Talaban popadł w ponury nastrój. Powóz mknął dalej, wjeżdżając przez stary kamienny most do awatarskiego centrum miasta.
Tutaj budynki prezentowały się zdecydowanie lepiej. Wielkie gmachy miały frontony ze wspaniale obrobionego marmuru, z pięknymi posągami po bokach. Były tu fontanny, sztuczne jeziora i parki, w których wytyczono kręte ścieżki. Powóz wyjechał na szeroką aleję, a potem minął Bibliotekę i Muzeum Starożytności. Obie te budowle wzniesiono w latach świetności dawnego imperium. Potężne, osiemdziesięciotonowe bloki kamienia ustawiała na miejscu garstka robotników posługujących się legendarną muzyką Pierwszego Awatara. Talaban widział coś takiego w Parapolis, gdy był jeszcze dzieckiem. Najpierw kwestor grał prostą melodyjkę na długim flecie. Potem odzywały się trąbki. Awatarscy murarze brali się do pracy, poruszając się w pełnej harmonii z muzyką. Podnosili olbrzymie bloki tak łatwo, jakby były workami zboża. Wokół placu budowy gromadzili się gapie, którzy podziwiali niezwykłą magię i słuchali muzyki.
Biblioteka była ogromna. Potężny kamień nadproża nad wejściem do niej wspierał się na barkach dwóch wysokich na trzydzieści stóp posągów. A na kamieniu umieszczono pomnik ostatniego Pierwszego Awatara siedzącego na masywnym tronie. Postać wyciągała ręce do swego ludu. Pierwotnie miało to oznaczać, że choć wyniesiono go ponad innych, stało się to z woli powszechnej. Dlatego podtrzymywało go dwóch Vagarów. W oczach Talabana obecnie pomnik podkreślał tylko fakt, że awatarska władza jest dla Vagarów wielkim ciężarem.
Powóz jechał dalej. Po pięknie ułożonych kamiennych chodnikach spacerowały setki przechodniów, zatrzymujących się przed wystawami licznych sklepów. Ludzie byli tu lepiej ubrani. Większość stanowili Vagarzy, rodziny bogatych kupców.
Wielu Awatarów uważało vagarską klasę kupiecką za swych najlepszych sojuszników pośród niższych gatunków. Talaban jednak nie dał się nabrać. To kupcy najbardziej pragnęli końca awatarskich rządów. Gdyby przejęli pełną kontrolę nad handlem, ich zyski znacznie by wzrosły.
Powóz jechał dalej. Talaban widział już zarys pałacu na tle nocnego nieba. W jego oknach paliły się jasne światła, co oznaczało, że zainstalowano tam już jedną ze skrzynek. Pałac zbudowano przed dwustu laty. Zaprojektowali go awatarscy architekci. W owych czasach imperium miało jeszcze środki oraz energię potrzebne do urzeczywistnienia takich projektów. Zapewne był to najwspanialszy budynek, który ocalał przed lodem. Jego dach wyłożono złotymi płytami, a mury ozdobiono niezliczonymi posągami oraz scenami z awatarskiej historii.
Potężna brama z brązu była otwarta. Dwóch awatarskich wartowników wpuściło powóz do środka.
Powóz się zatrzymał i Talaban wysiadł. Potem wszedł na schody, zmierzając ku masywnym dwuskrzydłowym drzwiom. Były tu sześćdziesiąt cztery stopnie, podzielone przez symbole na osiem grup reprezentujących podróż życia. Poczęcie, narodziny, dojrzewanie, pełnoletniość, dojrzałość, mądrość, duchowość i śmierć.
Po obu stronach schodów rozmieszczono posągi. Ich królewskie oblicza pozostawały zawsze niezmienne, a pozbawione wyrazu oczy spoglądały obojętnie na przechodzących śmiertelników. Bohaterowie i nauczyciele, mistycy i poeci. Na marmurze obok nich uwieczniono ich imiona oraz dokonania.
Talaban zatrzymał się przed posągiem Varabidisa, poety oraz mistyka, twórcy Sześciu Rytuałów. Statua wyobrażała młodego mężczyznę unoszącego w górę gołębia, który rozkładał skrzydła do lotu. Poniżej umieszczono inskrypcję: Ptak nie wspomina przeszłości, ale leci z nadzieją w przyszłość.
To już nie jest prawda, pomyślał Talaban.
Gdy już znalazł się w środku, vagarski sługa zaprowadził go do przestronnej poczekalni pod komnatami Rady. Pod ścianami ustawiono tu sofy oraz miękkie fotele, a na trzech długich stołach czekały wino i przekąski. Większość radnych była już obecna. Gruby Caprishan, odziany w powłóczystą srebrną szatę, siedział przy zachodnim oknie, zajęty rozmową ze swymi współpracownikami. Niclin, najbogatszy i w związku z tym najpotężniejszy z radnych, stał pod wysoką galerią, gawędząc swobodnie z kilkoma kolegami.
