Terry Pratchett - Bogowie, honor, Ankh-Morpork

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Bogowie, honor, Ankh-Morpork» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bogowie, honor, Ankh-Morpork: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Coś nowego pojawiło się między starożytnymi miastami Ankh-Morpork i Al-Khali. Dosłownie. To wyspa, wynurzająca się z dna Okrągłego Morza Dysku. Ponieważ jest niezamieszkana i oba miasta roszczą sobie do niej prawa, komendant Vimes ze swymi wiernymi strażnikami staje wobec zbrodni tak wielkiej, że żadne prawa jej nie obejmują.

Bogowie, honor, Ankh-Morpork — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bogowie, honor, Ankh-Morpork», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Angua westchnęła znowu. Znała te objawy. Mówią, że zależy im na pokrewieństwie duchowym, na towarzyszce, ale wcześniej czy później okazywało się, że lista wymagań zawiera jedwabistą skórę i piersi odpowiednie dla stada krów.

Wszyscy są tacy. Oprócz Marchewy. Była to niemal… niemal jedna z jego irytujących cech. Angua podejrzewała, że nie przeszkadzałoby mu, gdyby ogoliła głowę albo zapuściła brodę. Nie to, żeby nie zauważył… ale by mu to nie przeszkadzało. Z jakiegoś powodu było to bardzo denerwujące.

— Jedyne, co mogę zasugerować — powiedziała — to że dla kobiet często pociągający są mężczyźni, którzy potrafią je rozśmieszyć.

Nobby poweselał.

— Naprawdę? No to powinienem sobie poradzić.

— To dobrze.

— Ludzie bez przerwy się ze mnie śmieją.

Wysoko nad nimi, nie zwracając uwagi na deszcz, który przemoczył go już do nitki, Ossie Brunt sprawdził ceratowy pokrowiec łuku. Usadowił się wygodnie. Miał czekać jeszcze długo…

Deszcz jest przyjacielem gliniarza. W taką noc ludzie zadowalają się przestępstwami pod dachem. Vimes stał pod osłoną jednej z fontann na placu Sator. Fontanna nie działała od lat, ale był tak mokry, jakby pracowała pełną mocą. Nigdy jeszcze nie widział całkowicie horyzontalnego deszczu.

Wokół nie było nikogo. Rozpryski kropli deszczu sunęły po placu niby… niby armia…

To jedno ze wspomnień z dzieciństwa. Zabawne, jak czają się w zakamarkach umysłu, a potem nagle wyskakują…

Deszcz padający na wodę…

No tak. Kiedy był małym chłopcem, wyobrażał sobie, że krople deszczu, rozpryskujące się na powierzchni wody, to żołnierze. Miliony piechurów. A bąbelki, które czasem przepływały, to jeźdźcy.

W tej chwili nie mógł sobie przypomnieć, czym był płynący niekiedy w wodzie zdechły pies. Możliwe, że jakąś machiną oblężniczą.

Woda tworzyła wiry wokół jego butów i ściekała z peleryny. Kiedy spróbował zapalić cygaro, wiatr zdmuchnął mu zapałkę, a deszcz polał się z hełmu i przemoczył je zupełnie.

Vimes uśmiechnął się w ciemności.

Był — chwilowo — człowiekiem szczęśliwym. Przemarznięty, przemoczony i samotny, próbował chronić się przed deszczem i chłodem o trzeciej nad ranem w paskudną noc. Kilka najpiękniejszych nocy przeżył w takich właśnie okolicznościach. Można wtedy… przygarbić ramiona, o tak, i opuścić głowę, o tak… Człowiek stawał się maleńkim kłębkiem ciepła i spokoju, deszcz bębnił o hełm, umysł tykał rytmicznie, analizując świat…

Tak było za dawnych czasów, kiedy nikt się nie przejmował strażą i tak naprawdę wystarczyło unikać kłopotów. To były dni, kiedy nie mieli zbyt wiele do roboty.

Ale przecież mieli wiele do roboty, podpowiedział mu wewnętrzny głos. Tyle że tego nie robili.

Czuł oficjalną pałkę, ciążącą mocno w specjalnej kieszeni, którą Sybil osobiście wszyła mu do spodni. Dlaczego to tylko kawałek drewna? — zapytał sam siebie, kiedy ją rozpakował. Czemu nie miecz? Miecz to symbol władzy.

I wtedy uświadomił sobie, dlaczego to nie może być miecz…

— Hej, dobry obywatelu! Czy wolno spytać, co porabiacie tutaj w ten rześki ranek?

Westchnął. W mroku zajaśniała latarnia otoczona aureolą podświetlonej wody.

Hej, dobry obywatelu… W tym mieście była tylko jedna osoba, która mogła powiedzieć coś takiego całkiem poważnie.

— To ja, kapitanie.

Plama blasku zbliżyła się, oświetlając mokrą twarz kapitana Marchewy. Młody człowiek zasalutował tak dziarsko — o przeklętej trzeciej nad ranem, pomyślał Vimes — że łzy szczęścia stanęłyby w oczach najbardziej nawet psychotycznego instruktora musztry.

