– Nie – szepnęła Billi, cofając się i potrząsając głową wypełnioną przerażającymi obrazami. Potknęła się na korytarzu, próbując przełknąć gorzki, metaliczny smak żółci, zbierający się w jej gardle. Kay dogonił ją i wyciągnął na klatkę schodową. Billi oparła się o ścianę, zacisnęła zęby, czekając, aż mdłości ustąpią.
– Co to jest? Co się z nią dzieje? – Nigdy czegoś takiego nie wiedziała. Nie pamiętała żadnych tego rodzaju obrazów, nawet ze starych manuskryptów czy pamiętników templariuszy. Kay ją objął. Jego klatka piersiowa dotknęła jej pleców.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział i odwrócił się plecami do drzwi. – Ale myślę, że to dopiero początek.
Billi dzwoniła do ojca, a Kay zamawiał herbatę. Znaleźli jakąś zapyziałą kawiarnię, oddaloną od głównej ulicy, prawie pustą, w kącie siedział tylko starszy mężczyzna z brodą, który mówił do siebie, mieszając kawę. Na ścianach wisiały wyblakłe plakaty przedstawiające plaże na Karaibach i pokryte śniegiem Alpy, z wystrzępionymi i pożółkłymi krawędziami. Nie mogła się dodzwonić – od razu odzywała się poczta głosowa. W końcu udało jej się złapać Percy'ego. Kazał im czekać, był już w drodze.
Kiedy wróciła do stolika, Kay już przy nim siedział z herbatą i bułeczkami. Okrył swój parujący kubek dłońmi, ale jego palce nadal drżały.
– Wszystko w porządku? – zapytała. Kay uśmiechnął się blado.
– Bywało lepiej.
– Co się działo z tym dzieckiem?
– Choroba, zaraza atakuje ją z Nieziemskiego Królestwa. Te… muchy zżerają jej duszę. Widziałem jej aurę – ledwie się jarzyła. Kiedy skończą, jej ciało po prostu umrze.
– Nie możesz temu zapobiec, czegoś zrobić? – Znowu poczuła skurcze żołądka, przypominając sobie żerujące muchy. Kay nawet na nią nie spojrzał.
Mała dziewczynka umrze i nic nie mogą zrobić. Billi pomyślała o Rebece, która leży w samotności i tępo patrzy w sufit. Tak będzie wyglądał jej koniec, jej niewidoczna, bezsensowna śmierć. Ostatnie wspomnienie, jakie zabierze ze sobą do grobu, to widok żarzącej się na suficie żarówki. Może Arthur będzie wiedział, jak ją uratować. Chwileczkę, czy nie czytała gdzieś, że ludzie mogą żyć bez duszy?
Kay uniósł brwi, odczytując jej myśli.
– Kiedy nie ma się duszy, lepiej umrzeć, Billi.
Starała się nie myśleć o małym chłopcu, którego musiała zabić w czasie swojej Próby, o Aleksie Weeksie.
Kay pochylił się nad stołem, podniósł delikatnie jej podbródek i spojrzał jej w oczy.
– Billi, ludzie bez duszy nie mają jedynej boskiej części – oddechu Boga. Ścieżka takiej istoty wiedzie tylko ku potępieniu. Jedynie najokrutniejsze, najbardziej złe osoby mogą rozważać życie bez duszy.
– Albo najbardziej zdesperowane.
Billi nie mogła przestać myśleć o małej Rebece.
– Człowieka bez duszy wypełnia próżnia, przyczyna okropnego, niekończącego się głodu. Głodu, który desperacko próbuje zaspokoić…
– Krwią – dokończyła Billi. Stąd się wzięła legenda o wypijających krew potworach. Templariusze nadal mają jedną z największych okultystycznych bibliotek w Christendom, dorównuje jej jedynie biblioteka watykańska, ale tylko dlatego, że ma w swych zbiorach egzemplarze skradzione templariuszom.
Kay pokiwał twierdząco głową.
– Smak duszy człowieka pozostaje w jego krwi, w jego ciele. Wygłodniałe Zjawy tym się żywią. Krew zaspokaja ich potrzeby, ale nie na długo. Muszą zabić znowu. I znowu. Za każdym razem krew, którą piją, pozostawia coraz większy niedosyt. Najgorsi z nich zaczynają żywić się ciałem.
Wampiry. Nosferatu. Lamie. Każda kultura na swój sposób nazywa Wygłodniałe Zjawy. Templariusze używają starego arabskiego słowa.
– Ghule – powiedziała Billi. – Myślisz, że Rebeka stanie się jedną z nich?
