Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wykonał ręką jakieś dziwne gesty i krzyknął: „Duplikatus, Paratus, Dwojatus!”
I Kaśka zobaczyła, jak jej elektroluks zaczyna pęcznieć i pęcznieć, jak na środku zaczyna się robić rysa, potem z jednego odkurzacza zrobiły się dwa i odskoczyły gwałtownie od siebie. A potem z każdym stało się jeszcze raz to samo i już były cztery!
Kaśka przypomniała sobie, jak na kółku biologicznym pani Stawska opowiadała im o żyjątkach, które rozmnażały się przez podział. To było właśnie to samo.
Gdy ilość odkurzaczy doszła do 32, pan Twardowski zawołał:
– Finis! – podniósł pierwszy odkurzacz z lewej strony i podał go Kaśce. Zadowolony Rokiś wyrwał go jej natychmiast i z powrotem wcisnął pod skrzydło kogutowi.
– Cieszę się, że my, ludzie, wymyślamy tam na ziemi coraz to sprytniejsze maszyny. Może to nareszcie wystarczy na mój stopień zapylenia. Powiadacie, że nazywa się odkurzacz? Jak więc się nim odkurza?
Rokiś w okamgnieniu złapał za uchwyt szczotki i przytknął ją do pokładów pyłu, a potem nacisnął przełącznik. Ale, niestety, odkurzacz milczał.
Rokiś spojrzał podejrzliwie na Twardowskiego, a Twardowski smutno na Rokisia.
Wtem Kaśka puknęła się w czoło.
– Przecież księżyc jest nie zelektryfikowany, jak można tu włączyć odkurzacz! Nic z tego.
– Nie pomyślałem… – zmartwił się okropnie Rokiś.
A staruszek z rozpaczy zaczął znów gwałtownie kichać.
– Ale… czy nie można by wykorzystać elektryczności gromadzącej się w chmurach? – zapytała Kaśka nieśmiało.
– To jest myśl! – wrzasnął Rokiś. – Do Burzona 719! Dawaj, dziadziu, sznurek, już go tam płanetniki gdzieś podłączą!
Chwycił za końcówkę sznura i wskoczył na grzbiet koguta. Kaśka i pan Twardowski wgramolili się za nim i kogut wystartował w kierunku ziemi.
Po pewnym czasie weszli w mleczną gęstwę chmur, które z wolna przelatywały z miejsca na miejsce. Wyglądało to tak, jakby ktoś szykował gigantyczne pranie. Przepychając się wśród chmur dotarli wreszcie do jakiegoś mniej zamglonego pomieszczenia. Leżał tam na chmurowym materacu białowłosy facet w ociekającym wodą płaszczu i zabawiał się dmuchając leciutko na chmury, które przesuwały się z miejsca na miejsce.
– Burzonie 719, królu płanetników! – zakrzyknęli chórem Rokiś i Twardowski. – Czy nie zechciałbyś temu oto szlachetnemu mędrcowi – tu Rokiś wskazał na pana Twardowskiego, a Twardowski sam na siebie – użyczyć nieco energii ze swej fabryki piorunów?
Burzon wypowiedział kilka słów, ale nikt nie wiedział jakich, gdyż bardziej przypominały one płukanie gardła niż przemowę. Ponieważ jednak skinął równocześnie głową, zrozumieli, że się zgadza. I rzeczywiście, po chwili, odpychając chmury, zjawił się jakiś inny płanetnik, chwycił koniec sznura i poszedł, wlokąc go za sobą w stronę, skąd dobiegały głośne huki grzmotów i blaski błyskawic.
Płanetnik ten po chwili wrócił i skinął głową na znak, że wykonał polecenie.
Pan Twardowski ucieszył się jak dziecko i strasznie mu było pilno powrócić do siebie i wypróbować nowe maszyny.
– Pożyczymy dziadkowi koguta – zaproponował Rokiś. – Będziemy powolutku zsuwali się w dół chmurami, a zanim dotrzemy do najniższej warstwy, Czarny powinien już nas dogonić.
Pan Twardowski usiadł na kogucie i z przejęcia niezbyt nawet dokładnie, się pożegnał. Rokiś z Kaśką także ruszyli w drogę.
Wędrowało się bardzo przyjemnie, gdyż chmury były miękkie i sprężyste, więc najlepiej było po prostu zeskakiwać z wyższych na niższe. Jeśli odległość między chmurami była zbyt duża – zjeżdżało się po powrósłach, przywiązanych do każdej z chmur. Powrósła te służyły płanetnikom do przeciągania chmur z miejsca na miejsce. Ale na ogół wylegiwali się oni na chmurach, wygniatając sobie w nich przedtem wypełniające się wodą dołki.
