Obszedłem wszystko, wyszukując ślady aury dziewczyny, popatrując od pasu do czasu przez Zmrok na niewidocznego ptaka na moim ramieniu. Sowa drzemała. Także nic nie wyczuła. Dlaczego jestem taki pewny, że jej zdolności tropienia są większe od moich?
Raz sprawdził mi dokumenty milicjant. Dwukrotnie zaczepiali mnie zwariowani młodzi ludzie, którzy prawie darmo, bo jedynie za pięćdziesiąt dolarów, oferowali mi chińską suszarkę, dziecinną zabawkę i groszowy koreański telefon.
Wtedy nie wytrzymałem. Opędziłem się od kolejnego namolnego komiwojażera i uruchomiłem proces sanacji moralnej. Leciutko, nie przekraczając dopuszczalnej granicy. Może zacznie szukać siebie innej roboty. A może i nie…
I wtedy właśnie schwytano mnie pod ręce. Jeszcze przed sekundą nikogo za mną nie było, teraz zaś za plecami pojawiła się parka. Sympatyczna rudawa dziewczyna i krzepki, z posępną twarzą chłopak.
– Cicho – powiedziała dziewczyna. To ona była ważniejsza, od razu to Wyczułem. – Dzienny Patrol.
Światło i Ciemność!
Wzruszyłem ramionami i patrzyłem na nich.
– Nazwisko? – zażądała dziewczyna.
Nie było sensu kłamać, moją aurę już dawno zanalizowali, poznali moją tożsamość – pytali dla formalności.
– Antoni Gorodecki.
Czekali.
– Inny – przyznałem się. – Pracownik Nocnego Patrolu.
Puścili mnie, nawet odstąpili na krok. Ale bynajmniej nie wyglądali na niezadowolonych.
– Przejdźmy w Zmrok- rzekł chłopak.
Wydaje się, że to nie wampiry. Chociaż tyle dobrego. Można mieć nadzieję na nieco obiektywizmu. Westchnąłem i przeszedłem z jednej rzeczywistości w drugą.
Pierwszym zaskoczeniem było to, że oboje okazali się być rzeczywiście młodzi. Dziewczyna-wiedźma miała dwadzieścia pięć lat, a wiedźmin – trzydzieści, mój rówieśnik. Pomyślałem, że nawet mogę – w razie konieczności – przypomnieć sobie ich imiona, w końcu lat siedemdziesiątych urodziło się niewiele wiedźm i wiedźminów.
Drugim zaskoczeniem była nieobecność na moim ramieniu sowy. W rzeczy samej była tam – czułem jej pazury, mogłem ją nawet zobaczyć, ale tylko przy pewnym wysiłku. Wydaje mi się, że ptaszyna jednocześnie ze mną zmieniła rzeczywistość, przenosząc się na bardziej głęboki poziom Zmroku.
Wszystko staje się coraz bardziej ciekawe!
– Dzienny Patrol – powtórzyła dziewczyna. – Alicja Donnikowa, Inna.
– Piotr Niestierow, Inny – dodał chłopak.
– Macie jakiś problem?
Dziewczyna świdrowała mnie swoim „firmowym" spojrzeniem wiedźmy. Z każdą chwilą stawała się bardziej sympatyczna i urocza. Rzecz jasna, jestem chroniony przed bezpośrednim działaniem czarów, nie mogła więc rzucić na mnie uroku, ale wyglądała bardzo efektownie.
– To nie my mamy problem, Antoni Gorodecki. To nie my niedopuszczalnie ingerowaliśmy w człowieka.
– Tak? Ale cóż to za ingerencja…?
– Ingerencja na siódmym poziomie. Wykroczenie – niechętnie przyznała wiedźma. – Jednak fakt pozostaje faktem. W dodatku skłoniłeś go do dążenia ku Światłu.
– Będziemy pisać protokół? – nagle cała ta sytuacja rozbawiła mnie. Siódmy poziom to drobiazg. Działanie na samej granicy magii i zwyczajnej rozmowy.
– Będziemy.
– I co napiszemy? Pracownik Nocnego Patrolu lekko wzmocnił w człowieku niechęć do oszustwa?
– Tym samym naruszył ustanowioną równowagę – odbębnił wiedźmin.
– Czyżby? Jakaż to strata dla Ciemności? Jeśli chłopak nagle rzuci zajęcie drobnego szalbierza, to poziom jego życie niewątpliwie się pogorszy. Będzie bardziej etyczny, ale i bardziej nieszczęśliwy. Zgodnie z aneksami do traktatu o równowadze sił tego nie uważa się za naruszenie równowagi.
