Wstałam z westchnieniem, które zdawało się brać początek w dłoniach i podeszwach stóp.
Wiedziałam, że Aaron i Brandt nie będą czekali w nieskończoność. Poza tym miałam teraz parę ważnych pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Tym razem ich adresatem był Doktor.
Wszyscy w jaskiniach mieli smutne, spuszczone spojrzenia. Nietrudno było przemykać między nimi, nie zwracając na siebie uwagi. Nikogo nie obchodziło, co robię ani dokąd idę, może z wyjątkiem Jeba, Brandta i Aarona, lecz ci byli gdzie indziej.
Nie miałam otwartego, deszczowego pola, ale wykorzystałam długi południowy tunel. W ciemnościach nie mogłam wprawdzie zbytnio się rozpędzać, ale przez cały czas biegłam równym truchtem. Czułam się dobrze z rozgrzanymi mięśniami.
Spodziewałam się zastać Doktora w szpitalu, ale gdybym go tam nie znalazła, byłam gotowa poczekać. Powinien być sam. Biedny Doktor.
Odkąd uratowaliśmy Jamiemu życie, spędzał noce samotnie w szpitalu. Sharon zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki, a Doktor nie chciał sypiać sam w opustoszałym pokoju.
Jak wiele nienawiści miała w sobie Sharon. Wolała zniszczyć własne i cudze szczęście, niż wybaczyć Doktorowi, że pomógł mi uleczyć Jamiego.
Ostatnimi czasy Sharon i Maggie był prawie całkiem nieobecne. Ignorowały wszystkich tak, jak kiedyś tylko mnie. Byłam ciekawa, czy to minie wraz z moim zniknięciem, czy też obie tak się zapiekły, że nic już tego nie zmieni.
Jak można było tak marnować życie?
Po raz pierwszy południowy tunel wydał mi się bardzo krótki. Myślałam, że jestem co najwyżej w połowie drogi, gdy nagle ukazała mi się na zakręcie szpitalna poświata. Doktor był u siebie.
Kiedy zbliżyłam się do wejścia, przestałam biec. Nie chciałam go przestraszyć, gotów był jeszcze pomyśleć, że coś się stało.
Mimo to mocno go zaskoczyłam, zjawiając się w drzwiach, lekko zdyszana.
Poderwał się znad biurka. Książka, którą czytał, wypadła mu z rąk.
– Wanda? Coś się stało?
– Nie, Doktorze – uspokoiłam go. – Wszystko w porządku.
– Jestem komuś potrzebny?
– Tylko mnie. – Uśmiechnęłam się słabo.
Minął biurko i podszedł do mnie. Oczy miał szeroko otwarte, zaciekawione. Stanął pół kroku przede mną i uniósł brew.
Jego pociągła twarz przybrała łagodny wyraz, nie było w niej nic niepokojącego. Nie chciało się wierzyć, że kiedyś miałam go za potwora.
– Jesteś słownym człowiekiem – zaczęłam.
Kiwnął głową i już miał coś odpowiedzieć, ale podniosłam szybko dłoń.
– Nikt nie wystawi tego na próbę bardziej niż ja za chwilę – ostrzegłam.
Patrzył na mnie niepewnym, lecz czujnym wzrokiem.
Wzięłam głęboki oddech. Czułam, jak powietrze powoli wypełnia mi płuca.
– Znam sekret, dla którego tyle razy zabijałeś. Wiem, jak wyjąć duszę z ciała, nie robiąc nikomu krzywdy. Oczywiście, że wiem. Wszystkie dusze wiedzą, jak to zrobić w razie nagłej potrzeby. Raz nawet sama wykonałam taki zabieg, gdy byłam Niedźwiedziem.
Patrzyłam na niego, czekając, aż coś powie. Potrzebował chwili, żeby to wszystko ogarnąć. Z każdą sekundą spoglądał na mnie coraz mniej spokojnym wzrokiem.
– Dlaczego mi to mówisz? – wydusił w końcu.
– Bo… chcę ci powiedzieć, jak to się robi. – Znowu podniosłam rękę. – Ale pod warunkiem, że dasz mi w zamian to, o co poproszę. Od razu cię ostrzegam, że to nie będzie dla ciebie łatwe. Dla mnie też nie jest.
Jego twarz przybrała bardziej stanowczy wyraz niż kiedykolwiek wcześniej.
– Mów, czego chcesz.
– Nie wolno ci będzie ich zabijać. Mówię o duszach, które wyjmiesz. Musisz mi dać słowo – obiecać, przyrzec, przysiąc – że dopilnujesz, by trafiły na inną planetę. Wiąże się z tym pewne ryzyko: będziesz potrzebował kapsuł hibernacyjnych i będziecie musieli podrzucać te dusze na statki międzyplanetarne. Musicie je wysyłać do innych światów. Nie będzie wam nic groziło z ich strony. Zanim dotrą na kolejną planetę, twoje wnuki poumierają ze starości.
