Sięgnął w dół i wyciągnął koszulę z moich spodni. Tym razem muskularne macki uderzyły mnie w twarz. Nie cofnęłam się, ale mało brakowało.
Ściągnął mi koszulę przez głowę i rzucił ją na podłogę. Buntowniczość zmieszała się z czymś jeszcze, czymś mroczniejszym i bardziej realnym. Posłużył się dwiema muskularnymi mackami, by łagodnie zdjąć moje ręce z niższych macek. Potem długie cienkie macki zaczęły rosnąć, stawać się dłuższe i cieńsze. Końcówki pieściły moje piersi szybkimi ruchami. W równej mierze zdziwiło, mnie to, co i pozbawiło tchu.
Końcówki wślizgnęły się pod mój stanik. Miałam uczucie, jakby wąż ocierał się o moją skórę. Byłam bliska powiedzenia mu, żeby przestał, ale nie mogłam tego zrobić, gdy te poczerwieniałe końcówki odnalazły moje sutki i odkryłam, po co są te zagłębienia w mackach. W ssaniu i dotykaniu nie miały sobie równych. Sutki stwardniały.
Druga macka zabawiała się nisko na moim brzuchu, łaskocząc mnie tuż nad majtkami. Odsunęłam go łagodnie. – Wystarczy, proszę.
Odsunął się ode mnie, ale tym razem nie był urażony. Jego wzrok był prawie, nie do końca, ale prawie, triumfujący. – Samo spojrzenie na twoją twarz jest dla mnie wystarczającą nagrodą.
Sapnęłam i spróbowałam pozbierać myśli. – Miło słyszeć, ale jest jeszcze coś, co dla pewności muszę sprawdzić.
Spojrzał na mnie.
– Rozepnij pasek, proszę – powiedziałam.
Nie musiałam prosić dwa razy. Zrobił to, ale spodnie zostawił zapięte. Spodobało mi się, że tak dokładnie wykonuje moje rozkazy – nic więcej i nic mniej.
Rozpięłam mu spodnie, ukazując pasek majtek. Wybrzuszenie pod nimi było proste i solidne. Wyglądało bardzo… ludzko. Ale po tym wszystkim, co widziałam, musiałam mieć pewność. Opuściłam majtki i po raz pierwszy ujrzałam go w całej krasie.
Był tak prosty i piękny, jak obiecywała twarz Sholta. Objęłam go ręką, a Sholto krzyknął.
Nie chciałam się z nim przekomarzać, szukałam czegoś. Bhatar miał kolec w środku penisa, prawie tak długi jak moja ręka. Coś, co tylko kobiety nie będące ludźmi mogły przeżyć. Kolce te mieli jedynie królewscy myśliwce – oznaczał on, że byli płodni – jeśliby go nie mieli, ich partnerka nie jajeczkowałaby podczas uprawiania seksu.
Sholto patrzył na mnie, podniecony. – Moja samokontrola jest już na wyczerpaniu.
– Tylko dlatego nie zdjęłam majtek. – Jego członek był w moich rękach jak gruby, umięśniony aksamit, ale nie było tam nic poza ciałem, żadnych niespodzianek. – Twój ojciec nie był królewskim myśliwcem?
– Szukasz kolca – powiedział cichym, ochrypłym głosem.
– Tak.
– Mój ojciec nie był królewskim… trutniem. – Wyszeptał te rozsądne słowa głosem, który z każdym moim dotykiem był coraz mniej rozsądny.
– Jakim cudem mogłeś w takim razie zostać królem? – Mój głos był spokojny. Podniecenie opadło, gdy tylko macki przestały mnie dotykać. Nie mogłam utrzymać podniecenia, bo jego widok mnie nie podniecał. Bogowie, wybaczcie mi, ale jego dodatki były dla mnie wynaturzeniem.
– Król sluagh nie jest tytułem dziedziczonym. Jest nadawany.
– Nadawany – powtórzyłam. – W jaki sposób?
Potrząsnął głową. – Mam kłopoty z myśleniem.
– Zastanawiam się, dlaczego. – Powiedziałam to zaczepnie. Chciałam, żeby tak to zabrzmiało. Może gdyby miał tylko jedną lub dwie macki, ale on miał ich kilkanaście… Myśl o tym, że będzie leżeć na moim nagim ciele, że będzie mnie obejmować tymi mackami… Ta myśl przyprawiała mnie o drżenie.
Sholto źle odczytał moją reakcję i jedna z muskularnych macek pogładziła mnie po głowie. Inny mężczyzna użyłby do tego ręki. Zamknęłam oczy, unosząc twarz do dotyku, próbując rozkoszować się pieszczotą, ale nie mogłam. Może przez jedną noc, ale nie noc po nocy. Po prostu nie mogłam.
