– Nie masz dostatecznych kwalifikacji, aby pozwolić sobie na kompromisy.
Świat dookoła nabrał kolorów. Przypominało to zmianę trybu pracy w kamerze wideo po przełączeniu się z opcji „sepia" („stare kino") na zwyczajne zdjęcia. Analogia ta, wbrew pozorom, jest całkiem trafna: Zmrok to „stare kino".Stare, pomyślnie zapomniane przez ludzkość. Tak ludziom żyje się łatwiej.
Skierowałem się do wejścia do metra, po drodze odciąłem się niewidocznej rozmówczyni:
– A jakie są do tego potrzebne kwalifikacje?
– Mam dostatecznie wysoką rangę, aby być zdolna do przewidzenia następstw takiego kompromisu. Będą to niewielkie, obustronne ustępstwa, które wzajemnie się zneutralizują, lub pułapka, w której stracisz więcej, niż zyskałeś. Nie sądzę, żeby jakiekolwiek naruszenie prawa na siódmym poziomie mogło doprowadzić do nieszczęścia!
Idący obok mężczyzna spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Chciałem już mu powiedzieć coś w stylu: „Jestem spokojnym, zupełnie nieszkodliwym wariatem". Zazwyczaj to bardzo szybko skutkuje – oducza zbędnego wścibstwa – ale mężczyzna już przyspieszył kroku. Widać sam doszedł do podobnego wniosku.
– Antoni, nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji. Zawarłeś nieadekwatnie na drobną przykrość. Twoja niewielka ingerencja wadziła do interwencji Ciemnych. I poszedłeś z nimi na kompromis. Najgorsze zaś w tym wszystkim, że w ogóle nie musiałeś sięgać po magię.
– No tak, masz rację, przyznaję. Co teraz? Głos ptaka stawał się coraz bardziej naturalny, pojawiła się intonacja. Pewnie bardzo długo nie rozmawiał.
– Teraz już nic. Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
– Powiesz o tym szefowi?
– Nie. Na razie nie. Przecież jesteśmy partnerami.
Zrobiło mi się cieplej na duszy. Błędy błędami, ale niespodziane nawiązanie ludzkich stosunków z partnerem było tego warte.
– Dziękuję. Co radzisz?
,-Postępujesz prawidłowo. Szukaj śladu.
Wolałbym otrzymać bardziej konkretną radę…
– Bierzemy się za robotę.
Do godziny drugiej, oprócz linii obwodowej, przeszukałem także linię szarą. Może nie jestem najlepszym agentem operacyjnym, ale przegapić wczorajszego śladu, którego część sam zachowałem, nie mogłem. Dziewczyny, nad którą unosił się czarny wir inferno, tutaj nie było. Widać należy rozpocząć od tego miejsca gdzie ją spotkałem.
Na Kurskiej wyszedłem z metra i bezpośrednio na ulicy, w barze-furgonetce, kupiłem talerzyk sałatki i kubek kawy. Gdy patrzę na hamburgery i parówki, mam odruch wymiotny, bez względu na zupełnie symboliczną zawartość w nich mięsa.
– Zjesz coś? – spytałem niewidzialną towarzyszkę.
– Nie. Dziękuję.
Sypał miałki śnieg, grzebałem lilipucim widelcem wśród oliwek, siorbiąc gorącą kawę. Bezdomny, który liczył na to, że zamówię piwo i jemu dostanie się potem pusta butelka, pokręcił się chwilę i odszedł ogrzać się w metro. Nikt inny nie zwracał na mnie uwagi. Dziewczyna obsługiwała zgłodniałych przechodniów, niezliczony potok pieszych płynął ze stacji i do dworca. Przy stoisku z książkami sprzedawca opieszale, bez entuzjazmu, wciskał komuś jakąś książkę. Kupujący wahał się.
– Pewnie mam zły nastrój… – burknąłem.
– Dlaczego?
– Wszystko widzę w ciemnych kolorach. Ludzie – bydlęta i głupcy, sałatka przemarznięta, buty mnie cisną.
Ptak na moim ramieniu wydał klekot podobny do chichotu.
– Nie, Antoni. To nie kwestia nastroju. Czujesz zbliżanie się inferna.
– Nigdy nie wyróżniałem się wrażliwością.
– Właśnie.
Spojrzałem w stronę dworca. Próbowałem wpatrywać się w twarze.
Część ludzi też to odczuwała. Ci, którzy są na pograniczu między człowiekiem i Innym, byli napięci, przygnębieni. Nie rozumieli przyczyny i dlatego starali się wyglądać wesoło.
– Ciemność i Światło… Co się stanie, Olgo?