Talaban rozejrzał się po sali. Nigdzie nie było kwestora Ro.
W jego polu widzenia pojawiła się wysoka szczupła postać.
– Dobry wieczór, kuzynie. Słyszałem, że miałeś ciekawą podróż.
Viruk był odziany w tunikę z ciężkiego czarnego jedwabiu, wyszywaną srebrną nicią. Włosy i brodę miał świeżo wymyte i naoliwione. Nie wziął ze sobą broni.
– Dobry wieczór, Viruku – odparł Talaban. – Jestem pewien, że życie tutaj również nie było nudne, przynajmniej dla ciebie.
– W rzeczy samej, nie było. Ale nie zaprzątajmy sobie głowy moimi skromnymi poczynaniami. Ty jesteś bohaterem chwili. Dzięki tobie panowanie Awatarów jest zapewnione jeszcze na kilka lat.
Talaban spojrzał w jasnozielone oczy rozmówcy.
– Dobrze by było w to uwierzyć – stwierdził.
– Zawsze byłeś dyplomatą, Talabanie. Słyszałem o waszym spotkaniu z kralami. Czy rzeczywiście są takie straszliwe, jak opowiadają?
– Są szybkie i śmiertelnie groźne.
– Chciałbym kiedyś takiego zabić. Być może wyruszę z tobą na następną wyprawę.
– Twoje umiejętności byłyby bardzo użyteczne, ale decyzja w tej sprawie należy do kwestora generalnego.
Drzwi do Sali Obrad otworzyły się szeroko. W tej samej chwili pojawił się kwestor Ro. Nie odzywając się do nikogo ani słowem, ruszył ku swemu miejscu.
– Pewnie wszyscy będziemy musieli teraz wysłuchać pompatycznego ględzenia tego konusa – poskarżył się Viruk.
– Zasłużył sobie na to, żeby nas zdrowo pozanudzać – stwierdził Talaban.
Viruk zachichotał i położył dłoń na jego barku.
– Lubię cię. Naprawdę. – Przerwał i uśmiech zniknął z jego twarzy. – Mój astrolog mówi, że pewnego dnia stoczymy walkę na śmierć i życie.
– Miejmy nadzieję, że to kiepski astrolog – odparł z uśmiechem Talaban. – Ale jeśli tak nie jest, możesz być pewien, że pochowam cię z pełnymi honorami.
Viruk ryknął głośnym śmiechem.
– Naprawdę cię lubię, Talabanie – rzekł.
Viruk sprawiał wrażenie, że uważnie słucha przemawiającego do Rady kwestora Caprishana. W rzeczywistości jednak porównywał go z nieżyjącym królem Patiaków. Obaj byli odrażająco grubi i obłudnie uprzejmi. Wyobraził sobie, jak wyglądałoby otyłe cielsko Caprishana trafione impulsem z łuku zhi. Uśmiechnął się na tę myśl. Tłuścioch zauważył ten uśmiech i zająknął się.
– Bawią cię moje słowa, kuzynie? – zapytał.
– Wybacz, kuzynie. Po prostu cieszyłem się twoją retoryką.
Viruk uśmiechnął się ujmująco.
Caprishan odwzajemnił uśmiech, po czym znowu skupił się na swej przemowie. Wokół stołu zasiadło trzydziestu radnych oraz dwóch awatarskich skrybów sporządzających notatki. Viruk przyjrzał się kolejno twarzom słuchających Caprishana ludzi. Grubas był bardzo bogaty i dzięki temu miał wielu przyjaciół. Co najmniej ośmiu obecnych tu dygnitarzy będzie głosowało za wszystkim, co zaproponuje. Viruk przeniósł spojrzenie na prawą stronę, gdzie siedział szczupły Niclin. Radny wspierał podbródek na złożonych w piramidkę dłoniach. Rzedniejące włosy zaczesał mocno do tyłu i związał srebrnym drutem w kucyk. On również był potężnym człowiekiem. Mógł liczyć na głosy być może dziesięciu członków Rady. Trzy krzesła dalej siedział kwestor Ro. Był prawie tak samo bogaty jak Caprishan i równie sprytny jak Niclin, powinien więc cieszyć się szerokim poparciem. Tak jednak nie było, gdyż większość Awatarów nie lubiła jego pompatyczności. Ro był inteligentny, ale zimny i słabo rozumiał ludzką naturę. Viruk jednak go lubił. Ponownie przeniósł swą uwagę na Caprishana, by wysłuchać zakończenia jego przemowy.
Читать дальше