– Obróci się w kryształ – wyszeptał Talaban – jak Chryssa.
– Nie jak Chryssa – warknął Rael. – Jak Kryształowa Bogini albo trzeci Pierwszy Awatar. Ile tysięcy ludzi zginęło w wojnach kryształowych? Ilu oddało krew, by utrzymywać go przy życiu? Według ówczesnych zapisków, było ich więcej niż sto tysięcy.
– Jak długo jeszcze zachowa ludzką postać? – zapytał Talaban.
– Nie wiem. Dwa lata. Pięć. Co to ma za znaczenie? Pytanie brzmi: Co możemy zrobić, żeby odzyskać inicjatywę?
Na myśl o śmierci Sofarity Talaban poczuł nagły ucisk w żołądku. Był wstrząśnięty. Stłumił jednak strach i spojrzał na Raela. Kwestor generalny był zmęczony. Miał wokół oczu ciemne obwódki.
– Od jak dawna nie spałeś, kwestorze? – zapytał.
– Od trzech dni. Ale niedługo się prześpię. Powiedz mi, co o tym wszystkim myślisz?
– Uważam, że nie ma sensu planować żadnych akcji przeciwko Sofaricie albo Vagarom. Naszymi wrogami są obecnie Almekowie. Musimy ich pokonać. Szczerze mówiąc, mamy na to niewielkie szanse, ale jeśli się nie zjednoczymy, te szanse spadną do zera. Spotkanie Rady nie rokowało dobrze. Vagarzy byli niespokojni i pełni napięcia. Właściwie nawet nie próbowano wciągnąć ich do dyskusji. Ale podoba mi się ta Mejana. Jej słowa były rozsądne i przemyślane. Nie jest głupia.
– To ona rozkazała zamordować Baliela.
Talaban wstał z krzesła.
– Czy mogę mówić szczerze, kuzynie?
– Oczywiście.
– Zapomnij o nienawiści. Ona nie pozwala ci myśleć jasno. W tej chwili mamy jednego wroga. Mejana jest aktualnie naszą sojuszniczką. Musimy zdobyć jej przychylność, jakby była plemiennym wodzem. Musisz skupić całą uwagę na Almekach, wykorzystać swe wielkie strategiczne talenty. Kiedy już uporamy się z najeźdźcami, będziesz mógł się martwić o innych wrogów.
Rael westchnął.
– Wiem, że twoje słowa są prawdą, ale to bardzo trudne, Talabanie. – Nalał sobie wina i pociągnął długi łyk. – Powiedziałeś, że chcesz dowodzić armią lądową. Dlaczego?
– Brakuje ci dowódców, kuzynie. Viruk to świetny wojownik, ale nie jest strategiem. Potrzebny ci ktoś, kto potrafi wcielić w życie twe plany. Nie chcę się przechwalać, ale nie masz nikogo lepszego ode mnie.
– Nie możemy sobie pozwolić na utratę Węża, Talabanie.
– Nie stracimy go. Mam na oku innego kapitana. Jest inteligentny, odważny i opanował niezbędne umiejętności.
– Nie znam nikogo takiego.
– To mój sierżant, Methras.
Rael cisnął pustym pucharem w drugi koniec pokoju.
– To Vagar! Chcesz oddać naszą najpotężniejszą broń w ręce Vagara? Straciłeś rozum?
– W jego żyłach płynie awatarska krew, Raelu – odparł cicho Talaban. – Nie ma co do tego wątpliwości. I jest lojalny.
– Lojalny? Wczoraj to samo powiedziałbym o Vagarach, którzy byli dziś na spotkaniu. A teraz dowiedziałem się, że szkoliłeś Vagarów za moimi plecami, łamiąc prawo. Moje prawo.
Tak, złamałem je – przyznał Talaban. – I przykro mi, że sprawiło ci to ból. Jak wiesz, w przeszłości próbowałem uczyć Awatarów tajników sterowania Wężem. Żaden z nich nie wykazał się niezbędnymi zdolnościami. Kiedy się dowiedziałem, że będziemy walczyć z okrętami wojennymi, musiałem znaleźć kogoś, kto mógłby zająć moje miejsce, gdybym został ranny. Potrzebowałem też kogoś, kto potrafiłby sobie poradzić ze słonecznym ogniem. Kiedy wpłynęliśmy do portu Pagaru, to Methras zatopił okręty nieprzyjaciela. Rael z wysiłkiem zapanował nad sobą.
– No cóż, co się stało, to się nie odstanie.
– Zastanów się przez chwilę, kwestorze – nie ustępował Talaban. – Będziesz chciał, przynajmniej na krótko, pozyskać vagarskich członków Rady, przekonać ich, że naprawdę mają głos w sprawach państwowych. Cóż mogłoby okazać się skuteczniejsze, niż mianowanie Vagara kapitanem Węża, który jest… jak to ująłeś? Naszą najpotężniejszą bronią. Obaj wiemy, że naprawdę użyteczny jest tylko przeciwko innym okrętom. Co prawda ze słonecznego ognia można ostrzeliwać cele naziemne, ale zostały w nim tylko trzy ładunki. Ponadto na pokładzie będą Awatarowie uzbrojeni w łuki zhi. Trudno sobie wyobrazić, żeby Methras zdołał pokonać ich wszystkich.
