– Ja też tak myślałam… – szepnęła Olga.
– Po co mam się ciągnąć za agentami – pokręciłem głową.
Kierowca zerknął na mnie. O cenę się nie targowałem, a trasa widocznie mu pasowała. Ale człowiek, który rozmawia ze sobą, zawsze budzi niezdrowe skojarzenia.
– Problem w tym, że dzisiaj schrzaniłem jedną sprawę… – z westchnieniem oznajmiłem kierowcy. – A właściwie źle wypełniłem polecenie. Miałem nadzieję, że dzisiaj to odrobię, ale poradzili sobie bez mnie.
– Dlatego tak się pan spieszy? – zainteresował się kierowca. Nie wyglądał na specjalnie gadatliwego, ale zainteresowało go moje wyjaśnienie.
– Kazali przyjechać – skinąłem głową. Ciekawe, za kogo on mnie bierze?
– A czym się pan zajmuje?
– Jestem programistą – odpowiedziałem. Nawiasem mówiąc odpowiedziałem mu uczciwie.
– Świetnie – mruknął kierowca. Co on widzi w tym świetnego?
– Na życie wystarcza?
Pytanie było zbędne, już choćby z tego powodu, że nie jechałem metrem. Ale odpowiedziałem mu:
– Wystarcza. Spokojnie.
– Nie pytam tak sobie – niespodziewanie oznajmił kierowca. – U mnie z pracy odchodzi administrator systemu…
„U mnie…" Tylko tego mi brakowało!
– Widzę w tym zrządzenie losu. Zabrałem łebka, a on okazuje się -jest programistą. Wydaje mi się, że jestem pana przeznaczeniem.
Zaśmiał się, jakby chciał osłabić zbyt pewny ton wypowiedzi.
– Zna się pan na sieciach lokalnych?
– Tak.
– Sieć na pięćdziesiąt komputerów. Trzeba utrzymywać ją w porządku. Płacimy dobrze.
Mimochodem uśmiechnąłem się. Wielki mi problem. Sieć lokalna. Spore pieniądze. Nie trzeba po nocach łapać wampirów, pić krwi i tropić śladów na mroźnych ulicach…
– Może dać wizytówkę? -jedną ręką mężczyzna szybko sięgnął do kieszeni marynarki. – Niech się pan zastanowi…
– Nie, dziękuję. Niestety, z mojej pracy samemu się nie odchodzi.
– KGB czy co? – kierowca nachmurzył się.
– Poważniej – odpowiedziałem. – Znacznie poważniej. Ale podobnie.
– No taak… – kierowca zamilkł. – Szkoda. A już pomyślałem, że to znak z góry. Wierzysz w fatum? Przeszedł na „ty" lekko i naturalnie. Podobało mi się to.
– Nie.
– Dlaczego? – szczerze zdziwił się kierowca, jakby wcześniej stykał się wyłącznie z fatalistami.
– Fatum nie ma. To już udowodniono.
– Kto to udowodnił?
– U mnie w pracy to udowodnili…
Zachichotał. – Dobre. To znaczy, że fatum nie ma! Gdzie ciebie wysadzić?
Jechaliśmy już po Zielonej Alei. Wpatrywałem się, przechodząc przez warstwę powszedniej rzeczywistości w Zmrok, ale nic nie mogłem zobaczyć. Mam za mało zdolności. Szybciej wyczuwam. W szarej mgle migała grupka matowych światełek. Prawie całe biuro się zjechało…
– O, tam…
Teraz, znajdując się w zwyczajnej rzeczywistości, nie mogłem już dostrzec kolegów. Szedłem po szarym, miejskim śniegu w kierunku zawalonego zaspami skweru pomiędzy domami a aleją. Nieliczne, przemarznięte drzewa, kilka nitek śladów – może to dzieciaki się bawiły, a może jakiś pijak przeszedł przez środek…
– Machnij ręką, zauważyli już ciebie – poradziła Olga.
Zastanowiłem się i skorzystałem z tej rady. Niech sobie pomyślą, że świetnie potrafię widzieć w innej rzeczywistości.
– Narada – zażartowała Olga. – Pięciominutówka…
Rozejrzałem się i raczej dla porządku wezwałem Zmrok i wstąpiłem w niego.
Rzeczywiście – całe biuro. Wszyscy z oddziału moskiewskiego.
Pośrodku stał Borys Ignatjewicz. Lekko ubrany, tylko w garniturze, w cienkiej futrzanej czapce, ale – z jakiegoś to powodu – z szalikiem. Już wyobrażam sobie, jak wyglądał wychodząc ze swojego bmw, otoczony przez ochronę.
