Ożywcza.
Nagle zdał sobie sprawę, że w swym pośpiechu, aby wypełnić polecenia Walkera, zapomniał o dziewczynie. Gdzie była? Zatrzymał się gwałtownie, na próżno szukając jej spojrzeniem, przeszukując wzrokiem podwyższenia, tunele i wydobywające się zewsząd cienie. Poczuł ciężar w piersi. Ożywcza!
Potem zobaczył ją – nie ukrytą bezpiecznie, ale w pełni widoczną, wychodzącą równym krokiem z korytarza na arenę i kroczącą prosto w kierunku potężnej figury Uhl Belka. Oddech uwiązł mu w gardle. Co ona robi?
Ożywcza!
Krzyknął w duchu, ale Król Kamienia wydawał się go usłyszeć, odpowiadając niemal niesłyszalnym jękiem, budząc się do życia, unosząc się z półprzysiadu i odwracając się…
Pod sklepieniem kopuły zapłonęło jaskrawe, białe światło, tak oślepiające, że na chwilę Morgan musiał odwrócić wzrok. Zupełnie jakby poprzez chmury, szarą mgłę i sam kamień eksplodowało słońce, rozpalając ogień w uwięzionym tu powietrzu. Morgan ujrzał Walkera z uniesionym ramieniem, z którego palców tryskała magia. Uhl Belk zawył zaskoczony, potężne cielsko zadrżało, ramiona uniosły się, aby osłonić oczy, a kamienne członki zachrzęściły z wysiłku.
Walker Boh skoczył niczym cień, atakując Króla Kamienia, który młócił powietrze, odpędzając sprawiającą mu ból jasność. Znowu sprawne ramię Walkera wystrzeliło naprzód, a cała torba czarnego pyłu Coglina poleciała na Uhl Belka i eksplodowała, uderzając w Króla Kamienia. Fragmenty poszarpanego ciała rozpadły się na kawałki. Ogień wspiął się po ramieniu do pięści, która trzymała Czarny Kamień Elfów.
Wciąż jednak mocno trzymał talizman.
I nagle Morgan Leah odkrył, że nie może się ruszać. Zamarł tam, gdzie stał. Tak jak na Występie, kiedy pełzacz dotarł na wzgórza pod osłoną ciemności, a banici z Ruchu ruszyli do walki z nim, odkrył, że jest sparaliżowany. Zstąpiły na niego wszystkie lęki i wątpliwości, wszystkie jego złe przeczucia i obawy. Pochwyciły go w szponiaste palce i trzymały równie mocno, jak stalowe łańcuchy. Co mógł zrobić? Jak mógł pomóc? Utracił magię, a ostrze Miecza było strzaskane. Patrzył bezradnie, jak Uhl Belk odwraca się, aby stawić czoło atakowi Walkera i odrzucić jego magię. Mroczny Stryj ponowił atak, ale tym razem nie pomagał mu element zaskoczenia i Król Kamienia ledwie drgnął. Blask sztucznego słońca Walkera zaczynał już blednąc i powracała szarość prawdziwego światła kopuły.
W uszach Morgana rozbrzmiało urągliwe echo słów Walkera Boh.
Bądź szybki, góralu. Bądź szybki.
Morgan przemógł swój bezruch i wyszarpnął z pochwy Miecz przypasany na plecach. Ale jego palce nie chciały go utrzymać; dłonie nie słuchały go. Miecz wyśliznął się i potoczył po nawierzchni areny z głuchym brzękiem.
Oddech Króla Kamienia zasyczał, kiedy ogromna dłoń zamachnęła się, aby sięgnąć Walkera i wydrzeć zeń życie. Mroczny Stryj podszedł za blisko; nie było dla niego szansy ucieczki. Potem nagle zniknął, pojawiając się ponownie, najpierw w dwóch, potem w czterech, a potem w niezliczonych obrazach – ulubiona sztuczka Jaira Ohmsforda sprzed trzystu lat. Króla Kamienia chwytał obrazy, a one ulatniały się pod jego dotykiem. Prawdziwy Walker Boh skoczył na potwora, rzucił mu w twarz nowy płomień i odsunął się zwinnie.
Król Kamienia zawył z wściekłości, zasłonił twarz i otrząsnął się, jak zwierzę usiłujące odpędzić muchy. Cała arena zadrżała w odpowiedzi. W podłodze otwierały się poszarpane linie pęknięć, podwyższenia pochyliły się z trzaskiem, a ze sklepienia opadła fontanna pyłu i gruzu. Morgan stracił grunt pod nogami i upadł, a zderzenie z kamieniem szarpnęło całym jego ciałem.
Poczuł ból, a wraz z jego nadejściem opadły paraliżujące łańcuchy. Pięść Króla Kamienia uniosła się, a palce zaczęły się otwierać. Nieświatło Kamienia Elfów sączyło się przez nie, pochłaniając resztki gasnącej magii Walkera Boha. Mroczny Stryj wyrzucił w górę zasłonę ognia, aby spowolnić nadejście magu, ale nieświatło otoczyło ją falą czerni. Walker zatoczył się w mrok, ścigany przez nieświatło i popędzany pęknięciami i trzaskiem kamienia.
