Terry Pratchett - Zimistrz

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zimistrz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimistrz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimistrz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tiffany zrobiła jeden niewłaściwy krok, popełniła jeden drobny błąd… A teraz duch zimy się w niej zakochał. Daje róże i góry lodowe, wyznaje uczucie lawinami i obsypuje płatkami śniegu. Trudno to znosić, kiedy ma się trzynaście lat, ale jest to również trochę no… miłe. „Łojzicku!” A tak, klan Nac Mac Feeglów jest na miejscu, by pomagać i się wtrącać. Ale jeśli Tiffany nie znajdzie rozwiązania, może już nigdy nie przyjdzie wiosna…

Zimistrz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimistrz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie warto było zamykać drzwi na klucz. Nawet za życia panny Spisek miejscowi wchodzili z lękiem. Z pewnością nie przestąpią progu teraz, przynajmniej dopóki następna czarownica tu nie zamieszka.

Zza chmur widać było słońce, blade jak sadzone jajko, a wiatr zdmuchnął szron. Ale tu, w górach, krótka jesień szybko zmieniała się w zimę — od teraz w powietrzu zawsze będzie się unosił zapach śniegu. W górach zima nigdy się nie kończy. Nawet latem woda w strumieniach jest lodowato zimna od topniejącego śniegu.

Tiffany usiadła na starym pniu, postawiła obok swoją starą walizkę i worek, po czym zaczęła czekać na Kroki. Annagramma zjawi się tu szybko, tego można być pewnym.

Chata naprawdę wyglądała na opuszczoną. Przypomniała…

Mam dziś urodziny — ta myśl przecisnęła się nagle do przodu. Tak, to naprawdę dzisiaj. Śmierć się nie pomylił. Jedyny dzień w roku, który należał do niej, a ona całkiem o nim zapomniała w całym tym zamieszaniu. I teraz w dwóch trzecich już przeminął.

Czy w ogóle mówiła Petulii i pozostałym, kiedy ma urodziny? Nie pamiętała.

Trzynaście lat… Ale już od kilku miesięcy myślała o sobie, że ma „prawie trzynaście”. I niedługo będzie myśleć „prawie czternaście”.

Już miała skupić się na odrobinie żalu nad sobą, kiedy usłyszała za sobą ukradkowy szelest. Odwróciła się tak szybko, że ser Horacy odskoczył do tyłu.

— Ach, to ty — mruknęła Tiffany. — Gdzie byłeś, ty niegrzeczny chło… serze? Zamartwiałam się o ciebie.

Horacy wyglądał na zawstydzonego, choć trudno byłoby zgadnąć, jak mu się to udaje.

— Chcesz pójść ze mną?

Horacego natychmiast otoczyła aura takności.

— No dobrze. Musisz wleźć do worka. Tiffany otworzyła sakwę, ale Horacy się cofnął.

— Posłuchaj, jeśli nadal masz zamiar być niegrzecznym se… — zaczęła i urwała. Zaswędziała ją dłoń. Uniosła głowę i spojrzała… na zimistrza.

To musiał być on. Z początku był tylko śniegiem wirującym w powietrzu, ale gdy kroczył przez polanę, wydawał się konsolidować, stawać człowiekiem, młodzieńcem w rozwianym za plecami płaszczu, ze śniegiem na włosach i ramionach. Tym razem nie był przezroczysty — nie całkowicie, jednak przebiegały przez niego jakby zmarszczki, a Tiffany wydawało się, że widzi drzewa poza nim niczym cienie.

Zrobiła kilka kroków w tył, ale zimistrz sunął po zeschłej trawie z prędkością łyżwiarza. Mogłaby odwrócić się i uciekać, lecz to by znaczyło, że no… że odwraca się i ucieka, a niby czemu? To przecież nie ona pisze ludziom po oknach!

Co powinna powiedzieć…? Co powinna powiedzieć??

— No więc naprawdę jestem wdzięczna, że znalazłeś mój naszyjnik — oświadczyła, cofając się stale. — A te płatki śniegu i róże były naprawdę bardzo… bardzo miłe. Ale… nie sądzę, żebyśmy… Wiesz, ty jesteś z mrozu, a ja nie… Jestem człowiekiem, zbudowanym… z ludzkiego materiału.

— Musisz być nią — rzekł zimistrz. — Byłaś w tańcu! A teraz jesteś tutaj, w mojej zimie.

Głos nie był właściwy. Brzmiał… fałszywie, jak gdyby zimistrz nauczył się wydawać dźwięk słów, nie rozumiejąc, czym są słowa.

— Jestem „nią” — odpowiedziała niepewnie Tiffany. — Nic nie wiem o tym, że muszę. Ale… Naprawdę bardzo przepraszam za ten taniec, nie chciałam, tylko że wydało mi się…

Zauważyła, że on wciąż ma te same fioletowoszare oczy. Fioletowoszare na twarzy wyrzeźbionej z marznącej mgły. I to całkiem przystojnej twarzy…

— Słuchaj, nie chciałam, żebyś pomyślał…

— Chciałam? — powtórzył ze zdumieniem zimistrz. — Ale my nie chcemy. My jesteśmy!

