Nie pomyślałam, że powód może być zupełnie inny. W każdym razie nie wtedy. Chociaż, oczywiście, powinnam była. Naprawdę powinnam.
Tak czy inaczej, ojciec Dominik przez całą drogę robił mi wymówki. Gniewał się na mnie bardziej niż kiedykolwiek przedtem, a wiele razy miałam okazję nadużyć jego cierpliwości. Byłam ciekawa, jak się domyślił, że jestem w hotelu, a nie w redakcji, gdzie jak mu wmawiałam, miałam pomóc Cee Cee napisać artykuł. On stwierdził, że to nie było trudne: Cee Cee jest szóstkową uczennicą i nie trzeba jej pomagać w napisaniu czegokolwiek. Zawrócił samochód, a kiedy odkrył, że odjechałam dziesięć minut wcześniej, zastanowił się, dokąd by się udał w podobnych okolicznościach.
– Hotel wydawał się oczywistą opcją – powiedział ojciec Dominik, podjeżdżając pod mój dom. Stwierdziłam z ulgą, że tym razem nie stoją przed nim żadne karetki. Rosły tylko cieniste sosny i słychać było brzęczenie radia, które Andy wyniósł na podwórko. Senny letni wieczór. Nie taki wieczór, z którym kojarzyłoby się słowo „egzorcyzmy”.
– Nie jesteś – ciągnął ojciec D – całkiem nieprzewidywalna, Susannah.
Może i jestem przewidywalna, ale to zdaje się podziałało na moją korzyść, ponieważ zanim wysiadłam z samochodu, ojciec D powiedział jeszcze:
– Wrócę o północy, żeby cię zabrać do Misji. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Do Misji?
– Jeśli mamy przeprowadzić egzorcyzmy – oznajmił cierpko – zrobimy to należycie, w domu Bożym. Wielebny jak wiesz, z pewnością nie byłby zadowolony z takiego wykorzystania kościelnej własności, więc chociaż nie podoba mi się, że muszę uciekać się do podstępu, w tym wypadku nie ma innego wyjścia. Chcę mieć pewność, że nie zaskoczy nas siostra Ernestyna ani nikt inny. Tak więc, musimy się spotkać o północy.
No więc spotkaliśmy się o północy.
Nie jestem w stanie powiedzieć, co robiłam do tego czasu. Za bardzo się denerwowałam, żeby zająć się czymś poważnie. Na kolację zjedliśmy jakieś danie na wynos. Nie wiem, co to było. Ledwie spróbowałam. Byliśmy tylko z mamą i z Andym, ponieważ Śpiący miał randkę z Caitlin, a Przyćmiony też gdzieś polazł.
Jedno, co wiedziałam na pewno, to że Cee Cee dzwoniła z wiadomością, iż historia dysfunkcyjnej rodziny de Silva/Diego ukaże się w niedzielnym wydaniu.
– Przeczyta ją trzydzieści pięć tysięcy ludzi – zapewniła Cee Cee. – Gazeta w niedzielę ukazuje się w dużo większym nakładzie, bo prenumeruje ją więcej ludzi ze względu na strony z krzyżówkami.
Koroner, jak mnie poinformowała, potwierdził wstępnie moją wersję: szkielet znaleziony na podwórku miał od stu pięćdziesięciu do stu siedemdziesięciu pięciu lat i należał do mężczyzny między dwudziestym a dwudziestym piątym rokiem życia.
– Rasę – ciągnęła Cee Cee – trudno jest ustalić ze względu na uszkodzenie czaszki przez łopatę Brada. Wiadomo jednak jaka była przyczyna śmierci.
Przyciskałam słuchawkę do ucha, świadoma, że mama i Andy słyszą każde słowo.
– Och? – Starałam się mówić lekkim tonem. Czułam jednak, jak mróz przechodzi mi po kościach, zupełnie jak w pomieszczeniu ksero dzisiaj po południu.
– Uduszenie – oznajmiła Cee Cee. – Można to stwierdzić po jakiejś kości w szyi.
– A więc…
– Został uduszony. Hej, a tak przy okazji, co robisz wieczorem? Chcesz wyjść? Adam ma jakieś spotkanie rodzinne, na które musi pójść. Mogłybyśmy pożyczyć film…
– Nie. Nie, nie mogę. Dzięki, Cee Cee. Bardzo dziękuję. Rozłączyłam się.
Uduszony Jesse zmarł na skutek uduszenia. Przez Feliksa Diego. Dziwne, zawsze sobie wyobrażałam, że zginął od kuli. Uduszenie jednak wydawało się bardziej logiczne: ktoś usłyszałby strzał i sprawdził, co się dzieje. A wtedy nie zastanawiano by się nad tym, gdzie podział się Hektor de Silva.