W miarę jak wędrowcy opuszczali się coraz niżej, chmury stawały się z białych i puszystych brudne, szare i jakby lepkie.
Również i ci płanetnicy, którzy zamieszkiwali niższe poziomy, nie byli tacy sami, jak ci z góry. Mieli ciemniejsze ubrania i twarze, a przede wszystkim okropnie złe miny.
Rokiś i Kaśka wylądowali w końcu na chmurze zawieszonej najniżej nad ziemią i postanowili tu zaczekać na przybycie czarnego koguta. Chmurę zamieszkiwało małżeństwo płanetników. Płanetnica, z niesamowicie długimi warkoczami i w sukni do ziemi, biegała po całej chmurze z miotełką do czyszczenia ubrań i bez przerwy zmiatała nią pył. Gdy już się uporała z tą pracą, dopadła swego męża i zaczęła go zawzięcie szczotkować po plecach. Płanetnik stękał cicho, ale się nie sprzeciwiał.
– Fuj, paskudztwo! – zrzędziła płanetnica niby to do siebie, ale tak, aby Rokiś i Kaśka słyszeli ją dobrze. – Tych brudów z ziemi jest coraz więcej! Smrodzą, kopcą i smolą bez przerwy! O! Pewnie znów jakiś nowy komin wybudowali!
Uderzyła bosą piętą w chmurę i wybiła otwór, przez który widać było ziemię. Rzeczywiście, z dziesiątków kominów waliły w górę kłęby gęstego i czarnego dymu, drobinki sadzy osiadały na chmurach, znacząc je czarnymi piegami.
– Niedługo, proszę pani, na wszystkich kominach będą takie filtry, że sadza i dym się nie wydostaną, tylko się będzie z nich robić różne rzeczy – pocieszyła ją Kaśka, bo przypomniała sobie, że czytała o czymś takim w gazecie.
– A tam, nie wydostaną! – burknęła płanetnica niezbyt uprzejmie, waląc zawzięcie miotełką w plecy swego męża. Płanetnik zaś podśpiewywał smętnie:
A ja usiądą na chmurze,
Posiedzą rok albo dłużej,
W chmurę się całkiem zanurzę,
Będzie mi jeszcze ponurzej…
Tymczasem chmura, płynąc ciągle, minęła już miasto i w dole widać było pole, lasy i jezioro.
– No, trochę już posprzątałam, teraz do roboty – oświadczyła płanetnica, odkładając szczotkę.
– Padamy? – spytał płanetnik.
– Można padać! – krzyknęła płanetnica i zanim Kaśka i Rokiś się spostrzegli, zrobiło im się bardzo, bardzo mokro i poczuli, że chmura, na której siedzieli, znikła, a oni w potokach wody lecą w dół.
Zobaczyli przed sobą napstroszoną bąblami deszczu powierzchnię jeziora i z pluskiem zapadli się w jego głębię.
Zanim Kaśka zdążyła zmusić się do otwarcia oczu pod wodą, poczuła, że staje się przedmiotem jakiejś szamotaniny. Lecz po chwili coś, co trzymało ją za nogę, puściło. Kaśka zobaczyła zamazany i mglisty obraz Rokisia, trzymającego w dwu garściach dwa czerwone fifraczki, w których tkwiły dwa wyłupiastookie potworki, przebierające wściekle nogami o kaczych łapkach.
– Weź się! – bulgotały oba utopce w stronę Rokisia.
– Sami się weźcie! – odburknął Rokiś, ale dalszego ciągu rozmowy Kaśka już nie słyszała, gdyż woda (w samą porę, bo zaczynało brakować jej tchu) wyniosła ją na powierzchnię. Parskając i plując Kaśka zaczęła płynąć „po piesku” do brzegu. Na szczęście był niedaleko. Zaraz poczuła grunt pod nogami i wyszła na płaski brzeg.
Zaczęła wykręcać wodę ze spódnicy i z warkoczyków. Rokiś w tym czasie musiał już dogadać się z utopcami, gdyż usłyszała ich po chwili za sobą, dyskutujących zawzięcie.
– Wierzby, bracie, wycinają i nie ma gdzie się podziać…
– Woda, bracie, cuchnie coraz gorzej, bo wpuszczają do niej jakieś świństwa…
– Ryby parszywieją…
– Co sprytniejsi już dawno przenieśli się do wodociągów miejskich, ale my jakoś nie możemy się namyślić…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.