Terry Pratchett - Łups!

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Łups!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łups!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łups!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dolina Koom to właśnie tam trolle złapały w zasadzkę krasnoludów, a krasnoludy złapały w zasadzkę trolle. To było daleko stąd. To było dawno temu.Sam Vimes ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork znowu zobaczy wojnę, tym razem przed własnym biurem, jeśli nie rozwiąże zagadki morderstwa przynajmniej jednego krasnoluda. Kiedy jego ukochana Straż się rozsypuje, kiedy grzmią werble bojowe, musi odsłonić każdy ślad, przechytrzyć każdego skrytobójcę, pokonać każdą ciemność, by znaleźć rozwiązanie. Aha codziennie o szóstej, niezawodnie, bez żadnych wykrętów, musi wrócić do domu i poczytać synkowi Gdzie jest moja krówka ze wszystkimi odpowiednimi odgłosami podwórka. Są pewne rzeczy, które zwyczajnie trzeba załatwić.Pomysłowe, dowcipne, logiczne…
Wszystko, czym powinna być kolejna powieść w cyklu fantasy, a nawet więcej.

Łups! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łups!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bezgłośnie i swobodnie przeskoczyła nad parkanem i wylądowała na czterech łapach na tym, co kiedyś było żwirową ścieżką. Mieszkańcy uliczki rzadko kiedy pracowali w ogrodzie, bo nawet jeśli człowiek posadził cebulki, nigdy nie wiedział, w czyim ogrodzie wyrosną.

Angua podążyła za wskazaniami nosa do grządki wybujałych ostów. Było tam kilka ułożonych w krąg popękanych cegieł — pozostałości studni.

Oleisty smród wisiał tu ciężko, ale pojawił się też świeższy, o wiele bardziej złożony zapach, od którego Angui zjeżyły się włosy na karku. Tam w dole był wampir.

Ktoś odciągnął na bok zielsko i odpadki, wśród nich gnijący materac i rozpadający się fotel [10] Mieszkaniec Empirycznego Sierpa mógł spokojnie wyrzucać śmieci do ogrodu, ponieważ to najprawdopodobniej nie był jego ogród, do którego je wyrzucał. . Sally? Co by tutaj robiła?

Z murszejącej cembrowiny Angua wyjęła cegłę i pozwoliła jej spaść. Zamiast plusku usłyszała wyraźny, drewniany stuk.

No cóż… Wróciła do człowieczeństwa, by zejść na dół; pazury są wygodne, lecz z pewnymi rzeczami małpy radzą sobie lepiej. Ściany były oczywiście oślizłe, ale przez lata wypadło z nich tak wiele cegieł, że zejście okazało się nadspodziewanie łatwe. Studnia miała tylko sześćdziesiąt stóp głębokości; zbudowano ją w czasach, gdy ludzie powszechnie wierzyli, że woda, w której żyje wiele malutkich wąsatych stworzonek, musi być zdrowa.

Na dnie leżały świeże deski. Ktoś — a przecież mogły to być tylko krasnoludy — przebił się do studni od dołu i położył tu parę desek. Dokopały się tak daleko i przerwały. Dlaczego? Z powodu studni?

Tuż pod deskami była brudna woda. Albo wodopodobna ciecz. Tunel trochę się rozszerzał, a krasnoludy były tu — pociągnęła nosem — kilka dni temu, nie więcej. Tak. Krasnoludy trafiły tutaj, pogrzebały dookoła, a potem odeszły wszystkie naraz. Nawet nie zadały sobie trudu, żeby sprzątnąć. Wyczuwała to, jakby widziała obraz.

Sunęła naprzód; mapa tuneli rysowała się w jej nozdrzach. Nie były tak solidnie wykończone jak te, po których poruszał się Twardziec. Były nierówne, z całym mnóstwem zygzaków i ślepych zaułków. Szorstkie deski i belki powstrzymywały cuchnące błoto równin, które jednak i tak przesączało się wszędzie. Te tunele nie miały przetrwać długo. Powstały dla jakiejś szybkiej i stanowczo brudnej roboty; miały wytrzymać, dopóki nie zostanie wykonana.

No więc… Kopacze czegoś szukali, ale nie byli pewni, gdzie to jest, dopóki nie znaleźli się w odległości… jakiej? Około dwudziestu stóp, a wtedy… wyczuwali to? Wykrywali? Ostatni odcinek do studni był idealnie prosty. Czyli wtedy wiedziały już, dokąd idą.

Angua przekradała się coraz dalej, zgięta wpół, by zmieścić się pod niskim stropem. W końcu zrezygnowała i wróciła do formy wilka. Tunel znowu się wyprostował. Od czasu do czasu mijała boczne odgałęzienia, ale ignorowała je, choć pachniały jak długie. Zapach wampira wciąż był irytującym tematem nosowej symfonii i niemal zacierał odór sączącej się ze ścian brudnej wody. Tu i tam sklepienie skolonizowały vurmy. I nietoperze.

