Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Smoczy Pazur» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Smoczy Pazur
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Smoczy Pazur: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Smoczy Pazur»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Smoczy Pazur — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Smoczy Pazur», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Debren odetchnął pełną piersią. Może ostatni raz. Czary to tylko czary, nic nie jest niezawodne. Ludzie nie zawsze robią to, za co im płacą. A Ronsoise fałszuje, aż uszy skręca.
– Ty też nie umrzesz głupio i niepotrzebnie, Bezimienny – zapewnił. – Ci, których z wyspy zabiorę, milczeć będą. Ziejacz pozostanie żywy. Zadbam o to. Słowo honoru.
Coś zadudniło pod hełmem. Śmiech.
– W głowie ci się od patosu pomieszało, nieszczęśniku. Na co jeszcze liczysz? Na cud? Ty, magun?
Debren zaryzykował dookolne lekkie skanowanie. Zapędzony w śmiertelną pułapkę czarodziej niczym się nie różni od zwykłego zjadacza chleba. Rozgląda się gorączkowo, bezsensownie. Nie ma w tym niczego nienaturalnego.
– Kradzione nie tuczy – uśmiechnął się ze smutkiem. Znalazł wibrację. Leciutką. I daleko jeszcze. Ale zbliżała się błyskawicznie. – To na hełmie… To smok, prawda?
– O czym ty…?
– Rupp… – zaczął Debren.
Coś zawyło, skradło granatowemu niebu odrobinę szczątkowego blasku, łupnęło, zachrzęściło dartymi blachami, mlasnęło pękającym mięsem, zgrzytnęło łamanymi kośćmi, zadudniło o kamienne ściany budynku, cisnęło w trawę wyszarpniętą z nitów główkę ni to żaby, ni to gada.
– …i trup. Nie ruszaj się, Zbrhl. Już do ciebie idę. Już no wszystkim.
Księga czwarta: Której oczu nie zapomnieć
– Powiedzcie mu, że murarz sknocił robotę – Debren starł pajęczynę z czoła i ostrożnie zeskoczył z beczki. Deski ułożone w charakterze pomostów między kamiennymi stojakami pokryte były śliską mieszaniną pleśni i butwiejącego drewna, a tam, gdzie nie było desek, stała czarna woda. Czort wie jak głęboka i czort wie, co kryjąca pod swą mętną taflą. Posadzkarz też się nie popisał.
Dziesiętnik grodzkich drabów, który za młodu służył w lancknechtach i dobrze znał staromowę, przetłumaczył na depholski. Zwięźle, ale i tak udało mu się użyć trzech słów, które Debren zdążył poznać jako wielce w tych stronach plugawe. Nieźle. Całe zdanie liczyło słów sześć.
– On pyta, po jaką cholerę obrażacie dobrych rzemieślników, będąc zaś… będąc cudzoziemcem z kraju, gdzie cegły gwoździami zbijają.
Debren posłał karczmarzowi wieloznaczny zawodowy uśmiech.
– Powiedzcie gospodarzowi, panie dziesiętniku, że robię to z przykrością i tylko dlatego, że me serce swą hojnością podbił. Umówiliśmy się na wikt z mięsem i dobre łóżko, ciepłe. A jak się spiszę, to i premia w postaci dziewki usłużnej miała wpaść. Niektórzy karczmarze to samo obiecują, a potem dają suchą kaszę, wiązkę słomy w stajni i pijanego parobka za towarzystwo. Mile zaskoczony byłem, kiedy już na pierwszą wieczerzę podał płat mięsa tak wielki, że nie tylko go od razu w misce wypatrzyłem, alem i widelcem weń wcelował, choć ciemno było. Ba, nawet zwierzynę udało się rozpoznać. Powiedz mu, że tam, skąd pochodzę, nikt tak dobrze szczura wodnego nie przyrządza. Podziękuj za miejsce do spania w kuchni. I kucharkę usłużną. Że czosnek na okrągło żre, to pewnie i lepiej, bo to widać zdrowe warzywo. Baba piąty krzyżyk na karku dźwiga, a proszę, jaka sprawna. Co rusz, niby to z winy sklerozy, posłania myli i do mego się pakuje.
Dziesiętnik podrapał się po głowie, splunął w przepływającego obok szczura wodnego i przetłumaczył, mocno skracając.
– Mówi, że skoro chwalicie jego rzetelność, to zróbcie, co do was należy. Poślijcie złodzieja tam, gdzie jego miejsce. Na szubienicę.
– Zaraz – zaniepokoił się Debren. – O czym ten dusigrosz gada? Mówił, że chłopak służebny wino mu podpijał i że chce wiedzieć, jakim sposobem, skoro pieczęcie na szpuntach i kurkach nietknięte są. Za takie występki gardłem się nie każe, nawet na Zachodzie, gdzie cegły gwoździami zbijają. A tu jest przecież Wschód, matecznik liberalizmu i praw człowieka.
