Szelest z przodu podpowiadał, że tam sunie kolejny.
Oto nadchodzą moje oczy… CO?! KOT! KOT! ZABIĆ!
Pan Królik uświadomił sobie, że jest tłustym króliczkiem w Ciemnym Lesie, i nagle zapragnął nie być królikiem albo przynajmniej nie być tłustym. Ale już nadchodził szczur Szymon. Który zresztą w ogóle nie wiedział, co go czeka.
„Przygoda pana Królika”
Kiedy trzy szczury skoczyły, było już za późno. W powietrzu pozostało tylko miejsce po Maurycym, a sam Maurycy znajdował się po drugiej stronie piwnicy i wdrapywał na jakieś pudła.
Usłyszał pod sobą pisk. Wskoczył na kolejne pudło i zobaczył w ścianie miejsce, z którego wypadło kilka zmurszałych cegieł. Wspiął się, zabalansował w powietrzu, kiedy cegła pod nim się poruszyła, i wskoczył w nieznane.
To była następna piwnica. Pełna wody. Choć po prawdzie, wypełniało ją coś, co niezupełnie było wodą. Mogłoby to ewentualnie stać się wodą, gdyby szczurze klatki w sąsiedniej piwnicy były czyszczone i gdyby wszystko to miało szansę osiąść i lasować się przez jakiś, powiedzmy, rok. Natomiast nazwanie tego czegoś błotem byłoby obrazą dla powszechnie szanowanych terenów błotnych całego świata.
No i Maurycy właśnie w coś takiego skoczył.
Zawzięcie płynął pieskiem (jeśli możemy tak powiedzieć o kocie, ale chyba nie mamy wyjścia), starając się nie oddychać, i wreszcie wdrapał się na kupę gruzu. Złamana krokiew, śliska od szlamu, prowadziła do suchszej, osmalonej belki pod sufitem.
Wciąż słyszał w głowie ten przerażający głos, teraz nieco przytłumiony. Głos próbował wydawać mu polecenia. Rozkazywać kotu? Łatwiej jest przybić galaretkę do ściany. Co ten głos sobie myślał? Że on jest psem?!
Ociekał cuchnącym błotem. Nawet w uszach miał pełno błota. Zaczął się wylizywać do czysta, lecz nagle przerwał. To była całkowicie naturalna kocia reakcja, wylizać się do czysta. Ale lizanie czegoś takiego mogłoby okazać się śmiertelnie ryzykowne…
W ciemnościach coś się poruszyło. Dostrzegł kilka wielkich szczurów przedostających się przez dziurę. Potem usłyszał kilka plusków. Szczury wdrapywały się po ścianie.
O , odezwał się głos. Widzisz ich? Patrz, jak zbliżają się do ciebie, KOCIE!
Maurycy się opanował. To nie był czas, by słuchać swego wewnętrznego ja. Wewnętrzne ja poganiało go do ucieczki, ale wewnętrzne ja było głupie. Kierowało go, by atakował mniejszych od siebie, a uciekał przed wszystkim innym. Ale żaden kot nie zwieje przed bandą ogromnych szczurów. Zamarł, nie spuszczając wzroku z nadchodzących szczurów. Szły wprost na niego.
Poczekajmy… poczekajmy…
Widzisz je, prawda? — zapytał głos.
Skąd on to wie?
Maurycy próbował myśleć na głos: Czy… potrafisz… czytać… w… moich… myślach?
Nic się nie stało.
Nagle Maurycego olśniło. I zamknął oczy.
Otwórz je! — natychmiast nadpłynął rozkaz.
Powieki Maurycego zatrzepotały.
Nie potrafisz, pomyślał Maurycy. Nie potrafisz czytać w moich myślach! Potrafisz tylko używać moich oczu i uszu! I zgadywać, co ja sobie myślę.
Żadnej odpowiedzi. Maurycy nie czekał. Skoczył na belkę i wdrapał się na samą górę. Mogli podążyć za nim, ale przy odrobinie szczęścia, jeśli użyje pazurów…
Szczury były coraz bliżej. Starały się go wywąchać, wyobrażał sobie ich niuchające nosy w ciemnościach.
Jeden wspinał się nawet na belkę. Był o kilka centymetrów od ogona Maurycego, kiedy zawrócił i zszedł z powrotem w dół.
Potem Maurycy usłyszał, jak wdrapują się na kupę gruzu. Następnie doszły go jeszcze zdziwione popiskiwania, a wreszcie usłyszał, jak szczury płyną szlamem.