Kay pokręcił głową.
– Nie wydaje mi się, bo to sprawa świadomego wyboru – musisz oddać swoją duszę, żeby stać się ghulem, a tego Rebeka nie zrobi. – Kay kpiąco zmarszczył brwi. – Chyba powinnaś się bardziej przykładać do nauki okultyzmu. Balin jest pewnie rozczarowany.
– Hej, przykładam się bardziej niż Bors.
Kay znów spoważniał.
– Musisz dobrowolnie oddać swoją duszę komuś, kto ją pożre, komuś z Królestwa Nieziemskiego. Zazwyczaj jest to diabeł i wówczas on sam przekazuje część siebie ciału bez duszy. To nie jest łatwy transfer. Bardzo osłabia istotę nieziemską. Jeden taki pakt może ją osłabić na całe lata. To dlatego tego rodzaju praktyki nie są zbyt popularne. Jeśli byłoby inaczej, diabły wciąż powoływałyby do życia nowe ghule.
– Więc sprzedajesz swoją duszę. Za co?
– Za dobrobyt. Władzę. Nieśmiertelność. – Kay zapatrzył się w okno. – Za nic ważnego.
Billi spoglądała na jego odbicie, w połowie gubiące się w ciemności.
Ghule. To one siały spustoszenie w czasie Żelaznej Nocy. Ale to, że były nieśmiertelne, nie znaczyło, że nie można ich zabić. Nawet ghul nie powróci do życia z odrąbaną głową. To dlatego templariusze uczyli się władać bronią sieczną. Nawet najbardziej nowoczesna broń palna nie zabijała ghuli, a topór jak najbardziej.
– Jak to znosisz, to wszystko, co potrafisz zobaczyć?
Billi była wstrząśnięta, ale wiedziała, że to, co ujrzała, było tylko wyblakłym obrazem. Kay widział z wielokrotnie większą ostrością. Jeśli zawdzięczał to swoim zdolnościom, to Billi była wdzięczna, że sama nie jest Wyrocznią.
– Nie masz wyboru, dostajesz cały pakiet. – Uśmiechnął się, ale był to blady i wymuszony uśmiech.
– Czyli…?
Kay patrzył na swój kubek. Brązowy płyn delikatnie drżał, tak jak jego dłonie. Zrobił długi, spokojny wydech i herbata w kubku znieruchomiała.
– Nigdy do końca nie wiesz. – Spojrzał na nią, jakby zamierzał jeszcze coś dodać, ale opuścił głowę. – Nie wszystko, co widzę, jest okropne.
– A co widzisz?
Kay wyciągnął ręce i rozcapierzył palce.
– Cudowne obrazy, Billi.
Nagle się uśmiechnął i Billi nie mogła uwierzyć, że ma przed sobą Kaya. Jego uśmiech był tak szczery, tak prawdziwy, że czuła się prawie zawstydzona, że go widzi. Był zbyt intymny. Sekretny uśmiech.
– Czasami, Billi, czasami po prostu od ludzi bije jasność. – Przyciągnął do siebie ręce. – Wówczas odzyskujesz wiarę.
Patrząc w jego szczerą twarz, czuła ciepło jego uśmiechu. Tak bardzo chciałaby widzieć świat jego oczami!
– Kay, jesteś tres dziwaczny.
– Ale w dobrym kierunku, prawda?
Billi się roześmiała. Może jednak zostało w nim coś z dawnego Kaya.
– Pamiętasz, jak przekonaliśmy Borsa, że potrafisz przepowiadać przyszłość? Kiedy mu powiedziałeś, że ma tylko dwa tygodnie życia, chyba że zacznie żałować za swoje grzechy? – To była ich jedyna szansa. Bors, najstarszy z giermków, uwziął się na Billi, wciąż ją dręczył. Nigdy nie powstrzymywał uderzeń, nawet podczas sparingów. Kiedyś wylądowała w szpitalu, bo prawie złamał jej rękę. Billi poskarżyła się Arthurowi, który oczywiście nie przejął się sprawą i powiedział, że jeśli nie umie poradzić sobie z Borsem, to sama jest niewiele warta.
Kay kiwał głową, śmiejąc się.
– To było wspaniałe. Bors robił nam codziennie śniadania, odrabiał łacinę i czyścił broń.
Spojrzała w błękitne oczy Kaya, dostrzegając głębię ich koloru. Ucichła, jej śmiech zamarł.
Nagle zadzwoniła komórka. Uratowana przez dzwonek telefonu. Oderwała oczy od Kaya. Na ekranie wyświetlał się nieznany jej numer.
Читать дальше