Taśma z ust Unni została zerwana. Zapiekło ją strasznie, ale możliwość odetchnięcia znowu pełną piersią przyniosła niewysłowioną ulgę.
– Możesz sobie wrzeszczeć, ile tylko chcesz – powiedział mężczyzna z ordynarnym śmiechem. – Nikt nie usłyszy, to ci gwarantuję.
Unni nic nie widziała.
– Zrobimy sobie naprawdę dobrze – powiedział, siadając obok niej. Zaczął obłapiać jej piersi. Unni odskoczyła.
– No, no, nie spiesz się tak – mówił, jakby ją upominał. – Dostaniesz, dostaniesz wszystko, ale najpierw musimy pogadać.
Bogu dzięki! Każda zwłoka może okazać się zbawienna.
Gdyby ją bił lub torturował, zniosłaby to bez szemrania, ale na myśl, że może ją zgwałcić, robiło jej się niedobrze i wpadała w panikę.
– Powiedz no teraz wujkowi, co wy tu robicie, co? Przez cały czas jej dotykał. Głaskał palcami jej udo. Unni milczała.
– Szukacie gryfa, nie?
Słowa same wydostały się z ust Unni:
– A skąd ty o tym wiesz?
Niech to licho! Nie powinna była, trzeba milczeć! Ale on ją po prostu zaskoczył.
– Ja wiem dużo, malutka – zachichotał. – Ja wiem o tych ptaszkach wszystko.
Unni przyszedł do głowy pomysł. A gdyby tak odwrócić sytuację i wyciągnąć od tego faceta, co on wie?
O ile dobrze zapamiętała, nie wyglądał zbyt inteligentnie. W porządku, porozmawia z nim, ale tylko o sprawach nieistotnych. Może on będzie mniej ostrożny i się wygada.
Najzupełniej nieoczekiwanie taśma z jej oczu też została zerwana. Oczywiście razem z taśmą napastnik wyrwał jej sporo włosów i brwi. Przyjemne to nie było, o nie, i przyszło tak nieoczekiwanie, że nie mogła powstrzymać krzyku bólu. Była na siebie zła, bo ten człowiek miał we wzroku coś sadystycznego, czego wolała nie pobudzać.
Zauważyła, że znajdują się w jakimś opuszczonym i zrujnowanym, małym gospodarstwie rolnym. Przez dziury w dachu widziała niebo, wnętrze domu było kompletnie zniszczone. Od bardzo dawna nikt tu nie mieszkał.
Niewygodnie jej było leżeć z rękami związanymi na plecach, próbowała więc usiąść. Na to jednak on pozwolić nie chciał i pchnął ją z powrotem.
– Już niedługo będziesz mogła fikać nogami – „pocieszył” ją. – Ale najpierw powiesz mi, co znaczy to tutaj, wiesz przecież tyle…
Wyjął z kieszeni spodni pognieciony papier i przystawił jej do samych oczu. Unni odsuwała się, ale wciąż nic nie widziała.
– Trzymaj ten papier trochę dalej, żebym mogła coś zobaczyć! – syknęła. – Nikt nie jest aż takim krótkowidzem!
Facet złożył papier w kilkoro tak, że widać było tylko kilka słów. Ona jednak zdążyła zauważyć już coś innego, coś niepokojącego.
Czytała głośno, tekst był po norwesku:
– „…małe pustkowie…”
– Co to znaczy? – spytał agresywnie.
– Małe pustkowie? Skąd mogę wiedzieć? Może rezerwat przyrody w Jotunheim?
Szarpnął papier i włożył go znowu do kieszeni.
– Nie udawaj głupiej! Chyba nie o Norwegii jest tu mowa. Jesteśmy w Hiszpanii, do cholery!
– A pismo jest po norwesku!
– Bo on to przetłumaczył, chyba rozumiesz!
– Kto to jest on?
Ale facet na tym rozmowę urwał. Żadnych więcej pytań!
Z lękiem oczekując jego kolejnego kroku, Unni myślała o tym, co zdążyła dostrzec na papierze. Wprowadzające słowa: „Pięć gryfów stanowi klucz”.
I potem jeszcze sporo wyjaśnień, których Unni nie zdążyła przeczytać.
Wtedy właśnie to do niej dotarło, zaczęła sobie zdawać sprawę, że ma do czynienia z trzecią grupą. „Ci drudzy” to są jego kompani.
Bardzo chciała zdobyć ten papier. Żeby tylko nie była taka bezradna!
Ku swemu przerażeniu zauważyła, że napastnik zaczyna rozpinać spodnie.
Jordi złościł się na rycerzy.
– Czy musicie narażać młodą dziewczynę na taki stres? Tacy złośliwi nigdy ani wy sami nie bywacie, ani wasze rumaki.