– Wszystko, co możliwe. Odsunąłeś kryzys, ale za to kiedy wir uderzy, następstwa będą katastroficzne. To efekt opóźnienia.
– Szef o tym nie wspominał.
– Po co? Postąpiłeś słusznie. Teraz mamy jeszcze cień szansy.
– Olga, ile masz lat? – spytałem. Dla ludzi takie pytanie mogłoby wydawać się niegrzeczne. Dla nas wiek nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia.
– Wiele, Antoni. Na przykład pamiętam powstanie.
– Rewolucję?
– Powstanie na Senackiej, w 1825 – sowa zaśmiała się. Milczałem. Możliwe, że Olga jest starsza od samego szefa.
– A jaką masz rangę, partnerko?
– Żadnej. Pozbawiono mnie wszystkich praw.
– Przepraszam.
– Nieważne. Dawno się z tym pogodziłam.
Głos miała spokojny, a nawet usiłowała nadać mu żartobliwy ton. Jednak coś podpowiadało mi – nie, Olga z niczym się nie pogodziła.
– Jeśli nie jestem zbyt wścibski… Dlaczego wsadzili ciebie w to ciało?
– Nie było innego wyboru. Egzystencja w ciele wilka jest jeszcze gorsza.
– Poczekaj… – wyrzuciłem niedojedzoną sałatkę do kosza. Spojrzałem na ramię. Sowy nie było widać. Aby ją zobaczyć, należałoby przejść w Zmrok. – Kim jesteś? Jeśli wilkołakiem, to dlaczego jesteś z nami? Jeśli magiem – dlaczego taka dziwna kara?
– To już nie dotyczy naszej współpracy, Antoni – na chwilę w głosie zadźwięczały ostre, metaliczne nutki. – Ale… zaczęło się to wszystko od kompromisu z Ciemnymi. Maleńkiego kompromisu. Wydawało mi się, że przewidziałam następstwa, myliłam się jednak.
– I dlatego przemówiłaś? Zdecydowałaś się mnie ostrzec, ale spóźniłaś się?
Milczenie.
Jakby Olga już żałowała swojej szczerości.
– Bierzmy się za robotę… – powiedziałem. Właśnie wtedy w kieszeni zapiszczał telefon.
To była Larysa. Dlaczego pracuje dwie kolejne zmiany?
– Antoni, uwaga… trafiono na ślad tej dziewczyny. Stacja Pierowo.
– Cholera -jedynie tyle zdołałem wykrztusić. Praca w dzielnicach-sypialniach to męka.
– Tak – zgodziła się Larysa. – Nie nadaje się na agenta operacyjnego… dlatego pewnie siedzi przy telefonie. Ale to zdolna dziewczyna. – Antoni, gnaj do Pierowa. Już tam ściągają wszystkich naszych, na razie idą śladem. I jeszcze jedno… zauważono tam Dzienny Patrol.
– Jasne – złożyłem słuchawkę.
Nic nie było dla mnie jasne. Czyżby Ciemni już wszystko wiedzieli? 1 czekają na wybuch inferna? A mnie zatrzymali zupełnie nieprzypadkowo…
Bzdura. Ciemni nie są zainteresowani katastrofą w Moskwie. Co prawda, zdejmować wiru także nie będą – to niezgodne z ich zasadami.
Już nie wsiadałem do metra. Złapałem okazję, to pozwoli mi zyskać na czasie, choćby niezbyt wiele. Usiadłem obok kierowcy, smagłego, garbatonosego inteligenta około czterdziestki. Samochód był nowiutki, a kierowca stwarzał wrażenie człowieka sukcesu. Nawet dziwne, że dorabia sobie podwożeniem
…Pierowo. Wielka dzielnica. Tłumy ludzi. Światło i Ciemność – wszystko splątane w węzeł. Jest tam też jeszcze kilka pracujących do późna instytucji, emitujących światło i mrok na wszystkie strony. Tropić tam – to tyle co szukać przy włączonych stroboskopach ziarenka piasku na podłodze zatłoczonej dyskoteki…
Niewiele będzie ze mnie korzyści, właściwie żadnej. Ale skoro kazali jechać, to znaczy trzeba. Może chcą dokonać identyfikacji.
– Ale, choć nie wiem dlaczego, na pewno nam się powiedzie – wyszeptałem, patrząc na ścielącą się przed nami drogę. Przejechaliśmy przez Wyspę Łosi. To też nieprzyjemne miejsce – tu się zbierają na czarne msze. I nie zawsze przy tym przestrzega się praw zwykłych ludzi. Przez pięć nocy w roku musimy tolerować wszystko. No – prawie wszystko.
Читать дальше