Czy te warunki pomniejszały moją winę? Tylko jeżeli Doktorowi można było ufać.
Słuchał moich wyjaśnień i bardzo intensywnie myślał. Obserwowałam bacznie jego twarz, żeby wiedzieć, jak odbiera moją propozycję. Nie wyglądał na złego, ale spojrzenie miał nadal nerwowe.
– Nie chcesz, żebyśmy zabili Łowczynię? – domyślił się.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Nie zrozumiałby. Chciałam, żeby ją zabili. Na tym polegał cały problem. Ciągnęłam jednak dalej.
– Ona będzie pierwsza, to będzie próba. Chcę dopilnować, dopóki tu jestem, że dotrzymasz słowa. Sama oddzielę duszę od ciała. Kiedy już będzie bezpieczna, pokażę ci, jak to się robi.
– Na kim?
– Na porwanych duszach. Ale nie gwarantuję, że tych ludzi uda się odzyskać. Nie wiem, czy wymazane umysły wracają. Sprawdzimy to na Łowczyni.
Doktor zamrugał,
– Poczekaj. Co miałaś na myśli, mówiąc „dopóki tu jestem“?
Patrzyłam na niego, czekając, aż sam to pojmie, a on na mnie, zdezorientowany.
– Nie rozumiesz, co wam daję? – szepnęłam.
W końcu na jego twarzy odmalowało się zrozumienie.
Natychmiast ciągnęłam dalej, nie pozwalając mu nic powiedzieć.
– Jest coś jeszcze, o co chcę cię poprosić. Nie chcę… nie wyślecie mnie na inną planetę. To jest moja planeta, jak żadna inna. Ale też nie ma tu dla mnie miejsca. Więc… wiem, że to może… urazić niektórych. Jeżeli uważasz, że się nie zgodzą, nie mów im o tym. Okłam ich, jeśli będzie trzeba. Ale chciałabym zostać pochowana obok Walta i Wesa. Możesz to dla mnie zrobić? Nie zajmę dużo miejsca. – Znów uśmiechnęłam się słabo.
Nie! – zawodziła Melanie. Nie, nie, nie…
– Nie, Wando – sprzeciwił się Doktor. Był wstrząśnięty.
– Proszę cię – szepnęłam z grymasem bólu na twarzy, gdyż protesty Melanie stawały się coraz głośniejsze. – Nie sądzę, żeby Wes i Walt mieli coś przeciwko.
– Nie o tym mówię! Nie mogę cię zabić, Wando. Uch. Mam już dość śmierci, dość zabijania przyjaciół. – Głos przeszedł mu w szloch.
Położyłam dłoń na jego chudym ramieniu i energicznie go pogłaskałam.
– Ludzie umierają. Zdarza się. – Przypomniało mi się, że Kyle powiedział kiedyś coś podobnego. To zabawne, pomyślałam, że spośród wszystkich ludzi akurat jego zacytowałam dwukrotnie jednej nocy.
– A co z Jaredem i Jamiem? – zapytał Doktor zduszonym głosem.
– Będą mieli Melanie. Nic im się nie stanie.
– A Ian?
– Tak będzie dla niego lepiej – odparłam przez zęby.
Doktor potrząsnął głową, przetarł oczy.
– Muszę to przemyśleć, Wando.
– Nie mamy wiele czasu. Nie będą wstrzymywać egzekucji w nieskończoność.
– Nie o to mi chodzi. Do tej części umowy nie mam zastrzeżeń. Ale nie sądzę, bym mógł cię zabić.
– Wszystko albo nic. Doktorze. Musisz zdecydować. Teraz. I… – Uświadomiłam sobie, że mam jeszcze jeden warunek. – I nie wolno ci nikomu powiedzieć o drugiej części umowy. Nikomu. Takie są moje warunki, możesz je przyjąć lub odrzucić. Chcesz wiedzieć, jak wyjąć duszę z ciała?
Znowu potrząsnął głową.
– Daj mi się zastanowić.
– Znasz odpowiedź. Przecież właśnie tego próbowałeś się dowiedzieć.
Nie przestawał wolno potrząsać głową.
Zignorowałam ten gest – oboje wiedzieliśmy, że dokonał już wyboru.
– Zawołam Jareda – powiedziałam. – Zrobimy błyskawiczny wypad po kapsuły. Powstrzymaj resztę. Powiedz im… powiedz im prawdę. Że pomogę ci wyjąć Łowczynię z ciała.
Читать дальше