A mnie nie wolno było otworzyć żadnych spośród tych drzwi. Ani iść w stronę światła.
Cóż, to drugie okazało się łatwe. Nie widziałam żadnego światła, w którego stronę miałabym podążyć. Ale o co chodziło z tymi drzwiami? Co się za nimi dzieje? Co by się stało, gdybym któreś z nich uchyliła, tylko odrobinkę, i zerknęła do środka? Zobaczyłabym alternatywny kosmos? Planetę Wulkan? A może świat, w którym Suze Simon jest normalną dziewczyną, a nie pośredniczką? Może taki, w którym Suze Simon jest królową balu absolwentów i najpopularniejszą osobą w szkole, a Jesse nie jest duchem i może ją zabrać na tańce, ma własny samochód i nie mieszka u niej w sypialni?
Przestałam się nad tym zastanawiać, a to dlatego, że korytarzem w moją stronę szedł – jakby wziął się znikąd – Jesse.
Mój widok wyraźnie go zaskoczył. Nie wiem, czy wynikało to z faktu, że stałam w czymś, co jak przypuszczam, stanowiło poczekalnię nieba, czy też z tego, że obwiązałam się w pasie sznurem, który nie pasował za bardzo do reszty mojego stroju.
Tak czy inaczej, wydawał się zaszokowany.
– Och… – Sięgnęłam ręką do grzywki, by się upewnić, czy włosy zasłaniają paskudnego siniaka. – Cześć.
Jesse znieruchomiał, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Wyglądało na to, że nie wierzy w to, co widzi. Nie wydawał się inny niż przy ostatnim naszym spotkaniu. To znaczy, ostatnim razem, kiedy widziałam jego ducha. Bo tak całkiem ostatnio widziałam jego gnijące szczątki, który to widok sprawił, że zwróciłam kolację.
Widok obecnego Jesse'a nie był tak niemiły dla oczu.
Jeśli spodziewałam się jakiegoś radosnego powitania – uścisku albo, Boże uchowaj, pocałunku – czekało mnie rozczarowanie. Stał, patrząc na mnie, jakby w tym czasie wyrosły mi dwie głowy.
– Susannah – wyszeptał – co ty tutaj robisz? Czy jesteś… nie jesteś chyba…
Zrozumiałam go w pół słowa i zachichotałam nerwowo.
– Martwa? Ja? Nie, nie, nie. Nie. Ja tylko, eee, przyszłam, ponieważ chciałam, eee, no wiesz, przekonać się, czy u ciebie wszystko w porządku…
Dobra, czy mogłam bardziej się plątać? Wyobrażałam sobie tę chwilę tysiąc razy, odkąd zdecydowałam się za nim wyruszyć, i w moim fantazjach obywało się bez wyjaśnień. Jesse po prostu obejmował mnie i całował. W usta.
Ale teraz czułam się tak niezręcznie. Żałowałam, że nie przygotowałam jakiegoś tekstu.
– Eee. – Pragnęłam z całego serca przestać powtarzać „eee”. – Widzisz, chodzi o to, że chciałam się upewnić, czy jesteś tutaj, bo sam tego chciałeś. Bo jeśli nie chcesz, to cóż, ojciec Dom i ja pomyśleliśmy, że może byłoby możliwe, abyś wrócił. Żeby, eee, załatwić, no wiesz, tę sprawę, która cię tak długo zatrzymywała. To znaczy, w moim świecie. Naszym świecie – poprawiłam się szybko, pamiętając ostrzeżenie ojca Dominika. – Tak, naszym świecie.
Jesse milczał, wpatrując się we mnie.
– Susannah – powiedział w końcu. Jego głos brzmiał dziwnie. Zorientowałam się dlaczego w sekundę później, kiedy dodał: – Czy to nie ty mnie tutaj wysłałaś?
Wybałuszyłam oczy.
– Co? O czym ty mówisz?
Teraz zrozumiałam, co takiego dziwnego usłyszałam w jego głosie. Był pełen żalu.
– Czy to nie ty kazałaś mnie wyegzorcyzmować?
– Ja? – Mój głos podniósł się o osiem oktaw. – Ja? Jesse, oczywiście, że nie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Ty wiesz, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Zrobił to ten dzieciak Jack. Twoja dziewczyna Maria go zmusiła. Próbowała się ciebie pozbyć. Powiedziała Jackowi, że mnie prześladujesz, a on nic o tobie nie wiedział, więc cię wyegzorcyzmował, a potem Feliks Diego zrzucił mnie z dachu nad gankiem i, Jesse, znaleziono twoje ciało, to znaczy, twoje kości. Zobaczyłam je i zwymiotowałam, a Szatan tak za tobą tęskni, a ja sobie pomyślałam, że, no wiesz, jeśli chciałbyś wrócić, to możesz, ponieważ dlatego właśnie wzięłam tę linę, żebyśmy trafili z powrotem.
