— Wiesz, gdzie jest klucz? — spytała.
— Nie mamy czasu. — Nik przywarł do metalowych prętów. — Obejmij mnie.
— Słucham?
— Po prostu mnie obejmij i zamknij oczy.
Przez chwilę Scarlett wpatrywała się w Nika, jakby rzucała mu wyzwanie. Potem chwyciła go mocno i zacisnęła powieki.
— Dobra.
Nik naparł na pręty cmentarnej bramy. One także należały do cmentarza i miał nadzieję, że Swoboda, którą go obdarzono, może choć tym razem obejmie też innych ludzi.
A potem jak dym prześliznął się przez bramę.
— Możesz już otworzyć oczy.
Posłuchała.
— Jak to zrobiłeś?
— To mój dom — rzekł. — Mogę tu robić różne rzeczy.
Usłyszeli tupot butów na chodniku. Dwaj mężczyźni znaleźli się po drugiej stronie bramy, szarpiąc ją i łomocząc.
— Witam, witam. — Jack Kat poruszył wąsikiem i uśmiechnął się do Scarlett przez kraty, niczym królik kryjący jakiś sekret. Lewe przedramię owinął czarnym jedwabnym sznurem; teraz szarpał go prawą dłonią w rękawiczce. Zsunął sznur z ręki w dłoń, sprawdził, przekładając z jednej do drugiej, jakby zamierzał upleść kocią kołyskę. — Wyjdź tu, dziewczynko, już w porządku. Nikt cię nie skrzywdzi.
— Chcemy tylko, żebyś odpowiedziała na kilka pytań dodał rosły i jasnowłosy mężczyzna, pan Zręczny. — To sprawa oficjalna. (Skłamał, Jackowie Wszelkich Fachów nie mieli w sobie nic oficjalnego, choć można ich było znaleźć w rządach, policjach i różnych innych miejscach).
— Biegnij! — Nik pociągnął Scarlett za rękę. Pobiegła.
— Widziałeś? — spytał Jack nazywany Katem.
— Co?
— Zobaczyłem z nią kogoś. Chłopca.
— Tego chłopca? — spytał Jack Zręczny.
— Skąd miałbym wiedzieć? Chodź tu i podsadź mnie.
Wyższy mężczyzna wyciągnął ręce, łącząc je i tworząc schodek, a Jack Kat postawił na nich stopę w czarnym bucie. Dźwignięty, wgramolił się na szczyt bramy i zeskoczył na dróżkę, lądując na czworakach niczym żaba. Wstał szybko.
— Znajdź inne wejście — polecił. — Ja idę za nimi. — Popędził krętą dróżką wiodącą na cmentarz.
* * *
— Powiedz mi, co się dzieje? — prosiła Scarlett.
Nik maszerował szybko przez pogrążony w zmierzchu cmentarz, ale nie biegł. Jeszcze nie.
— To znaczy? — zapytał.
— Ten człowiek chyba chciał mnie zabić. Widziałeś, jak bawił się czarnym sznurem?
— Nie wątpię. Tamten Jack — twój pan Frost — zamierzał zabić mnie. Ma nóż.
— To nie jest mój pan Frost. No, może owszem, w pewnym sensie. Przepraszam. Dokąd idziemy?
— Najpierw musimy ukryć cię w bezpiecznym miejscu. Potem się nimi zajmę.
Wokół Nika budzili się i gromadzili mieszkańcy cmentarza, zaniepokojeni i zatroskani.
— Nik? — zagadnął Kajus Pompejusz. — Co się dzieje?
— Źli ludzie — odparł Nik. — Moglibyście mieć na nich oko? Informujcie mnie stale, gdzie są. Musimy ukryć Scarlett. Ktoś ma jakiś pomysł?
— Krypta w kaplicy? — zaproponował Thackeray Porringer.
— Pierwsze miejsce, które sprawdzą.
— Z kim ty rozmawiasz? — Scarlett wpatrywała się w Nika, jakby oszalał.
— Wewnątrz wzgórza? — podsunął Kajus Pompejusz.
Nik zastanawiał się chwilę.
— Tak, dobra myśl. Scarlett, pamiętasz miejsce, w którym znaleźliśmy Niebieskiego Człowieka?
— Mniej więcej, było bardzo ciemno. Pamiętam, że nie było się czego bać.
— Zabieram cię tam.
Pośpieszyli ścieżką, Scarlett wiedziała, że po drodze Nik z kimś rozmawia, lecz słyszała tylko część dyskusji. Przypominało to słuchanie, jak ktoś rozmawia przez telefon, co jej przypomniało…
— Moja matka wpadnie w szał. Już nie żyję.