„Jesteśmy zmęczeni – odpowiedziały mu myśli jego przodka, don Ramiro, krótko. – Nie jesteśmy w stanie dłużej podtrzymywać iluzji”.
– Proszę mi wybaczyć – powiedział Jordi z żalem. „Pomożemy ci odnaleźć twoją ukochaną” – obiecał don Federico i natychmiast wysłał don Ramira, żeby jej szukał. – Ale teraz chyba nareszcie rozumiesz, że powinniście byli nas słuchać? I działać ostrożnie. Widzicie to, czego nie ma, a nie dostrzegacie tego, co wam zagraża. Tak wam kiedyś powiedzieliśmy i to jest prawda”.
– Wiem. Ale chyba jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego, co powinniśmy zobaczyć?
„Tak. Nie widzieliście.” – Wyprostował się w siodle. – „Mówisz, że ta obca panna może wam pomóc. To dobrze. Ale teraz będziemy z tobą, bo ona może pomóc również nam”.
– W jaki sposób?
„Mówiłeś, że ona pisze o naszych czasach. W takim razie powinna też napisać o nas. Tak, byśmy nie popadli w zapomnienie. Ale oto ona się budzi”.
Jordi ukucnął przy Juanie i łagodnie do niej przemawiał. Dziewczyna zadrżała gwałtownie i nie chciała nawet spojrzeć w stronę rycerzy.
Kiedy jednak powiedział jej o ich życzeniu, rozjaśniła się trochę.
– Myślisz… że oni by mogli… Nie, to przecież duchy, ja nie zniosę, zabierz ich stąd, chce. wracać do domu!
– Czy oni by mogli co? Powieki jej zadrżały.
– Opowiedzieć o swoich czasach. Jordi uśmiechnął się.
– Zapytam.
Juana oddychała z drżeniem. Jaką to możliwość zsyła jej los! Usłyszeć opowieść o piętnastym wieku od ludzi, którzy wtedy żyli! I on przecież tu jest!
Jordi przekazał jej prośbę.
Rycerzom to najwyraźniej pochlebiało.
– Mam ze sobą magnetofon – wtrąciła Juana pospiesznie. Wtedy Jordi roześmiał się ze smutkiem. Nie można przecież nagrywać na taśmę myśli.
Teraz jednak najważniejsza była sprawa Unni. Rycerze siedzieli przez jakiś czas w milczeniu, pogrążeni w swojej niemej dyskusji, gdy między drzewami pojawił się don Ramiro. Kolejna, pozbawiona słów narada.
Don Sebastian zwrócił się do Jordiego i ponownie popłynęły myśli. „Ona potrzebuje pomocy, jak najszybciej! W górach po tamtej stronie znajduje się niewielki, niezamieszkany dom, powiada twój przodek”.
Don Ramiro przekazał Jordiemu opis drogi i miejsca, w którym przebywała Unni.
Umówili się na późniejsze spotkanie, podczas którego Jordi będzie mógł przetłumaczyć Juanie myśli rycerzy.
Podziękowali teraz godnym starcom, którzy znikali powoli, rozpływając się w powietrzu. Jordi i Juana ruszyli w góry z taką prędkością, na jaką samochód pozwalał. Wkrótce skręcili w boczną drogę.
Przez cały czas Juana nie powiedziała ani słowa. Była do głębi wstrząśnięta. Zafascynowana Jordim ponad wszelkie wyobrażenie, ale niemal do szaleństwa przerażona jego dziwnymi oczyma i jeszcze bardziej towarzystwem, z którym się spotyka!
Obrzydliwy norweski typ stanął na szeroko rozstawionych nogach tuż przy ławie. Jego spodnie opadły na podłogę i otaczały niczym wieniec jego kostki. Z dumą prezentował Unni swoje walory.
– Popatrz no na niego – przechwalał się.
– No właśnie – odparła swobodnie, udając twardszą niż w istocie była. – Co mu jest?
– Będzie ci smakowało, co? – gbur był wyraźnie zirytowany.
– Tylko nie bardzo go nawet widać spod tego tłuszczu – prychnęła Unni i z obrzydzeniem odwróciła twarz.
Postąpiła chyba głupio, bo gbur wpadł we wściekłość. Jeszcze bardziej szorstko zerwał jej pęta z nóg i próbował ściągnąć z niej spodnie. Przeszkadzały mu w tym jednak jej związane na plecach ręce, więc rozciął też taśmę na nadgarstkach. Tym sposobem Unni została całkiem rozwiązana, chociaż to się na wiele nie zdało, bo facet był bardzo silny. Celem walki był teraz zamek od spodni i ta walka, prędzej czy później, skończy się jej przegraną.
Читать дальше