Rael opadł na krzesło.
– W twoich słowach jest prawda – przyznał. – To pomogłoby nam pozyskać Vagarów. Ale bądźmy ze sobą szczerzy, przyjacielu. Potrzebujemy cudu. Modlę się o to, by Virukowi udało się dotrzeć do Ammona. To byłby początek.
Rozdział dwudziesty drugi
Choć Virkokka był śmiertelnie groźny i nikt go nie kochał, to on ocalił życie świata. Jego największymi wrogami były lodowe olbrzymy. Co roku atakowały one żyzne ziemie, pokrywając je lodem i śniegiem. Śmiertelnicy drżeli z zimna, a plony marniały. Wszyscy błagali wtedy Virkokkę o ratunek. I co roku przybywał, tak jak nadał przybywa, z mieczem z ognia i lancą ze słonecznego płomienia, by przepędzić lodowe olbrzymy. A z jego rąk sypały się świeże nasiona wszystkich drzew i kwiatów. Tam, gdzie przechodził, wyrastała kukurydza, a tam, gdzie złożył głowę, zieleniła się trawa. A choć żaden śmiertelnik nigdy go nie kochał, drzewa szeptały jego imię, trawa powtarzała je swym szelestem, a kwiaty pachniały wyłącznie dla niego.
Z Wieczornej pieśni Anajo
Viruk nie był w najlepszym nastroju, gdy prowadził swych dziesięciu Awatarów na ostatnie wzniesienie przed ziemiami Erek-jhip-zhonad. Nadal był przekonany, że Rael popełnił błąd, odsyłając go tak daleko od miejsca, gdzie trwały walki, i nie miał ochoty marnować czasu w towarzystwie cudzoziemskich podludzi. Wystarczająco nieprzyjemny był fakt, że w domu ze wszystkich stron otaczali go Vagarzy.
Rael rozkazał mu wybrać dziesięciu najlepszych żołnierzy, ale Viruk wziął pierwszych, jacy napatoczyli się w koszarach. Znał wszystkich po imieniu, ale z żadnym z nich nie był blisko. Niewielu było ludzi, o których można by to powiedzieć, a przyjaciół nie miał w ogóle.
Jechał teraz przed grupą, pogrążony w myślach. Swój łuk zhi oparł o siodło. Nagłe koń Viruka się potknął. Jeździec omal nie spadł z jego grzbietu przez szyję. Łuk zhi spadł na ziemię. Poirytowany Awatar szarpnął za wodze i zsunął się z siodła.
W tej samej chwili ze wszystkich stron dobiegły ich głośne huki. Fala gwałtownego dźwięku ogłuszyła Viruka. Pięciu jeźdźców spadło z siodeł, cztery wierzchowce runęły na ziemię, kwicząc z bólu. Viruk podniósł z ziemi łuk zhi. Pojawiły się świetliste struny. Awatar zauważył na wzgórzu około dwudziestu miedzianoskórych wojowników, uzbrojonych w zdobne czarne pałki. Jeden z nich wymierzył pałkę w Viruka. Z broni buchnęły dym i ogień. Awatar poczuł, że obok jego twarzy przemknął podmuch. Uniósł łuk zhi. Pierś wojownika eksplodowała. Impuls uniósł jego ciało w górę, uderzając nim w szereg Almeków.
Trzej inni Awatarowie również zaczęli ostrzeliwać nieprzyjaciela impulsami energii. Almekowie odrzucili pałki, wydobyli ząbkowane miecze i ruszyli do szarży. Viruk zabił pięciu, nim zdołali pokonać połowę odległości. Atak się załamał. Na wzgórzu pojawili się następni almeccy żołnierze. Znowu zahuczały ogniste pałki. Dwóch spośród pozostałych przy życiu Awatarów runęło’ na ziemię. Viruk przeniósł ogień na tę nową grupę. Trzech Almeków padło, zanim pozostali zniknęli mu z oczu. Pierwszy oddział napastników zdążył już niemal dotrzeć do ocalałych Awatarów.
Viruk zastrzelił dwóch z bliska, a potem zabił trzeciego, który uniósł miecz i rzucił się na przeciwnika z głośnym okrzykiem wojennym. Głowa Almeka zniknęła. Ostatni awatarski żołnierz zabił dwóch nieprzyjaciół, ale trzeci pchnął go w brzuch, a czwarty przeszył mieczem gardło. Viruk odrzucił łuk zhi, wydobył miecz oraz sztylet i skoczył na trzech Almeków. Pierwszy zginął z rozprutym gardłem, a drugi zatoczył się do tyłu i runął na ziemię. Z serca sterczał mu sztylet. Trzeci odwrócił się i popędził w stronę wzgórza. Viruk schował miecz, klęknął przy zabitym Awatarze i uniósł jego łuk zhi. Potrzebował kilku sekund, by dostroić umysł do broni należącej do kogoś innego. Potem strzelił uciekającemu w plecy. Ciemna zbroja Almeka eksplodowała płomieniem. Mężczyzna padł na twarz i znieruchomiał.
Читать дальше