A ponadto istniał Imre, syn Marca. Vetle nigdy go wprawdzie nie widział, ale wierzył w niego bez zastrzeżeń. Zatem Vetlego można by nazwać agnostykiem. Kimś, kto ani nie wierzy, ani nie odrzuca. Kimś, kto tego rodzaju pytania pozostawia otwarte.
Ale tak było dawniej, bo teraz Vetle już wiedział. Teraz już nie wątpił.
Został wybrany! W każdym razie pod pewnym względem.
On, spośród wszystkich Ludzi Lodu! On, najzupełniej zwyczajny, ziemski członek rodu. I ma przecież dopiero czternaście lat! To chyba rekord od dawna nie notowany.
Vetle zaś uwielbiał rekordy. Kochał wyzwania. Och, przekroczyć własne możliwości, przekroczyć oczekiwania całego świata! Nie miałby nic przeciwko niememu podziwowi tłumów, chętnie stałby się człowiekiem sławnym, kimś, o kim się mówi, kogo się czci.
A to chyba największe wyzwanie.
Przodkowie Ludzi Lodu mogą na nim polegać. Wiedzieli, co robią, wybierając właśnie Vetlego. Vetlego z Ludzi Lodu! Piękne nazwisko, czyż nie?
Wykonał karkołomny skok, zrobił wyrzut obu nóg i spróbował w powietrzu trzasnąć piętami. Ten skok ćwiczył od dawna, ale bez specjalnych sukcesów. Tym razem też mu się nie do końca udał. Klapnął płasko na podłogę i zawstydzony rozglądał się wokół. Ale Wędrowiec nie mógł go zobaczyć. Zniknął już dawno temu.
Vetle siedział przy oknie pociągu i wyglądał przez brudną szybę na rozjaśniony szarym brzaskiem świat. Wiedział, że wkrótce będzie musiał wysiąść. Pociąg, który miał zabrać uchodźców oraz inwalidów wojennych, tutaj kończył swój bieg.
Widział w czasie tej podróży mnóstwo okropnych i wstrząsających rzeczy. Więcej niż czternastolatek powinien oglądać. Tory kolejowe biegły przez zbombardowane pola, szyny często były pozrywane, pociąg musiał się zatrzymywać i czekać, aż tory zostaną naprawione.
W ten sposób Vetle zdołał poznać całą nędzę świata. Ruiny domów, dzieci wstrząsane rozdzierającym płaczem, trupy leżące przez wiele dni pod gołym niebem.
Miał wrażenie, że podczas tej podróży stał się o wiele dziesiątków lat starszy. I chyba było to bardzo potrzebne.
Dobrze, że tracił dziecięce cechy. To, co go niebawem miało spotkać, wymagać bowiem będzie dorosłości i odwagi, będzie musiał zmobilizować wszystkie swoje dotychczas jeszcze ukryte możliwości.
Bardzo chciał napisać do domu, ale jak miał to zrobić? Żył tu na łasce innych, opowiadał zmyśloną historię o rodzinie, która mieszka gdzieś w południowej Francji i do której za wszelką cenę chciałby się dostać. Rodzice też nic nie wiedzą o jego losie, czy zatem obsługa pociągu nie mogłaby go zabrać?
Pracownicy Czerwonego Krzyża okazali się bardzo życzliwi, zwłaszcza że Vetle ronił od czasu do czasu po parę łez i sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego. Nie, pieniędzy nikt nie chciał od niego wziąć, pociąg woził przecież tylko żywność i ciepłe koce, a pasażerów zabierał wyłącznie w drodze powrotnej. Ale czy chłopiec ma jakieś środki na dalszą podróż? Owszem, ma, poradzi sobie.
Zastanawiał się, czy mama i ojciec znaleźli kartkę, którą dla nich zostawił na kuchennym stole. Och, z pewnością znaleźli, tylko co sobie teraz myślą? Żeby tylko ojciec albo Andre nie wyruszyli w ślad za nim. To by było najgorsze ze wszystkiego! Miał nadzieję, że Wędrowiec lub ktoś inny z grona przodków wyjaśnił rodzinie, co się stało, i uspokoił wszystkich.
Co to on sam napisał w swojej kartce?
Kochana Mamo, Tatusiu i wszyscy!
Dziś w nocy, kiedy byliście w Christianii, przyszedł tu Wędrowiec w Mroku. Ja jestem wybrany! Nie tak, żebym miał jakieś wyjątkowe zdolności, ale mam wykonać coś bardzo ważnego. Dlatego muszę na jakiś czas zniknąć. Ale nie martwcie się o mnie, przodkowie będą się mną opiekować.
Serdeczne pozdrowienia, Vetle.