Paplałam jak najęta. To mi się zdarza, nawet kiedy nie jestem w czyśćcu. Ale nie mogłam się powstrzymać. Wszystko ze mnie wyłaziło. No, nie wszystko. Nie zamierzałam powiedzieć mu, dlaczego chciałam, żeby wrócił. Nie chciałam wymówić słowa na „m”. I to nawet nie z powodu upomnienia ojca D.
– O ile chcesz wrócić – ciągnęłam. – Rozumiem, dlaczego mógłbyś chcieć zostać tutaj. Po stu pięćdziesięciu latach to pewnie duża ulga. Pewnie wkrótce cię przeniosą i zyskasz nowe życie albo pójdziesz do nieba czy gdzieś. Ale tak sobie pomyślałam, wiesz, że to nie było w porządku ze strony Marii, że zrobiła ci to, co zrobiła – dwa razy – i że jeśli chcesz wrócić i dowiedzieć się, no wiesz, dlaczego przebywałeś tak długo na ziemi, to cóż, chętnie ci pomogę, jeśli zdołam…
Zerknęłam na zegarek. To było łatwiejsze, niż patrzeć na twarz Jesse'a, który nadal miał tak nieprzeniknioną minę, jakby nie wierzył w to, co widzi. I słyszy.
– Tylko że – dokończyłam – mogę przebywać poza ciałem najwyżej pół godziny, zanim oddzielę się od niego na zawsze, a zostało nam piętnaście minut, więc musisz się szybko decydować. No, to jak?
Czy to było dostatecznie niekobiece, jak dla ojca Doma? Nie podjęłam najdrobniejszego wysiłku, by go uwieść moimi wdziękami. Nikt nie mógłby mi zarzucić choćby tego, że się uśmiechnęłam. Byłam uosobieniem mediatorskiego profesjonalizmu.
Nie wiedziałam, co prawda, jak długo zdołam utrzymać ten czysto biznesowy ton. Zwłaszcza kiedy Jesse wyciągnął rękę, kładąc dłoń na moim ramieniu.
– Susannah – powiedział, a teraz w jego głosie nie było urazy, tylko coś, co, o ile się nie mylę, przypominało gniew – czy chcesz powiedzieć, że dla mnie umarłaś?
– Eee – mruknęłam, zastanawiając się, czy można to uznać za próbę flirtu, skoro to on mnie dotknął. – Cóż, z technicznego punktu widzenia, nie. Jeszcze nie. Ale jeśli zabawimy tu dłużej…
Dłoń na moim ramieniu zacisnęła się.
– Chodźmy – rzucił.
Nie byłam pewna, czy on naprawdę rozumie sytuację.
– Jesse, ja trafię z powrotem. Mam dobre układy z odźwiernym. – Podniosłam do góry skrzyżowane palce. – Jeśli chcesz pójść ze mną, ponieważ chcesz wrócić, to w porządku, ale jeśli chcesz tylko odprowadzić mnie do dziury, to sama świetnie sobie poradzę.
– Susannah, zamknij się.
A potem, nadal trzymając rękę na moim ramieniu, złapał za sznur i zaczął iść wzdłuż niego w kierunku, z którego przyszłam.
Och, świetnie, wspaniale, myślałam. Teraz jest na mnie wściekły. Ja ryzykuję życie – no bo, prawdę mówiąc, tak właśnie było – a on jest na mnie z tego powodu wściekły. Mogłam to przewidzieć. Ryzykować życie dla chłopaka to tak, jak użyć słowa na „m”. Nawet gorzej. Jak ja mam się z tego wyplątać?
– Jesse, nie pochlebiaj sobie, że zrobiłam to dla ciebie. To znaczy, mieć cię za współlokatora to jak drzazga w bucie.
Myślisz, że to frajda wracać do domu ze szkoły, pracy czy skąd tam i musieć wyjaśniać ci, co to jest Zatoka Świń? Wierz mi, życie z tobą to nie piknik.
Milczał i wciąż mnie popychał.
– A co z Tadem? – zapytałam, podejmując, jak wiedziałam, bolesny temat. – Myślisz, że lubię jak się plączesz w pobliżu, kiedy umawiam się na randkę? Kiedy wyniesiesz się z mojego życia, będzie mi tylko łatwiej, więc nie myśl sobie, no wiesz, że zrobiłam to dla ciebie. Zrobiłam to tylko dlatego, że ten twój głupi kot wyje za tobą z rozpaczy. A także dlatego, że zrobię wszystko, żeby dopiec tej twojej głupiej dziewczynie.
Читать дальше