Zniżyłam głowę i macka przestała mnie dotykać. Wzięłam do ręki jego członek. Był tak twardy i ładny jak każdego mężczyzny, z którym byłam, ale z powodu tego, co leżało powyżej, nie mogłam czerpać z tego takiej przyjemności, jak zwykle.
Sholto patrzył na mnie wyczekująco, jakbym już powiedziała „tak”. Następną logiczną rzeczą, jaką powinnam zrobić, było wstanie i pocałowanie go, ale jeślibym to zrobiła, macki objęłyby mnie, a wtedy Sholto zorientowałby się, co naprawdę czułam. Nie chciałam, żeby widział, jak odsuwam się od niego przestraszona. Chciałam, żeby być może ostatni dotyk sidhe, jakiego zaznał w życiu, był dla niego przyjemnością, nie upokorzeniem. A jeśli nie mogłam tego osiągnąć, posuwając się w górę jego ciała, pozostawała tylko jedna droga: w dół.
Zeszłam z łóżka i uklękłam przed nim. Ruch sprawił, że musiał odsunąć się krok od łóżka. Moja twarz znalazła się przy tym jedwabistym sterczącym kawałku mięsa. Nabrał powietrza, by coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo wzięłam go do buzi. Przebiegłam rękami do tyłu, złapałam go za pośladki i wbiłam w nie paznokcie.
Krzyknął, jego ciało wyprężyło się, idąc na spotkanie moich ust. Zwykle lubiłam spoglądać na męskie ciało, by zobaczyć reakcję, ale nie tym razem. Nie chciałam widzieć. Obciągałam go, ssałam, posługiwałam się językiem, ustami, wargami i – delikatnie – zębami.
Jego oddech nabrał tego przyspieszonego rytmu, który mówił mi, że albo przerwę, albo złamię zakaz królowej. Moc powróciła, przebiegając mocnym szumem energii po moim ciele, a tam, gdzie go dotykałam, rozlegało się buczenie. Miałam wrażenie, że jego członek wibruje w moich ustach i nagle wyobraziłam sobie, co mogłabym czuć, gdybym go miała między nogami. Obraz ten był silny, musiałam się od niego wyzwolić. Otworzyłam oczy i ujrzałam białą skórę, prawie błyszczącą od mocy.
Popatrzyłam w górę. Każdy cal jego ciała błyszczał. Końce mniejszych macek błyszczały jak czerwone żary, wyższe zmieniały kolor. Łagodna czerwień, delikatniejszy fiolet, wiązki złota jak kolor jego oczu pulsujące pod superbielą jego skóry dawały przepiękny widok.
Wpatrzyłam się w niego i w tej chwili wszystko, co widziałam, wydawało mi się piękne. Był istotą wyrzeźbioną ze światła, wypełnioną kolorami i magią. Moc wypływała z niego w pieszczocie skóry, wibrowaniu ciała, obejmując mnie jak coś niewidzialnego, żywy jedwabny koc. Chciałam wejść w to, czuć, jak mnie obejmuje.
– Rozpuść włosy. – Mój głos brzmiał obco, jakby to ktoś inny mówił.
Sholto rozpuścił włosy i potrząsnął nimi. Włosy spadły mu do kolan, błyszcząc jak nowy śnieg. Złapałam w dwie garści te włosy i pociągnęłam lekko. Od tak dawna nie miałam w rękach włosów, które mogły otulić moje ciało tak jak te… Miałam wrażenie, jakbym trzymała w rękach żywy atłas. Opuściłam miseczki stanika, wyswobadzając piersi. Przesunęłam po nich tymi włosami. Ten jeden dotyk sprawił, że zadrżałam – tym razem z pożądania.
Popatrzyłam na niego, wciąż klęcząc. – Czy myślisz, że dalej będziemy grzeczni, gdy przejedziesz swoimi włosami po moim nagim ciele?
Każdy kolor w jego tęczówkach żarzył się; kręgi wyglądały prawie tak, jakby wirowały, jak oko cyklonu. Roześmiał się. – Czy mam skłamać i powiedzieć „tak”?
Podniosłam rękę, błyszczącą, prawie świecącą, by przeciągnąć nią wzdłuż jego ciała. – Tak, skłam dla mnie, jeśli dzięki temu nie przestaniemy.
– Niebezpieczne słowa – powiedział cicho.
– Niebezpieczne czasy – odparłam i polizałam go. Jego ciało zareagowało, głowę odrzucił do tyłu, oddech stał się przerywany.
Читать дальше