Obok stali agenci operacyjni – Igor i Garik – ci rzeczywiście wyglądają na mięśniaków. Kamienne mordy, kwadratowe ramiona, twarze nieprzeniknione i tępe. Od razu widać – skończone osiem klas, zawodówka i służby specjalne. Jeżeli chodzi o Igora, to tak jest rzeczywiście. Za to Garik ukończył dwa fakultety na uniwersytecie. Mimo prawie takiego samego wyglądu i manier zawartość jest diametralnie różna. Ilja w porównaniu z nimi wydawał się wyrafinowanym intelektualistą, ale chyba już nikt nie da się oszukać okularami w cienkich oprawkach, wysokim czołem i naiwnym spojrzeniem. Siemion – jeszcze jedna mocno przeszarżowana postać – niewysoki, przysadzisty, z cwaniackim spojrzeniem, w jakiejś tandetnej nylonowej kurtce. Prowincjusz przybyły do stołecznej Moskwy. W dodatku pojawił się chyba w latach sześćdziesiątych, z przodującego kołchozu „Krok Iljicza". Kompletne przeciwieństwa. Ale za to obu – Ilję i Siemiona – upodabniały piękna opalenizna i przygnębienie widniejące na ich twarzach. Wyciągnęli ich ze Sri-Lanki w samym środku urlopu i z pewnością nie sprawiła im przyjemności niespodziewana wizyta w zimowej Moskwie. Ignacego, Daniiły i Farida już tu nie ma, chociaż wyczuwam ich świeże ślady. Natomiast tuż za plecami szefa stoją, w zasadzie zupełnie się nie maskując, ale z jakiegoś powodu początkowo całkiem niezauważalni, Niedźwiedź i Tygrysek. Kiedy dostrzegłem tę parę, od razu domyśliłem się, że jest kiepsko. To nie ochroniarze. To bardzo dobrzy ochroniarze. Do drobnych spraw ich nie ściągają.
W dodatku pracowników biurowych też było zbyt wielu. Oddział analityczny, cała piątka. Grupa naukowa – wszyscy z wyjątkiem Julii, ale to nic dziwnego, przecież ma dopiero trzynaście lat. Chyba tylko archiwum nie przyjechało.
– Cześć! – powiedziałem.
Ktoś kiwnął głową, ktoś się uśmiechnął. Wiedziałem, że teraz mają ważniejsze sprawy na głowie. Borys Ignatjewicz gestem przywołał mnie bliżej, a potem kontynuował przerwaną moim pojawieniem się mowę:
– To nie w ich interesie. I to nas pociesza. Żadnej pomocy nam nie okażą… dobrze, świetnie…
Jasne. Mowa o Dziennym Patrolu.
– Możemy szukać dziewczyny bez żadnych przeszkód, a Daniła z Faridem są już bliscy sukcesu. Przypuszczam, że zostało jeszcze z pięć-sześć minut… ale jestem pewny, że przedstawią nam swoje ultimatum.
Dostrzegłem spojrzenie Tygryska. Jej uśmiech nie wróży im nic dobrego. Tak, Tygrysek to dziewczyna, ale przezwisko Tygrysica do niej kompletnie nie pasowało. Nasi agenci nie lubią słowa „ultimatum"!
– Mag Ciemności nie jest nasz. – szef obrzucił wszystkich zebranych znudzonym spojrzeniem. – Jasne? Sami musimy go znaleźć, żeby unieszkodliwić wir. Ale potem, przekażemy maga Ciemnym.
– Przekażemy? – z ciekawością uściślił Ilja.
Szef sekundę pomyślał.
– Tak, słusznie podkreśliłeś. My go nie zniszczymy i nie będziemy uniemożliwiać kontaktu z Ciemnością. O ile zrozumiałem, oni także go nie znają.
Twarze agentów błyskawicznie sposępniały. Jakikolwiek nowy Mag Ciemności na kontrolowanym terytorium to same problemy. Nawet jeśli jest zarejestrowany i dotrzymuje Traktatu. A już mag o takiej mocy…
– Wolałabym inny wariant rozwiązania – dyplomatycznie powiedziała Tygrysek.
– Borysie Ignatjewiczu, w trakcie naszej pracy mogą pojawić się niezależne od nas okoliczności…
– Obawiam się, że nie możemy dopuścić do podobnych okoliczności – uciął szef. Stwierdził to mimochodem i bez nacisku – zawsze żywił sympatię do Tygryska. Jednak dziewczyna od razu zamilkła.
Też bym zamilkł.
– Generalnie rzecz biorąc, tak to wszystko wygląda… – szef spojrzał na mnie. – Dobrze, że dotarłeś, Antoni. Chciałem powiedzieć to właśnie w twojej obecności…
Читать дальше