– Jeb?
– Taak?
– Jestem żabą czy wodą?
Roześmiał się.
– Zostawię cię samą z tą zagadką. Ale nie myśl, że jestem bezduszny. – Zaśmiał się jeszcze głośniej. – Że się tak wyrażę.
– Poczekaj… mogę zapytać o coś jeszcze?
– Jasne. Zresztą teraz chyba twoja kolej na zadawanie pytań.
– D l a c z e g o jesteś moim przyjacielem?
Ściągnął usta, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Wiesz, że wszystko mnie ciekawi – zaczął, a ja przytaknęłam. – Długo się wam, duszom, przyglądałem, ale nigdy nie miałem okazji z żadną porozmawiać. Przybywało mi tylko pytań, coraz więcej i więcej… Poza tym zawsze uważałem, że jeżeli tylko ma się dobre chęci, można się dogadać dosłownie z każdym. Lubię wystawiać swoje teorie na próbę. No i popatrz, zjawiasz się tu nagle i okazujesz się jedną z najmilszych dziewczyn, jakie w życiu spotkałem. To wielka frajda mieć duszę za przyjaciela. Czuję się wielkim szczęściarzem, jak sobie myślę, że mi się udało.
Mrugnął do mnie, ukłonił się w pas i odszedł.
*
To, że rozumiałam teraz, na czym polega plan Jeba, nie znaczyło wcale, że patrzyłam ze spokojem na to, co wyprawia.
W ogóle przestał nosić przy sobie broń. Nie wiedziałam, co z nią zrobił, ale przynajmniej byłam wdzięczna, że Jamie nie musi z nią spać. Trochę mnie martwiło, że jest bezbronny, ale doszłam do wniosku, że tak jest lepiej. Nie stanowił teraz zagrożenia i nikt nie miał powodu, żeby zrobić mu krzywdę. Poza tym nikt mnie już nie nachodził.
Jeb zaczął mnie posyłać z różnymi drobnymi zadaniami. Skocz do kuchni po jeszcze jedną bułkę, bo się nie najadłem. Przynieś wiadro wody, ziemia jest sucha w tym miejscu. Wyciągnij Jamiego z lekcji, muszę z nim porozmawiać. Czy szpinak już rośnie? Idź sprawdzić. Pamiętasz drogę do szpitala? Mam coś do przekazania Doktorowi.
Za każdym razem, gdy wykonywałam te proste polecenia, pociłam się ze strachu. Dokładałam starań, by nikt mnie nie widział, przemykałam tunelami i grotami najszybciej, jak potrafiłam, nie biegnąc. Trzymałam się ścian i patrzyłam pod nogi. Od czasu do czasu ktoś na mój widok przerywał rozmowę, tak jak kiedyś, lecz zwykle nie zwracano na mnie uwagi. Tylko raz poczułam, że grozi mi śmierć, a było to wówczas, gdy przerwałam lekcję Sharon, by poprosić Jamiego. Popatrzyła wtedy na mnie takim wzrokiem, jakby za chwilę miała mi się rzucić do gardła. Kiedy jednak wybełkotałam, o co mi chodzi, kiwnęła głową, pozwalając Jamiemu na opuszczenie klasy. Gdy już byliśmy sami, złapał mnie za rękę i powiedział, że Sharon spogląda tak na każdego, kto przerywa jej zajęcia.
Najgorsze było jednak szukanie Doktora, ponieważ Ian uparł się, że pokaże mi drogę. Pewnie mogłabym odmówić, ale Jeb wydawał się zadowolony, a zatem musiał ufać, że Ian mnie nie zabije. Była t o teoria, której zupełnie nie miałam ochoty testować, ale wyglądało na to, że nie mam wyjścia. Jeżeli Jeb mylił się co do Iana, prędzej czy później i tale bym się o tym przekonała. Potraktowałam więc długi spacer z łanem w ciemnościach jak próbę ognia.
Do półmetka dotarłam cała i zdrowa. Przekazaliśmy Doktorowi wiadomość. Nie sprawiał wrażenia zdziwionego obecnością Iana. Być może to sobie uroiłam, ale zdawało mi się, że wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Zobaczyłam oczyma wyobraźni, jak przywiązują mnie do jednego ze szpitalnych łóżek. To miejsce nadał przyprawiało mnie o mdłości.
Ale Doktor tylko mi podziękował i odesłał z powrotem, widocznie zajęty. Czym, tego nie wiedziałam – dostrzegłam jedynie na biurku kilka otwartych książek i sterty papierów zapełnionych rysunkami.
Kiedy wracaliśmy, ciekawość wzięła we mnie górę nad strachem.
– Ian? – Po raz pierwszy wypowiedziałam jego imię. Przyszło mi to nie bez trudu.
– Tak? – odezwał się zaskoczony.
– Czemu mnie jeszcze nie zabiłeś?
Parsknął.
– Jesteś bardzo bezpośrednia.
– Przecież mógłbyś. Jeb pewnie by się wkurzył, ale raczej by cię nie zastrzelił. – Co ja wygaduję, pomyślałam. Próbuję go namówić? Ugryzłam się w język.
