Ach, tak? pomyślał urażony Christer. Jeszcze zobaczycie!
Z domu rozległo się szczekanie psa.
– Znów to przeklęte zwierzę – westchnęła kobieta. – Na co ono komu? – Zawołała w stronę domu: – Kopnij go porządnie raz i drugi, Auguście, to chociaż przez chwilę będzie cicho.
Christer usłyszał przeciągły skowyt pieska i ścisnęło mu się serce. Mały Sasza Magdaleny! Czy nikt się o niego nie troszczy? Ta obca dziewczyna, która także miała na imię Magdalena, o ile w ogóle to prawda, nie była dla niego dobra. Zwierzę chciało od niej uciec, a ona je z wrzaskiem goniła.
Służący zniknęli w domu. Christer przez chwilę jeszcze siedział, pogrążany w ponurych myślach, i właśnie gdy się podnosił, usłyszał odgłos szybkich kroków kilku osób.
To wracali Backmanowie – cała trójka. Rozmawiali ze sobą gniewnie, choć cicho.
– Na pewno się dowiem, kim on jest i jaki ma z tym związek – mówił radca. – Ale teraz najważniejsze, byśmy pozbyli się Saszy. Więcej z nim kłopotów niż pożytku.
– Nikt za nim nie będzie płakał – zapewniła pani. – Nikt z nas nie mógł przecież znieść tego nieposłusznego psa. Dopilnuj, by uśmiercono go jeszcze dziś wieczorem.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, kroczyła tylko nadąsana za dorosłymi.
Przeszli przez bramę.
Christerowi myśli wirowały w głowie. Zaraz dowiedzą się, że tu byłem. Nic na to nie poradzę, muszę wejść do środka. Muszę znaleźć Saszę, to jedno mogę zrobić dla Magdaleny: uratować jej jedynego przyjaciela.
Nie uświadamiał sobie tego, że Sasza mógł mieć wielkie znaczenie jeszcze w związku z czymś innym, ale Christer, przyjaciel wszystkich żywych stworzeń, myślał o doli pieska, który nikomu nie wyrządził przecież krzywdy.
Tym razem wolał nie ryzykować żadnej sztuczki z czapką-niewidką, musiał przystąpić do dzieła z większym realizmem. Dziś wieczorem… Chcieli zabić Saszę jeszcze dziś wieczorem?
Nie wolno da tego dopuścić!
Obszedł posiadłość Backmanów dookoła i zatrzymał się przy wysokim drewnianym płocie, oddzielającym znajdującą się za domem część ogrodu od ulicy. Bez większego trudu podskoczył i złapał rękoma krawędź płotu; szczęśliwie nikt nie widział go zawieszonego tak w pół drogi między niebem a ziemią. Podciągnął się i w jednej chwili znalazł się po drugiej stronie ogrodzenia, najwyraźniej w sadzie, trawa pokryta była tu bowiem dywanem opadłych płatków kwiatów jabłoni.
Na razie mu się udało. Ale w jaki sposób dostanie się do domu, jak się wydawało, pełnego ludzi?
Kiedy tak stał, zastanawiając się, jaki następny krok powinien podjąć, otworzyły się drzwi werandy i wyszła dziewczyna.
Christer nie widział pieska, ale ze zniecierpliwionego tonu panny i jej słów wynikało, że pies wymknął się przez otwarte drzwi.
– Wracaj do środka! Szybko! Wracaj!
Rozległo się wołanie pani Backman. Dziewczyna odpowiedziała coś i weszła do domu.
Czy piesek także za nią pobiegł?
Christer musiał zaryzykować. Pochylony jak najniżej przy ziemi pomknął przez ogród i ukrył się za balustradą werandy. Gdyby ktoś go teraz zobaczył, to…
Zerknął za balustradę. Pies tam był!
Dostrzegł Christera i cicho warknął.
– Sasza – szepnął chłopak tak przymilnie, jak tylko umiał. – Chodź tu, Sasza! Jestem przyjacielem Magdaleny.
Widać było, że jest to lękliwy piesek. Bał się bicia.
– Biedny maleńki, tacy byli dla ciebie niedobrzy? – łagodnie przemawiał do pieska Christer.
Ludzie Lodu, a przynajmniej większość z nich, z natury byli przyjaciółmi zwierząt. Ten pies w ciągu ostatnich lat spotykał się jedynie z wrogością ze strony ludzi, nie miał więc powodu, by komukolwiek zaufać. Ale jakaś nuta w głosie Christera musiała obudzić wspomnienie innej formy kontaktu z człowiekiem.
