Doktor Michael Jonas opiekował się nim od czasu, kiedy trafił do rodziny Stanleyów, i Aaron zawdzięczał mu wiele dobrego. To dzięki niemu nauczył się akcep-tować rzeczywistość i radzić sobie z wieloma zakrętami w życiu, które nigdy go nie rozpieszczało. Z czasem Jo-nas stał się dla niego kimś w rodzaju przyjaciela i Aaron odczuwał teraz nawet pewne wyrzuty sumienia, że nie dbał należycie o kontakt ze swoim lekarzem.
– Nie mam pojęcia, może z pięć lat – odpowiedział Aaron.
Jonas potrząsnął kędzierzawą czupryną i uśmiechnął się zza długiej, szpakowatej brody.
– Aż tyle? – zdumiał, wyjmując z torby banana i małą butelkę soku pomarańczowego. – Szybko zleciało.
Ale tak to już jest, że kiedy sam dobijasz do czterdziestki, to nawet dinozaury nie wydają się aż tak stare. Jonas zaśmiał się z własnego żartu, a potem usiadł w skórzanym fotelu z wysokim oparciem, za swoim po-tężnym dębowym biurkiem. Wskazał Aaronowi banan i sok. – Zjesz ze mną śniadanie? Gdzieś tu powinienem mieć względnie czysty kubek.
Aaron grzecznie odmówił i usiadł naprzeciwko.
– Rozgość się – powiedział lekarz, po czym odkręcił butelkę z sokiem i pociągnął solidny łyk. – W takim razie, jeśli nie przywiódł cię tu głód, musiałeś opuścić zajęcia w szkole z jakiegoś innego, bardzo ważnego powodu. O co chodzi, Aaronie? Jak mogę ci pomóc?
Aaron nabrał powietrza, a następnie wypuścił je powoli, zbierając się w sobie. Nie chciał, żeby jego relacja z ostatnich dwudziestu czterech godzin przypominała chaotyczny bełkot jakiegoś wariata. No bo jak racjonalnie wytłumaczyć, że nagle zaczynasz rozumieć obce języki – aha, no i rozmawiasz z własnym psem.
– Wszystko w porządku? – upewnił się Jonas, obierając banan ze skórki. Uśmiechał się przy tym, ale w jego głosie słychać było też skupienie.
Aaron poprawił się nerwowo na krześle.
– Nie wiem – odparł niepewnie.
– W takim razie powiedz mi, co cię trapi. – Jonas odłamał końcówkę banana i ugryzł owoc.
Aaron ścisnął mocniej poręcze fotela, oparł się wygodnie i zaczął swoją opowieść.
– Nie jestem pewien, co się ze mną dzieje… ale chyba przechodzę jakieś załamanie nerwowe.
Psychiatra napił się znowu soku.
– Szczerze mówiąc, bardzo wątpię – ocenił – ale jeśli zechcesz mi to wyjaśnić, będę wdzięczny.
Aarnon, bardzo ostrożnie dobierając słowa, opowiedział doktorowi wczorajsze zdarzenie z Vilmą i jej koleżanka-mi na szkolnym korytarzu. Nie omieszkał wspomnieć, że zanim nagłe zaczął rozumieć portugalskie dialogi, doskwierał mu okropny ból głowy. W tym miejscu zdecydował się zakończyć, pomijając wieczorny incydent z Gabrielem.
Przez większość czasu Aaron wbijał wzrok w podłogę, dopiero pod koniec swojej historii stopniowo pod-niósł wzrok, by w końcu napotkać spojrzenie psychiatry, który dojadał właśnie banan. -I to tyle – Aaron wzruszył ramionami. – Jeżeli uzna pan, że powinienem dać się zamknąć w szpitalu Danvers State, zrozumiem to.
Jonas, nie przestając przeżuwać, zebrał skórki i wrzucił je do pustej torby.
– To bardzo interesujące, Aaronie – powiedział, kiedy w końcu przełknął. Odjechał z fotelem od biurka i wrzucił torbę do kosza na śmieci. – Bardzo interesujące.
– Myślę też… nie, ja wiem, że mógłbym także mówić po portugalsku – dodał Aaron. -I… i nie tylko w tym ję-zyku. – To mówiąc, pomyślał o swojej wieczornej „rozmowie" z psem. – Na pewno nie tylko po portugalsku.
Doktor napił się jeszcze soku.
– Ustalmy sobie pewne fakty – powiedział, wycierając brodę z resztek jedzenia. – Rozbolała cię głowa, a teraz posiadłeś umiejętność rozumienia i komunikowania się w obcych językach. Których nigdy wcześniej nie znałeś. Czy dobrze to rozumiem?