– Szczeniak ma piętnaście lat – wyjaśnił dziesiętnik, nie zaprzątając sobie głowy tłumaczeniem. Był tu służbowo, buty mu przemakały i najwyraźniej chciał szybko sprawę załatwić. – Do wojska się kwalifikuje, znaczy, ale pić mu jeszcze nie wolno, chyba że nasz tutejszy jabłecznik. Czyli dekret o wychowaniu w trzeźwości naruszył. Kradzież druga przewina jest, a lenistwo z zaniedbaniem obowiązków połączone… trzecia. Pół dnia tu siedział, a potem wylazł i jak zupę podawał, to klienta oblał, poparzył i upaprał. Tu jest Wschód, panie magun, my tu tore… relancyjne jesteśmy, więc prawo mówi: do trzech razy sztuka. Ale ten mały zbrodzień za jednym zamachem drugie tyle występków ohydnych popełnił. Świadkowie widzieli, jak kucharkę w tyłek poklepał, aże niewiasta z wrażenia garniec sobie na paluch upuściła, bo wnuki od niego ma starsze. Obraza to Boga i obyczajów, o kontuzji nie wspominając. A na przesłuchaniu w lochu miejskim przyznał się łajdak do spiskowania przeciw majestatowi pana naszego, króla Belfonsa Irbijskiego, tudzież do organizowania komórki heretycznej. – Odchrząknął z zakłopotaniem, – Wiecie, kat młody jest, durny jeszcze i trochę za dużo chciał z otroka wyciągnąć. Na dodatek arkusze pytań mu się pomieszały i leciał według tego dla politycznych. W ucho za to od kancelisty oberwał. Niepotrzebne nam tu żadne polityczne afery, a inkwizytory tym bardziej. Jak ostatnio do grodu wpadli, to wszystkie doświadczone akuszerki poszły z dymem. Do tej pory śmiertelność wśród niemowląt na takim mamy poziomie, że wstyd się przyznać. Gorzej jak w Ośmiogrodzie, tfu. Więc od tych oskarżeń burgrabia kazał odstąpić i zapomnieć. Ale i tak cztery zostają, a to recydywa i stryk daje.
Debren splunął. Nie był tutejszy, więc nie trafił w wyglądającego spod wielkiej beki szczura.
– Nikt wieszany nie będzie – mruknął. – Pieczęcie całe są, a chłopak nie kradł wina. Nie pił też alkoholu.
– E, tego mu nie przełożę – wskazał karczmarza dziesiętnik. – Ponoć na barkę tu czekacie, co w górę Nirhy płynie. Spóźniona jest, dziś już nie przyjdzie, więc lepiej nie zadzierajcie z waszym zleceniodawcą. Wypieprzy was na bruk, a tu Wschód jest, cywilizowana kraina. Położycie się przekimać na ławce jakiej czy w krzakach, to was za włóczęgostwo capną.
– Panie dziesiętniku, przysłali was tu, byście ekspertyzę sądową ode mnie, biegłego maguna, odebrali. Oto moja ekspertyza: kradzieży nie było, a cała reszta występków pozwanego młodzieńca jest efektem niezamierzonego odurzenia, co winę przekreśla. Wypadek nieszczęśliwy tu się zdarzył. Krótko wam to objaśnię, bo też mi klimat tego loszku nie odpowiada. Jak wiecie, karczma na podmokłym gruncie stoi. Cały gród, ba, Dephol prawie cały to jedno wielkie grzęzawisko, z jednej strony Nirhą, Musą i innymi wielkimi rzekami podlewane, z drugiej morzem. Podtapiane piwnice to u was żadna nowość i nie dziwota, że ekspertami w ich zabezpieczaniu jesteście. W czasach, gdy na Zachodzie pierwszą cegłę barbarzyńcy z podziwem w niezgrabnych łapach obracali, dumając, jak tu w nią gwóźdź wbić, wasi majstrowie smołowe powłoki izolacyjne komponowali, knoty wilgoć odciągające i inne cuda techniki. Ale drogie to było, bo drzew tu mało i smołę trzeba importować. Więc czarodziejów do pomocy poproszono i ci nową zaprawę opracowali. Chłonie ona wilgoć wszelaką z wnętrza domu i na zewnątrz wydala. Że nic za darmo nie ma, to energię, siłę znaczy, dla podtrzymywania owego procesu niezbędną, czerpie ściana trochę odnawiania czarów, raz na rok przynajmniej, a trochę ze źródeł ze ścianą sąsiadujących. Stąd przykładowo chłód nadzwyczajny w takich pomieszczeniach. Dlatego do budynku mieszkalnego nie zaleca się…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Smoczy Pazur»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Smoczy Pazur» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Smoczy Pazur» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.