— Co… co chcesz przez to powiedzieć?

— Łojzicku!

— No nie… — szepnęła Tiffany, kiedy Feeglowie wyskoczyli spośród trawy.

Feeglowie nie znali znaczenia słowa „strach”. Tiffany wolałaby niekiedy, żeby czytali czasem słownik. Walczyli jak tygrysy, walczyli jak demony, walczyli jak olbrzymy. Natomiast niestety nie walczyli jak ktoś, kto ma w głowie więcej niż łyżeczkę mózgu.

Zaatakowali zimistrza mieczami, głowami i stopami. A to, że wszystkie ciosy przechodziły przez niego, jakby był cieniem, wcale im jakoś nie przeszkadzało. Kiedy Feegle wymierzał kopniaka w mglistą łydkę i w rezultacie trafiał butem we własną głowę, to efekt był zadowalający.

Zimistrz nie zwracał na nich uwagi, tak jak człowiek ignoruje motyle.

— Gdzie twoja moc? Dlaczego jesteś tak ubrana? — zapytał. — Nie tak być powinno!

Podszedł i chwycił rękę Tiffany — mocno, o wiele mocniej, niż powinno to być możliwe dla widmowej dłoni.

— To niewłaściwe! — krzyknął.

Nad polaną szybko przesuwały się chmury.

— Puść mnie! — Tiffany próbowała się wyrwać.

— Jesteś nią! — zawołał zimistrz i przyciągnął ją do siebie.

Tiffany nie wiedziała, skąd dobiegł krzyk, ale uderzenie zadała jej własna, samodzielnie myśląca dłoń. Trafiła zimistrza w policzek, tak mocno, że na chwilę twarz rozpłynęła się jak rozmazana farba.

— Nie zbliżaj się do mnie! — wrzasnęła. — Nie dotykaj mnie!

Coś zamigotało za zimistrzem. Tiffany nie widziała tego wyraźnie z powodu lodowej mgiełki, własnej grozy i strachu — ale coś rozmytego i ciemnego zbliżało się do nich po polanie, falujące i zniekształcone jak postać widziana przez warstwę lodu. Przez jedną straszną chwilę stanęło za przejrzystą sylwetką, a potem stało się babcią Weatherwax zajmującą tę samą przestrzeń co zimistrz. Wewnątrz niego.

Krzyczał przez sekundę i eksplodował w mgłę.

Babcia potknęła się i zrobiła krok naprzód. Mrugała niepewnie.

— Trochę potrwa, zanim pozbędę się tego posmaku z głowy — powiedziała. — Zamknij usta, dziewczyno, bo coś może ci do nich wlecieć.

Tiffany zamknęła usta. Coś mogło jej do nich wlecieć.

— Co… co pani z nim zrobiła? — wykrztusiła.

— Z tym — burknęła babcia, rozcierając czoło. — To jest coś, nie ktoś. Coś, które myśli, że jest kimś. A teraz daj mi swój naszyjnik.

— Co? Przecież jest mój!

— Wydaje ci się, że mam ochotę na dyskusje? Czy mam wypisane na twarzy, że mam ochotę na dyskusje? Oddaj mi go zaraz! Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?

— Nie oddam tak…

Babcia Weatherwax zniżyła głos i przenikliwym szeptem, o wiele gorszym od krzyku, powiedziała:

— W ten sposób to coś cię znajduje! Chcesz, żeby znów cię znalazło? Teraz jest tylko mgłą. Sądzisz, że nie potrafi się zestalić?

Tiffany pomyślała o tej dziwnej twarzy poruszającej się nie tak, jak powinna się poruszać prawdziwa twarz, i o dziwnym głosie składającym słowa, jakby to były cegły…

Rozpięła srebrną klamerkę i podała babci naszyjnik.

To tylko boffo, tłumaczyła sobie. Każdy patyk jest różdżką, każda kałuża kryształową kulą. To rzecz. Nie jest mi niezbędna do życia.

Owszem, jest niezbędna.

— Musisz mi to dać — wyjaśniła delikatnie babcia. — Nie mogę wziąć sama.

Wyciągnęła otwartą dłoń.

Tiffany upuściła na nią srebrnego konika i starała się nie widzieć palców czarownicy jako zaciskających się szponów.

— Dobrze — rzekła zadowolona babcia. — Teraz musimy ruszać.

— Obserwowałaś mnie — powiedziała Tiffany z wyrzutem.

— Cały ranek. Mogłabyś mnie zobaczyć, gdyby przyszło ci do głowy, żeby popatrzeć. Ale muszę przyznać, że nie poradziłaś sobie źle na pogrzebie.

— Dobrze sobie poradziłam!

— To właśnie powiedziałam.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimistrz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimistrz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zimistrz»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimistrz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x