Brudne czoło Maurycego zmarszczyło się w zadziwieniu. Szczury, które nie potrafią wyczuć kota? W tej samej chwili zrozumiał. On nie pachniał kotem, śmierdział szlamem, czuł się jak bryłka szlamu w pomieszczeniu wypełnionym szlamem.
Siedział nieruchomy jak posąg do chwili, kiedy przez zatkane szlamem uszy nie słyszał już pazurów drapiących o mur, co oznaczało, że szczury przeszły na drugą stronę. Potem, wciąż nie otwierając oczu, przepełzł ostrożnie w dół gruzowiska. Przekonał się, że jest usypane na starych drewnianych drzwiach. Teraz przegniłe drewno przypominało raczej gąbkę, rozpadło się, gdy ledwo dotknął łapą.
Miał wrażenie, że po drugiej stronie znajduje się kolejna piwnica. Śmierdziała zgnilizną i palonym drewnem.
Czy… głos będzie wiedział, gdzie jestem, jeśli teraz otworzę oczy? Czy każda piwnica nie wygląda tak samo?
A może w tym pomieszczeniu też jest pełno szczurów? Na tę myśl natychmiast otworzył oczy. Szczurów nie było, był natomiast kolejny brudny kanał, który przechodził w tunel na tyle duży, by kot w nim się zmieścił. W oddali widać było słabe światełko.
To tak wygląda szczurzy świat, pomyślał Maurycy, próbując otrząsnąć się ze szlamu. Ciemny, brudny, śmierdzący i pełen dziwacznych głosów. Ja jestem kotem. Mnie służy słońce i świeże powietrze. Jedyne, czego mi teraz potrzeba, to dziura do zewnętrznego świata i nie zobaczą mnie przez wieki, a co najmniej przez rok. Głos w jego głowie, który bynajmniej nie był tajemniczym głosem, ale brzmiał jak Maurycowy, odezwał się: A co z wyglądającym na głupka chłopcem i całą resztą? Powinieneś im pomóc!
A ty skąd się wziąłeś? — zapytał Maurycy. Powiem ci coś. Ty im pomóż, a ja pójdę gdzieś, gdzie jest ciepło, dobra?
Światełko w tunelu stało się silniejsze. Wciąż jeszcze nie przypominało blasku dnia ani nawet księżyca, ale było czymś lepszym niż tylko poświatą.
Maurycy przepchnął głowę z rury w znacznie większy kanał — zbudowany z cegieł, śliskich od czegoś całkiem obrzydliwego — prosto w krąg blasku świecy.
— Czy to… Maurycy? — zapytała Śliczna, przyglądając się błotu oblepiającemu jego sierść.
— Jeśli to on, teraz lepiej pachnie — stwierdził Ciemnaopalenizna, uśmiechając się w sposób, zdaniem Maurycego, raczej nieprzyjemny.
Maurycy zachichotał słabo. Nie był w nastroju do ciętych ripost.
— Wiedziałem, przyjacielu, że nas nie zawiedziesz — oświadczył Niebezpieczny Groszek. — Zawsze powtarzałem, że na Maurycym możemy polegać. — Westchnął głęboko. — Przynajmniej na nim.
— Jasne — powiedział Ciemnaopalenizna, obrzucając Maurycego wzrokiem, który wskazywał, że szczur rozumie dużo więcej. — Możemy polegać, że co zrobi?
— Och… — Maurycy nie potrafił znaleźć słów. — Znalazłem was.
— Tak — odparł Ciemnaopalenizna tonem, zdaniem Maurycego, całkiem nieprzyjemnym. — To zadziwiające. I jak sądzę, długo nas szukałeś. Widziałem, jak wyruszałeś, by nas szukać.
— Możesz nam pomóc? — zapytał Niebezpieczny Groszek. — Potrzebujemy planu.
— Oczywiście — zgodził się Maurycy. — Sugerowałbym wędrówkę w górę…
— By uratować Szynkawieprza — uzupełnił Ciemnaopalenizna. — My nie pozostawiamy naszych braci na pożarcie.
— My nie? — zapytał Maurycy.
— My nie — odparł Ciemnaopalenizna.
— No i jest jeszcze chłopiec — powiedziała Śliczna. — Sardynki powiedział, że został związany razem z tą dziewczynką w jednej z piwnic.
— No cóż, wiecie, to są ludzie — odparł Maurycy, wykrzywiając mordkę. — Ludzie i ludzie, tak, hm, to sprawy pomiędzy ludźmi. Nie powinniśmy się mieszać, możemy zostać źle zrozumiani, wiem coś o ludziach, oni się jakoś dogadają…
Читать дальше