– Wiem – odparł beztrosko.
Na chwilę zapadła cisza, tylko przytłumione odgłosy naszych kroków odbijały się od ścian tunelu.
– To by nie było w porządku – powiedział w końcu. – Dużo o tym myślałem i nie wiem, co by to miało dać. To tak, jakby rozstrzelać szeregowca za zbrodnie wojenne generała. Nie, żebym wierzył we wszystkie szalone teorie Jeba – nawet bym chciał, ale przecież nie wystarczy chcieć, żeby coś było prawdą. Zresztą, czy Jeb ma rację, czy nie, wcale nie wydajesz się groźna. Trzeba ci przyznać, że naprawdę się troszczysz o młodego. Aż nie chce się wierzyć. W każdym razie, dopóki nic nam z twojej strony nie grozi, zabić cię byłoby… o k r u c i e ń s t w e m. Jeden odmieniec w tę czy we w tę naprawdę nie robi w tym miejscu różnicy.
Zastanowiłam się nad tym słowem. O d m i e n i e c. Czy to aby nie najtrafniejsze określenie, jakie o sobie słyszałam? Czy kiedykolwiek gdziekolwiek pasowałam?
Ian w tym czasie milczał.
– Skoro nie chcesz mnie zabić, to czemu poszedłeś ze mną do Doktora?
Znów nie odpowiedział od razu.
– Nie jestem pewien, czy… – Zawahał się. – Jeb twierdzi, że emocje opadły, ale nie jestem tego całkiem pewien. Ciągle jest parę osób… W każdym razie Doktor i ja staramy się mieć cię na oku. Tak na wszelki wypadek. Kiedy Jeb posłał cię samą tak daleko, pomyślałem, że to lekka przesada, kuszenie losu. Ale on już taki jest – kuszenie losu to jego hobby.
– Ty… ty i Doktor mnie o c h r a n i a c i e?
– Dziwny ten świat, co?
Upłynęło kilka sekund, nim zdołałam odpowiedzieć.
– Jak żaden inny.
Presja
Minął kolejny tydzień, może dwa – liczenie dni nie miało większego sensu – a ja dziwiłam się coraz bardziej.
Codziennie pracowałam z ludźmi, ale nie zawsze z Jebem. Czasami był ze mną Ian, innym razem Doktor, a czasem tylko Jamie. Wyrywałam chwasty, lepiłam bułki, szorowałam stoły. Nosiłam wodę, gotowałam zupę cebulową, prałam ubrania i parzyłam sobie dłonie, robiąc mydło z kaktusa. W jaskiniach nie było miejsca dla darmozjadów, a ponieważ nie czułam się członkiem wspólnoty, postanowiłam, że będę pracować jeszcze więcej niż pozostali. Wiedziałam, że żadną pracą nie zasłużę sobie na miejsce wśród nich, ale chciałam przynajmniej nie być dla nich ciężarem.
Dowiadywałam się coraz więcej o mieszkających tu ludziach, głównie poprzez słuchanie rozmów. Poznałam w końcu imiona. Kobieta o karmelowej cerze nazywała się Lily i pochodziła z Filadelfii. Miała ironiczne poczucie humoru i dobrze ze wszystkimi żyła, bo była zawsze pogodna. Chłopak z czarnymi, najeżonymi włosami, Wes, ciągle na nią zerkał, ale zdawała się tego nie widzieć. Miał dopiero dziewiętnaście lat, uciekł z Eureki w stanie Montana. Matka o sennym spojrzeniu miała na imię Lucina, a jej synkowie – Isaiah i Freedom. Ten drugi urodził się już w jaskiniach, poród odbierał Doktor. Nie widywałam tej trójki zbyt często. Miałam wrażenie, że matka stara się trzymać dzieci z dala ode mnie. Łysiejący mężczyzna o rumianych policzkach był mężem Trudy, nazywał się Geoffrey. Często można go było zobaczyć z innym starszym mężczyzną, Heathem, z którym przyjaźnił się od dziecka. Cała trójka uciekła razem. Blady człowiek o siwych włosach miał na imię Walter. Był chory, ale Doktor nie wiedział, co mu dolega – tu w jaskiniach nie było jak tego sprawdzić, a nawet gdyby Doktor mógł postawić diagnozę, i tak nie miał lekarstw. W miarę postępu choroby zaczął podejrzewać, że to rak. Bolało mnie bardzo, że ktoś u m i e r a na coś całkowicie uleczalnego. Walter szybko się męczył, ale był zawsze uśmiechnięty. Jasnowłosa kobieta o zaskakująco ciemnych oczach, ta sama, która pierwszego dnia podawała innym wodę, miała na imię Heidi. Travis, John, Stanley, Reid, Carol, Violetta, Ruth, Ann… Przynajmniej znałam już wszystkie imiona. Ogółem w jaskiniach mieszkało trzydzieści pięć osób, z czego sześć, w tym Jared, pojechało po zapasy. Pozostało dwadzieścioro dziewięcioro ludzi i jeden intruz.
Читать дальше