Aaron poczuł, jak oblewa się rumieńcem, i pochylił się znowu w fotelu, wbijając wzrok w ziemię.
– Wiem, że to brzmi głupio, ale…
– To wcale nie brzmi głupio - zapewnił go doktor Jonas - tylko trochę dziwnie. Miałeś jeszcze jakieś inne objawy?
Aaron spojrzał na niego.
– Nie. Myśli pan, że to może mieć związek z tym bólem głowy?
Psychiatra cały czas uśmiechał się, ale jego uśmiech stopniowo przygasał, kiedy słuchał, jak Aaron do niego mówi.
– Czy… czy coś nie tak? – spytał Aaron.
Jonas sięgnał do sterty papierów piętrzących się na biurku i wyciągnął spod nich mały, żółty notes.
– Zrozumiałeś, co przed chwilą do ciebie powiedziałem? – spytał, zapisując coś w notesie.
Aaron skinął głową.
– Pewnie. Dlaczego pan pyta?
– Rozumiesz dokładnie, co powiedziałem?
Aaron zastanowił się przez chwilę. Powiedział pan, że to nie brzmiało głupio, tylko dziwnie, a potem spytał pan, czy miałem jeszcze jakieś inne objawy… Jonas podrapał się w brodę.
– Aaron, ja mówiłem do ciebie po hiszpańsku. Aaronon podskoczył na krześle jak oparzony. – Ale… ale ja nie znam hiszpańskiego. – Nigdy nie uczyłeś się go w szkole? – spytał podejrzliwie Jonas. – Nie masz żadnych hiszpańskojęzycznych przyjaciół?
Aaron pokręcił głową.
– Jedyny język, jakiego się uczyłem, to francuski. I to z raczej kiepskim efektem – nigdy nie miałem wyższej oceny niż trzy.
Jomas pokiwał głową i znów zanotował coś w kajecie. Kiedy skończył, odłożył pióro i podniósł wzrok znad biurka.
– Aaronie, opisz mi proszę ten swój ból głowy – ale zrób to po hiszpańsku.
Aaron potarł w zamyśleniu brodę.
– Po hiszpańsku? – uśmiechnął się nerwowo. – No dobrze, proszę bardzo – otworzył usta i zaczął mówić:
– Czułem się tak, jakby ktoś wbijał mi w czaszkę nóż. - To mówiąc, dotknął czubka swojej głowy. – O, tutaj. Prosto w mózg. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiego bólu, to wiem na pewno.
W tym miejscu zatrzymał się, a jego twarz wykrzywiła się w kwaśnym grymasie.
– I jak wypadłem? – spytał, tym razem już po angielsku.
Doktor pokręcił głową z niedowierzaniem.
– To było imponujące – wykrztusił z siebie. Widać było, że trudno mu się teraz skupić na czymkolwiek.
Aaron nachylił się w jego stronę. Wciąż nie uzyskał odpowiedzi, co mogło mu dolegać.
– Uważa pan, że oszalałem czy coś w tym rodzaju? Wierzy mi pan, doktorze?
Jonas odchylił się do tyłu w fotelu, który zareagował pełnym protestu skrzypnięciem. W zamyśleniu stukał się w dłoń trzymanym w drugiej ręce piórem.
– Wierzę ci. Nie wiem tylko, co o tym wszystkim sądzić – powiedział. – Pomyślmy…
Aaron obserwował, jak postawny mężczyzna, nie wstając z fotela, podjeżdża do regału z książkami, stojącego pod ścianą po drugiej stronie biurka. Zniknął, schylając się po coś z dolnej półki, po czym wynurzył się i położył na biurku opasłe tomisko. Aaron nie potrafił dostrzec tytułu książki i czekał nerwowo, aż doktor skończy ją wertować.
– Jeśli potrafisz… mi powiedzieć… co w tej chwili… do ciebię mówię - Jonas odezwał się w końcu, z trudem dobie-rając słowa z książki – nie będę miał innego wyjścia… jak tylko… uwierzyć… w niemożliwe… - To mówiąc, lekarz podniósł oczy znad książki i spojrzał na Aarona z zainteresowaniem.
– Zrozumiałem wszystko bez najmniejszego problemu – powiedział Aaron. – To łacina, prawda?
Jonas nie bez wysiłku skinął głową, sprawiał wraże-sparaliżowanego.
– Wygląda na to, że obaj musimy chyba zacząć wie-żyć w to, co z pozoru wydaje się niemożliwe – skonstatował Aaron.
Читать дальше