Kiedy dotarła do umówionej kawiarni, w środku nie zobaczyła wielu znajomych twarzy. Rozpoznała kilka osób ze swojego rocznika, ale na szczęście z innej klasy. Spojrzała na delikatnie oświetlone stoliki: Mike'a nie było.
Zamówiła latte i jagodowego muffina i rozejrzała się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca. Wybrała głęboki ciemnoczerwony fotel stojący w kącie, naprzeciwko wejścia.
Nerwowo otwierała i zamykała komórkę. Czy czekała ją prawdziwa randka? Nie była pewna. Czuła, że tak, ale Mike traktował wszystko tak zwyczajnie. Ciekawe. Całe swoje życie spędzała z mężczyznami, ale nigdy nie myślała o nich w ten sposób.
Znowu się rozejrzała. Tu spotykały się szkolne sławy. Na przykład Pete Olson – gwiazda sportowa, kupa mięśni i wyżelowanych włosów – stał obok Tracy Hindes. Chichotała jak głupia, ubrana w zwiewną, czerwoną sukienkę. Jeśli Billi włożyłaby coś takiego, Arthur dostałby zawału.
Zaczęła się zastanawiać, czy tak właśnie zachowują się dziewczyny na randkach? Czy tego oczekiwał Mike? Zaczęła czuć się niezręcznie. Może nie powinna była przychodzić. Chwyciła telefon, ale zamiast zadzwonić, zaczęła przyglądać się dziewczynie, która potykając się, wychodziła z łazienki. Papierem toaletowym wycierała spuchniętą od łez twarz, pozostawiając na policzkach czarne smugi rozmazanego tuszu. Billi zesztywniała.
„Tylko nie to".
Jane Mulville zatrzymała się, zaskoczona obecnością Billi, ale po chwili ruszyła do przodu.
– Na co się tak gapisz? – warknęła. Pocierała oczy, nadal rozsmarowując tusz, wyglądała teraz jak miś panda. – Ale masz ubaw, co? Ty pokręcony dziwolągu!
Mogłaby wstać i po prostu rozwalić jej twarz, ale siedziała, czując dziwne współczucie. Jane miała piętnaście lat, była w ciąży i wszyscy o tym wiedzieli.
– Słuchaj, Jane, bardzo mi przykro, ale… – Co mogła powiedzieć, żeby poprawić sytuację? – Po prostu mi przykro.
Boże, to było dopiero żałosne.
– Na pewno – wyrzuciła z siebie Jane.
– Wszystko w porządku?
To był Mike. Teraz nie mogła już wyjść. Potrząsnął głową, strącając ze swoich kręconych czarnych włosów krople deszczu.
– Cześć, Billi. Przepraszam za spóźnienie.
Rzucił kurtkę na stojącą obok kanapę. Zapomniała, jaki był przystojny. Gąszcz wytatuowanych pnączy wyrastał zza koszulki, sięgając do szyi, gdzie jego skóra błyszczała od deszczu.
– W porządku – wymamrotała, nie wiedząc, co zrobić z uśmiechającym się Mikiem i rzucającą gromy Jane. Może byłoby dobrze, gdyby teraz ziemia rozstąpiła się jej pod stopami?
Mike wyciągnął dłoń w kierunku Jane.
– Przepraszam, nie usłyszałem, jak się nazywasz. – Jego uśmiech był porażający. Billi dobrze wiedziała, co czuje Jane.
– Jane – wyszeptała.
– Miło mi, Jane. – Pokazał głową w kierunku drzwi. – Myślę, że twój przyjaciel czeka na ciebie.
Dave Fletcher stał przy wejściu, trzymając w ręku biały płaszcz Jane, patrzył z zazdrością na Mike'a.
Jane zdała sobie sprawę, że nie ma szans. Odwróciła się do Billi i powiedziała:
– Nie zbliżaj się do mnie, popaprańcu – i uśmiechając się wrednie do Mike'a, dodała: – A ty lepiej uważaj na jej ojca. Nie chciałabym, żeby pociął ci twoją piękną buźkę. – Po czym podeszła do Dave'a i wyszli, z trzaskiem zamykając drzwi.
– Mój błąd – przyznał Mike. – To nie była przyjaciółka.
– Można tak powiedzieć.
Było to wielkie niedomówienie.
– Dzięki, że wkroczyłeś. Jestem… miło mi, że przyszedłeś.
– O Boże, czy naprawdę powiedziała to na głos?
Mike uśmiechnął się do niej leniwie, jego złote oczy błyszczały wesoło.
– Mnie też jest miło.