Jeszcze kilka sekund i znalazłby się w pułapce.
Wtedy Ożywcza zapaliła się.
Nie można było tego inaczej nazwać. Morgan patrzył i wciąż nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Córka Króla Srebrnej Rzeki, stojąca niecałe dwadzieścia stóp od Uhl Belka, wystawiona na ciosy i bezbronna w jego cieniu, uniosła się, jakby była stworzona z powietrza, na wysokość głowy olbrzyma i buchnęła płomieniami. Ogień był złoty i czysty, jego blask przysłaniał światło, płonąc po całym jej ciele i rozświetlając ją niczym słońce w południe. Była teraz jeszcze piękniejsza, niż Morgan kiedykolwiek ją widział, bez skazy, promieniejąca i piękna ponad wszelkie wyobrażenie. Jej srebrne włosy unosiły się w blasku ognia, a jej czarne oczy płonęły złotem. Zawisła tam osłonięta, niezwykła, niemożliwa magia, przywołana do życia.
Próbuje odwrócić jego uwagę, pomyślał Morgan z niedowierzaniem. Poddaje się, ujawnia, kim jest, aby odciągnąć go od nas!
Król Kamienia odwrócił się do nieoczekiwanego błysku światła, a jego pomarszczona twarz skrzywiła się tak, że jej rysy praktycznie przestały istnieć. Szrama jego ust otworzyła się na jej widok, a w głosie brzmiało cierpienie.
– Ty…
Uhl Belk zapomniał o Walkerze. Zapomniał o magii Mrocznego Stryja. Zapomniał o wszystkim na widok płonącej dziewczyny. Szaleńczym wysiłkiem kamiennych członków i stawów próbował jej dosięgnąć, unosząc się nad kamienną podłogą, która trzymała go mocno, na próżno wyciągając ręce, a potem uniósł w rozpaczy dłoń ściskającą Czarny Kamień Elfów, aby się przed nią osłonić. Przerażające zawodzenie stawało się oszalałym rykiem. Ziemia zadrżała, czując jego pragnienie.
Wtedy zadziałał Morgan, w końcu, rozpaczliwie, bez nadziei. Zerwał się na nogi i ze wzrokiem utkwionym w Ożywczej i potworze, który chciał ją zniszczyć, zaatakował. Ruszył bez namysłu, bez zastanowienia, pchany miłością i uzbrojony w determinację, o którą się nigdy nie podejrzewał. Rzucił się w obłok kurzu i gruzu, przeskakując szczeliny i spadki, pędząc, jakby niesiony mocnym, jesiennym wiatrem swej ojczystej krainy. Jedną ręką sięgnął do pasa i wyszarpnął strzaskany Miecz swoich przodków, poszarpane resztki Miecza Leah.
Nie był tego świadomy, ale Miecz zalśnił bielą magii.
– Leah! Leah! – wydobył z siebie bojowy okrzyk swojej krainy.
Dobiegł do Króla Kamienia w chwili, kiedy tamten uświadomił sobie jego obecność, i twarde, puste oczy zaczęły się odwracać. Wskoczył na potężną, ugiętą nogę, rzucił się do przodu, chwycił ramię trzymające Czarny Kamień Elfów i zatopił strzaskane ostrze Miecza Leah głęboko w kamieniu.
Uhl Belk krzyknął, tym razem nie z zaskoczenia czy gniewu, ale porażającego bólu. Biały płomień ze zniszczonego ostrza wynikł w ciało Króla Kamienia palącymi i przenikającymi liniami ognia. Morgan uderzył Uhl Belka jeszcze raz i jeszcze. Kamienne dłonie zadrżały i zacisnęły się, a zranionym potworem wstrząsnął dreszcz.
Czarny Kamień Elfów wypadł mu z palców.
Morgan natychmiast wyszarpnął Miecz i zaczął gramolić się w dół, aby go odzyskać. Ale zranione ramię Króla Kamienia zagrodziło mu drogę, opadając w jego kierunku niczym młot. Odskoczył gwałtownie, aby uniknąć uderzenia, ale i tak otarło się o niego. Potoczył się w tył z nogami i ramionami rozpostartymi w powietrzu. Ledwo zdołał utrzymać broń. Kątem oka ujrzał Ożywczą, dziwnie wyraźnie. Jej twarz jaśniała, mimo iż magia jej ognia zgasła. Uchwycił jeszcze fragment ruchu, kiedy z cienia przy niej wynurzył się Walker Boh. Potem uderzył w ścianę, a siła uderzenia pozbawiła go oddechu i nadwerężyła stawy. Pomyślał, że wszystko ma połamane. Mimo to nie chciał się poddać. Z wysiłkiem pozbierał się na nogi, oszołomiony i pobity, zdecydowany walczyć dalej.
Читать дальше