– To sofistyka – rzuciła dziewczyna. – Jesteś pracownikiem Nocnego Patrolu. To, co można wybaczyć zwykłemu Innemu, tobie wybaczyć nie można.
Miała rację. Małe naruszenie, ale jednak…
– On mi przeszkadzał. Przy pełnieniu śledztwa mam prawo do użycia sił magicznych.
– Jesteś na służbie, Antoni?
– Tak.
– A dlaczego w ciągu dnia?
– Mam zadanie specjalne. Możecie żądać potwierdzenia od moich zwierzchników. Dokładniej mówiąc, mogą to zrobić wasi zwierzchnicy. Wiedźma i wiedźmin spojrzeli na siebie. Jakkolwiek nasze cele i zadania były całkowicie antagonistyczne, nasze urzędy były skazane na współpracę. " Poza tym nikt nie lubi wciągać w swoje sprawy przełożonych.
– Przypuśćmy – niechętnie zgodziła się wiedźma. – Antoni, możemy zaprzestać na ustnym upomnieniu.
Rozejrzałem się. Dookoła, w szarej mgle, powoli poruszali się ludzie. Zwykli, niezdolni do wyjścia ze swojego świata. My jesteśmy Innymi. I chociaż ja stoję po stronie Światła, a moi rozmówcy są stronnikami Ciemności, to mamy ze sobą więcej wspólnego niż z kimkolwiek ze zwykłych ludzi.
– Na jakich warunkach?
Nie należy ustępować Ciemności. Nie należy iść na kompromisy. A jeszcze bardziej niebezpieczne jest przyjmować od niej podarki. Ale przecież reguły są tylko po to, aby je łamać.
– Żadnych.
Coś takiego!
Patrzyłem na Alicję, usiłując dociec, gdzie kryje się pułapka. Piotr manifestował niezadowolenie z zachowania partnerki, był zły, chciał złapać adepta Światła na przestępstwie więc na niego nie trzeba zwracać uwagi. W czym kryje się pułapka?
– Nie mogę się na to zgodzić-powiedziałem, z ulgą dostrzegając wreszcie kruczek. – Alicjo, dziękuję za propozycję takiego rozwiązania. Mógłbym się nie zgodzić, ale obiecuję, że w analogicznej sytuacji wybaczę wam drobne naruszenie prawa, do siódmego stopnia.
– Dobrze – łatwo zgodziła się Alicja. Wyciągnęła rękę i ja mimochodem uścisnąłem ją. – Osobista umowa została zawarta.
Sowa na moim ramieniu machnęła skrzydłami. Prosto w moje ucho uderzy) wściekły skrzek. Przez sekundę ptak zmaterializował się w świecie Zmroku.
Alicja odstąpiła na krok, jej źrenice gwałtownie przybrały kształt pionowych szczelinek. Chłopak-wiedźmin przyjął pozycję obronną.
– Umowa została zawarta! – ponuro powtórzyła wiedźma.
Co się dzieje?
Teraz dopiero zrozumiałem, że nie należało zawierać ugody w obecności Olgi. Chociaż… co takiego strasznego w tym, co się stało? Czy przy mnie nie zawierano takich aliansów, czy nie dochodziło do ustępstw lub umów o współpracy z Ciemnymi? Czyniło tak wielu pracowników Patrolu, nawet i sam szef! Tak, robiliśmy to niechętnie! Ale czasami trzeba!
Naszym celem nie jest zniszczenie Ciemnych. Naszym celem jest utrzymanie równowagi. Ciemni znikną dopiero wtedy, kiedy ludzie zwyciężą w sobie zło. Albo my znikniemy, jeśli ludzie wybiorą Ciemność zamiast Światła.
– Umowa została zawarta – ze złością powiedziałem sowie. – Wybacz.
To drobiazg. Zwyczajna współpraca.
Alicja uśmiechnęła się, pomachała ręką. Wzięła pod ramię wiedźmina i zaczęli się oddalać. Po krótkiej chwili wyszli ze Zmroku i odeszli po chodniku. Zwyczajna para.
– Co tak się rzucasz? – spytałem – No? Praca operacyjna opiera się na kompromisach!
– Zrobiłeś błąd.
Głos Olgi był dziwny, nie odpowiadał jej wyglądowi. Miękki, aksamitny, śpiewny. Tak mówią kocice, nie ptaki.
– A jednak umiesz mówić?
– Tak.
– Czemu wcześniej milczałaś?
– Wcześniej wszystko było w porządku.
Przypomniałem sobie stary dowcip i uśmiechnąłem się.
– Wyjdę ze Zmroku, dobrze? A ty spróbuj wyjaśnić, na czym polega mój błąd. Niewielkie kompromisy z Ciemnymi to nieunikniona konieczność w naszej pracy.
Читать дальше