Zwyczajna. To była zwyczajna rozmowa. Nic o templariuszach, o plagach, o Obserwatorach. Nic, prócz normalnej wymiany zdań. Mike opowiedział Billi trochę o swym ojcu, który bardzo przypominał jej Arthura. Surowy, osądzający i arogancki. Zapytała też o jego tatuaże, a on ze śmiechem odparł, że się z nimi urodził.
– Kiedy wszedłem i zobaczyłem cię z tą dziewczyną, wyglądałaś tak, jakbyś zamierzała ją uderzyć. – Mike, śmiejąc się, zacisnął pięści. – Kto cię uczył walczyć?
– Ojciec.
Uniósł brwi.
– Ho, ho. Wydawało mi się, że większość tatusiów marzy o tym, aby ich córeczki zostały baletnicami, a nie bokserami. Żeby były zwyczajne i nudne. – Pochylił głowę nad stołem tak, że jego oczy znalazły się bardzo blisko jej twarzy. – Ale w tobie nie ma nic zwyczajnego, prawda?
– Zakładam, że to komplement.
– Nigdy bym cię nie obraził. Za bardzo się boję.
Trzymał dłonie na przykurzonym szklanym blacie stolika, koniuszki jego palców tak blisko jej. Niewielki ruch do przodu… Billi zawahała się, starając się zebrać tę bezwstydną odwagę, którą emanowały inne dziewczyny siedzące w kawiarni.
Za późno. Mike rozsiadł się na krześle i położył dłonie na poręczach.
Billi nie wiedziała, gdzie podziać wzrok.
– Dlaczego Jane powiedziała tak o twoim ojcu? – zapytał
Mike, przełamując niezręczną ciszę. – Czy jest nadopiekuńczy?
Lekko się uśmiechnął, a Billi zmartwiała.
Nie wiedział. Ani o śmierci matki, ani o procesie ojca. Co powinna mu powiedzieć? Spojrzała na ciemny blat stolika, w którym widziała swoje niewyraźne odbicie. Jeśli mu nie powie, to usłyszy to od kogoś innego.
– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że moja mama nie żyje? – Spojrzała na chłopaka i zobaczyła, jak jego twarz odrobinę się zmienia. Zniknął z niej uśmiech. – Nie powiedziałam, jak umarła. Została zamordowana.
– O Jezu, Billi, tak mi przykro.
Billi zamknęła oczy, nie mogła zebrać myśli, kiedy tak na nią patrzył.
– Było włamanie. Mama została zaatakowana nożem, umarła.
Kłamała. Musiała, bo tak brzmiała oficjalna wersja.
– Czy znaleziono mordercę?
Pokręciła głową.
– To dużo bardziej skomplikowane. Policja aresztowała ojca. Był oskarżony i sądzony za morderstwo.
Mike pochylił się i położył swoją dłoń na ręce Billi. Nie podniosła wzroku, ale poczuła czułość bijącą od jego dłoni.
– Dlaczego myśleli, że zrobił to twój ojciec?
Było wiele powodów. Nikt nie uwierzyłby, że to czyn Bezbożnego. Łatwo natomiast przyjąć, że taki człowiek jak jej ojciec, żołnierz, który trafił przed sąd wojskowy, człowiek, który rok spędził w szpitalu dla umysłowo chorych, cierpiąc z powodu stresu pourazowego, mógł być mordercą.
– Policja konieczne chciała znaleźć sprawcę i zakończyć sprawę. Ojciec był łatwym podejrzanym. – Spojrzała na Mike'a z nadzieją. Czy jej wierzył? Uśmiechał się delikatnie, ale z rezerwą. – On tego nie zrobił, Mike.
– Nie, oczywiście, że nie. Wierzę ci. – Ale tak naprawdę nie patrzył na nią, nie bezpośrednio – przyglądał się jej siniakom, temu na policzku, który zarobiła w czasie Próby, temu na czole, który miała po walce z ojcem. Czy uwierzył w jej kłamstwa? Tego nie była pewna.
– Mój ojciec jest twardym człowiekiem. I chce, żebym ja był taki sam – powiedział Mike, odruchowo przesuwając palcem po jednym z wytatuowanych cierni. – Wszystko dla mnie zaplanował, chciał kontrolować całe moje życie. Na tym polega problem z rodzicami. Tak naprawdę nie chcą, żebyśmy mieli własne życie, chcą dzięki nam naprawić swoje błędy.
– Co się działo?
Mike zaśmiał się gorzko.
– Nic, co robiłem, nie było wystarczająco dobre. Wciąż chciał więcej i więcej. – Zaczął mówić cicho, tak jak w czasie spowiedzi. – Więc go zostawiłem.
Читать дальше