurka, szefie — oświadczył Sardynki. — To niezwykłe, co niekiedy udaje się znaleźć…
— No dobrze, Odżywko, pozwalam ci z nami iść, może się do czegoś przydasz — zgodził się Ciemnaopalenizna. — Ale musisz nam dotrzymywać kroku. Ruszamy!
Nagle zostało ich tylko troje: Niebezpieczny Groszek, Maurycy i Śliczna.
Niebezpieczny Groszek westchnął.
— Jeden szczur potrafi być odważny, ale w grupie stajemy się motłochem… Czy na pewno nie mylisz się, Maurycy?
— Ja… poczekajcie, tam za nami coś jest — powiedział kot. — W piwnicy. Nie wiem, co to jest. To głos, który dostaje się do głów!
Читать дальше