I nagle, kiedy przechodziła obok wylotu tunelu, pojawił się nowy zapach. Był dość słaby, ale rozróżniła w nim wyraźny powiew zgnilizny. Świeża śmierć…

Trzy świeże śmierci. Na końcu krótkiego bocznego tunelu leżały ciała dwóch, nie, trzech krasnoludów, na wpół zalane błotem. Jarzyły się. Vurmy nie miały zębów, jak tłumaczył jej Marchewa. Czekały, aż ich przyszły posiłek sam z siebie stanie się niemal płynny. A póki czekały, świętowały ten najszczęśliwszy traf, na jaki mogły liczyć. Tutaj, w świecie bardzo dalekim od ulic, krasnoludy rozpuszczały się w świetle.

Pociągnęła nosem. Raczej bardzo świeże…

— Coś znalazły — odezwał się głos za nią. — A potem to ich zabiło.

Angua skoczyła.

* * *

Skok nie był zamierzony. Tyłomózgowie zrealizowało go całkiem samodzielnie. Płaty czołowe, które wiedziały, że sierżanci nie powinni bez prowokacji wypruwać flaków młodszym funkcjonariuszom, próbowały zatrzymać ten skok w powietrzu, ale tutaj rządziła już prosta balistyka. Angua zdołała tylko skręcić ciało w locie i uderzyła o miękką ścianę ramieniem.

Niedaleko zatrzepotały skrzydła i zabrzmiał przeciągły organiczny dźwięk niosący sugestię, że człowiek w rzeźni miał pewne problemy z niewygodnym fragmentem chrząstki.

— Wam, wilkołakom, łatwiej — mówiła Sally, jakby nic się nie wydarzyło. — Zostajecie w jedynym ciele i masa tego ciała nie sprawia wam kłopotów. Czy wie pani, sierżancie, w ile nietoperzy muszę się zmienić przy mojej wadze? Ponad sto pięćdziesiąt, nic mniej. I zawsze trafi się jeden, który poleci nie w tę stronę albo gdzieś się zgubi. Nie da się myśleć rozsądnie, dopóki nie zbierze się wszystkich swoich nietoperzy. I nawet nie zamierzam poruszać kwestii reasymilacji. To jakby największe kichnięcie, jakie można sobie wyobrazić. Wstecz.

W tych ciemnościach na dole skromność nie miała sensu. Angua zmusiła się do przemiany powrotnej — wszystkie neurony w jej mózgu wspólnymi silami starały się przegłosować kły i pazury. Gniew pomagał.

— Dlaczego tu jesteś, do demona? — spytała, kiedy miała już działające usta.

— Nie mam służby. Pomyślałam, że zobaczę, co da się znaleźć. — Sally wynurzyła się z mroku. Była całkiem naga.

— Nie mogłaś mieć takiego szczęścia — warknęła Angua.

— Och, nie mam pani nosa, sierżancie. — Sally uśmiechnęła się słodko. — Ale korzystałam ze stu pięćdziesięciu pięciu całkiem niezłych latających, a one potrafią zbadać spory teren.

— Myślałam, że wampiry potrafią rematerializować odzież — stwierdziła Angua. — Otto Chriek potrafi!

— Kobiety nie potrafią. Nie wiemy czemu. To pewnie ma jakiś związek z przejrzystymi koszulami nocnymi. I tu znowu pani ma przewagę. Kiedy jest się w ciałach stu pięćdziesięciu nietoperzy, trudno pamiętać, by zmusić dwa do zabierania pary spodni. — Sally spojrzała w górę i westchnęła. — Słuchaj, wiem, do czego to prowadzi. Pojawi się kwestia kapitana Marchewy, tak?

— Widziałam, jak się do niego uśmiechałaś!

— Przepraszam! Bywamy całkiem sympatyczne. Wampiry już takie są.

— Chciałaś zrobić na nim wrażenie, co?

— A ty nie? To taki człowiek, na którym każdy chciałby zrobić wrażenie!

Przyglądały się sobie czujnie.

— Wiesz, że on jest mój — oświadczyła Angua, czując pod paznokciami ucisk rodzących się pazurów.

— Ty jesteś jego, chciałaś powiedzieć. Wiesz, że tak to działa. Włóczysz się za nim!

— Przykro mi, ale wilkołaki już takie są! — wrzasnęła Angua.

— Zaczekaj! — Sally w geście pokoju wyciągnęła przed siebie ręce. — Jest coś, co powinnyśmy załatwić, zanim ta sprawa rozwinie się dalej!

— Tak?

— No tak. Obie nie mamy nic na sobie, stoimy w czymś, co, jak pewnie zauważyłaś, coraz bardziej zmienia się w błoto, i szykujemy się do walki. W porządku. Ale czegoś tu brakuje, prawda?

— A to coś to…?

— Publiczność płacąca za bilety. Mogłybyśmy zbić majątek. — Sally mrugnęła. — Albo możemy zająć się tym, co nas tu sprowadziło.

Angua z wysiłkiem rozluźniła mięśnie. Ona powinna to powiedzieć — przecież była sierżantem, prawda?

— Dobra, dobra — mruknęła. — Zostawmy to. Mówiłaś, że krasnoludy zabiło jakieś… coś ze studni?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łups!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łups!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łups!»

Обсуждение, отзывы о книге «Łups!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x