Duszenie. To robi się po cichu. Feliks mógł bez trudu udusić Jesse'a we śnie, zanieść ciało na podwórko i tam je zakopać, razem z rzeczami. Nikt by na to nie wpadł…
Musiałam stać przez chwilę, wpatrując się w telefon, bo mama zawołała:
– Suze? Wszystko w porządku, kochanie? Aż podskoczyłam.
– Tak, mamo. W porządku.
Ale wtedy nie było w porządku. Ani teraz.
Po zapadnięciu ciemności byłam w Misji tylko parę razy i za każdym razem było tak samo strasznie i niesamowicie… Wydłużone cienie, obszary całkowitej ciemności, dziwne odgłosy – echo naszych kroków w nawie między ławkami. Tuż przy drzwiach stoi figura Marii Dziewicy. Adam powiedział mi kiedyś, że jeśli przechodzi ktoś, kto ma nieczyste myśli, rzeźba płacze krwawymi łzami.
Cóż, moje myśli, kiedy wchodziłam do bazyliki, nie były nieczyste, zauważyłam jednak, że Maria Dziewica miała bardziej płaczliwą minę niż zwykle. Ale tylko tak mi się wydawało?
W każdym razie weszłam do środka, a nad głową miałam kopułę lśniącą czerwienią w słońcu i błękitną przy księżycu, tę samą, którą widziałam z okien sypialni. Przede mną zaś majaczyło prezbiterium, w którym pobłyskiwał bielą ołtarz.
Ojciec Dom zabrał się poważnie do dzieła. Tuż przy poręczy przed ołtarzem ustawił w szerokim kręgu świece. Mamrocząc pod nosem o potrzebie opieki kogoś dorosłego, ojciec Dominik pochylił się i zaczął zapalać knoty.
– To tutaj ksiądz to… to jest, my to zrobimy? – zapytałam. Ojciec Dominik wyprostował się, patrząc krytycznie na swoje dzieło.
– Tak – powiedział i mylnie odczytując moją minę, dodał nadąsany: – Niech cię nie martwi brak krwi kurczaka, Susannah. Zapewniam cię, że obrzęd katolickiego egzorcyzmu jest niezwykle skuteczny.
– Nie – powiedziałam szybko – tylko że…
Spojrzałam na podłogę w kręgu świec. Wyglądała na twardą, dużo twardszą niż podłoga w hotelowej łazience. Tam były kafelki. Tutaj marmur. Przypominając sobie słowa Jacka, zapytałam:
– A jak się przewrócę? Mogę znowu rąbnąć się w głowę.
– Na szczęście będziesz leżała – oznajmił ojciec Dominik.
– Czy mogę wziąć jakąś poduszkę? Podłoga jest na pewno zimna. – Zerknęłam na kapę na ołtarzu. – A to? Czy mogłabym się położyć na tym?
Ojciec Dominik wydawał się mocno zaszokowany, jak na kogoś, kto właśnie zabierał się do wyegzorcyzmowania dziewczyny, która nie była ani opętana, ani martwa.
– Na Boga, Susannah – wykrzyknął – to by było świętokradztwo!
Przyniósł mi w końcu jakieś stroje używane przez chórzystów. Umościłam sobie wygodne posłanie na podłodze i położyłam się. Było mi nawet dość wygodnie.
Serce za to biło mi tak mocno, że nie byłabym w stanie się zdrzemnąć.
– W porządku, Susannah – powiedział ojciec D. Nie był zadowolony. Nie był ze mnie zadowolony już od jakiegoś czasu. Uginał się jednak przed koniecznością.
Postanowił udzielić mi na koniec jeszcze jednego upomnienia.
– Pomogę ci spełnić twój niestosowny zamiar tylko dlatego, że inaczej spróbujesz zrobić to sama albo, Boże broń, z pomocą tego chłopca. – Ojciec D patrzył na mnie surowo. – Ale nie myśl sobie ani przez chwilę, że pochwalam to, co robisz.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale ojciec Dominik uniósł dłoń.
– Nie. Pozwól, że skończę. To, co zrobiła Maria de Silva, było złe, a ty, jak rozumiem, chcesz tylko to zło naprawić. Obawiam się jednak, że to nie może się dobrze skończyć. Zgodnie z moim doświadczeniem, Susannah, a mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną, że moje doświadczenie jest znacząco większe od twojego, wyegzorcyzmowana dusza nie ma drogi powrotu.
Читать дальше