— Nie — nie zgodził się Nik. — Wcale nie. Jeszcze nie. I przez bardzo długi czas. — A potem rzucił do kogoś innego: — Teraz jest dwóch razem? Jasne.
Dotarli do mauzoleum Frobisherów.
— Wejście jest za dolną trumną po lewej — poinformował Nik. — Jeśli usłyszysz, że ktoś się zbliża, i to nie będę ja, idź na sam dół. Masz sobie czym poświecić?
— Tak, breloczkiem z diodą przy kluczach.
— Świetnie.
Otworzył drzwi mauzoleum.
— I bądź ostrożna, nie potknij się ani nic takiego.
— Dokąd ty idziesz? — spytała Scarlett.
— To mój dom — oznajmił Nik. — Zamierzam go bronić.
Scarlett nacisnęła breloczek i opadła na czworaki.
Dziura za trumną była ciasna, ale zdołała się przecisnąć i przyciągnąć za sobą trumnę. W słabym blasku breloczka widziała kamienne stopnie. Stanęła wyprostowana i z dłonią na ścianie pokonała trzy pierwsze, po czym zatrzymała się, usiadła i czekała. Miała nadzieję, że Nik wie, co robi.
— Gdzie są teraz? — zapytał.
— Jeden przy Egipskiej Ścieżce, szuka cię — odparł jego ojciec. — Jego kolega czeka przy murze. Zmierza tu jeszcze trzech, włażą na mur z wielkich kubłów.
— Chciałbym, żeby tu był Silas, rozprawiłby się z nimi raz dwa. Albo panna Lupescu.
— Nie potrzebujesz ich — rzekł zachęcająco pan Owens.
— Gdzie mama?
— Przy murze.
— Powiedz jej, że ukryłem Scarlett na tyłach grobowca Frobisherów. Poproś, żeby miała na nią oko, jeśli cokolwiek mi się stanie.
Nik puścił się biegiem w gęstniejącym mroku. Jedyna droga na północno-wschodnią część cmentarza wiodła przez Egipską Ścieżkę. Aby tam dotrzeć, musiał wyminąć drobnego mężczyznę z czarnym jedwabnym sznurem. Mężczyznę, który go szukał i chciał zabić.
— Jestem Nikt Owens — rzekł do siebie. Był częścią cmentarza, poradzi sobie.
O mało nie przeoczył niskiego mężczyzny — Jacka zwanego Katem — wbiegając na Egipską Ścieżkę. Tamten niemal zlał się z cieniami.
Nik wciągnął powietrze. Zniknął jak najlepiej potrafił i przeszedł obok tamtego niczym kurz uniesiony wieczornym wiatrem.
Szedł zarośniętą bluszczem Egipską Ścieżką, a potem potężnym wysiłkiem woli stał się tak widoczny, jak tylko mógł. Kopnął kamyk.
Ujrzał, jak cień przy łuku odłącza się od reszty i rusza za nim, niemal tak cicho jak umarli. Nik prześliznął się przez kotarę bluszczu na końcu ścieżki i znalazł się w północno-wschodniej części cmentarza. Będzie musiał dokładnie rozegrać wszystko w czasie. Za szybko i mężczyzna go zgubi. Jeśli jednak poruszy się zbyt wolno, czarny jedwabny sznur oplecie mu szyję, odbierając oddech i wszystkie jutra.
Przeciskał się hałaśliwie przez gąszcz bluszczu, płosząc jednego z wielu cmentarnych lisów, który odbiegł przez poszycie. Miejsce to porastała prawdziwa dżungla, pełna przewróconych nagrobków i bezgłowych posągów, drzew i krzaków ostrokrzewu, zarośli i śliskich stosów na wpół przegniłych liści. Nik badał tę dżunglę, odkąd był dość duży, by utrzymać się na nogach.
Teraz szedł szybko, ostrożnie, przeskakując ze splątanych korzeni bluszczu na kamień i ziemię, pewny siebie. To był jego cmentarz. Nik czuł, że on sam próbuje go ukryć, chronić, sprawić, by zniknął, i walczył z tym, starał się pozostać widoczny.
Zauważył Nehemiaha Trota i się zawahał.
— Hola, młody Niku! — zawołał Nehemiah. — Dotarły do mnie pogłoski, że pędzisz przez te ziemie niczym kometa przez firmament. Cóż to się stało, mój dobry Niku?
— Zostań tutaj — poprosił Nik. — Tu gdzie jesteś. Spójrz w stronę, z której przychodzę. Powiedz mi, kiedy ten człowiek się zbliży.
Ominął porośnięty bluszczem grób Carstairsów, a potem przystanął, dysząc, jakby nie mógł złapać tchu, zwrócony plecami do prześladowcy.
Читать дальше