— Co pan robi na dworze, sir?

— Chciałem tylko… sprawdzić to i owo — wyjaśnił Vimes.

— Mógł pan wszystko zostawić mnie, sir — zapewnił Marchewa. — Podział obowiązków to klucz sprawnego dowodzenia.

— Doprawdy? Właśnie on? — mruknął kwaśno Vimes. — Słowo daję, człowiek się uczy przez całe życie.

A ty z pewnością się uczysz, dodał w ciszy umysłu. I był prawie pewien, że reaguje podle i głupio.

— Praktycznie skończyliśmy, sir. Sprawdziliśmy wszystkie puste budynki. Dodatkowa grupa funkcjonariuszy obstawi trasę. Gargulce zajmą pozycje możliwie najwyżej. Wie pan, sir, jak znakomicie obserwują.

— Gargulce? Myślałem, że mamy tylko funkcjonariusza Rzygacza…

— Ostatnio również funkcjonariusza Frontona, sir.

— Jeden z waszych?

— Jeden z naszych, sir. Pan osobiście podpisał…

— Tak, tak, jestem pewien, że podpisałem. A niech to!

Poryw wiatru pochwycił cieknący z przepełnionej rynny strumień wody i zrzucił go na kark Vimesa.

— Mówią, że ta nowa wyspa zakłóca obieg prądów powietrznych — poinformował Marchewa.

— Nie tylko powietrznych. Straszne zamieszanie z powodu paru mil kwadratowych mułu i starych ruin! Kogo one obchodzą?

— Podobno ma bardzo strategicznie istotne położenie. — Marchewa zrównał krok z komendantem.

— Niby jak? Z nikim nie prowadzimy wojny. Ha! Ale może trzeba będzie ruszyć na wojnę, żeby zachować jakąś piekielną wyspę, która okaże się pożyteczna tylko wtedy, kiedy będzie trzeba iść na wojnę. Tak?

— Jego lordowska mość z pewnością dzisiaj wszystko ułoży. Jestem pewien, że kiedy dwaj spokojni ludzie dobrej woli siądą do stołu, nie ma takiego problemu, którego nie zdołaliby rozwiązać — oświadczył z przekonaniem Marchewa.

Jest pewien, uświadomił sobie ponuro Vimes. Naprawdę jest pewien.

— Co wiecie o Klatchu, kapitanie? — zapytał.

— Trochę czytałem, sir.

— Podobno bardzo piaszczysty kraj.

— Tak jest, sir. Najwyraźniej.

Gdzieś przed nimi rozległ się trzask, a potem krzyk. Gliniarze uczą się dobrze rozpoznawać krzyki. Dla konesera istniała nieprzebyta otchłań pomiędzy „Jestem pijany, właśnie nadepnąłem sobie na palce i nie mogę wstać!” a „Uwaga! On ma nóż!”.

Obaj ruszyli biegiem.

Światło nie docierało na wąską uliczkę. Ciężkie kroki ucichły w ciemnościach.

Płomienie migotały za wybitą szybą lokalu. Vimes potknął się w progu, wpadł do wnętrza, zdarł z siebie przemoczoną pelerynę i rzucił ją na płonący pośrodku podłogi ogień. Zasyczało i rozszedł się zapach gorącej skóry.

Vimes odstąpił i spróbował się zorientować, gdzie, u demona, trafił.

Przyglądali mu się jacyś ludzie. Jego umysł w otępieniu zestawiał wskazówki: turban, broda, kobieca biżuteria…

— Skąd się tu wziął ten człowiek? Co to za jeden?

— Eee… dobry wieczór… — powiedział. — Wydaje się, że miał miejsce jakiś wypadek…

Ostrożnie uniósł pelerynę.

Stłuczona butelka leżała w kałuży skwierczącego oleju. Pozostałe dwie osoby okazały się chłopcem, prawie tak wysokim jak ojciec, i małą dziewczynką próbującą chować się za matką. Vimes poczuł, jak żołądek wypełnia mu się ołowiem. W drzwiach wejściowych stanął Marchewa.

— Zgubiłem ich — wysapał. — Chyba było trzech. Niczego nie widać w tym deszczu… O, to pan, panie Goriff. Co się tu stało?

— Kapitan Marchewa! Ktoś wrzucił tu przez okno zapaloną butelkę, a potem ten żebrak wpadł do środka i ją zgasił!

— Co on powiedział? I co wyście powiedzieli? — zdumiał się Vimes. — Znacie klatchiański?

— Nie za dobrze — odparł skromnie Marchewa. — Nie mogę opanować tego gardłowego dźwięku…

— Ale… ale rozumiecie, co on mówi?

— Tak. Przy okazji, właśnie bardzo panu podziękował, sir. Wszystko w porządku, panie Gozill. To strażnik.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bogowie, honor, Ankh-Morpork» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Bogowie, honor, Ankh-Morpork»

Обсуждение, отзывы о книге «Bogowie, honor, Ankh-Morpork» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x