Christer był przekonany, że Sasza zaraz zacznie hałaśliwie szczekać, jak to zwykle czynią małe, wystraszone psy, ale tym razem tak się nie stało. Zachęcony milczeniem pieska szepnął:
– Chodź tu, Sasza! Chodź, to sobie stąd pójdziemy! Tu jest dla ciebie niebezpiecznie. Chodź, pójdziemy do Magdaleny.
Ach, szybciej, Sasza, myślał Christer zdenerwowany. Oni mogą nadejść w każdej chwili!
Piesek pisnął żałośnie, odskoczył nieco w tył, pokręcił łebkiem, jakby nie wiedział, co ma zrobić.
A Christer kusił i wabił.
Niepewny niczego na tym świecie Sasza nieśmiało zamachał ogonem, przysłuchując się przyjaznemu głosowi i wpatrując w dłoń, zapraszającym gestem wyciągniętą przez balustradę. Wreszcie zdecydował się podejść bliżej, powąchać…
Pachniała widać przyjaźnie. Christer podrapał Saszę za uchem, mówiąc czule:
– Już dobrze, dobrze, już się nie bój, chcę tylko twojego dobra. Chodź do mnie, przecież próbowałeś uciec od tych złych ludzi, i to nie raz, przypuszczam…
Trzymał już pieska w dłoniach, czuł, jak mocno bije jego serduszko. Ostrożnie, bardzo ostrożnie podniósł Saszę nad balustradę.
Jeśli mnie teraz ugryziesz, to koniec z nami, myślał. W każdym razie z tobą. Ze mną pewnie nie odważą się postąpić tak drastycznie, nawet jeśli będą bardzo chcieli.
Nie rozumiał tych Backmanów. Kim byli i jaki mieli związek z jego Magdaleną?
Gdy tylko przeniósł pieska ponad balustradą werandy, przykucnął i w takiej pozycji przemieścił się pod płot, nie wypuszczając zwierzątka z objęć. Sasza popiskiwał, ale był dobrym, przyjaźnie usposobionym pieskiem.
I to jemu wymierzano kopniaki? Uciekał przecież nie bez powodu.
Tym razem pokonanie płotu nie było takie łatwe. Prawdę mówiąc Christer wpadł też w panikę, ba nagle dziewczyna – nie chciał nazywać ją Magdaleną – wyszła z domu i zawołała, że pies wyskoczył do ogrodu. Christer z psem w objęciach nie zdołałby sforsować płotu, zaczął więc biec wzdłuż ogrodzenia, które w pewnym momencie zakończyło się niedużą drewnianą komórką.
Backmanowie wyszli już do ogrodu i gniewnymi głosami nawoływali Saszę. Czyżby wyobrażali sobie, że wystraszona psina rzeczywiście przyjdzie? Pobiegłaby przecież tak szybko, jak poniosłyby ją krótkie nóżki, ale w przeciwnym kierunku.
Christer nie mógł też wypuścić psa na ulicę, w ogrodzeniu nie było dostatecznie dużego otworu.
Jedyna szansa ratunku to komórka. Wślizgnął się do środka z Saszą w ramionach. Po omacku odnalazł stertę rozmaitych rzeczy i ukrył się za nią.
– Cicho – szepnął psu do ucha. – Nie mogą nas tu znaleźć.
Przyjemnie było trzymać pieska. Sprężyste ciałko, pokryte dość sztywną sierścią. Ponieważ nigdy nie zdołał mu się przyjrzeć dokładnie, nie potrafił stwierdzić, jaka to rasa. Terier? A może pudel lub coś podobnego.
Czuł ciepło promieniujące z drobnego zwierzęcego ciała. Christer miał wrażenie, że pies w mroku usiłuje złowić jego wzrok, widział, jak błyszczały jego ufne ślepia.
– Teraz będzie ci dobrze, mały – szepnął. – i znajdziemy dla ciebie Magdalenę.
Przy komórce rozległy się głosy.
– Nie, tam nie mógł wejść, drzwi zawsze są zamknięte – powiedział Backman. Na dźwięk jego głosu Sasza zadrżał. – Do diaska, że też musiało się to przytrafić akurat teraz! A już miałem naszykowaną strzelbę!
Przeszli dalej. Christer odczekał jeszcze parę minut. Kiedy, jak sądził po nawoływaniach, prześladowcy znaleźli się przed frontem domu, wstał i uchylił drzwi. Szczęśliwie nie zaskrzypiały.
W ogrodzie zapadła cisza. Christer postanowił więc opuścić komórkę.
Читать дальше