PS. Musiałem rozbić skarbonkę, a poza tym pożyczyłem sobie jeszcze trochę z pieniędzy na utrzymanie domu. Bo przodkowie o takich sprawach nie myślą!
Czy to brzmi dostatecznie uspokajająco?
Oczywiście, brzmi dobrze.
Do rodziny Vetlego przybyli goście. Kiedy tylko jego rodzice, Christoffer i Marit, odkryli list, natychmiast pospieszyli do Lipowej Alei i tam wszyscy, bardzo wzburzeni, zastanawiali się, co by to mogło znaczyć. Czyżby to jakiś nowy pomysł Vetlego?
I wtedy przybył do nich Imre, a wraz z nim sam Tengel Dobry. Na ich widok wszyscy zrozumieli, że sprawa jest poważna. Najpierw Tengela Dobrego widziała tylko Benedikte, a dopiero potem, po nawiązaniu kontaktu z nią, Tengel ukazał się reszcie rodziny.
Obaj przybysze potwierdzili słowa Vetlego. Tak jest, Wędrowiec w Mroku był tutaj. I to prawda, że Vetle jest w drodze na południe.
– Ależ, Imre – jęknął stary Henning. – Dlaczego ty z nim nie pojechałeś?
– Ja się tam nie mogę pokazać – wyjaśnił Imre, potrząsając swoimi pięknymi blond włosami, a we wzroku miał tyle promiennego ciepła, które Henningowi przypominało głębokie, cudowne spojrzenie Marca, ojca Imrego.
Kiedy Imre i Tengel opowiedzieli, na czym polega zadanie Vetlego, Marit zaczęła płakać, a Christoffer natychmiast postanowił jechać w ślad za synem.
– To przecież jeszcze dziecko – szlochała Marit.
– Vetle posiada siły, których się w nim nie domyślacie – wyjaśnił Tengel Dobry. – I ma przy sobie opiekunów, chociaż ich nie widzi. A poza tym jest jedynym, który może to zadanie wypełnić.
– Ale z drugiej strony stoi Tengel Zły – wtrącił Sander Brink.
– Nie osobiście. On nie może się poruszać, bo Wędrowiec w Mroku sparaliżował go grą na flecie. Tylko że wciąż istnieje obawa, iż ktoś odegra na flecie jego pobudkę. Dlatego nuty tego sygnału muszą zostać zniszczone.
– Tak, tak, to rozumiemy, tylko dlaczego akurat Vetle? – zapytał Andre ostro. – Przecież ja mogłem to zrobić!
Imre odwrócił się ku niemu.
– Jedyna droga do zamku dla kogoś postronnego prowadzi przez małe okienko w tylnej ścianie. Jest ono takie wąskie.
Andre patrzył na ręce Imrego, gdy ten pokazywał szerokość otworu. Zrozumiał, że przez taką szczelinę nigdy by się nie przecisnął.
– Ale Tengel Zły dysponuje przecież straszną siłą woli – rzekła Benedikte. – Ta siła nie została mu odjęta?
– Niestety, nie – westchnął Imre. – Gdyby tak było, ja mógłbym zabrać owe nuty. Ale mnie się to nie uda, bo on wciąż mnie szuka, stróżuje wszędzie, gdzie mógłbym się pokazać. Na razie nie wie, gdzie jestem, ale muszę się strzec, nie wolno mi się ujawnić, to by było śmiertelnie niebezpieczne i dla Ludzi Lodu, i dla całej ludzkości.
– Tak właśnie mówił Marco.
– Otóż to. Ale żeby odpowiedzieć na pytanie Benedikte: nie wiemy, czy Tengel Zły ma zamiar dostać się do nut w hiszpańskim zamku. Do niedawna był za bardzo oszołomiony, żeby w ogóle cokolwiek przedsięwziąć. Teraz jednak znowu rozpoczął realizację swoich planów i dlatego bardzo się niepokoimy.
– Wyczuwamy mianowicie, że on coś zamierza – dodał Tengel Dobry. – Nie wiemy tylko, co to jest.
– Domyślamy się, że chciałby, żeby za wszelką cenę sygnał został odegrany do końca. I że on wie, gdzie nuty się znajdują.
– Wy też wiecie, gdzie – rzekł Henning. – Problem polega więc na tym, kto pierwszy tam dotrze!
– Otóż to!
Christoffer przymknął oczy.
– Ach, mój biedny, mały Vetle! Tengel Zły zrobi z pewnością wszystko, by go powstrzymać!
– Oczywiście! Ale Vetle ma pomocników. Najgorsze jest to, że nie wiemy, kogo Tengel Zły postanowił tam wysłać.
Читать дальше